21 (Skąd wiesz, mamo?)

Na zabicie odrobiny czasu rozdział przejściowy, ale trochę potrzebny.

Ps. Jeśli ktoś szuka nowych opek w klimatach hate&love, serdecznie Wam polecam odwiedzić Nessę i Rivera w Ice Breaking od wildisthewind6

~* * * ⁂* * * ~

Nie pojawił się.

Bo przecież, dlaczego miałby się pojawić? Żeby się zemścić? To byłoby głupie. Ludzie wyszliby na ulicę z pikietami w rękach. Policja sumienne szukałaby tego, kto skrzywdził młodą, niewinną dziewczynę i jeździłyby patrole, żeby ochronić kolejne. Kiepskie warunki pracy dla zawodowego zabójcy.

Jednak po tym jak mundurowi zrobili nalot na hotel Willson, Damon raczej nie mógł się wychylać. Nie zdziwiłabym się, gdyby zażądał, żebym mu to jakoś zrekompensowała. Zamierzałam mu wręczyć podartego dolara i wykrzyczeć w twarz wszystko, co mi leżało na sercu.

Jednak upłynął piątek, mijała sobota, a zbir nie zareagował na moje internetowe komentarze. Albo ich nie widział, bo zostały usunięte po kilku godzinach od publikacji, albo nie obchodziło go to, co zrobiłam. Skłaniałam się ku drugiej opcji, ponieważ użytkownicy serwisu porobili screeny i dyskusje o podziemnej restauracji przeniosły się na inne, popularniejsze platformy. Niektórzy nawet próbowali odkryć, kim był Scott i wklejali linki do profilów społecznościowych zaginionych mężczyzn o tym imieniu.

Pakowałam prezent dla Cary, gdy rozległo się pukanie do moich drzwi. Szybko zawiązałam kokardę na wstążce i poszłam zobaczyć, kto przyszedł. Za drzwiami nikogo nie było. Wyjrzałam na korytarz, który okazał się pusty, i poczułam, że dotknęłam czegoś stopą. Spuściłam wzrok i zbaraniałam.

Pod moimi nogami leżała maskotka niemiło zaskoczonego Pikachu. Schyliłam się, żeby wziąć ją do ręki, spojrzałam na żółtą buzię i zdawało mi się, jakbym patrzyła na swoje odbicie w lustrze. Rozejrzałam się jeszcze raz po korytarzu i wróciłam do mieszkania, zatrzaskując za sobą drzwi.

Co miała znaczyć ta maskotka i ta jej (w normalnych okolicznościach śmieszna) mina? Damon nie mógł przepuścić okazji, żeby mnie znowu wyszydzić? Czy może to była jakaś groźba? Stałam w bezruchu, nie wiedząc, co robić dalej.

Po chwili otępienia zauważyłam, że do pluszaka była przyczepiona mała koperta. Zerwałam ją i drżącymi rękami wyjęłam ze środka liścik skreślony męskim pismem:

Nie kuś losu i ciesz się życiem.

Przeszły mnie dreszcze, a całe ciało zesztywniało. Przestałam czuć swoje serce i słyszeć myśli, które utonęły w zamęcie rozczarowania. Nagle zawibrowała komórka. Rzuciłam pluszaka na kanapę i szybko chwyciłam telefon ze stolika, przekonana, że dzwoni Damon. Widząc napis „mama" poczułam, jakby ktoś wylał na mnie kubeł zimnej wody.

Odebrałam telefon i wydusiłam z wymuszoną ekscytacją:

— Halo?

— Katherine! — zabrzmiała dziwnie opryskliwie i wzięła głośny wdech. — Dlaczego nam nie powiedziałaś, że byłaś świadkiem morderstwa?

Och, szlag.

— Czemu nie mówiłaś, że ktoś zabił twojego szefa? — ciągnęła zmartwiona, kładąc nacisk na każde słowo.

No, właśnie, Kathy? Dlaczego?, zapytałam ironicznie w duchu własnym głosem w harmonii z głosem Damona. Na pewno nie dlatego, że bałaś się o rodzinę, bo bezmyślnie podskakiwałaś swojemu szantażyście!

Zastanawiając się nad odpowiedzią, podeszłam do okna i wyjrzałam na ulicę, mimowolnie wypatrując zbira w zakamarkach parkingu czy ulicy.

