Część 1

Levi

To znowu się działo. On, patrzący na swoich martwych towarzyszy. Znowu przybył zbyt późno. Znowu nie zdążył. Znowu nie zdołał ich uratować. Czemu cały czas tracił? Musi być szybszy, musi być silniejszy, musi być...
Uklęknął przy jednym z ciał. Żadne z nich nie było jeszcze zakryte, więc bez trudu znalazł poległą z jego oddziału. Spojrzał w jej oczy, tym razem puste i bez emocji. Zupełnie straciły dawny blask i iskierki radości, które zawsze w nich tańczyły. Patrzył w nie jeszcze chwilę, po czym podniósł dłoń i opuścił jej powieki zasłaniając piwne tęczówki. Sam zamknął oczy, z coraz większym trudem tłumiąc w sobie emocje. Jej życie było warte tyle samo, co życie reszty żołnierzy. Zginęła, jak każdy inny. Próbował to sobie wmówić, ale doskonale wiedział, że tak nie było. Ona była... ważna. Dla niego była ważna, bardziej niż inni.
Wsunął palce w jej włosy, a drugą rękę zacisnął na rękawie jej kurtki, podciągając nieco dziewczynę na swoje kolana. Popatrzył na nią przez dłuższy czas. W końcu objął ją delikatnie i podniósł lekko, trzymając bliżej siebie. Pamiętał doskonale dzień jej pierwszej wyprawy, po której była tak przerażona, że przez długi czas wypłakiwała mu się w ramiona. Z dziewczynami zazwyczaj tak właśnie było. Wstępowały do wojska, a gdy tylko doświadczyły niebezpieczeństwa z jakim to się wiąże, ginęły prędzej czy później przez strach, ze łzami w oczach. Jednak Petra była inna. Ona starała się być jak najlepsza, wciąż trenowała, a z każdej wyprawy wracała cała. Okazała się jednym z najlepszych żołnierzy i dlatego Rivaille zwrócił na nią uwagę. Dlatego wcielił ją do swojego Oddziału Do Zadań Specjalnych. Wtedy stał się odpowiedzialny za życie swoich podwładnych, również jej. Miał na początku co do niej wątpliwości, właśnie przez to, że była kobietą. Szybko jednak przekonał się, że okazały się one błędne. Nigdy nie żałował swojej decyzji.
W jakiś sposób to chyba właśnie dzięki niej nie zwariował w tym cholernym Korpusie Zwiadowców. Prawda była taka, że większość żołnierzy go nienawidziła za sposób, w jaki się tu dostał. Sam też nie był towarzyską czy miłą osobą, więc jego charakter mu nie pomagał, a nawet pogarszał sytuację z relacjami z innymi. Jednak Petra... Była jedną z nielicznych, którzy z własnej woli rozmawiali i spędzali z nim czas. Widać, że była jedyną od bardzo dawna, która szczerze go polubiła. Zawsze uśmiechnięta, wesoła i roześmiana. Choć Levi sam nie potrafił okazywać emocji, to była takim jasnym promykiem, który poprawiał mu humor.
Teraz jej skóra była blada, a twarz bez jakiegokolwiek wyrazu. Taka miała pozostać już na zawsze. Nigdy więcej nie zobaczy jej uśmiechu, który będzie mu towarzyszył do końca dnia. Nigdy więcej nie dotknie jej miękkich włosów. Nigdy więcej nie poczuje jej dziewczęcego zapachu. Nigdy więcej...
Spuścił głowę tak, że czarne kosmyki jego włosów zasłaniały przed innymi jego twarz. Zacisnął palce na materiale jej kurtki na plecach i przytulił ją nieznacznie do swojej piersi. Nie chciał jej puszczać. Chciał ją zatrzymać przy sobie. Chciał ją tutaj, żywą. Petra... Czemu nie zdążyłem cię uratować?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top