33 (Ja tego nie robię!)

Uhh, rekordowo długi rozdział, ale chciałam już zamknąć scenę i w kolejnym zacząć inną, sorki 😅

18+

~* * * ⁂* * * ~

Nora wskazała kanapę, po czym przysunęła do niej stolik kawowy, a do stolika dwa fotele, w których zasiadła razem z Matthew. Spojrzałam na Damona, który właśnie odkładał ścierkę na wieszak i wydawał się nieprzejęty pomysłem Nory. Wróciłam w głąb kuchni i szepnęłam pierzchliwie:

— Słyszałeś ją?

— Tak — odparł Damon cicho i spokojnie.

— Jak my się wymigamy od tej gry?

Ku mojemu zdziwieniu, spojrzał na mnie z psotnymi chochlikami w oczach i stwierdził:

— Nie wymigamy się. Musimy robić, to co chcą.

— Ale ta gra nas zdemaskuje.

— Ja trochę o tobie wiem — odparł z satysfakcją.

Domyśliłam się, że nawiązał do szpiegowania treści w mojej komórce i zgrzytnęłam zębami z powracającego oburzenia na ten fakt.

— No, dobra — burknęłam zrezygnowana i zaproponowałam rezolutnie: — Kiedy jakieś pytanie będzie dotyczyło ciebie, to podawaj proste, schematyczne odpowiedzi. Ulubiona potrawa - kebab, ulubiony sport - piłka nożna, ulubione zwierzę - pies, i tak dalej.

Skinął głową na zgodę. Przeszliśmy do saloniku i usiedliśmy na kanapie. Damon oparł się plecami o oparcie i założył zgiętą nogę na kolano, a ja przycupnęłam na krawędzi kanapy, sztywna niczym kawał drewna.

Nora rozdała nam wszystkim po notesiku z ołówkiem i położyła na środku stoliku plik plastikowych kart z nadrukiem logo gry na wierzchu. Matthew został wybrany na prowadzącego i sięgnął po pierwszą kartę.

— Ulubiona potrawa męża — odczytał na głos, a następnie pokazał treść Damonowi i mi.

Od razu się ucieszyłam, że dobrze przewidziałam pytanie, z jakim będziemy musieli się zmierzyć. Zdeklasowałam wszystkie wróżki świata i zdobyłam nam pierwszy punkt! Szybko napisałam odpowiedź na kartce, po czym podniosłam notes, by pokazać ją Harlanom. Oni pokazali swoje. Oboje napisali „Pieczeń wieprzowa z ziemniakami". Już miałam ogłosić, że mamy remis, gdy Nora się skrzywiła i jęknęła jakby współczująco:

— Ojoj.

Podążyłam za jej wzrokiem i spojrzałam na kartkę Damona. Okazało się, że napisał „Żeberka wołowe z konfiturą cebulową i jarmużem". Skrzywiłam się z zaskoczenia. Co to miało być? Dlaczego nie napisał tego, co mu kazałam dosłownie chwilę temu?

— Och, kochanie — wymamrotał żałośnie, spoglądając na mnie drwiąco. — Mówiłem ci tysiąc razy, że to moja ulubiona potrawa.

Zdałam sobie sprawę z tego, że Damon na całego wszedł w postać Tylera. Znów był aroganckim prowokatorem, który bawi się ludźmi, a w szczególności mną. Zmrużyłam gniewnie oczy i zrobiłam do niego ostrzegawczą minę. Miał mi zdobyć pieniądze, a nie urządzać sobie rytuał poprzedzający zabicie kogoś.

Wymieniliśmy długie spojrzenia i uśmiechnął się krzywo. O czym on teraz myślał? Zamierzał już ze mną współpracować czy nie?

Matthew odczytał kolejne pytanie, i następne, zahaczając o dość proste tematy, więc Damon ostatecznie dwa razy zdołał napisać taką samą odpowiedź jak ja, lecz sama spudłowałam wszystko, co dotyczyło jego i już po kilkunastu minutach przegrywaliśmy piętnaście do dwóch. Harlenowie nie posiadali się z radości z wygrywania, choć czułam, że nasz wynik wywierał na nich negatywne wrażenie.

Matthew odsłonił treść kolejnej plastikowej karty.

— Jaki jest ulubiony kolor twojego męża?

Zastanowiłam się nad odpowiedzią. Miałam dwie opcje do wyboru: czarny, ponieważ odzwierciedlał wnętrze Damona, albo czerwony, bo ten drań mógł skorzystać z okazji, żeby skrycie mnie podrażnić wspominaniem o sukience, którą nosiłam w hotelu. Drugi scenariusz uznałam za bardziej prawdopodobny, więc napisałam na kartce „czerwony", po czym pokazałam ją zgromadzonym.

Z ociąganiem przeniosłam wzrok na kartkę Damona i prawie mnie szlag trafił, gdy zobaczyłam jego odpowiedź. Napisał „różowy!". Co on wyprawiał? Dlaczego sabotował nasze przedsięwzięcie?! Jak Harlenowie mieli nam zapłacić za domek, skoro patrzyli na nas z rosnącą wzgardą?

— On żartuje — bąknęłam. — Nie lubi takich gier i się wygłupia.

— Wcale nie — wtrącił z udawanym oburzeniem. — Kocham różowy, bo kojarzy mi się z naszą przyszłą córeczką.

— Jesteście w ciąży? — Podekscytowała się Nora.

