Chytry plan
Sherlock oderwał wzrok od uśmiechniętego wciąż blondyna, na dźwięk ostrzegawczego puknięcia w drzwi, które zwiastowało nadejście pani Hudson z posiłkiem.
- Nie przeszkadzam? – Kobieta wychyliła się zza na wpół otwartych drzwi i z miłym uśmiechem wkroczyła do pokoju, nie czekając na odpowiedź.
- Nie powiedziałbym... – zaczął Sherlock.
- O widzę, że chyba zrobiliście sobie przerwę. I bardzo dobrze, czas coś przekąsić – dodała, stawiając przed nimi talerzyk z ciastkami czekoladowymi i dwa kubki z herbatą.
- Nie wiedziałam czy słodzisz – skierowała słowa do Johna, zdejmując cukiernicę z tacy.
- Nie. Dziękuję.
- Jak wam idzie?
- Cudownie. Czy może pani zająć się czymś innym? Może zmywaniem?
- Nie jestem waszą sprzątaczką – odparła automatycznie, spoglądając karcąco na Holmesa. Natychmiast jednak znowu przybrała miły wyraz twarzy i zagadnęła do Johna:
- Chodzisz do tej samej szkoły co Sherlock, tak?
- Tak, proszę pani – przytaknął Watson z uśmiechem.
- Jesteś starszy o dwa lata, prawda?
- Eeemmm, szczerze mówiąc, to nie za bardzo...
- Pani Hudson, czy możemy skończyć to przesłuchanie? John i tak nie zna odpowiedzi na połowę pytań, które chce pani zadać. Poznaliśmy się niedawno, dokładnie dziesięć dni temu. Od tego czasu zamieniliśmy ze sobą kilka zdań, to są lekcje uzupełniające, mające na celu podnieść wiedzę Johna, żeby mógł otrzymać satysfakcjonującą go ocenę na koniec roku, a tym samym dostać się na wymarzony uniwersytet medyczny. Te informacje powinny pani wystarczyć.
Pani Hudson zerknęła na milczącego blondyna, który wpatrywał się w Holmesa z ulgą w oczach, że nie musi odpowiadać na pytania.
- Dobrze już, dobrze. Zjedzcie ciasteczka, sama piekłam – odparła, uśmiechając się półgębkiem, widząc wzrok Sherlocka mówiący: „Idź sobie kobieto". John od razu zabrał się za konsumpcję ciastka. Gdy tylko przełknął, pochwalił wypieki, zanim pani Hudson zdążyła wyjść z pokoju.
Znowu siedzieli sami nad rozłożonymi kartkami, podręcznikami i będącymi w centrum uwagi Johna czekoladowymi ciasteczkami.
- Dzięki. Nie za bardzo wiedziałem co mam jej odpowiedzieć.
- Pani Hudson lubi mieć wszystko pod kontrolą.
- Myślałem, że to twoja mama.
- Nie. – Sherlock uśmiechnął się, rozbawiony stwierdzeniem Watsona. – Chociaż czasami mam wrażenie, że za bardzo wczuwa się w rolę.
- Czyli kim jest?
- To moja... niania.
- Niania? Nie jesteś za duży na niańkę?
- Powiedz to moim rodzicom. Uważają, że ma na mnie dobry wpływ. Zresztą, jest z nami już tak długo, że można by zapomnieć, iż nie jest z rodziny.
- Fajnie. Ja tam nie miałem takich luksusów.
Holmes sięgnął po ciastko i zaczął obracać je w palcach.
- Co do dzisiejszej nauki, to rzeczywiście trudno mi się skoncentrować. Mecz i w ogóle cały tydzień – kontynuował John.
- Nie wysypiałeś się odpowiednio, dużo nauki, sprawdzian z historii, treningi. Do tego brat pewnie wcale nie pomagał w domowych obowiązkach.
- Matko, jak ty to robisz?
- Patrzę i obserwuję. Podkrążone oczy, tusz na palcach, odciśnięte na jednej z kartek z zadaniami daty do powtórzenia na test, twoja torba. Z tego wszystkiego można wyciągnąć odpowiednie wnioski.
- Moja torba?
- Kiepski stan, mimo że kupiono ją niedawno, powycierane krawędzie, plama w dolnym, prawym rogu, na pasku inicjały H.W., wnioskuję, że odstałeś ją od brata. Ty dbasz o swoje rzeczy, więc stopień zużycia torby świadczy o tym, iż jej poprzedni właściciel doprowadził ją do takiego wyglądu. Analogiczne, nie przykłada wagi do porządku.
-Zdumiewające.
- Znowu to robisz.
- Taa, sorry.
- Nie, to... nie jestem przyzwyczajony.
- Widzę i to mnie dziwi. Masz talent.
Holmes odwrócił wzrok, udając, że ciasteczka pani Hudson niezmiernie go zainteresowały.
- Mówię serio. Jesteś genialny – wypalił John, samemu nie wiedząc, skąd przychodzi mu ta łatwość komplementowania. Sherlock był niezwykłym chłopakiem, najdziwniejszą osobą jaką Watson kiedykolwiek spotkał i musiał przyznać w duchu, że chciałby poznać go bardziej. Dowiedzieć się co kryje się pod tą burzą loków.
