Propozycja

Nie potrafił skupić się dłużej na filmie, rozpraszany bliskością blondyna. To było coś czego nigdy wcześniej nie doświadczył. Niepokojąca reakcja organizmu, a co gorsza i umysłu, który nie był w stanie przetwarzać scen z filmu, wciąż pochłonięty analizowaniem bodźców dotykowych. Zacisnął palce na poduszce, leżącej pod jego łokciem, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w ekran.

W międzyczasie, John starał się poskromić siostrę, przeżywającą ekspresyjnie przygody Bonda.

– Jak chcesz oglądać, to zachowuj się jakoś – burknął, kiedy łokieć podskakującej na kanapie blondynki wylądował pod jego żebrem.

– Luz bluz, braciszku – odparła, zerkając na niego z szelmowskim uśmiechem. – Sherlock chyba nie ma nic przeciwko, nie? – dodała, wychylając się do przodu, aby lepiej widzieć gościa.

Holmes wyrwany z zamyślenia, spojrzał na nią z miną wskazującą na nieusłyszenie pytania.

– To, że jest kulturalny, nie znaczy, że mu nie przeszkadza – wtrącił John.

– Możesz nie odpowiadać za niego? Ma język, to niech sam powie – dorzuciła, butnie krzyżując ręce na piersi.

– Co mam powiedzieć? – odezwał się brunet, przenosząc niepewne spojrzenie na Watsona.

– Przeszkadza ci zachowanie Harry? – zapytał John, w domyśle mając „obecność" zamiast „zachowania".

Holmes spojrzał na wyczekującą odpowiedzi dziewczynę i z powrotem na blondyna.

Szczerze powiedziawszy sam nie był pewien. Z jednej strony Harry była jak klasyczne spełnienie koszmarów kogoś, kto chciał w spokoju obejrzeć film, z drugiej zaś jej obecność, przypadkiem czy nie, sprawiła, że John siedział bardzo blisko niego. Czy chciał, żeby Watson się odsunął? Po chwili namysłu, stwierdził, że nie. Czy wolałby zostać sam z Johnem w pokoju? Tak, wyrwało mu się w pierwszym odruchu, lecz skarcił się w myślach za pochopność. Nagle perspektywa przebywania z Johnem sam na sam zaczęła napawać go dziwnym niepokojem. Nie wiedział czemu. Lubił Johna, dziwił się nawet, że tak szybko mu zaufał. Było w nim coś, co sprawiało, że chciał przebywać w jego towarzystwie, może nawet otworzyć się przed nim. Dawno nie miał nikogo z kim mógłby szczerze pogadać, nie licząc pani Hudson czy Molly. Być może fakt, że John zaakceptował jego dziwactwa, a nawet był pod wrażeniem dedukcji, przechylił szalę watsonowego zwycięstwa.

– Sherlocku? – zaniepokojony głos blondyna przywrócił go do rzeczywistości.

– Film i tak niedługo się skończy, prawda? – odezwał się w końcu.

– Eemmm, tak – odrzekł gospodarz.

– W takim razie, wytrzymam z twoją siostrą – dodał z małym uśmiechem.

– A nie mówiłam – z zadowoleniem dorzuciła Harry, wpychając sobie do buzi kolejną porcję chipsów.

Po skończonym filmie, Harry udała się do pokoju, a raczej została wepchnięta tam przez brata, który nie chciał, żeby cały czas siedziała z nimi i paplała bezsensu. Watson z Sherlockiem zamknęli się w pokoju blondyna.

– Szału nie ma, lecz jak to mówią: Ciasne, ale własne – odezwał się, kiedy weszli do środka. Brunet rozejrzał się po wnętrzu. Pod ścianą stało jednoosobowe łóżko, pod oknem biurko i krzesło, a tuż przy wejściu szafa. Ciepły odcień żółtego nadawał pokojowi przyjemnego wyrazu.

– Jeszcze raz przepraszam za Harry. Zawsze to robi, gdy... – urwał zdając sobie sprawę, że nie może dokończyć myśli zgodnie z prawdą, która brzmiała „gdy przyprowadzam nową dziewczynę", bo w tej sytuacji byłoby to wielce niewskazane. – ... przychodzi do mnie nowy kolega – dokończył, klnąc na siebie w myślach za idiotyzm swojej wypowiedzi.

– W porządku – mruknął Holmes, stając pośrodku pokoju.

– Siadaj, proszę. – Wskazał na pościelone łóżko. – Chyba, że wolisz podłogę – zaśmiał się. – Niestety, przy takim metrażu trzeba wybierać spośród tych dwóch miejsc.