— Nie, tak tylko mówię — odparł łaskawie, gdy zgromiłam go spojrzeniem.

— Lecimy dalej. — Matthew wziął kartę do ręki, przeczytał pytanie i obrócił plastik w moją stronę, recytując: — Jaka jest ulubiona pozycja twojej żony...?

— Żadna! Ja tego nie robię! — wystrzeliłam w popłochu.

Zapadła absolutna cisza. Obleciałam wzrokiem małżeństwo i zauważyłam, że wgapiło się na mnie jak w wariatkę. Wymieniłam spojrzenia z Damonem i spostrzegłam, że jego oczy były tak osłupiałe, jakby umarł w środku. Dziwnie się poczułam, choć przecież nie mógł oczekiwać, że szczerze odpowiem na tak bezczelne pytanie. Zbyt prywatne i zbyt intymne.

Damon poruszył ołówkiem i wystraszyłam się, że zacznie pisać odpowiedź. Nie chcąc, żeby sobie wyobrażał nie wiadomo co, spróbowałam anulować tą rundę i wyburczałam:

— Ja tego nie robię dla przyjemności, tylko dla zajścia w ciążę.

Sądziłam, że tym wyznaniem wzbudzę w Harlanach podziw - wszak wspięłam się na wyżyny konserwatyzmu - ale oni podnieśli brwi i przybrali zakłopotane miny. W tym samym momencie mój wzrok padł na kartę, którą Matthew wciąż unosił w powietrzu, i dostrzegłam pełną treść pytania: Jaka jest ulubiona pozycja twojej żony... do spania".

Teraz to ja prawie umarłam z zażenowania.

Spojrzałam zmieszana na Damona, a on posłał mi drwiący uśmiech, po czym stwierdził wybitnie mało przekonująco:

— Moja żona żartowała.

Pokiwałam potwierdzająco głową i wybuchłam głośnym śmiechem, który zabrzmiał jak początek płaczu.

— No, dobra — wydusiłam. — Najbardziej lubię spać na boku. Och, sorki. Mieliśmy to napisać. Ale Tyler by wiedział. Prawda, kochanie?

— Oczywiście, kochanie. Znam odpowiedź na obie wersje pytania.

Szturchnęłam go w ramię niby rozbawiona tym żartem, choć z zawstydzenia miałam ochotę zapaść się pod ziemię.

Dochodziła dwudziesta trzecia, a Harlanowie pokonywali nas trzydziestopunktową przewagą, gdy wreszcie zgodziliśmy się zakończyć „zabawę". Nora i Matthew poszli skorzystać z łazienki i toalety, przylegających do sypialni, w której miałam spać ja i Damon. Korzystając z okazji, że zostaliśmy w saloniku, żeby pościelić kanapę dla Harlanów, rzuciłam w chłopaka zmiętoloną poszewką na kołdrę i zapytałam z pretensją:

— Po co udajemy małżeństwo, skoro robisz wszystko, żeby oni zrezygnowali z „kupienia" od nas tego domku?

— Chcieli wygrać i daliśmy im spektakularne zwycięstwo — odparł niewzruszony, wygładzając poszewkę.

— Daliśmy im powód, żeby nami gardzili, a nawet żeby zwątpili w nasz związek.

— To pozerzy, Katherine. Chcą się czuć lepsi od nas. Niczego nie podejrzewają.

— Skąd wiesz? I czemu mi nie powiedziałeś wcześniej, żebym się nie martwiła o wynik?

— Żebyś była przekonująca. Złap kołdrę za tamte rogi.

Prychnęłam, urażona sugestią, że kiepska ze mnie aktorka. Dokończyłam ścielić kanapę, a później poszłam do kuchni, gdzie nalałam sobie szklankę wody dla uspokojenia nerwów. Wtedy pojawiła się Nora, ubrana w długi szlafrok i wypachniona kremami pielęgnującymi.

— Matthiew już jest pod prysznicem — rzekła. — Przepraszam za takie długie zajmowanie.

— Och, żaden problem. Możesz się kłaść do waszego łóżka, jeśli chcesz.

— Zaczekam na męża. — Podeszła bliżej mnie i oparła się tyłem o blat, po czym wymamrotała zagadkowym tonem: — A propos mężów...

Przychyliła swoją twarz do mojej.

— Dam ci radę. Rób „to" dla przyjemności. Nie ma w tym nic złego, a mężowie tego potrzebują — powiedziała dobrotliwie, wprawiając mnie w ogromne osłupienie, po czym zapytała bez krępacji: — Ile najdłużej „tego" nie robiliście?

Mechanicznie wzruszyłam ramionami, na co Nora przewróciła oczami i stwierdziła:

— Jeśli dłużej niż trzy dni, to możesz być pewna, że chodził do innych kobiet.

Parsknęłam śmiechem.

— Trzy dni? Chyba żartujesz.

— Nie, skarbie.

— Co, jeśli zachoruję na grypę? — zapytałam przekornie.

— Nic nie szkodzi. Przecież wystarczy leżeć i się nie ruszać. Żadnych bólów głowy, żadnego „nie chce mi się", żadnego „jestem obrażona". — Stanowczo pogroziła mi palcem. — Kochanie się z mężem to jedyna rzecz, która czyni małżeństwo trwałym. Dla męża nie liczy się posprzątany dom, pranie ubrań, obiady pod nos... No chyba że zdobędzie kochankę. Wtedy opłaca się mieć żonę jako kurę domową i kobietę, która go nakarmi na mieście.

