Bluebell
Uciążliwy sygnał budzika, wyrwał Johna ze snu. Rozejrzał się zaspanym wzrokiem po pokoju z początkową dezorientacją, lecz po chwili przypomniał sobie, gdzie się znajduje i czemu nie jest u siebie. Rozbudziwszy się, zerknął na przyjaciela zakopanego pod warstwą pościeli, który za nic miał sobie denerwujący dźwięk budzika. Wyłączył urządzenie i po cichu zabrał swoje rzeczy, po czym udał się do łazienki. Z dołu dochodziły odgłosy pozostałych domowników, przygotowujących się do kolejnego dnia.
***
Holmes słyszał, jak John wstaje i ucisza monotonny sygnał wydobywający się z budzika. Naciągnął mocniej kołdrę na głowę, ukrywając się przed wzrokiem kapitana. Jeszcze kilka miesięcy temu nie uwierzyłby w to, że będzie miał przyjaciela. A już na pewno nie w to, że będzie on chciał u niego nocować. Co prawda Watson z pewnością nie planował takiego obrotu wydarzeń, niemniej jednak fakt, że się zgodził napawał go całkiem przyjemnym uczuciem.
Podniósł w końcu głowę znad poduszki, jęknąwszy, gdy poczuł z tyłu głowy tępy ból. Pomacał palcami owe miejsce, wyczuwając pod zmierzwionymi lokami spory guz. Perspektywa pójścia do szkoły nie była w tej sytuacji jakoś szczególnie kusząca, ale wczorajsze zapewnienie Johna o ich wspólnym urwaniu się z lekcji dawało mu odrobinę nadziei i energii, aby wstać. Zresztą, matka i tak nie pozwoliłaby mu zostać w domu, zważywszy na długi okres nieobecności w szkole, jaki zaliczył przez zatarg z Henrym. Nieśpiesznie zwlekł się z łóżka, mimochodem zauważając, że Watson idealnie zaścielił swój materac. Nie miał wątpliwości, że wojskowe wychowanie ojca pozostawiło w zachowaniu blondyna swoje znamiona. Znając podejście swojej matki do spóźniania się na zajęcia, nie zwlekał dłużej z wyszykowaniem się i zszedł na dół.
Tak jak przypuszczał, John wraz z państwem Holmes siedział przy stole, żywo o czymś z nimi rozmawiając.
– O wilku mowa – zaśmiał się pan Holmes, odkładając gazetę na stół.
– Dzień dobry, śpiochu – przywitała go pani Holmes, wskazując na puste miejsce obok Johna. – Siadaj, bo stygnie.
Brunet usiadł przy stole, zerkając kątem oka na blondyna pałaszującego swoją porcję jajecznicy na boczku. Wesołe spojrzenie błękitnych oczu napotkało jego wzrok.
– O czym rozmawialiście? – zapytał, obawiając się odpowiedzi.
– Och, opowiadałam Johnowi, jak bardzo nie lubiłeś wstawać z rana, kiedy byłeś mały. Pamiętasz, jak musieliśmy obiecać, że kupimy ci świecącego w nocy królika, żebyś wyszedł z pokoju? Ojciec zjeździł wtedy chyba wszystkie sklepy w mieście.
– Serio? Musiałaś o tym mówić? – jęknął, z zażenowaniem wbijając widelec w smażone jajka.
– Nawet wymyśliłeś mu imię... Bluebell – dodała z czułym uśmiechem, kompletnie nie przejmując się piorunującym ją wzrokiem syna. Blondyn zachichotał pod nosem, rozsmarowując masło na drugim toście. Sherlock miał ochotę zapaście się pod ziemię. Jeszcze kilka takich wizyt i rodzice całkowicie ośmieszą go przed Watsonem.
– Nie przejmuj się – szepnął ku jego zaskoczeniu John. – Ja kiedyś chciałem mieć latający rower. Wiesz, za dużo E.T. – dodał z promieniującym uśmiechem, poruszywszy zabawnie wskazującym palcem.
Holmes nie za bardzo wiedział, o co mu chodzi, ale ulżyło mu, że kapitan nie uznał go za czubka.
Po śniadaniu, gotowi do drogi, skierowali się do przedpokoju. Pani Holmes nerwowo spoglądając na zegarek, również szykowała się do pracy. W międzyczasie, pan Holmes zdążył już wyjść, życząc im miłego dnia.
– Sherlocku, pamiętaj, żeby zjeść drugie śniadanie – zawołała, przechodząc z kuchni do salonu. Wcisnęła do ręki syna czerwone jabłko, czyniąc to samo wobec Johna.
– Dziękuję, pani Holmes. – Kapitan uśmiechnął się półgębkiem, obracając w palcach dany mu owoc. Młodszy chłopak nie skomentował tego, wiedząc, że jego posiłek i tak skończy w rękach jakiegoś kolegi z klasy.
– Och, chłopcy, jeszcze jedno. Anthea zawiezie was do szkoły.
– Anthea? Kto to? – szepnął do Sherlocka, kiedy przeszli do holu.
– Asystentka mojego brata – odparł korepetytor, zakładając płaszcz.