— Skąd wiesz, mamo? — zapytałam z udawaną pretensją, bo wymyśliłam, jak wybrnąć pajęczyny troski, którą lada moment mogli na mnie zrzucić rodzice.

— Od mamy Cary! Czy ty sobie wyobrażasz, co ja poczułam, gdy...

— No, nie! — żachnęłam się. — Ja chciałam wam o wszystkim opowiedzieć oko w oko. Ukradła mi element zaskoczenia!

Usłyszałam ciężki oddech. W moich myślach zobrazowała się osłupiała mina mamy. Skorzystałam z okazji, żeby dalej blokować jej pretensje.

— Wreszcie miałam coś ciekawego do opowiedzenia i ta baba mi to zepsuła — wyjęczałam niczym dziecko, któremu drugie zabrało zabawkę. — Do tego nagadała głupot. Wcale nie widziałam morderstwa. Ja właściwie... przebywałam w łazience i po prostu uciekłam oknem — przeinaczyłam zdarzenie, żeby uspokoić matkę.

Zapadła długa cisza, po której mama stwierdziła z niedowierzaniem:

— Katherine. Brzmisz, jakbyś się nie przejmowała tym koszmarnym wydarzeniem. Twój szef zginął. I ty mogłaś zginąć! Powinnaś przyjechać do domu. Albo powiedzieć, żebyśmy my przyjechali do ciebie! — emocjonowała się.

— Pan Wood krzywdził szczeniaczki — wyszczebiotałam bez zastanowienia. — Nie ma co mu współczuć. A mi nic nie groziło.

Moją mamę chyba znowu zatkało. Milczała przez moment, aż w końcu zapytała z tak wielkim oburzeniem, jakby rozważała czy powinna mnie wydziedziczyć:

— Od kiedy ty jesteś bambinistką?

Skrzywiłam się, niezadowolona z tego, co palnęłam. Powinnam ostrożniej dobierać argumenty. Gdyby to zależało od mojej matki, cały świat miałby zakaz robienia ze zwierząt pupili.

— Musisz przyjechać do domu — zarządziła stanowczo. — Chcemy cię zobaczyć.

— Nie mogę. Mam dużo pracy. Nowa szefowa, nowe obowiązki.

— To my przyjedziemy do ciebie.

— Nie, nie, nie. — Ostatnie czego mi było trzeba, to roztrząsania wydarzeń z zeszłego tygodnia. — Przyjadę w następny weekend.

— Nie. My zaraz wsiadamy do samochodu. Powinnaś być z rodziną.

— Mamo, nic mi nie jest! — zirytowałam się. — Nie dramatyzuj. Jestem zmęczona pracą i przez kilka dni będę kończyć różne projekty.

Tak naprawdę nie miałam nic specjalnego do roboty, ale chciałam odetchnąć zanim rodzice zaczną nade mną skakać. Potrzebowałam świętego spokoju. Najpierw urodziny przyjaciółki, a później kilka wieczorów z netflixem i słodyczami.

Mama nadal upierała się, żebyśmy się już spotkały, ale włączyłam wideorozmowę, poświeciłam zębami do ekranu i przekonałam, żeby poczekać, aż przyjadę do Lake Haven. Pokrótce opowiedziałam o tym, jak do tego doszło, że byłam w kancelarii w chwili zabójstwa pana Wooda, potem zmieniłam temat na pracę oraz poprosiłam mamę, aby spróbowała się skontaktować z wujkiem Malcolmem, który wciąż nie odbierał moich telefonów. Po zakończeniu rozmowy westchnęłam z ulgą, że uniknęłam przyjazdu rodziców i spojrzałam krzywo na żółtą maskotkę.

Jestem popieprzona, pomyślałam. Jestem żałosną, niekonsekwentną kretynką i patologiczną kłamczuchą.

Położyłam smartfon na parapecie, otworzyłam szeroko okno, a potem podeszłam do kanapy i szarpnęłam pluszaka. Z miejsca wyrzuciłam go na dwór. Nie patrzyłam gdzie upadł ani nie interesowało mnie, co z liścikiem. Zatrzasnęłam okno, z postanowieniem, że odcinam się od epizodu z Damonem grubą kreską. Definitywny koniec z myśleniem o tym draniu!

~* * * ⁂* * * ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top