— „Nakarmi"?

— Tak. „To" jest dla mężczyzn potrzebne do życia jak jedzenie.

— A co jeśli pewnego dnia wszystkie kobiety na świecie uznają, że już nie mają ochoty na bliskość? Mężczyźni wymrą po kilku dniach?

Nora spojrzała na mnie jak na nieznośne, niesforne dziecko, westchnęła z irytacją i skwitowała protekcjonalnie:

— W ostateczności wezmą siłą to, co im się należy.

Nagle coś we mnie pękło. Przypływ wściekłości usunął udawaną spolegliwość, wola walki o niezależność zwyciężyła z chęcią zdobycia pieniędzy na pokrycie długu rodziców. Złapałam się pod boki i stwierdziłam najeżona:

— Gdybym ja umierała z głodu, to nie miałabym siły walczyć o jedzenie. Co więcej, przed Tylerem miałam już dwóch chłopaków. Z pierwszym byłam dopasowana seksualnie, ale związek nie przetrwał. Drugi związek trwał dłużej, mimo że mój chłopak rzadko się interesował sferą łóżkową. Czasami widział, że mam ochotę na bliskość i chciał mi ulec, ale ja odpuszczałam, bo czułabym, że go wykorzystuję.

Nora, słuchając mnie, coraz bardziej czerwieniała i się zapowietrzała, aż w końcu fuknęła:

— Jak mówiłam, takie związki upadają. Ten chłopak cię nie kochał, skoro nie dbał o twoje potrzebny.

Spojrzałam na nią z politowaniem.

— Seks uprawiamy przede wszystkim dla siebie, dla własnej przyjemności. Czasami mamy taki przywilej, że ktoś, kto ma na niego ochotę, chce bliskości z nami, ale przywilej to nie prawo — dokończyłam dobitnym tonem.

Kobieta zwiesiła ramiona i zrobiła taką minę, jakby straciła całą wiarę w ludzkość, a potem popatrzyła na mnie z dezaprobatą, pytając opryskliwie:

— Dbasz o dobrostan twojej rodziny, czy nie?

W tym pytaniu czaiła się ewidentna groźba, która natychmiast mnie otrzeźwiła. Nie mogłam stawiać moich opinii nad dobro bliskich. Musiałam natychmiast odzyskać sympatię Nory.

— Tak, tak, oczywiście — Przyłożyłam rękę do serca. — Ja jedynie filozofowałam. Dziękuję za rady, będą moim drogowskazem w małżeństwie.

Włożyłam dużo wysiłku w to, żeby brzmieć przekonywująco, dzięki czemu Nora zamyśliła się na moment, aż w końcu posłała mi przychylniejsze spojrzenie i westchnęła z wyraźną ulgą.

— Mam nadzieję, że zostaniemy w kontakcie, po tym jak odkupimy od was ten cudny domek — stwierdziła z entuzjazmem. — Jeszcze cię wiele nauczę.

Udałam zachwyt wizją takiego rozwoju znajomości z Harlanami. W rzeczywistości nie zamierzałam mieć z nimi nic wspólnego. Nawiedzone świry, pokroju Wentwortha Culpeppera i jego znajomków od gry w butelkę. Dlaczego los krzyżował moje ścieżki z takimi ludźmi? Och, przecież to oczywiste. W ramach kary za pomaganie Damonowi.

Dobrze chociaż, że kobieta nadal chciała kupić tą leśną chatkę.

Kiedy Matthew wrócił z łazienki, on i Nora zamknęli się w saloniku, ja przeniosłam się do sypialni, gdzie pościeliłam łóżko, a Damon poszedł dolać wody do bojlera, bo dla nas się skończyła i trzeba było zaczekać na ciepłą.

Usiadłam na brzegu łóżka, speszona faktem, że przez resztę nocy miałam przebywać z Damonem sam na sam. Ogarniały mnie sprzeczne uczucia w związku z tym. Napięcie, dyskomfort, obawa, że zrobię coś głupiego, ale i ciekawość, jak zachowa się Damon. Nie wiedziałam, kim dla siebie byliśmy, gdy ze sobą nie pogrywaliśmy. Nie wiedziałam nawet, kim byliśmy prywatnie. Już nie zakładniczka, już nie prześladowca.

Rozległo się stuknięcie drzwi. Spojrzałam na Damona, który wrócił z piwnicy. Bez żadnego słowa zdjął bluzę, rzucił na oparcie fotela i wygładził podkoszulek na brzuchu. W mojej głowie zabrzmiało echo sugestii Nory, że Damon się z kimś spotykał, gdy żył swoim życiem.

— Z iloma kobietami byłeś w łóżku? — wypaliłam, ulegając zżerającej mnie ciekawości.

Zaskoczony wbił wzrok w moją twarz, w milczeniu wodził nim po moich ustach i oczach, a potem zapytał cicho:

— Zabiłem twojego szefa, szantażowałem cię i groziłem twojej rodzinie. Nie masz poczucia żenady i absurdu, zadając mi takie pytanie?

— Cóż, prawie się pieprzyliśmy.

Musiał mi przyznać rację, bo przecież powtórzyłam jego słowa z samochodu.

— Dlaczego pytasz? — zaszemrał.

— Żeby wiedzieć, czy nie jesteś jakiś... rozwiązły czy coś.

