(Nie) do pary


Po skończonym seansie ustalili, że pójdą coś zjeść.

– Macie jakiś fajne miejsce? – zapytał John, kiedy wyszli przed budynek kina. Sara zamyśliła się, próbując przypomnieć sobie okoliczne restauracje, w których była. Molly nawet nie próbowała, wiedząc dobrze, że jej wiedza na tematy rozrywkowe jest dość ograniczona, tak samo jak wiedza Sherlocka. Dlatego też nie ukrywała zaskoczenia, kiedy Holmes niespodziewanie się odezwał.

– Znam pewną kameralną restaurację.

– Och, to świetnie. – John z entuzjazmem przyjął informację, nie czekając nawet na dalsze wyjaśnienia. Sara natomiast chciała dowiedzieć się czegoś więcej.

– A jakie tam podają jedzenie?

– Włoskie, chyba – mruknął brunet, zerkając na nią kątem oka, z miną wyrażającą, że każde jej słowo, kierowane do niego wzbudza w nim niechęć.

– Cudownie. Uwielbiam włoską kuchnię – odparła z uśmiechem, chwytając Johna pod ramię. – No to chodźmy. Prowadź, Sherlocku – dorzuciła, spoglądając na uśmiechającego się niepewnie Watsona i kompletnie nie zauważając chłodnego spojrzenia jakie wbijał w nią Holmes.

Dopiero, gdy radosne oczy blondyna spotkały się z jego wzrokiem, chłopak ruszył w kierunku wspomnianej restauracji. Molly zrównała się z nim, starając się nadążyć, dostosowując swój chód do jego długich kroków.

– Co się stało? – wyszeptała, zerkając przez ramię na idących za nimi Johna i Sarę, która rozbawiona rozmową z Watsonem, bezceremonialnie przylgnęła do jego boku.

Ponura mina Holmesa i szybkość z jaką przemierzał oświetlony ulicznymi lampami chodnik, dobitnie wskazywały, że nie jest w dobrym nastroju.

– Nic – burknął, stawiając kołnierz płaszcza, niczym ochronny mur.

– Sherlocku, proszę. Widzę, że coś cię gryzie – dodała cicho, przysuwając się, aby dobrze ją słyszał. Brunet rzucił jej zirytowane spojrzenie, ale po chwili wyraz jego oczu złagodniał, kiedy przyjrzał się przejętej twarzyczce szatynki.

– Naprawdę, nic mi nie jest, Molly – odparł już bardziej stonowanym głosem. Dziewczyna przybrała zmartwioną minę, ale uśmiechnęła się lekko i skierowała wzrok na wejście do restauracji, przed którą zatrzymał się Holmes.

Knajpka z zachęcająco oświetlonymi, dużymi oknami, za którymi wisiały kolorowe klosze, sprawiała wrażenie bardzo przytulnego miejsca. Weszli do środka, rozglądając się po wnętrzu. Ciemne, drewniane stoliki, poustawiane w równych odstępach po sali, były w dużej liczbie już pozajmowane. John odwiesił okrycie Sary na wieszak, po czym ściągając swoją kurtkę, zagadał do Holmesa.

– Myślisz, że będą mieli wolny stolik?

Brunet odwrócił się do niego, a na jego ustach pojawił się minimalny uśmiech.

– Na pewno. Znam właściciela – odparł, prostując się dumnie, gdy tylko dostrzegł podziw emanujący z postawy blondyna. Jak na zawołanie, po wypowiedzeniu tych słów, podszedł do nich mężczyzna w średnim wieku. Ciemne włosy zebrane w kucyk i ekspresyjne gesty zdradzały, że nie jest rodowitym Anglikiem.

– Sherlocku! Jak dobrze cię widzieć! – Powitał go radośnie, ściskając żywiołowo dłoń chłopaka. Szerokim uśmiechem obdarował też resztę ekipy.

– Witaj, Angelo – odezwał się Holmes z małym uśmiechem.

– Zapewne przyjaciele Sherlocka, tak? – zapytał, przyglądając się gościom. – Jego przyjaciele są moimi. Zapraszam – dorzucił, nie czekając nawet na odpowiedź i wskazał stolik przy oknie.

