Rozdział 1
- Nie rozmawiałam z nim przez całe wakacje. Ciekawe jak teraz będzie wyglądać nasze spotkanie. - Zastanawiałam się, jadąc do szkoły.
- Nie martw się, w razie czego będę w pobliżu. - Zapewniła moja przyjaciółka, przeglądając się w lusterku i malując usta pomadką.
- Tak, wiem. Ale i tak będzie inaczej. Ostatni raz wiedzieliśmy się w dniu rozstania. Dał mi jasno do zrozumienia, że mu na mnie zależy. Nie wiem czy będę czuła się komfortowo w takiej sytuacji. -Stwierdziłam, wjeżdżając na parking.
- Słuchaj, ty już podjęłaś decyzję. Po prostu zachowuj się tak, jakby wszystko było w porządku. Nie przejmuj się za dużo. - Poradziła mi Lydia, gdy wysiadłyśmy z auta i ruszyłyśmy do budynku. - Głęboki wdech. - Mruknęła w chwili, w której przekroczyłyśmy próg szkoły.
Tak jak zawsze na początku roku, wszędzie roiło się od uczniów. Przeciskając się przez tłum widząc znajome twarze, jak i te nowe, wkońcu dopchałyśmy się do szafek, do których schowałyśmy kilka rzeczy.
- Jak myślisz - zaczęła Lyds, przeglądając się w lustereczku, które zamontowała sekundę wcześniej na drzwiczkach - w tym roku spotkam jakiegoś chłopaka?
- Lydia, jesteś piękna, mądra i wszyscy faceci na ciebie lecą, tylko po prostu onieśmielasz ich swoją osobą. - Wyjaśniłam przyjaciółce, a ta oparła się o szafki i spojrzała na mnie.
- Allison, kocham cię. - Powiedziała, a kąciki moich ust uniosły się ku górze. - I uwielbiam, gdy mówisz o mnie, a tak naprawdę masz na myśli siebie.
- Żartujesz sobie? - Prychnęłam, grzebiąc w swojej torbie poszukując długopisu.
- Nie. Oh, spójrz! - Nagle uradowana dziewczyna spojrzała za siebie. - Nowe ciasteczka! - Wskazała na nowych chłopców wchodzących do szkoły.
- Lydia, oni mają czternaście lat. - Zmarszczyłam brwi, a Martin machnęła ręką i wydała niezidentyfikowany dźwięk, na co zaśmiałam się. - Ja też cię kocham.
- Wiem. - Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie z siostrzaną miłością. Mimo tego, że czasem robiła z siebie totalną idiotkę, to każdy wiedział, że w środku tak naprawdę jest normalną i radosną osobą.
- Cholera, Lyds, zaraz dzwonek, nie możemy się spóźnić już na pierwszą lekcje. - Uświadomiłam ją, zerkając na zegarek.
- Nie dramatyzuj, nikogo jeszcze nie zabili za spóźnienie. - Dziewczyna wywróciła oczami, ale ruszyła za mną do sali, w której miałyśmy mieć za chwilę lekcję angielskiego.
- A słyszałaś o rodzicach-mordercach? - Mruknęłam, a na twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie.
- Serio? Przecież sama mówiłaś, że twój ojciec pozwolił ci zostać dzisiaj w domu. - Przypomniała mi.
- Ale wszystko może się zmienić, prawda?
- Ty się lepiej módl, żeby tak właśnie się nie stało. - Poradziła mi Lydia wchodząc do klasy.
Wszyscy uczniowie zajęli już miejsca. Zostały tylko dwie wolne ławki - dla mnie i dla Lydii. Dziewczyna zajęła już jedną z nich, siadając na prawie samym końcu klasy. Rozejrzałam się czy na pewno nie zachowała się chociaż jedna dodatkowa ławeczka, jednak tak nie było.
W taki sposób stanęłam przed brunetem.
- Wolne? - Zapytałam, wskazując na miejsce znajdujące się przed nim.
- Tak, jasne. Jest dla ciebie. - Mówił chaotycznie Scott, na co delikatnie uśmiechnęłam się pod nosem, po czym usiadłam na krześle i wyjęłam z torby książkę i zeszyt.
Zerknęłam na moją przyjaciółkę, a ona uśmiechnęła się chcąc dodać mi otuchy.
***
Lekcja minęła dosyć szybko, ponieważ na pierwszy plan wyszły sprawy organizacyjne. Miałam wrażenie, że przez cały czas czuję na swoich plecach spojrzenie McCalla, jednak starałam się na to nie zwracać większej uwagi.
Gdy zadzwonił dzwonek od razu wyszłam z klasy i przed jej drzwiami poczekałam na Lydię.