— A jaka liczba partnerek seksualnych stanowiłaby o mojej „rozwiązłości"?

— Więcej niż cztery.

— Nie potwierdzam, nie zaprzeczam, ale pragnę zauważyć, że ty bzykałaś się już z dwoma chłopakami, prawie trzema — dodał szybko z ostentacyjną satysfakcją. — W wieku dwudziestu dwóch lat będziesz miała na koncie stu.

Zerwałam się na nogi, niesiona oburzeniem. Drań podsłuchiwał moją rozmowę z Norą i teraz insynuował niestworzone rzeczy! Zmarszczyłam brwi, złapałam się pod boki i wycedziłam z tupnięciem nogi:

— Nigdy więcej się do ciebie nie odezwę.

Miałam ochotę krzyczeć, ale trzeba było zniżać głos, by nie usłyszeli nas Harlanowie. Sapnęłam, walcząc z gniewem, który się ze mnie wyzierał, i usiadłam z powrotem na łóżku. Damon przyjrzał mi się wyniośle i parsknął ironicznym śmiechem.

— Założę się, że nie wytrzymasz godziny.

— Okej, wygrałeś, bo muszę ci odpowiedzieć, że wolałabym umrzeć — warknęłam.

Wyciągnął rękę.

— Zawrzyjmy zakład. Ja twierdzę, że nie wytrzymasz godziny bez odzywania się do mnie. Jeśli wygram, pocałujesz mnie w dupę.

Prychnęłam i z rozmachu ścisnęłam jego dłoń swoją.

— Ja twierdzę, że wytrzymam. Jeżeli wygram, to ty sam zdobędziesz dla mnie resztę pieniędzy na pokrycie długu rodziców. A jeśli ci zza ściany zrezygnują z kupna tej chałupy, będziesz musiał zebrać całe trzysta tysięcy.

— Stoi, pod warunkiem, że nie odezwiesz się do mnie ani werbalnie, ani gestami.

Skinęłam głową, po czym wolną ręką przecięłam nasz uścisk. Spojrzałam na zegar i obliczyłam, że muszę wytrzymać do w pół do pierwszej w nocy. Żaden problem. Ba, wytrwałabym nawet do końca życia, jednak nie mogłam się doczekać, aż odtrąbię swoje zwycięstwo.

Damon podniósł z fotela foliową paczkę z fabrycznie nową męską piżamą od Harlanów. Mnie też podarowali ciuch do spania - długą, grubą koszulę nocną, którą już wcześniej wyjęłam z oryginalnego opakowania - a oprócz tego szczoteczki do zębów i ręczniki. Przypomniało mi się, jak nocowałam z Damonem w motelu i przyniósł swoje rzeczy z bagażnika. Nie chciałam założyć do spania jego koszuli, więc poszedł od kogoś odkupić inną. Przemknęło mi przez myśl, że to było miłe z jego strony.

„Nie, wcale nie", zganiłam się w duchu. W jego zachowaniu nigdy nie było nic miłego. Obrzydliwy degenerat i seksista. Na dodatek ściągał na mnie tych pokręconych Harlanów. Powinni uprzedzić Damona, że chcą tu przenocować, natomiast oni postawili jego i mnie przed faktem dokonanym. Do tego kupili dla nas piżamy, szczoteczki do zębów, ręczniki i pościel. Dziwne. Niepokojąco dziwne. Znałam tylko jednego człowieka, który woził w samochodzie mały bagaż na wypadek spontanicznego nocowania w obcym miejscu i takie działanie wiązało się z zamordowaniem kogoś.

Skoro Harlanowie poszli o krok dalej - bo zadbali też o nasze potrzeby - mogli zaplanować coś gorszego. Pożałowałam, że nie podzieliłam się z nim moimi obawami z Damonem, zanim wystrzeliłam z pytaniem o jego życie erotyczne. Teraz już nie wypadało, bym gadała o Harlanach, bo przecież się do niego nie odzywałam.

„Do diabła z tym", pomyślałam. „Pewnie mam paranoję".

Usłyszałam dźwięk spłukiwanej wody dochodzący z toalety. Po chwili Damon wrócił do sypialni i oznajmił leniwie:

— Woda w łazience nadal zimnawa. Jeśli ci to nie przeszkadza, możesz iść pierwsza.

Nawet mi usta nie drgnęły, gdy objął mnie wyczekującym spojrzeniem. Nabyłam odporność na jego prowokacje. Założyłam nogę na nogę, żeby pokazać, że nigdzie się nie wybieram. Damon jeszcze trochę mnie pozagadywał, sprawiając wrażenie, jakby nie pamiętał, że toczymy między sobą pojedynek. Zupełnie nie doceniał mojej czujności i zawziętości.

W końcu poszedł pod prysznic. Przypuszczałam, że będzie długo lał wodę, żeby sprowokować mnie do głośnych pretensji, lecz dość szybko wyszedł z łazienki, pachnąc mydłem i szamponem. Nic już nie mówił i ewidentnie unikał kontaktu wzrokowego ze mną. Ja za to nie mogłam oderwać od niego oczu, bo bardzo atrakcyjnie prezentował się w samych długich, granatowych spodniach od piżamy, luźno zwisających mu z bioder. Pięknie się komponowały z jego idealnie wyrzeźbionym brzuchem.