- Chyba darujemy sobie dzisiaj naukę? – Spojrzał na bruneta, błądzącego wzrokiem po kawałkach czekolady znajdujących się na trzymanym przez niego ciasteczku.
- Hhmm?
- Nie słuchasz mnie, nie? Masz nieobecny wzrok.
- Przepraszam, czasem się wyłączam. Co mówiłeś?
- Darujmy sobie dzisiejszą lekcję. Mam lepszy pomysł na spędzenie tego dnia. – Watson z uśmieszkiem chwycił ciastko i nadgryzając je dodał: - Impreza u Henry'ego to będzie wydarzenie miesiąca. Nie może nas tam zabraknąć.
- Tak, jasne. Idź - odezwał się chodnym tonem, równocześnie, gdy John wypowiadał ostatnie zdanie.
W pokoju zapadła cisza. Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę.
- Mam iść z tobą? – odezwał się Holmes, próbując ukryć zaskoczenie w głosie.
- Pomyślałem, że chciałbyś pójść. Będzie fajnie.
- Mam inne doświadczenia. Nie, dziękuję. Doceniam, że odważyłeś się na taki gest, ale nie jestem stworzony do przebywania w takich miejscach.
- Jakie doświadczenia?
- Nie ma o czym mówić. Po prostu nie jestem, jakby to powiedzieć, nazbyt społeczny.
- No to czas to zmienić. – Szczery uśmiech Johna sprawił, że Holmes przez chwilę rozważał jego propozycję.
- To nie jest dobry pomysł, John. Ludzie i ja to kiepskie połączenie.
- Daj spokój. Idziesz tam ze mną i gwarantuję ci, że z Watsonem nabędziesz zupełnie innych doświadczeń odnośnie imprez. Krótko mówiąc, będziesz się świetnie bawił.
- Naprawdę to...
- Pomyliłeś się w pewnej kwestii, kiedy mnie dedukowałeś - wtrącił, chytrze się uśmiechając.
- Popełniłem błąd? Gdzie? – Po minie Holmesa można było wywnioskować, że chwycił przynętę. Watson z triumfalnym wyrazem twarzy przystąpił do kolejnego kroku w planie: jak pójść na imprezę i nie stracić lekcji chemii.
- Powiem ci, jeśli zgodzisz się pójść na imprezę.
Brunet zmarszczył brwi, obserwując Johna badawczym spojrzeniem. Po krótkim zastanowieniu, rzucił jakby od niechcenia:
- Niech ci będzie. Co jest nieprawidłowym założeniem?
- Brat.
- Słucham?
- H.W. to Harriet Watson, moja siostra.
- Zawsze coś – jęknął pod nosem.
- To co? Idziemy? – Watson podniósł się z miejsca i z zadowoloną miną dokończył nadgryzione ciasteczko.
- Dobrze. Chociaż nie jestem pewny, co na to pani Hudson.
- Na pewno się zgodzi. Już ja ją przekonam – odparł dumny z rezultatu swojego planu.
***
Kobieta patrzyła na nich przez moment w milczeniu, a potem skierowała całą uwagę na Johna.
- Czy tam będą ludzie, których znasz?
- Tak, w większości.
- Będzie alkohol?
- Eeemm, nie. Na pewno, nie.
- Och, oczywiście, że będzie. Po co ja się pytam – mruknęła jakby do siebie.
- Sherlock nie jest przyzwyczajony do takich rzeczy – dodała.
- Pani Hudson – jęknął Holmes, czując że jeśli ta rozmowa potrwa odrobinę dłużej, zapadnie się pod ziemię.
- Cicho – rzuciła do niego i znowu skupiła się na Watsonie. - Pilnuj go, wydajesz się odpowiedzialnym chłopcem, więc mam nadzieję, że nie stanie się nic złego.
- Ależ oczywiście, że nie. Będę miał go na oku – odpowiedział z zapałem blondyn, zerkając kątem oka na Sherlocka wbijającego wzrok w podłogę.
- Dobrze, możesz iść, ale masz wrócić przed dwudziestą pierwszą.
Brunet westchnął ciężko i przewrócił oczami.
- Odstawię go do domu punktualnie – rzucił Watson na do widzenia i wyszedł na zewnątrz. Zatrzymał się na progu, czekając na ubierającego się bruneta. Pani Hudson podeszła do Sherlocka i kładąc mu rękę na barku, powiedziała:
- Uważaj na siebie. Trzymaj się blisko Johna i nie pij niczego.
- Pani Hudson, proszę. Nie jestem dzieckiem.
- Jesteś, mój drogi. Pamiętasz co było poprzednim razem?
- Tak, wiem – mruknął zrezygnowanym tonem. – Będę uważał.
Holmes zarzucił na siebie czarną, skórzaną kurtkę i dołączył do Johna.
- Miłej zabawy, chłopcy – zawołała w progu, kiedy zbliżali się do uliczki.
~~~~~~
Pani Hudson - badass, uwielbiam ją! x3
Ha, udało się skrobnąć kolejny rozdział dość szybko jak na mnie. Nie mogłam się powstrzymać, żeby go nie dodać przed czasem (miał być równo tydzień po poprzednim, ale i tak się nie trzymam terminów).
Mam nadzieję, że część trzyma poziom. ^^ Piszcie co sądzicie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top