Niepamięć
Gdy tylko uchylił powieki, od razu zaczął żałować decyzji z poprzedniego dnia. W głowie łupało mu niemiłosiernie, a żołądek chciał przekręcić się na drugą stronę. Naciągnął kołdrę wyżej, zakrywając oczy przed porannymi promieniami słońca, które wpadały do sypialni przez duże okno. Nie miał zamiaru podnosić się z łóżka, kompletnie wypruty z sił. A jeszcze bardziej nie chciał znaleźć się oko w oko z Johnem, uświadamiając sobie jak bardzo głupio postąpił, wydurniając się na imprezie i upijając. Urywki z poprzedniego wieczoru majaczyły mu w głowie, wywołując rosnące zażenowanie. Jęknął w poduszkę, owijając się szczelniej kołdrą. Nie mógł pojąć, czemu zachował się tak nierozsądnie. Myśl o tym, że mógł przez to zniszczyć przyjaźń z Watsonem wywołała odczucie lęku, mieszające się ze złością na samego siebie. Starając się przeanalizować swoje poczynania z poprzedniego dnia, usłyszał dochodzące z kuchni odgłosy, świadczące o przygotowywaniu śniadania, a po chwili dołączył do nich głos pani Hudson. Naciągnął kołdrę na głowę, próbując odciąć się od wszelkich bodźców, skutecznie drażniących mu nadwrażliwe zmysły.
– Sherlocku! – zawołała niania. – Śniadanie! – dodała głośniej. Holmes skrzywił się tylko, wciskając twarz w miękką poduszkę. Był święcie przekonany, że zrobiła to z pełną premedytacją.
Na drewnianej podłodze rozległy się ciche kroki. Bez problemu rozpoznał, że należały do Watsona.
– Hej. – Usłyszał łagodny głos blondyna, czując przez satynowy materiał ciepło w okolicach łopatki. Watson przesunął dłonią po kołdrze, pacnąwszy delikatnie Sherlocka, jak miał nadzieję, gdzieś w okolicach ramienia. Zakryty po czubek głowy korepetytor mruknął w proteście coś jakby: „Daj mi spokój", ale John nie był do końca pewien, więc niezrażony ponowił próbę.
– Chyba nie zamierzasz przeleżeć całego dnia?
– Zostaw mnie – jęknął wyraźniej Holmes, nie odsuwając kołdry okrywającej go niczym kokon.
– Ciesz się, że dzisiaj wolne – odrzekł starszy chłopak z pobrzmiewającą w głosie wesołością. – Z takim kacem nie mógłbyś iść do szkoły.
Holmes poczuł, że John siada na łóżku, tuż obok niego.
– Pani H zrobiła przepyszne śniadanie – dodał, nie zważając na brak odzewu ze strony korepetytora. – Fasolka i kiełbaski ci wystygną.
Brunet jęknął z obrzydzeniem na samą myśl o przełknięciu chociażby jednego kęsa posiłku, jaki zafundowała im jego niania. Jego żołądek potwierdził to bolesnym skurczem. Nie było mu wcale do śmiechu, w przeciwieństwie do jego towarzysza. Nie musiał ściągać z twarzy kołdry, by wiedzieć, że John chichocze pod nosem.
– Nie chcę – prychnął w poduszkę.
– Skoro nie, będzie więcej dla mnie – stwierdził z udawaną powagą blondyn, podnosząc się z łóżka. – Ale byłoby miło, gdybyś mi potowarzyszył – dorzucił po chwili, obserwując zakopanego pod pościelą przyjaciela. Materiał zaszeleścił i kilka sekund później spod kołdry wyłoniła się zmierzwiona burza loków, sterczących w najróżniejszych kierunkach. Watson zacisnął usta, aby nie parsknąć śmiechem, spoglądając na bladą twarz bruneta, przypominającego nieszczęśliwego szczeniaczka, który dopiero co się obudził.
– Chodź – rzucił, kierując się do kuchni.
Holmes, z pełną niechęci miną, zwlekł się z łóżka. Gdy bose stopy dotknęły miękkiego dywanu, przymknął oczy, czują, że zaczyna kręcić mu się w głowie. Przeklął w myślach wczorajszy dzień, owinąwszy się prześcieradłem. Wspomnienia minionych wydarzeń nie dawały mu spokoju. Mecz, impreza, alkohol, głupia gra z butelką... Zacisnął palce mocniej na białym materiale na wspomnienie o pocałunku. Jego pierwszym pocałunku, z Johnem. Wziął głębszy wdech, chwiejnie podnosząc się z łóżka. „Co było potem?" – zapytał się w myślach, skierowawszy się do kuchni. Nie pamiętał nawet, kiedy pozbył się w końcu reszty ubrania. Ostatnim wyraźniejszym wspomnieniem była rozmowa z kumplem Johna, Billem. Zdawało mu się, że śpiewał jakąś piosenkę, żeby zwrócić uwagę Watsona, ale to było tak do niego niepodobne, że równie dobrze mogło mu się tylko przyśnić. Dalsza część wieczoru była niewyraźnym obrazem, mieszającym się z sennymi wyobrażeniami. Trudno było stwierdzić, co z tego co sobie przypominał było prawdą.