Resztką przytomności oderwałam spojrzenie od chłopaka, złapałam swoje rzeczy i uciekłam do łazienki, zła na siebie za uleganie najniższym instynktom. Pokarało mnie tym okropnie pociągającym wyglądem Damona. Dlaczego nie urodził się ze sterczącymi zielonymi igłami zamiast włosów czy końskimi kopytami zamiast kończyn? Wtedy nie zachowywałabym się jak głupi podlotek.

Skorzystałam z toalety, umyłam zęby i, po zdjęciu ciuchów, wskoczyłam do brodzika. Ostrożnie zamknęłam szklaną kabinę, a potem spostrzegłam, że główka od prysznica jest zawieszona na samej górze drążka z uchwytem. Wyciągnęłam rękę, stanęłam na palcach i... nie dosięgłam. Zmarszczyłam brwi. Ten drań, Damon, sądził, że nie przecierpię kilku sekund pod gorącą czy zimną wodą, zanim ustawię właściwą temperaturę.

Kiedy już stałam nieruchomo, czekając aż woda zmyje ze mnie resztki szamponu i mydła, poczułam chłód za plecami i usłyszałam zza szumu wody cichy zgrzyt. Odwróciłam lekko twarz. Mało nie zemdlałam z nagłego zawrotu głowy, gdy kątem oka zobaczyłam Damona. NAGIEGO. Co gorsza, ja też byłam goła, a to dramatycznie potęgowało moje speszenie i onieśmielenie.

Gwałtownie zwróciłam twarz na wprost siebie i otworzyłam usta, by się wydrzeć. W ostatniej sekundzie powstrzymałam się ze względu na zakład. Nie mogłam przegrać przez wstyd i oburzenie, o nie! Zostało niewiele czasu do wpół do pierwszej, więc musiałam jedynie zaczekać, aż Damon zobaczy, że jego żenujący występek nie zrobił na mnie wrażenia i odejdzie.

Rozległo się stuknięcie szklanych drzwi.

A więc został.

Jak ja miałam na to zareagować, nie mogąc się odezwać ani znacząco gestykulować? Po szybkim zastanowieniu postanowiłam, że będę udawać obojętność. Zamieniłam się w lodową skałę.

Damon sięgnął po gąbkę, którą wcześniej odłożyłam na wiszącą, metalową półeczkę.

— Pomyślałem, że umyję ci plecy. Chyba że potrafisz sama?

Zmrużyłam oczy i nieznacznie pokręciłam głową, w geście niedowierzania w popis bezczelności chłopaka. On albo nie uznał tego za odpowiedź, albo nic nie zauważył, bo przyłożył gąbkę do moich pleców. Napięłam się niczym struna.

Damon odgarnął mi włosy z pleców, przerzucił przez ramię.

I pocałował mnie.

Tak po prostu przytkał usta do mojej szyi i złożył na niej długi pocałunek. Poczułam rozlewające się ciepło pod skórą. Mimowolnie zamknęłam oczy i westchnęłam cicho. Jednak nie umiałam skutecznie udawać obojętności. Nie przy Damonie. Przy nim naprawdę istniałam, przy nim czułam, że żyję. Myślałam, że miesiąc rozłąki wyrwał mnie spod jego uroku, lecz wszystkie niewygodne uczucia wracały z podwójną mocą.

— Powiedz słowo, a sobie pójdę — wymruczał, oderwawszy usta od mojej szyi.

Otworzyłam gwałtownie oczy, wstrząśnięta refleksją, która gwałtownie przebiła mi się przez zaćmiony umysł. Damon próbował wygrać zakład. Pocałunek nie był wyrazem szczerej, spontanicznej czułości tylko wyrachowanym ruchem w celu pokonania mnie.

Nie mogłam mu na to pozwolić. Rozważyłam wyjście z brodzika, ale zrezygnowałam na myśl, że musiałabym się odwrócić do Damona, a nie miałam czym się przed nim zasłonić. Zresztą, nie było gwarancji, że zejdzie mi z drogi, jeśli się nie odezwę. Jakby na potwierdzenie tej teorii nagle upuścił gąbkę na brodzik i objął mnie dłońmi w talii. Szóstym zmysłem wyczułam, że czekał na moją reakcję, jednak ja wciąż stałam nieruchomo, licząc, że się wycofa, bo przecież posunął się za daleko.

Damon powoli przesunął dłoń w górę i zagłębieniem dłoni objął moją pierś. Z pewnością rozpoznał, że moje serce znów zabiło w rytmie przeznaczonym tylko dla niego, bo śmielej i żarliwiej objął mnie drugą ręką w żebrach i wtulił w siebie. Poddałam się tej bliskości, tak jak wtedy na kanapie czy podczas imprezy u Victorii. Chłonęłam ciepło skóry Damona na pośladkach i plecach, upajałam się namiętnością oferowaną dotykiem jego wypukłości, palców oraz ust pieszczących moją szyję.

