Niewinna duszyczka
Dwie minuty na piechotę i byli na miejscu. John nacisnął dzwonek do drzwi i zerknął na stojącego obok Holmesa, który starał się zachować jak najbardziej obojętny wyraz twarzy. Blondyn uśmiechnął się pod nosem i ponownie nacisnął przycisk. Zza drzwi dochodziły do nich dźwięki muzyki i różne głosy. W końcu zamek chrupnął i w progu wyłoniła się postać rudzielca. Chłopak, gdy tylko zobaczył Watsona, uśmiechnął się szeroko.
- John! Przyszedłeś!
- Mógłbym przegapić taką imprezę? – rzucił z przekąsem.
- Wchodź-cie – poprawił się, spoglądając na milczącego towarzysza Watsona.
- To jest Sherlock. Sherlock – Frank – przedstawił ich sobie, kiedy weszli do przedpokoju. Do ich uszu wyraźniej doleciała żywa, popowa piosenka.
Rudzielec zmierzył Holmesa wzrokiem i z malującym się na twarzy uśmieszkiem, odezwał się do Johna.
- To jest ten twój korepetytor, taa?
- Zrobiliśmy sobie małą przerwę od nauki, prawda? – odparł, spoglądając na dyskretnie rozglądającego się wkoło bruneta.
- Tak – odezwał się w końcu, ale nie zamierzał rozwijać swojej wypowiedzi. Na szczęście Frank bez problemu kontynuował temat uradowanym tonem.
- No z takim podejściem, to ty nie wyniesiesz za dużo z tych lekcji – wytknął Johnowi.
- Martw się o własne oceny, Franky.
- Mnie tam już nic nie pomoże – zaśmiał się.
- To co Sherlocku, nasz Johnny ma jakiś potencjał intelektualny? – dodał.
John posłał mu pozornie groźne spojrzenie i skierował wzrok na bruneta.
- Myślę, że tak. W porównaniu do większości, John plasuje się w gronie przeciętnie inteligentnych – odpowiedział poważnie Holmes.
- Przeciętnie? – rzucił z wyrzutem blondyn.
- To znaczy, przeważająca większość zalicza się do idiotów, więc...
Frank roześmiał się głośno.
- Dobra, czyli to miał być komplement, tak? – spytał John z wyczuwalnym w głosie rozbawieniem.
- Już go lubię – rzucił Frank, poklepując zdezorientowanego Holmesa po plecach. – Chodźcie.
Holmes unikając odpowiedzi, podążył za chłopakiem do salonu.
- Hej ludziska! Patrzcie kto przybył! – krzyknął na cały głos Frank, żeby zebrani w pokoju i reszcie domu goście go usłyszeli. John podniósł rękę w geście przywitania, gdy imprezowicze zaczęli wołać powitalne hasła. Po chwili wokół Johna i stojącego za nim Holmesa, który uważnie śledził otoczenie bacznym wzrokiem, zrobił się mały tłok. Wszyscy chcieli pogratulować Watsonowi świetnej akcji i wygranego meczu. Każdy na swój sposób. Mocnym uściskiem, poklepaniem po plecach, buziakiem w policzek, a nawet poczochraniem włosów. Ten ostatni sposób wybrał kolega z drużyny, Bill.
- No, jesteś w końcu. Wiedziałem, że jak się dowiesz, że Sara ma przyjść to nie odpuścisz tej imprezce – odparł, zabierając rękę ze sterczących zabawnie włosów Johna, który szybko zabrał się za ich wyrównywanie.
- Znasz mnie zbyt dobrze – odrzekł, dając mu kuksańca w bok.
- Ale nie na tyle, żeby wiedzieć kogo przyprowadziłeś ze sobą – stwierdził, kierując spojrzenie brązowych oczu na Sherlocka.
- To ten tajemniczy korepetytor od chemii – wtrącił się Frank, który trzymał w rękach cztery plastikowe kubki z różowatą cieczą. - Macie. – Wyciągnął jednorazowe kubeczki w ich stronę.
- Bierz Sherlocku, jest jeszcze tego w cholerę – dodał, wręczając ostatni kubek brunetowi, który z niepewnością w oczach spoglądał na biały kubeczek. Watson widząc wahanie w jego postawie, chwycił za kubek i odezwał się do Franka.
- Dzięki. Mam nadzieję, że smakuje lepiej niż ten twój ostatni wynalazek.
- No weź. Praktyka czyni mistrza. – Frank dumnie wypiął pierś, wznosząc kubek w górę.
John przewrócił tylko oczami.
- Widzę, że coś ci średnio idzie ta nauka – zaczął Bill.
- Ty też przeciwko mnie?
- Jako dobry przyjaciel chcę twego sukcesu edukacyjnego – zaśmiał się i upił łyk ponczu.
- Jasne, sami święci się znaleźli – odparł Watson.
- Ja przynajmniej nie sprowadzam na złą drogę niewinnych duszyczek – zripostował Bill, spoglądając na przysłuchującego się rozmowie Holmesa.
- No, no. Nie takich niewinnych – odparł Henry, który dołączył do zebranych przy kominku kolegów. - Moja siostra chodzi z nim do klasy. Potrafisz zajść za skórę, nie, Holmes?
- Stwierdzam tylko fakty – odezwał się, posyłając mu chłodne spojrzenie.
- Potrafi powiedzieć ci cały twój życiorys po przyjrzeniu się - dodał Henry.
- Bez przesady. Nie jestem wróżką – odparł Sherlock, zerkając kątem oka na Johna, który uśmiechnął się minimalnie.
- Serio? Super! Powiedz coś o mnie – nakręcił się Frank.
~~~~~~
Przepraszam, że tak króciutko. Obiecuję w najbliższym czasie dopisać ciąg dalszy. ^^" Wattpad najwyraźniej nie chciał, żebym opublikowała tę część, bo ni cholery nie chciało się zapisać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top