– Wreszcie! – powitała go pani Hudson, rzucając mu wymowne spojrzenie, kiedy wszedł do kuchni.
– Mogłaby pani ciszej? – wymamrotał, poprawiając ciągnące się za nim prześcieradło, po czym usiadł przy stole.
–Och, nie wydaje mi się – odparła, z brzdękiem stawiając przed nim kubek z gorącą herbatą. – Czas coś zjeść.
– Nie jestem głodny – burknął.
– Jak zwykle – westchnęła, przewracając oczami.
Brunet zerknął na zajętego pałaszowaniem śniadania Watsona, a następnie wlepił wzrok w pasiasty kubek, zastanawiając się czy wspomnienie elektryzującego dotyku palców starszego chłopaka na swojej skórze, było tylko wytworem jego umysłu. Nie zauważył, jak kapitan uśmiecha się pod nosem, przejeżdżając wzrokiem po sylwetce rozczochranego przyjaciela, który przypominał mu owiniętego w togę greckiego myśliciela.
Właścicielka mieszkania, mimo sprzeciwu Sherlocka, nałożyła mu porcję fasolki i podpieczone dwie kiełbaski. Młodszy chłopak spojrzał na talerz, mając wrażenie, że żołądek podchodzi mu do gardła. Zapach przygotowanego jedzenia unosił się w pomieszczeniu, nie pomagając w powstrzymaniu męczących go nudności.
– Bardzo dobre, proszę pani – odezwał się John, zjadłszy już połowę swojej porcji.
Kobieta uśmiechnęła się ciepło.
– Dziękuję. Chociaż jedna osoba w tym domu docenia moje starania – odrzekła, spoglądając na Holmesa zatopionego we własnych myślach, ale widząc, że młodzieniec nie jest skory do rozmów, rzuciła krótkie „smacznego" i udała się do siebie.
– Czyli jednak udało ci się z tymi guzikami – zaczął blondyn, upiwszy łyk herbaty.
– Hmmm? – Holmes spojrzał na niego pytająco.
– Nie słuchałeś w ogóle, nie?
Korepetytor pokręcił przecząco głową, poprawiając zsuwający się z nagiego ramienia materiał.
Watson nabił na widelec trzecią kiełbaskę, przesuwając wzrokiem w dół po białym prześcieradle.
– Ze spodniami poszło ci szybciej niż z koszulą.
Holmes zamrugał szybko, próbując przypomnieć sobie dokładnie swoje zachowanie z poprzedniego dnia i zrozumieć do czego nawiązuje kapitan.
– Widzę, że piżama jednak była zbędna, ale chyba nie wybrałeś swojego ulubionego stylu do spania? – kontynuował, lecz zauważywszy niezrozumienie, malujące się w szaroniebieskich oczach, dodał: – Masz na sobie bokserki?
– Tak – odparł niepewnie, wciąż mając luki w pamięci.
– To dobrze. – Watson odwrócił wzrok, sięgając po swój kubek i klnąc na siebie za bezsensowne rozpoczęcie rozmowy.
– John – zaczął z lekkim zawahaniem. – Czy wczoraj stało się coś...?
Blondyn prawie wypluł zawartość kubka na blat stołu.
– Nie! Oczywiście, że nie! – wykrzyknął stanowczo, sam nie będąc pewnym, czemu dokładnie zaprzecza, gdyż nie dał dokończyć Holmesowi pytania. Jego umysł sam dopowiedział dalszy ciąg.
– Okej – mruknął brunet po chwili niezręcznej ciszy, po czym zacisnął usta, odczuwając silniej buntujący się coraz bardziej żołądek. Nie miał siły zastanawiać się nad przeszłością, zbyt oszołomiony bodźcami bombardującymi jego przemęczony organizm. – Przepraszam – rzucił, podnosząc się gwałtownie od stołu. Nie słuchając mówiącego coś Watsona, pobiegł do łazienki.