Nim się spostrzegłam, jedną ręką trzymałam się półeczki na mydło, drugą zawiesiłam na drążku prysznica. Wspierając się na palcach prawej nogi, lewą postawiłam na wysokiej krawędzi brodzika i przylgnęłam plecami do torsu Damona, który jedną dłonią ściskał moją pierś, a drugą gładził mi udo. Westchnęłam cicho, gdy zagłębił palce między moimi nogami. Poruszał nimi, aż się napięłam i bezwładnie oparłam głowę na jego ramieniu. Po tym zabrał dłoń i chwycił mnie pod biodra, podnosząc lekko. Przysunął się bliżej, rozchylając mi nogi, i w końcu - jednym, szybkim posunięciem - wypełnił mnie całą. Stęknęłam z przyjemności i przyłożyłam dłoń do jego dłoni. Nasze obrączki pocierały się o siebie wraz z kolejnymi ruchami Damona. Pojękiwałam, wyginając się w jego stronę, aż podniosłam za siebie drugą rękę i wplotłam palce we włosy chłopaka, podniecona westchnięciami, które z siebie wydawał. Nasze oddechy były kurczowe, szybkie, serca tłukły się w piersiach.

Wkrótce Damon przyspieszył swoje ruchy, na co zacisnęłam mięśnie między udami i rozchyliłam szeroko usta. Orgazm był długi, przychodzący falami, sprawiający, że traciłam grunt pod nogami. Naprężyłam się, przywierając całym ciałem do Damona, a potem poczułam się lekka i bezwładna. Mój oddech powoli zwalniał, echo orgazmu ucichło. Wtedy uświadomiłam sobie, że wciąż się lekko podnoszę i opadam. Damon postękiwał, poruszając nieustająco biodrami. Jeszcze nie szczytował, ale czułam, że był tego bardzo, bardzo blisko.

Mogłam zaczekać. Chciałam, żeby poczuł to, co ja. Jednak przypomniałam sobie o czymś.

— Przestań — powiedziałam stanowczo.

Damon od razu znieruchomiał.

— Wygrałam zakład. Puść mnie.

Och, szkoda, że Wentworth i Nora nie mogą tego zobaczyć.

Wyślizgnęłam się z objęć Damona. Bez patrzenia na niego wyszłam spod prysznica, i zaraz potem z łazienki, łapiąc po drodze ręcznik i koszulę nocną. W pokoju zobaczyłam, że minęły trzydzieści trzy minuty po północy. Brawo dla mnie za świetne wyczucie czasu.

Wytarłam się prędko, owinęłam włosy ręcznikiem i założyłam koszulę, spoglądając ze zakłopotaniem na łóżko, w którym miałam spać razem z Damonem. Wybitnie niekomfortowa sytuacja, zważywszy na to, co właśnie zrobiłam. Cóż, w motelu również nie było zbyt przyjemnie, ale jakoś przetrwałam tamtą noc, więc raczej bym się wygłupiła, gdybym tym razem zażądała, żeby jedno z nas spało na podłodze.

Zgasiłam światło i pokój spowiły dość silne promienie lampy zewnętrznej, padające przez okno. Podeszłam do łóżka, zepchnęłam piżamowe spodnie Damona na jego połowę, po czym zajęłam swoją. Położyłam się na boku, twarzą do brzegu, podciągnęłam kołdrę aż po usta i zamknęłam oczy, próbując wyprzeć ze świadomości to, jak znów straciłam nad sobą kontrolę. Zachowałam się koszmarnie głupio, odrzucając wszelkie zasady moralne dla chwili przyjemności.

Nie, nie dla przyjemności. Dla wygrania zakładu.

Chciałam szybko zasnąć, by uniknąć konfrontacji z Damonem. Trochę się lękałam jego reakcji, choć przecież zasłużył na niespodziewane odtrącenie. No i, pewnie sam zadbał o swoje potrzeby. Dlaczego w ogóle się nad tym zastanawiałam? Nie moja sprawa.

Wkrótce wrócił do pokoju. Z coraz szybciej bijącym sercem wsłuchałam się w wolny tupot jego stóp, a potem szelest spodni od piżamy. Po chwili kolejne kroki i rozległo się krótkie szurnięcie, chyba zasłony, której nie zauważyłam. Światło lampy przebijające przez moje zamknięte powieki znacznie zelżało. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam zarys sylwetki odchodzącej od okna.

Damon okrążył łóżko, poruszył kołdrą i położył się za mną. Szybko przyjął nieruchomą pozycję. Nie odezwał się ani jednym słowem. Czyżby uwierzył, że zdołałam usnąć w dwie minuty?

— Katherine — przemówił nagle mruczącym głosem, na co aż drgnęłam z przejęcia. — Wtedy, na imprezie, twoja ucieczka była zrozumiała. Teraz mnie rozśmieszyłaś. Ale jeśli postąpisz tak trzeci raz, to się wkurwię.

Otworzyłam szeroko oczy i głośno westchnęłam z irytacji na te słowa.

— Może jeszcze nie wiesz, ale każda dziewczyna może zrezygnować w każdym momencie — wyburczałam.

— Nie każda. Nie ty. Nie ze mną.

Przewróciłam się na plecy, wsparłam na łokciach i spojrzałam na zaciemnioną twarz Damona, zamierzając mu wygarnąć. Chyba się spodziewał, że tak zrobię, bo w tym samym momencie zapalił lampkę obok siebie i obrzucił mnie prowokacyjnym, badawczym spojrzeniem, co sprawiło, że na chwilę straciłam rezon i przybrałam niepewną, zakłopotaną minę.

Dziwnie mi się patrzyło na Damona po tym, co zaszło pod prysznicem. Trudno przyznać, ale podarował mi najwspanialsze uczucie w życiu i teraz wydawał się inny. Atrakcyjniejszy oraz bardziej interesujący w kontekście bliższej i dalszej przyszłości. Do tego, wiedząc już, że nasze ciała idealnie do siebie pasowały, natychmiast zmiękłam w środku i zapragnęłam ponownie oddać się słodkim uniesieniom.