- Angielski w tym roku zapowiada się na wyjątkowo interesujący. - Stwierdziła Martin, chowając notatnik do torebki.
- Ja bym chciała, żeby jeszcze były wakacje. - Westchnęłam, przyciskając się z przyjaciółką przez szkolny korytarz.
- Nie martw się, zabiorę cię dziś w fajne miejsce. - Oznajmiła rudowłosa, a ja zerknęłam na nią ze zmrużonymi oczami.
- Brzmi jak jakiś podstęp.
- Nah, jak zwykle przesadzasz. Zwykłe wyjście. - Lydia machnęła ręką.
Gdy miałyśmy skręcić w kolejny korytarz, niespodziewanie wpadła na nas jakaś dziewczyna. Dosłownie na nas wpadła, przy czym jej książki wylądowały na podłodze.
- Przepraszam. - Mruknęła jakoś niewyraźnie i schyliła się po rzeczy.
- Nic się nie stało. - Zapewniłam, po czym przyjrzałam się jej. Miała ona wygląd azjatki, a jej długie, czarne włosy spływały falami po plecach.
Byłam pewna, że jest nowa. Nigdy wcześniej jej nie widziałam.
Kiedy się rozeszłyśmy w swoje strony, moja przyjaciółka szturchnęła mnie łokciem.
- Co mamy teraz? - Zapytała, przeglądając się w lustereczku.
- Ty nie możesz sprawdzić? - Odparłam, poprawiając torbę na ramieniu.
- Matko, Allison. - Jęknęła Lydia, a następnie schowała przedmiot do torebki i wyjęła plan lekcji. - Historia.
- Podobno mamy mieć nowego nauczyciela. - Powiedziałam w chwili, w której doszłyśmy już do sali.
- Trudno by było, żebyśmy go nie mieli, skoro poprzedni skoczył pod autobus.
- Lydia, co się dzieje? - Zapytałam, odwracając się w stronę przyjaciółki. - Ostatnio jesteś chodzącą bombą humorów.
- Po prostu mnie wkurzył! - Warknęła w końcu i zabawnie tupnęła nogą, a ja już wiedziałam o co chodzi.
- Nie zawracaj sobie głowy tym dupkiem. - Poradziłam.
Mowa była o Jacksonie, byłym chłopaku Lyds. Byli ze sobą rok, aż do połowy tych wakacji, kiedy to Whittemore zdradził Martin z jakąś przypadkową laską na imprezie, po czym jeszcze udawał, że nic się nie stało.
- Wiem, że powinnam, ale wściekłość na niego cały czas we mnie siedzi. Mam ochotę go powiesić na latarni. - Mruknęła, a ja wywróciłam oczami.
- Miej to gdzieś - powiedziałam, gdy zadzwonił dzwonek.
Uczniowie zaczęli wchodzić do klasy, więc i my to zrobiłyśmy. Tym razem usiadłam przed McCallem, jednak w rzędzie obok, a tuż za mną moja przyjaciółka.
Nauczyciel się spóźnił, więc postanowiłam sobie jakoś wypełnić ten czas i wyciągnęłam komórkę.
Zaczęłam przeglądać portale społecznościowe, jednak jak na złość akurat wtedy do sali wszedł nauczyciel. Odłożyłam komórkę na stolik i przyjrzałam się mężczyźnie.
Szczerze mówiąc wyglądał on podobnie do wcześniej spotkanej na korytarzu dziewczyny. Z zainteresowaniem zaczęłam go słuchać.
- Witam was. Nazywam się Ken Yukimura i będę uczył was w tym roku historii. Przeprowadziłem się tu niedawno z moją rodziną. Być może znacie już moją córkę, Kirę. - Powiedział i spojrzał na koniec sali. To samo zrobiła reszta klasy. - To ona. - Oznajmił, a ja dostrzegłam nieznajomą, która teraz siedziała zarumieniona pod ciężarem tych wszystkich spojrzeń.
Sprawa wyjaśniona, to dlatego są do siebie tacy podobni.
Już miałam odwrócić się do przodu, gdy przyłapałam Scotta na tym, jak już dłuższą chwilę przygląda się dziewczynie. Zmarszczyłam brwi a kiedy chłopak odwrócił się z uśmiechem do przodu, od razu sięgnęłam po komórkę i udawałam, że coś w niej sprawdzam.
Boże, co ja robię? Przecież z nim zerwałam. To pewnie takie przewrażliwienie, które pozostało po naszym związku. Tak, to pewnie to.
Na pewno.
***
Okej, wiedzę, że już ktoś tu jest, więc wrzucam pierwszy (niezbyt ciekawy rozdział).
Lecę do szkoły!
MClarissaM
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top