John miał wrażenie, że to przez niego korepetytor znowu zaszył się w łazience. „Uważaj na niego. Jest bardzo wrażliwy, choć usilnie próbuje to ukryć." – Przypomniał sobie słowa pani Hudson.
– Sherlocku? – Zapukał do drzwi łazienki. – Dobrze się czujesz?
– Nie!
– Mogę wejść? – zapytał zaniepokojony.
– Nie! – wykrzyknął z całą stanowczością.
– Już to przerabialiśmy. Czy możemy nie powtarzać tej sceny?
– Daj mi spokój – jęknął. – Umieram i to twoja wina!
– Sherlocku, na litość boską! O czym ty mówisz? – rzucił zdenerwowanym tonem, po chwili uświadamiając sobie rozwiązanie zagadki.
– Odejdź!
– To tylko kac, nie dramatyzuj tak – stwierdził, opierając się o drzwi. Słyszał odgłos spuszczanej wody i jej szum wydobywający się z kranu.
– Wcale nie dramatyzuję – odparł Sherlock, wyraźnie oburzony brakiem zrozumienia dla jego marnego samopoczucia.
– Dobra, siedź sobie tam. Ja idę dokończyć śniadanie i pooglądać najnowsze wiadomości. Ponoć złapali Golema – zawołał, odsuwając się od drzwi, które po chwili otworzyły się z impetem.
– Już nigdy więcej nie pójdę z tobą na żadną imprezę – wymamrotał z pretensją w głosie Holmes, rzucając przyjacielowi spojrzenie spod przymarszczonych brwi.
– Zanotowałem. Żadnych imprez. – Blondyn uśmiechnął się z zadowoleniem, że jego plan wywabienia korepetytora z łazienki się powiódł.
Usiedli z powrotem przy stole, spoglądając na siebie od czasu do czasu w milczeniu.
– John – przerwał ciszę, nie mogąc wytrzymać z ciekawości. – Czy ja śpiewałem na imprezie?
Starszy chłopak uśmiechnął się półgębkiem, przeżuwając ostatni kawałek tosta.
– Taa, choć trudno to nazwać śpiewaniem – roześmiał się. Widząc jednak przejętą minę swojego korepetytora, szybko się zreflektował. – Przepraszam, żartowałem. Śpiewasz dobrze, przynajmniej po pijaku. Może kiedyś będę miał okazję ocenić twoje umiejętności na trzeźwo?
– Nie ma mowy – mruknął zażenowany.
Dalszą konwersację przerwała im pani Hudson, która wkroczyła do kuchni z poważnym wyrazem twarzy i od razu zwróciła się do Watsona.
– Dzwoni twój tata, John. To pilne.
Sherlock obserwował, jak blondyn znika w pośpiechu za drzwiami. Słyszał przez moment jego kroki na schodach, a potem w mieszkaniu zapanowała cisza. Zważywszy na jego bolącą głowę, powinien się z niej ucieszyć, ale domyślał się, że telefon od ojca Watsona nie mógł oznaczać niczego dobrego.
Kilka minut później, kapitan wpadł do salonu. Holmes spojrzał na niego, od razu potwierdzając swoje przypuszczenia.
– Muszę już iść – odezwał się blondyn podenerwowanym tonem. Młodszy chłopak podniósł się z kanapy, z powagą przyglądając się towarzyszowi.
– Co się stało? – zapytał, podchodząc do nerwowo zaciskającego pięści przyjaciela. Widać było, że ten waha się przez moment nad odpowiedzią.
– Harry jest w szpitalu – odrzekł w końcu.
~~~~~~
Wreszcie się udało. Nawet nie chcę mówić ile razy podchodziłam do napisania czegokolwiek. Dwa zdania i migający kursor oczekujący na nienadchodzące zwerbalizowane pomysły. >_<
Mam nadzieję, że nie znudziliście się jeszcze i będzie się Wam podobać. ;)
A tak w ogóle, to prawdopodobnie obsesja, bo chyba we wszystkich filmach, które oglądałam z Benedictem Cumberbatchem, widzę podteksty do "Sherlocka". Przykładowo wczoraj widziałam "Black mass" i była tam taka scena: rodzinny obiad i Sherlock tfuuu znaczy Billy (tak się nazywał bohater) wypala z tekstem o jakiejś babeczce, która umarła na Baker Street. Po czym jego matka stwierdza, że podobno zjadły ją koty. o_O Czy ja się przesłyszałam? Mam jakieś omamy? To samo w Star Treku, Doctorze Strange'u... Czy oni to robią specjalnie? Wszechświat jest za leniwy na zbiegi okoliczności... Tak, to musi być obsesja. xD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top