Jednak musiałam się zmierzyć z rzeczywistością.

— Przyszedłeś do mnie, żeby wygrać zakład. Liczyłeś na to, że cię odepchnę, więc...

— Tak myślisz? — przerwał mi, uśmiechając się drwiąco.

— Zaprzeczysz?

— A ty? Zaprzeczysz, że dałaś mi się wydymać tylko dlatego, aby nie przegrać zakładu?

— Nie zaprzeczę — odparowałam wyniośle, bo nie chciałam schlebić Damonowi.

Położyłam się na plecach i skierowałam twarz ku górze. Zapytałam oschle:

— Załatwisz mi pieniądze? Skoro przegrałeś?

— Oczywiście. Zakład to zakład.

— Dzięki — mruknęłam.

— Na marginesie, mówiłaś, że nie będziesz się do mnie odzywać. Zmieniłaś zdanie?

Stłumiłam prychnięcie. Damon miał rację. Wciąż byłam obrażona. Niestety, przed ponownym zasznurowaniem ust musiałam poruszyć kilka kwestii.

— Harlanowie są dziwni — stwierdziłam półgłosem. — Uwiązali nas tu na noc, kupili nam produkty pierwszej potrzeby, zmusili do podstępnej gierki małżeńskiej... Co, jeśli my zostaliśmy porwani i padniemy ofiarami jakiegoś chorego eksperymentu?

Damon parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego gwałtownie, niezadowolona z jego lekceważącej postawy. Westchnął, położył się na boku, podparł głowę na zgiętej ręce i wlepił oczy w moją twarz.

— Oni po prostu korzystają z okazji, żeby zawrzeć przyjaźń z kimś nowym — oznajmił spokojnie. — To swingersi.

— Co?

— To osoby, które biorą udział w seksualnej wymianie małżon...

— Wiem, kim są swingersi — wykrztusiłam zdumiona i nieco zbulwersowana: — Powiedziałeś, że są konserwatywni.

— Bo są. Przez większość czasu.

— W takim razie, dlaczego sądzisz, że do nas zarywają?

— Ponieważ, kiedy ty szykowałaś z Norą kolację, Matthew mi wyznał, że lubi oglądać, jak ktoś inny zajmuje się jego żoną i przekonywał mnie, żebym też tak spróbował.

— Co mu odpowiedziałeś?

— Że to zależy od ciebie.

Skrzywiłam się, zdegustowana. Damon przybrał znudzoną minę i leniwie ziewnął, zupełnie nieskory do wyrażenia opinii na omawiany temat. Chciałby patrzeć, jak ktoś inny mni... to znaczy, jego ewentualną żonę, bzyka na jego oczach?

Nie ulegało za to wątpliwości, że sam w ogóle nie interesował się, czy ja chętnie podzieliłabym się moim potencjalnym mężem, bo zagaił:

— Rano pojadę z Matthew po kasę, a gdy wrócimy, odurzymy ich oboje moimi pigułkami. Ale jeśli nadarzy ci się okazja, możesz sama uśpić Norę.

— Nie. Nie wrzucę jej do picia tabletki gwałtu. A zresztą, to bez sensu. Nie zapomną dzisiejszego wieczoru.

— To nie tabletka gwałtu, tylko lek, którego trochę przedawkują i dostaną amnezji wstecznej. Będzie dobrze.

Przewróciłam oczami, nieprzekonana do planu Damona. Jednak nie miałam prawa narzekać. Potrzebowałam pieniędzy Harlanów. Obiecałam sobie, że wezmę sobie kilka dorywczych prac, by zebrać równowartość skradzionych pieniędzy i je im oddać.

Nagle coś mnie tknęło, żeby zadać pytanie niezupełnie związane z omawianym tematem, ale istotne w naszej sprawie.

— Czyj to domek? — w moim głosie zabrzmiała niewinna ciekawość, ale też zmieszanie, że nie zainteresowałam się tym wcześniej.

Popatrzyłam na Damona, a on... uciekł wzrokiem. Niewiarygodne. To się nigdy wcześniej nie zdarzyło. Zmrużyłam oczy i spróbowałam rozszyfrować emocje na jego twarzy, ale była niewzruszona niczym woskowa maska. Po chwili dziwnie niezręcznej ciszy Damon chrząknął, wymienił ze mną długie spojrzenie i oznajmił z wyraźnym zadowoleniem:

— To dom Culpepperów.

— Jakich Culpepperów?

— Tych, o których myślisz. Zadzwoniłem do Wentwortha i poprosiłem o pożyczenie tej budy.

Zatkało mnie.

— Wy się znacie? — wydusiłam wstrząśnięta.

— Balowaliśmy kilka razy na tych samych imprezach. Dla niego to jak przyjaźń. Raz zaprosił mnie tutaj na sylwestra, no i, mogłem to wykorzystać.

Jęknęłam głucho i przyłożyłam dłonie do twarzy. Czułam, że wyszłam na idiotkę, żaląc się Damonowi na tego popaprańca, Wentwortha. Powinnam podejrzewać, że się kumplowali.

— On nas pogrąży — wyburczałam. — Nienawidzi mnie, więc jeśli mu o mnie wspomniałeś albo dowie się...

— On nie żyje, Katherine.