John wsunął się na zieloną kanapę, tak samo jak Molly. Sherlock i Sara usiedli na krzesłach od strony sali, mając dzięki temu widok na ulicę tętniącą intensywnym, miejskim życiem. Na kwadratowym stoliku Angelo położył cztery menu i z podziwem w oczach, stanął przy krześle Holmesa.

– Możecie wybrać co tylko chcecie, na mój koszt – oznajmił i widząc zdziwienie na twarzach znajomych Sherlocka, począł wyjaśniać.

– Ten chłopak – zaczął, kładąc Holmesowi dłoń na ramieniu. – To najmądrzejszy dzieciak na świecie.

– Nie przesadzałbym – mruknął pod nosem brunet, utkwiwszy wzrok w blacie stolika.

– Nie przesadzam! Wiecie, że gdyby nie on, to teraz siedziałbym w więzieniu za morderstwo? – Ścisnął po przyjacielsku ramię Holmesa, który uśmiechnął się krzywo. – Oczyścił mnie z zarzutów, uratował moje dobre imię.

– Nie całkiem – wtrącił brunet.

– Oj, gdybyś nie udowodnił policji, że okradałem dom w drugiej części miasta, kiedy mordowali tego biedaka, to do tej pory gniłbym w więzieniu – odrzekł z radosnym uśmiechem, w ogóle nie przejmując się tym co właśnie powiedział, ani zdziwionymi minami swoich słuchaczy.

Holmes zwrócił wzrok na Watsona, który z zafascynowaniem przysłuchiwał się Angelo, wychwalającemu detektywistyczne dokonania bruneta.

– Niesamowite – skwitował wypowiedź właściciela restauracji blondyn, spoglądając na wyraźnie nie czującego się jeszcze dobrze z otrzymywaniem komplementów Sherlocka. Sara wyglądała na lekko zmieszaną, wodząc wzrokiem to na  Angelo, to na Holmesa.

– To co podać? – zapytał, najwyraźniej kończąc poprzedni temat.

– Poproszę, spaghetti bolognese – rzucił John, widząc że dziewczęta jeszcze się zastanawiają.

– Risotto – odpowiedziała Molly, wciąż trzymając przed nosem kartę dań.

– To ja może wezmę ravioli – odezwała się w końcu Sara.

– Świetne wybory – odparł z uśmiechem Angelo, zbierając menu ze stolika.

– A ty co zamawiasz? – rzucił John, przechylając się w stronę Sherlocka, zapatrzonego w okno.

– Hmmm? – Zamyślony wzrok bruneta przetoczył się po siedzących przy stolikach ludziach. – Nie jestem głodny – odparł na powrót zatapiając spojrzenie w widoku za oknem.

– No weź, musisz coś zjeść – stwierdził stanowczym tonem Watson. – Skoro nie chcesz wybrać, to ja zamówię – dodał, widząc że upartość Holmesa nie pozwoli mu zmienić zdania.

– Dwa razy spaghetti bolognese – zwrócił się do Angelo, który z tajemniczym uśmiechem, nachylił się do Johna.

– Randka, prawda? – zapytał konspiracyjnym tonem.

– Tak – szepnął blondyn.

– Przyniosę świecę – dodał mężczyzna, po czym zniknął za drzwiami prowadzącymi do kuchni. Po chwili powrócił, stawiając na środku stolika zapaloną świeczkę.

– Będzie romantyczniej – mruknął, puszczając oko do Johna.

W oczekiwaniu na posiłek, Watson wypytał Sherlocka o okoliczności sprawy Angelo, co chłopak streścił z przyjemnością. Molly również z zainteresowaniem przysłuchiwała się rozmowie. Jedynie Sara wyglądała na dość znużoną.

– Przepraszam na chwilę – rzuciła, wstając od stołu. Molly również się podniosła i podążyła za nią. Chłopcy jakby w ogóle nie przejmując się brakiem swoich partnerek, prowadzili konwersację o kryminalnym hobby Holmesa.

– To ile miałeś lat jak po raz pierwszy zająłeś się śledztwami?