– Twój brat ma asystentkę? Super. – Z ekscytacją wypisaną na uśmiechniętej twarzy, wciągnął szybko drugi but i zarzucił na siebie bluzę.
Holmes nie podzielając jego entuzjazmu, otworzył drzwi. Przy chodniku, naprzeciw wejścia stało zaparkowane czarne Audi, a obok niego czekała młoda kobieta. Przeglądała jakiś skoroszyt, stukając rytmicznie o bruk czarną szpilką.
– Dzień dobry! – rzucił do niej blondyn, kiedy podeszli do auta. Uśmiechnął się przy tym zalotnie, wpatrując się w brązowowłosą dziewczynę, zajętą czytaniem dokumentacji. Niewzruszona ich obecnością, nawet na moment nie oderwała oczu od papierów.
– Cztery minuty spóźnienia – odezwała się beznamiętnym tonem, zerknąwszy na zegarek i nie oczekując odpowiedzi, zajęła miejsce kierowcy.
Starszy chłopak powiódł za dziewczyną rozczarowanym wzrokiem, po czym odwrócił się do stojącego za nim przyjaciela.
– Zignorowała mnie – mruknął zawiedzionym tonem do Holmesa, wsiadając do samochodu.
– Zawsze tak robi. Dlatego mój brat ją lubi – stwierdził bez emocji Sherlock, sadowiąc się obok kapitana.
***
Podjechali pod gmach szkoły, po drodze wpadając na moment do domu Watsona, żeby kapitan mógł przebrać się w świeże ciuchy i zabrać potrzebne mu na zajęcia przybory. Ojciec Johna był już w pracy, więc chłopak nie musiał obawiać się spotkania i kolejnej kłótni. Był jednak świadom, że prawdopodobnie jej nie uniknie, ale nie chciał o tym teraz myśleć.
Gdy tylko czarne Audi zniknęło im z pola widzenia, oznajmił korepetytorowi swój plan.
– Muszę zaliczyć dziś test z biologii, więc co powiesz, żebyśmy spotkali się po drugiej lekcji przy sali gimnastycznej?
– Może być – odrzekł, poprawiając torbę na ramieniu.
– Super. To do zobaczenia – dodał z uśmiechem, obmyślając już, gdzie by się wybrać z Holmesem.
Młodszy chłopak skierował się do swojej klasy, również zastanawiając się, jak spędzą z Johnem resztę dnia.
Z zamyślenia wyrwał go głos Molly, która czekała na niego przy szafkach.
– Cześć. Jak się czujesz?
– W porządku – mruknął, otwierając swoją szafkę.
– To dobrze. Martwiłam się trochę, po tym jak opuściłeś imprezę w takim stanie. – Poprawiła kosmyk kasztanowych włosów, opadający na jej lekko rumiany policzek.
– Wcale nie byłem pijany – burknął, pociągnąwszy za metalowe drzwiczki.
– Emmm, jasne. Cieszę się, że dotarłeś bezpiecznie do domu – zaczęła, ale widząc zastygłą w szoku minę Sherlocka, zamilkła. Przybliżyła się, wychylając się zza drzwiczek, aby dostrzec, w co takiego wpatruje się nastolatek. – Sherlocku, co się stało?
Na jednej z półek stała para białych adidasów. Brunet nic nie mówiąc, sięgnął po małą, żółtą karteczkę, opartą o sportowe buty.
– Sherlocku? – Zaniepokojona zachowaniem młodzieńca, zerknęła na trzymany przez niego kawałek papieru. Napisane czarnym markerem zdanie nic jej nie wyjaśniło, lecz Holmes od razu domyślił się, co ma przed oczami.
TĘSKNIŁEŚ ZA MNĄ? ;) – Widniało na kartce.
***
– No, Mike, kolejna piąteczka z testu jak nic – rzucił zadowolony ze swojego wyniku Watson.
– Widzę, że dziś masz wybitnie dobry humor – stwierdził przysadzisty chłopak, poprawiając okulary na nosie.
– A mam. – Uśmiechnął się tajemniczo, chowając podręcznik od biologii do szafki.
– John! – Głos Murray'a rozbrzmiał po korytarzu.
– Cześć, Bill! – przywitał się radośnie, ale uśmiech szybko zniknął mu z twarzy. W czekoladowych oczach kolegi z drużyny malowało się zakłopotanie.
– Nic nie wiesz, prawda? – zaczął, wyraźnie poruszony.
– A o czym mam wiedzieć? – zapytał zaniepokojony miną przyjaciela Watson.
Szatyn milczał przez kilka sekund, jakby samemu nie mogąc uwierzyć w wieści, które miał przekazać kapitanowi.
– Donovan... nie żyje – wydusił w końcu.
Przytłaczająca cisza zawisała w powietrzu.
– Nie żyje? – powtórzył prawie szeptem John, z niezrozumieniem patrząc na Murray'a. Chłopak tylko przytaknął.
~~~~~~
Przyznać się, że niektórzy z Was ucieszyli się na tę wieść, prawda?
No i chyba wiemy, z czym się wiąże wiadomość dla Sherlocka. ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top