Te słowa Damona przecięły powietrze niczym pejcz. Wybrzmiała w nich niepokojąca, podejrzana duma podszyta satysfakcją. Powoli odsunęłam ręce od twarzy i zamrugałam oszołomiona.

— Jak to „nie żyje"?

— Pamiętasz, jak wpadłaś do basenu?

— Nie wpadłam. Popchnąłeś mnie.

Uniósł brwi w ewidentnym wyrazie politowania, jakby z jego perspektywy wspomniane wydarzenie wyglądało zupełnie inaczej.

— Cóż — mruknął. — Za Wentworthem nie było wody, tylko skalna płaszczyzna.

Poderwałam się do góry, obróciłam się na kolana i przycupnęłam na piętach, obrzucając Damona zgorszonym spojrzeniem. Chłopak uniósł kącik ust, po czym wymamrotał z czułością i teatralnym patosem:

— Skarbie... Chyba nie myślałaś, że Wentworthowi ujdzie płazem to, jak cię potraktował?

„Skarbie" od razu odebrałam jako sarkazm, lecz i tak przeszył mnie gorący, przyjemny prąd. Ustąpił jednak zimnym dreszczom grozy, gdy przyswoiłam pozostałą część wypowiedzi Damona. Zmarszczyłam brwi.

— Ja nie jestem sędzią, a ty nie jesteś egzekutorem.

— Sędziowie w większości bardziej cenią życie przestępców niż ofiar.

— Wiem. System wymaga poprawy, ale jest potrzebny. Gdyby każdy chciał dokonywać samosądu, to zapanowałoby kompletne bezprawie.

Damon parsknął śmiechem.

— Źli ludzie wmówili to dobrym ludziom, żeby ci pierwsi mogli swobodnie chodzić po ulicy.

Trudno mi było polemizować z tak słusznym argumentem, więc westchnęłam z rezygnacją i stwierdziłam stanowczym, choć zbolałym głosem:

— Nie chcę, żebyś dla mnie zabijał.

— W porządku — wzruszył ramieniem. — Nie zabiłem Culpeppera dla ciebie. Wkurzyłem się na niego.

Wzniosłam oczy do góry i pokręciłam z dezaprobatą głową. Nie życzyłam dobrze Wentworthowi. Był łajdakiem, który powinien ponieść odpowiedzialność za napaść na mnie. Jednak wolałabym, żeby skończył za kratkami, a nie ginął z rąk Damona. Nie lubiłam sobie przypominać, jaki Damon jest brutalny i bezwzględny.

— Musisz przestać — bąknęłam.

Spojrzał na mnie z niezrozumieniem, więc dodałam drżącym głosem:

— Zabijać. Musisz przestać zabijać.

Wtedy on odparł lodowato:

— Za kogo ty się masz, żeby tak mówić?

Zmroziło mnie. Zalana wstydem i upokorzeniem, szarpnęłam za kołdrę, żeby wyplątać z niej nogi, a potem w milczeniu położyłam się na boku, tyłem do Damona. Niemal się trzęsłam z niemiłych emocji, jakie we mnie wzbudził. Koszmarnie pożałowałam chwili swojej słabości pod prysznicem. Tylko się wygłupiłam z okazywaniem czułości i pożądania.

Niestety, bliskość z Damonem coś dla mnie znaczyła. Nie umiałam określić co, ale coś ważnego. Nie chciałam tego czegoś uwzględniać w mojej niedalekiej przyszłości, lecz wiedziałam, że będę to kiedyś rozpamiętywać z rozmarzeniem i sentymentem. Tymczasem ja nie miałam dla Damona żadnego znaczenia. W jednym momencie sprawiał, że czułam się wyjątkowo, w drugim mi groził albo obrażał. Byłam dla niego zabawką.

Dlaczego tak łatwo traciłam przy Damonie głowę? Przez miniony miesiąc robiłam wszystko, by o nim nie myśleć, a gdy z konieczności poszłam do jego domu i go zobaczyłam, wydał mi się trochę obcy, nawet jeśli dość czarująco prezentował się w samym ręczniku. Czułam, że zelżało między nami pewne napięcie, które zastąpił postawiony przeze mnie mur strachu i obaw. Ale odkąd Damon przyjechał po mnie pod moją pracę, mur zaczął się kruszyć. Za to, gdy podał mi powód zabicia Claire i zrozumiałam, że nie była krystalicznie niewinna, znowu stałam się żałośnie podatna na jego urok osobisty. Wystarczyło głębokie spojrzenie, wypowiedziane miękko słowa, dotyk - i zapominałam kim jestem.

To się musiało wreszcie skończyć. Raz na zawsze. Postanowiłam, że zachowam pozory obojętności na wszystko, co się wydarzyło po przekroczeniu progu tej sypialni, poczekam, aż Damon da mi pieniądze i wrócę do mojego starego życia, wolnego od emocjonalnego rollercoastera. Dobrze, że chociaż mogłam pomóc rodzicom dzięki znajomości z tym toksycznym draniem. Oczekiwanie czegoś więcej nie miało żadnego sensu.

Usłyszałam pstryknięcie i zgasło światło. Zamknęłam oczy, marząc, by ta noc minęła jak najszybciej, jednak sen nadszedł dopiero nad ranem.

A kiedy się obudziłam, byłam już sama.

I nie rozpoznałam otoczenia.

~* * * ⁂* * * ~
Miłego tygodnia 😘❤️

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top