– To za dużo powiedziane, John. Zebrałem parę potrzebnych śladów, które policja zignorowała. Uważali, że to było samobójstwo, ale ja jestem przekonany, że to było morderstwo. Chłopak nazywał się Carl Powers. Znaleziono go na basenie. Mistrz szkoły w pływaniu, utopił się – prychnął z pogardą dla policyjnych ustaleń. – A wiesz co było najdziwniejsze? Nigdy nie znaleziono jego butów. Szafka była pusta, ktoś musiał je zabrać.

– Morderca – wtrącił z przejęciem John.

– Zapewne. Niestety, nie ustaliłem kto to był – dodał z goryczą w głosie. – Miałem wtedy dwanaście lat.

W międzyczasie, kelner przyniósł zamówione dania. Parujące potrawy, roztaczały zapachy zachęcające do ich skosztowania.

– Wow – westchnął John, nakręcając makaron na widelec. – Nie nudziło ci się w dzieciństwie – zaśmiał się, unosząc owinięty makaronem widelec. Holmes uśmiechnął się półgębkiem, zawieszając wzrok na blondynie, jedzącym spaghetti.

– Może jeszcze coś sobie życzycie, chłopcy? – zapytał, przechodzący obok Angelo.

– Nie, dziękujemy – odparł Watson, dyskretnie oblizując usta z pozostałości sosu.

– Wszystko w porządku, tak?

– Tak, jedzenie przepyszne. – Blondyn, szturchnął zapatrzonego w niego Holmesa. – Taaa – mruknął brunet.

– Cieszę się, że zabrałeś swojego chłopaka na randkę właśnie tutaj – oznajmił ze szczerą radością Angelo.

Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Johna, który o mały włos nie zakrztusił się i czując, że zaczynają palić go uszy, zaprzeczył z całą mocą.

– Ja nie jestem jego chłopakiem!

Angelo popatrzył na nich w milczeniu, uśmiechając się pobłażliwie.

– Już jesteśmy. – Niezręczną ciszę przerwała Sara, która wraz z Molly, wróciła z łazienki i zajęła swoje miejsce przy stole.

– Co tak zamilkliście? – dodała, spoglądając na pąsowiejącego Johna. Chłopak odchrząknął, chwytając za widelec i zajmując się swoją porcją makaronu. Holmes totalnie ją zignorował, również udając zainteresowanie jedzeniem. Zdziwiona Sara, zmarszczyła w niezrozumieniu brwi, ale przy braku reakcji ze strony chłopaków, sięgnęła po sztućce.

Jedli w milczeniu, aż do momentu, gdy za oknem nie mignął radiowóz. Po chwili przemknął następny, a syreny ucichły niedługo potem jak auta minęły restaurację. Mogło oznaczać, to tylko jedno. Gdzieś w pobliżu dokonano zbrodni i Holmes nie mógł tego przegapić. Poderwał się od stołu i z błyskiem w oczach ruszył do wyjścia.

– Sherlocku, gdzie idziesz? – zapytał zaskoczony jego zachowaniem John.

– Jak to gdzie? Zbrodnia czeka – odparł z ekscytacją pobrzmiewającą w głosie, a następnie złapał za płaszcz i wypadł przed budynek, w biegu zarzucając na siebie tweedowe okrycie. John zamrugał, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Sara wyglądała jakby była w szoku i z przerażeniem zauważyła, że John podnosi się z miejsca.

– A ty dokąd? – rzuciła, skupiając wzrok na blondynie.

John zawahał się przez moment, spoglądając na dziewczynę, a potem na ulicę za oknem.

– Musimy za nim iść – odparł przesuwając się do wyjścia. Dziewczyna nie wyglądała na przekonaną, ale widząc, że Watson zakłada już kurtkę, ubrała się i cała trójka popędziła w stronę migających świateł radiowozów.

~~~~~~~

Zdycham fizycznie, więc wybaczcie, jeśli zdarzą się jakieś błędy.

Jednak wyjdzie z tego więcej rozdziałów niż planowałam. Mam tylko nadzieję, że dotrwacie razem ze mną do końca, który jeszcze daleko. ;'D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top