– Zostało jeszcze krzesło – stwierdził brunet, podchodząc do okrytego pomarańczowym kocem łóżka.

– Racja, to utrudnia wybór.

Holmes w odpowiedzi usiadł na brzegu łóżka. Watson najwyraźniej rozważając coś w głowie, przyglądał się mu przez moment, po czym chwycił za krzesło i przestawił je oparciem naprzeciwko Sherlocka. Następnie usiadł okrakiem, kładąc ręce na oparciu.

– Jesteś ode mnie młodszy o dwa lata, tak? – przerwał ciszę, która zapadła jak tylko obaj usiedli.

– Tak.

– Ale chodzisz do klasy o rok niżej niż ja? – Holmes przytaknął. – Czyli musiałeś przeskoczyć jeden rok.

– Przeniosłem się do tej szkoły rok temu, rodzice i nauczyciele zdecydowali, że mogę pójść do wyższej klasy. Osobiście uważam, że mogli mnie przepuścić jeszcze o rok do przodu.

– Pewnie tak. Z twoją wiedzą. – John uśmiechnął się wesoło. – Co zamierzasz robić po szkole? – dodał.

– Nie wiem. Rodzice chcą, żebym poszedł w ślady brata i skończył Cambridge.

– Cambridge? Super. A ty nie chcesz?

Sherlock wzruszył ramionami.

– A kim chcesz zostać w przyszłości? No bo, że ja lekarzem, to już wiesz.

– Detektywem-konsultantem – odparł bez wahania.

– To jest taki zawód? – zdziwił się blondyn.

– Jeszcze nie, ja będę pierwszym i prawdopodobnie jedynym – odpowiedział poważnie, opierając dłonie na miękkim kocu i odchylając się lekko do tyłu.

– No tak, mogłem się spodziewać, że nie będziesz chciał mieć normalnej pracy – odparł z rozbawieniem. – No i to wyjaśnia te wszystkie książki o tematyce kryminalistycznej – rzucił, opierając podbródek na przedramieniu.

– Normalna praca jest nudna – mruknął, spoglądając na rozmówcę spod zadziornie przymarszczonych brwi.

– Nooo, ale ja będę miał nudne życie. Szpital, dom, żona, dziecko i pewnie pies – prychnął, udając oburzenie.

Holmes nie skomentował tego. Odchylił głowę, przenosząc ciężar ciała bardziej do tyłu. Z zamyślonym wyrazem twarzy spoglądał na sufit i żyrandol, oświetlający pomieszczenie ciepłym światłem.

– John?

– Taa? – Blondyn wyprostował się na krześle.

– Chciałbyś... – Holmes przechylił się do przodu, tak że dzieliła ich długość ręki. – ... Pewnie uznasz, że to głupie, ale – popatrzył w końcu prosto w niebieskie oczy chłopaka – może chciałbyś przyjść do mnie jutro na obiad? – dokończył, wpatrując się w blondyna z oczekiwaniem.

Watson uniósł w zaskoczeniu brwi.

– No tak, wiedziałem, że to idiotyczny pomysł... – zaczął mamrotać pod nosem, widząc zdziwienie na jego twarzy.

– Wcale nie taki idiotyczny. Z chęcią przyjdę. – John uśmiechnął się w sposób, który rozwiał wszelkie wątpliwości co do słuszności zapytania. Brunet podniósł się, odetchnąwszy w myślach.

– W takim razie, może być piętnasta?

– Pasuje.

– Muszę już iść – oznajmił, zerkając na zegarek.

– Jasne. – Watson poderwał się z krzesła, aby odprowadzić gościa do wyjścia.

– No, to do jutra – rzucił John, kiedy stanęli przy drzwiach wejściowych.

– John, ale muszę cię ostrzec, moja rodzina na pewno będzie zadawać głupie pytania.

– Wywiad środowiskowy? Nie ma problemu – odparł wesołym tonem.

„John, nie przestajesz mnie zadziwiać" – pomyślał, przyglądając się mu przez chwilę.

– Do jutra – odezwał się wreszcie i odwrócił do drzwi, uśmiechając się pod nosem.

~~~~~~~

Bardzo Wam dziękuję za tyle wspaniałych komentarzy, miłych słów i gwiazdek. :3

A tak przy okazji, jakby ktoś chciał dostać cukrzycy, to zapraszam do przeczytania mojego krótkiego ff w klimacie Parentlocka. x3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top