Bez wyjścia
Kiedy kolejny pacjent opuścił gabinet, Watson ziewnął, stwierdzając w myślach, że czas na kawę. Miał już wyjść na moment, żeby przygotować sobie ożywiającą dawkę kofeiny, ale w progu pojawiła się Katy. Z uśmiechniętą miną i kubkiem pachnącej czarnej weszła do pokoju.
– Proszę bardzo – powiedziała, stawiając kubek przed Johnem.
– Czytasz mi w myślach – odparł, zaciągnąwszy się przyjemną wonią świeżo zrobionej kawy.
Katy uśmiechnęła się i usiadła na krzesełku przeznaczonym dla pacjentów.
– Ostatnio chyba się nie wysypiasz?
– Ostatnio? Już nie pamiętam jak to jest przespać całą noc – zaśmiał się.
– Doktor, a nie wie, że to źle wpływa na organizm.
– Wiem, ale co ja mogę. Jak nie biegam za przestępcami albo nie ślęczę nad aktami z Sherlockiem, to dopada mnie bezsenność lub koszmary – westchnął.
– Mam nadzieję, że mimo niewyspania nie opuścisz przyjęcia? – zapytała z nadzieją w głosie.
Watson zmarszczył brwi, próbując sobie przypomnieć co to za okazja.
– Nie mów, że zapomniałeś? – dodała z rozbawieniem.
– Szczerze, zupełnie wyleciało mi z głowy.
– Oj, John, nie możesz przegapić takiej imprezy. Sam mówiłeś, że chciałbyś wrócić na blok, a nie zajmować się ciągle zasmarkanymi pacjentami. To jest idealna okazja, żeby pogadać z szefostwem. – Przymrużyła sugestywnie oczy. – Cała dyrekcja tam będzie.
– No tak, masz rację. Może pójdę – odparł, rozważając w głowie plan zmiany stanowiska pracy.
– Och, tutaj jesteś. – Rozległ się głos Julie, która wparadowała do gabinetu. – Nickols cię szuka – rzuciła do Katy.
– Już idę – odpowiedziała szatynka, po czym odwróciła się jeszcze do Johna. – No to widzimy się na przyjęciu – dodała, mrugnąwszy do niego.
Blondyn uśmiechnął się pod nosem, ale miła atmosfera nie trwała długo. Uśmiech momentalnie zniknął mu z twarzy, gdy usłyszał pytanie Julie.
– Och, idziesz na przyjęcie, John?
– Może – mruknął.
– Musisz iść – stwierdziła. – Pewnie przyjdziesz ze swoim chłopakiem, nie?
John poczuł, że mięśnie twarzy spięły mu się na te słowa. A widok Katy, która zatrzymała się w progu i z uniesionymi brwiami, spojrzała na Julie, a potem na niego, dopełnił wizji koszmaru. „Teraz rozgada to wszystkim w pracy?..."
– Ja chyba pójdę z Rickiem, oczywiście gdybyś chciał mogę z tobą pójść, gdyby Sherlock miał inne plany – dodała z perfidnym uśmiechem.
„Boże, w co ja się wpakowałem?" – pomyślał, zerkając kątem oka na zszokowaną Katy.
– Jasne, będę pamiętał – wydusił, czując że robi mu się gorąco.
***
Sherlock wszedł do poczekalni i stanął przy rejestracji, czekając na Johna. Siedząca tam kobieta nie spuszczała z niego wzroku. Zerknął na nią, opierając się o blat recepcji.
„Dwa koty. Samotna. Chora matka... nie, babka. Maluje" – odnotował w myślach.
Zanim dziewczyna zdążyła się odezwać, pojawił się Watson, który nie zatrzymując się, rzucił tylko szybkie „idziemy" i dziarskim krokiem pomaszerował do wyjścia, popychając Holmesa, żeby ten się pośpieszył.
– Co się stało, John? – zapytał detektyw, zdziwiony zachowaniem przyjaciela.
– Nic. Chodźmy już. – Obrócił się, szukając kogoś wzrokiem. Holmes od razu domyślił się kogo.
– Co tym razem wymyśliła? – dodał, gdy przechodzili przez poczekalnię.
– Nieważne – mruknął, przyśpieszając kroku.
– Jooohn! – Julie wyłoniła się zza rogu. – Dzień dobry, Sherlocku. – Jej pomalowane na różowo usta wykrzywiły się w sztucznym uśmiechu.
– Judy – odparł chłodno brunet.
– Julie – poprawiła go, mrużąc lekko oczy, mimo wciąż przyczepionego uśmiechu. – To jak, przyjdziecie razem na przyjęcie? – zwróciła się bardziej do Johna, który wziął głębszy wdech, licząc w myślach do pięciu.
