134 problemy

Nadszedł upragniony piątek. Ostatni dzwonek wyzwolił tłum dzieciaków od nudnej nauki. A przynajmniej większość. John stał przed drzwiami do biblioteki i co chwilę zerkał na zegarek. Było piętnaście po osiemnastej, a Holmesa ani śladu. „Pewnie mnie wystawił" – pomyślał, poprawiając plecak na ramieniu. Miał już wracać do domu, kiedy dostrzegł idącą w jego kierunku, przez korytarz, charakterystyczną postać. Brunet obrzucił go szybkim spojrzeniem i mruknął coś pod nosem, ale John nie zrozumiał, więc odezwał się zanim ten wszedł do biblioteki.

- Myślałem, że już nie przyjdziesz.

Holmes zerknął na niego przez ramię i rzucił znudzonym tonem:

- Musiałem dokończyć eksperyment.

- Eksperyment? – zapytał zdziwiony.

- Możemy? – zignorował jego pytanie, popychając drzwi i wchodząc do środka. Watson podążył za nim. W bibliotece było cicho i oprócz nich przy stolikach siedziały tylko dwie dziewczyny. Brunet położył torbę na stole i wyciągnął z niej cztery dość grube książki oraz plik zapisanych papierów. John usadowił się obok i przygotował zeszyt oraz długopis, czekając na instrukcje. Sherlock podsunął mu książki i kartki, a sam wyjął kolejną z torby i zagłębił się w lekturze. Blondyn wpatrywał się moment w makulaturę przed nim, aż odezwał się po cichu.

- Mieliśmy się uczyć. To chyba wymaga interakcji, nie?

- Trudne słowo jak na kogoś takiego – burknął, nie odrywając oczu od książki.

„Czego ja się spodziewałem?" – westchnął w myślach John.

- Słuchaj, jeśli tak ma to wyglądać, to ja dziękuję bardzo za twoją „pomoc" – odrzekł zdenerwowanym i odrobinę za głośnym głosem, za co został skarcony przez wzrok bibliotekarki, siedzącej kilka stolików dalej. Już schował zeszyt oraz długopis i miał podnieść się z miejsca, kiedy usłyszał szept tuż przy swoim uchu.

- Najpierw muszę wiedzieć co potrafisz, żeby nie marnować czasu na pierdoły. - John zamarł na chwilę, wciąż trzymając plecak w rękach. Jeszcze przez moment czuł na uchu ciepły oddech bruneta. „Jezu, czy on nie zna pojęcia przestrzeni osobistej?" – przemknęło mu w myślach, gdy Holmes odsunął się od niego i przeniósł zainteresowanie na kartki leżące na stole. Blondyn odłożył plecak na podłogę.

- Powinieneś je przeczytać, nie są idealne, ale i tak lepsze od tych podręczników, które każą wam przerabiać – wyszeptał, kładąc rękę na stosie książek. – A to musisz zrobić sam – dodał, przysuwając sobie kartki i wskazując palcem na odręcznie napisane zadania. John nachylił się nad papierami, żeby lepiej widzieć i przebiegł szybko wzorkiem po pierwszej stronie.

- Ty to napisałeś? – spytał, zerkając na bruneta.

Chłopak spojrzał się na niego w sposób, który od razu wykazywał głupotę pytania, ale mruknął cicho:

- Tak. Zadania są przekrojowe. Jak je zrobisz, będziemy wiedzieć co musisz poćwiczyć, a czego nie wiesz w ogóle.

John przekartkował papiery i skrzywił się odrobinę.

- Matko, tu jest chyba ze sto zadań?

- Sto trzydzieści cztery – sprecyzował Sherlock.

Lekko przerażona mina Johna, zmieniła się w zdeterminowaną.

- Dobra. Niech będzie – odparł, spoglądając na Holmesa z miną wyrażającą, że podejmuje się wyzwania.

- Jak skończysz, zadzwoń. Umówimy się na spotkanie – odrzekł, przesuwając po stole karteczkę z numerem telefonu. – Tylko zrób je jeszcze w tym roku.

- Myślisz, że nie dam rady? Zrobię – odparł znów trochę zbyt głośno, przez co posłał przepraszający uśmiech bibliotekarce, która chrząknęła wymownie, mierząc go groźnym wzrokiem.

- Za tydzień będą skończone – dodał, wracając wzrokiem do książek i Sherlocka, który przyglądał mu się z zaciekawieniem.

- Dobrze. Trzymam cię za słowo, John – szepnął, przysuwając się odrobinę. Watson zatrzymał się w połowie pakowania książek, gdy ręka Holmesa sięgnęła nad jego własnymi, po długopis. Sherlock wziął karteczkę, która leżała przed Watsonem i coś na niej dopisał, po czym wręczył długopis Johnowi z minimalnym uśmiechem.

Blondyn chwycił go szybko i wpakował resztę rzeczy do plecaka.

- Do zobaczenia za tydzień, Holmes – rzucił, wstając od stołu.

Sherlock z pokerową miną, sięgnął po wcześniej czytaną książkę, zupełnie go ignorując. Jakby Watsona w ogóle tu nie było.

Drzwi biblioteki zamknęły się z cichym skrzypnięciem.

„Co za dupek" – pomyślał John, gdy ruszył przez korytarz do domu.

***

Tydzień mijał nieubłaganie szybko, a John oprócz masy zadań z chemii miał treningi drużyny i sprawdzian z historii. Do tego Harry wcale nie pomagała w domu. Wręcz przeciwnie, gdy tylko się przewinęła, zostawiała za sobą istny chaos.

- To ja powinienem tak syfić, a ty sprzątać – krzyknął, żeby usłyszała go ze swojego pokoju.

- Nie musisz sprzątać – odparła, wychylając głowę zza drzwi.

- Jasne, i utoniemy w kupie śmieci oraz twoich brudnych ubrań – odciął się, rzucając w nią bluzą, którą zostawiła na schodach.

- Weź, ale ty jesteś sztywny – fuknęła i zatrzasnęła drzwi, nie czekając na jego odpowiedź.

John westchnął ciężko i zamknął się w swoim pokoju. „Dobra, czas się skupić i dokończyć te cholerne zadania" – pomyślał, siadając przy biurku. Kiedy wyciągał papiery z plecaka, spomiędzy kartek wyleciała mała karteczka. „Muszę ją gdzieś położyć, żeby jej nie zgubić" – przemknęło mu przez myśl, kiedy spojrzał na zapisany na niej numer telefonu. Obrócił ją w palcach i dostrzegł, że na odwrocie jest dopisane coś jeszcze. Wcześniej tego nie sprawdził, zupełnie zapomniał.

- Zadanie 125 możesz sobie darować - przeczytał na głos, po czym zmarszczył brwi i cisnął karteczkę przed siebie. Ta opadła na skraj biurka.

- Cholerny łaskawca – burknął, otwierając książkę.

~~~~~~

Bardzo mnie cieszy, że tyle osób jest zainteresowanych tym fanfikiem. ;D Dziękuję.

Drugi rozdział za Nami. Mam nadzieję, że się Wam podoba. ^^ Piszcie śmiało co sądzicie.

Na kolejny trzeba będzie pewnie poczekać trochę dłużej, bo zbliżają się Święta, co równa się z brakiem czasu na pisanie. Także na wszelki wypadek, życzę Wam Wesołych Świąt! :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top