Mega krótki oneshot, którego wymyśliłom na fizyce po przeczytaniu pewnego tweeta.

Edited by alemqa <3

Miłego czytania!

~~~~

Montanha czekał na dachu, oczekując na siwowłosego mężczyznę. Będąc na swym codziennym patrolu, dopadły go plotki, że Erwin nadal ma zamiar kontynuować operację biznesową, i to nawet w ciągu tego tygodnia. Gdy się o tym dowiedział, natychmiast postanowił zadzwonić do "narzeczonego", który o dziwo odebrał. Umówili się na dach, by porozmawiać.

Gregory westchnął z ulgą, gdy Erwin zgodził się na spotkanie. Ostatnio między nimi się nie układało, sam nawet nie wiedział zbytnio dlaczego. Szatynowi przypominały się pierwsze miesiące jesieni uprzedniego roku, gdzie nawzajem się unikali. Ze strony Gregory'ego wyglądało to tak, że dziwna atmosfera była wywołana głównie przez złotookiego. Więc jeśli jednak młodszy nadal chciał wziąć (biznesowy) ślub, to wypadało by się dogadać. Montanha miał cichą nadzieję, że ich relacja się naprawi. Lubił tego "siwego chuja".

Według plotek, Erwin nie dość, że nadal planował operację biznesową, chciał do tego wyłudzić więcej pieniędzy. Pogłoski głosiły, że nawet chciał wyżebrać milion dolarów od DOJu, zamiast wcześniejszych dwustu tysięcy, tłumacząc to "inflacją". Znając tego człowieka i jego relację z Conradem, nie zdziwiłby się, gdyby udało mu się to osiągnąć bez żadnych przeszkód. Gregory prychnął sam do siebie. Nie podobał mu się obecny stan departamentu sprawiedliwości. Zbyt sprawiedliwy to on nie jest.

Kroki wyrwały Montanhę z zamyślenia. Nie musiał się nawet obracać, by wiedzieć, kto to jest.

- Cześć - mruknął cicho, zerkając na Erwina.

- No co tam chcesz? - zapytał Knuckles, nie podnosząc wzroku znad telefonu.

- Doszły mnie słuchy, że zamierzasz kontynuować operację biznesową - odchrząknął.

- No ta. - Erwin wzruszył ramionami. - Coś nie tak?

- No... chciałem obgadać szczegóły, informacje, kiedy to i--

- Spokojnie, bo się zapowietrzysz - parsknął szarowłosy. - Czekaj, ty myślisz, że z tobą będzie ta operacja? - prychnął rozbawiony.

- Tak? - Gregory bardziej spytał niż potwierdził. Czuł, że ta konwersacja idzie w innym kierunku, niż by chciał. Knuckles się roześmiał otwarcie.

- Mówiłem, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia - wysyczał, wreszcie podnosząc wzrok z komórki. W bursztynowych oczach widniała niewytłumaczona złość i dziwne zirytowanie. - Pieniędzy mi nie brakuje, a operację mogę zrobić z połową ludzi z miasta. Twoje ego nie pozwala ci zobaczyć, że nie jesteś wyjątkowy? Głupi jesteś. Wolę wziąć ślub z Heidi. Hajs się będzie zgadzał i nie będę musiał się z tobą męczyć. Zresztą, Conrad nas lubi, powinno jeszcze łatwiej pójść. Od początku powinienem to zrobić - warknął, odchodząc.

- Oh. Okej - wydusił szatyn, nie wiedząc, jak zareagować. - Mogłeś powiedzieć coś wcześniej - dodał, ale Erwin już nie słuchał. Wymamrotał coś o Carbonarze, po czym ulotnił się z dachu, zostawiając brązowookiego samego.

Gregory nie wiedział jak skomentować zaszłe wydarzenie. Czuł się dziwnie odrzucony, mimo że to miała być i tak jedynie ustawka. Montanha usiadł na krawędzi dachu, czując się bardziej zagubiony niż wcześniej. Westchnął cicho, dobrze wiedząc, że stare uczucia nigdy go w pełni nie opuściły, a ostatnio wręcz się nasiliły. Mógł udawać, że dla niego to była jedynie przyjaźń, że "operacja biznesowa" została zainicjowana tylko dla pieniędzy, ale wiedział, że tak nie było.

Na swój sposób, jego niewypowiedziane obawy sprzed roku się sprawdziły. Gdy mieli przerwę w relacji, niedługo po pamiętnym wjeździe policji na hutę, ich kontakt się urwał. Unikali siebie nawzajem. Gregory zwyczajnie obawiał się zrobić pierwszy krok, w obawie przed kompletnym odrzuceniem, a Erwin był na niego obrażony. Mimo, że tym razem Erwin nie powiedział, że kończy znajomość, to jednak wcześniejsze słowa, jak i sam gest mówiły jasno.

Erwin wybrał Heidi, a Gregory ponownie został sam.

Pewnie za jakiś czas, ich relacja wróci mniej więcej do takiego samego stanu, jak kiedyś. Zawsze tak było. Pogodzą się, chwilę pożartują, i będą udawać, że nic się nie wydarzyło. Lecz z każdą kłótnią, z każdą rozłąką, z każdą przerwą, Montanha czuł, że jego serce zostaje rozbijane na małe kawałeczki. Niczym potłuczone szkło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top