Holmes obrzucił ją pytającym spojrzeniem. Zerknąwszy na blondyna dostrzegł, że doktor jest zdenerwowany. Watson wyprostował się i odezwał w końcu, zaciskając nerwowo pięści.
– Jeszcze nie wiemy.
– Na pewno będziecie mieć czas na chwilę wyrwać się z domu w piątek wieczorem. – Julie przysunęła się do Watsona, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Chyba nie wstydzisz się swojego partnera? – dodała, rzucając Holmesowi spojrzenie pełne pogardy. Powiedziała to na tyle głośno, żeby osoby postronne przebywające w pobliżu wszystko dobrze usłyszały.
John spojrzał na przyjaciela, który w milczeniu przyglądał się całej scenie. Jego mina nie zdradzała żadnych emocji, w przeciwieństwie do wyrazu twarzy Julie, która z zadowoleniem przesunęła kciukiem po materiale johnowej kurtki. Blondyn odwrócił wzrok, czują na sobie intensywne spojrzenie szaro-niebieskich oczu. Ściągnął gniewnie brwi, patrząc na czekającą na jego odpowiedź Julie.
– Oczywiście, że nie – odrzekł, starając się brzmieć pewnie. Julie skrzywiła się, zabierając rękę i odsuwając się od niego. Zamiast dotyku na ramieniu, John poczuł na nadgarstku delikatny chwyt. Palce bruneta przesunęły się powoli w dół, niepewnie zaciskając się na dłoni doktora.
Holmes nie patrzył na niego, będąc zajęty obserwacją brunetki, która bez wątpienia zauważyła ich złączone dłonie.
– Bardzo chętnie wybierzemy się na to przyjęcie – odezwał się detektyw z minimalnym uśmiechem. John miał wrażenie, że przez chwilę Julie i Sherlock mierzą się wzrokiem, aż w końcu dziewczyna uśmiechnęła się kwaśno.
– Wszyscy na pewno chętnie cię poznają. Zdaję mi się, że Johnny nie chwalił się o związku z tobą.
– To nasza prywatna sprawa. Natomiast mnie mówił, że o związku z tobą bardzo chciałby zapomnieć.
Julie zacisnęła ze złości różowe usta.
– Też coś – fuknęła. – Do zobaczenia, John – rzuciła, po czym cmoknęła blondyna w policzek, nie spuszczając przy tym gniewnego wzroku z Holmesa.
John przyglądał się wszystkiemu, czując się jak rekwizyt użyty w sztuce o roboczej nazwie: „nie odbijesz mi faceta, ty zdziro". W momencie, gdy usta Julie oderwały się od jego skóry, poczuł jak palce przyjaciela mocniej zaciskają się na jego własnych. Nie miał pojęcia czy Holmes robi to nieświadomie czy wręcz przeciwnie. Wiedział natomiast, że stoją na środku poczekalni i wszyscy dookoła się na nich gapią, łącznie z pracownikami, którzy będą mieć pożywkę do plotkowania. Pragnął jak najszybciej opuścić szpital i zaszyć się w swoim pokoju.
– Chodźmy – stwierdził, kiedy brunetka oddaliła się w końcu w głąb korytarza.
Chciał ruszyć do wyjścia, ale dłoń Holmesa wciąż trzymająca jego własną, nie pozwoliła mu na oddalenie się. Druga ręka detektywa powędrowała z kolei do jego twarzy. John znieruchomiał, zdezorientowany sytuacją. Sherlock ze skupioną miną, przejechał kciukiem w miejscu, w którym Julie złożyła swojego całusa, pozostawiając tam różowy ślad po szmince. Starł „pozostałości" po Julie, nie przejmując się pacjentami, którzy obrzucali ich zdegustowanymi spojrzeniami i zdziwionym personelem. John wstrzymał oddech, wpatrując się w oczy przyjaciela. Kiedy Holmes uznał, że ślad po szmince został usunięty, przeniósł wzrok wyżej. Błękitne tęczówki Johna z tej odległości, przypominały bezkresny ocean. Wydawało mu się, że gdyby wpatrywał się w nie dłużej, mógłby w nich zatonąć, ale chrząknięcie jednego z lekarzy, przywołało go do rzeczywistości.
– Przepraszam – odezwał się współpracownik Johna, przejeżdżając z pacjentem na wózku przez poczekalnię. Przesunęli się w bok, aby go przepuścić.
– Idziemy? – zapytał John, rozglądając się ukradkiem dookoła. Holmes przytaknął, puszczając dłoń blondyna.
~~~~~~
Mam nadzieję, że się podobało. ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top