7
Harry westchnął.
- Urodziłem się w Holmes Chapel. Zawsze chciałem zostać piosenkarzem, ale byłem zbyt nerwowy. Moja rodzina bała się mnie. Zacząłem trenować boks, aby jakoś to unormować. Z czasem zaczęło to pomagać, ale też nie do końca. Zaproponowano mi pracę tajnego agenta. Dużo ćwiczyłem do tej pracy. Zaraz po ukończeniu osiemnastu lat poznałem chłopaków i rozpocząłem pracę. Przez całą tą akcję z Zayn'em straciłem rodzinę. Nigdy sobie tego nie wybaczę, że przeze mnie zginęli - w kącikach jego oczu pojawiły się łzy.
- Ja... Nie wiedziałam...
- Co? - dopiero teraz spojrzał na mnie.
- N - nie wiedziałam, że Zayn...
Nie potrafiłam dokończyć.
- A jaka jest twoja historia?
- Długa i trudna - westchnęłam.
- Opowiedz mi. Proszę... - łzy spływały mu po policzkach.
Nigdy więcej nie chcę go widzieć w takim stanie. Samemu się można popłakać.
- Też pochodzę z Holmes Chapel, ale mieszkałam bardziej na obrzeżach miasta. Nigdy nie poznałam ojca, nie wiem kim jest ani czy żyje. Do trzeciego roku życia wychowywałam się z mamą i bratem. Jednak mimo, iż byłam tak mała, pamiętam, jak mama ukryła nas w szafie, jak słyszeliśmy jej płacz i uderzenia o meble i ściany, jak nas porwała mafia, jak przesłuchiwali mamę... Podczas przesłuchania zabili ją i mojego brata. Ja natomiast trafiłam do specjalnego sierocińca, należącego do mafii. Nikt tam o nas nie dbał. Zero zabawek, stare i podarte ciuchy, a zasady... No cóż. Nauczycielki często nas biły lub krzyczały. Bardzo często obrywałam, bo lubiłam się stawiać i pyskować. Nie uszło to uwadze mafii i gdy skończyłam sześć lat zabrali mnie do siebie. Nauczyli mnie wszystkiego, co było mi potrzebne. I tak nie miałam wolnego czasu, bo ciągle ćwiczyłam. Później poznałam Zayn'a, który został moim "panem". Musiałam być mu uległa. Potem przeszliśmy na bardziej miłosne relacje. Taki syndrom sztokholmski... W każdym razie w wieku szesnastu lat zostałam oficjalną agentką mafii. I dalej już wiesz.
- I ty patrzyłaś jak twoja mama i brat... - jego oczy chyba mogłyby wypaść z orbit.
- Umierają? Tak. Jak nie patrzyłam, sami mnie do tego zmuszali.
- Straszne...
- Życie - wzruszyłam ramionami - Nauczyłam się tak żyć. Zabijanie ludzi, krew, broń, niebezpieczeństwo... Dla mnie to norma.
- Ale to nie jest norma! - podniósł głos.
- Wiem... - spuściłam głowę - I właśnie dlatego jestem dziwadłem. Kiedyś komuś powiedziałam, że to norma dla mnie. Śmiał się do łez. A ja wtedy bardzo mocno go skopałam... Też nie jestem aniołkiem, wiesz? Koleś wtedy zemdlał.
- Nieźle.
Ziewnęłam.
- Mam dość dzisiejszego dnia. Był do dupy. Jutro będziemy musieli spieprzać, bo jak Zayn się dowie o tym, co zrobiłam... To ups...
- Taa... Idź już spać, za dużo myślisz.
Ułożyłam się w łóżku i przykryłam kołdrą. Harry zgasił światło. Po chwili czułam jak przesuwa mnie na środek łóżka. Wszedł pod kołdrę i mnie objął. Cholera, czy to jest odpowiednie? Nie jesteśmy nawet kochankami! A, pieprzyć to. Przymknęłam oczy.
- Dobranoc - wyszeptał loczek.
- Dobranoc.
~~~
Otworzyłam delikatnie powieki. Przeciagnęłam się. Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę: wczoraj loczek spał ze mną! Oj dobra, to tylko jeden raz. I tak nikt się nie dowie. Chyba, że ten jebany idiota będzie gadał na prawo i lewo. Zdałam sobie też sprawę, że już go nie ma. Pewnie robi śniadanie albo spierdzielił z tym swoimi kolegami. Wolę pierwszą opcję. Wstałam i poszłam do łazienki. Przemyłam twarz wodą i spojrzałam w lustro. Horror. Poprawiłam włosy i jeszcze raz przemyłam twarz. Wyszłam z łazienki i zeszłam do salonu. Chłopaki siedzieli na sofach i przeglądali dokumenty. Usiadłam obok nich.
- I co? - spytałam.
- Wiedziałaś, że połowa waszych sojuszników siedzi w więzieniu i Zayn ma ich uwolnić? - Liam spojrzał na mnie spod papierów, które trzymał.
- Nie...
- Czyli ty nie wiesz za wiele - westchnął Louis.
- Nie powiedziałabym tego. Kiedy śniadanie?
- Za chwilę - mruknął Harry pod nosem.
Zerwałam się z kanapy i zaczęłam poszukiwać kuchnię. Otworzyłam lodówkę i zastałam ją pustą. Tylko na dole było mleko i jogurty. Przeszukałam szafki i znalazłam pełno płatków: czekoladowych, miodowych i kukurydzianych. Nasypałam je do pieciu misek, zalałam mlekiem lub jogurtem. Wzięłam tacę i położyłam na niej miski. Wyszukałam też jakieś łyżki. Gotowe śniadanie zaniosłam do salonu i położyłam na środku stolika. Wzięłam jedną z misek i łyżkę. Zaczęłam jeść, w dupie mając to, że inni nawet nie zauważyli, że coś przyniosłam. Gdy zjadłam, odłożyłam miskę do zlewu.
- Kupiłem ci ubrania - mruknął loczek znad dokumentów - Leżą w łazience.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i weszłam na schody.
Faktycznie, ciuchy leżały na pralce w łazience. Zamknęłam drzwi i ubrałam się. Ciekawe skąd Harry wiedział jakie mam rozmiary. Nie maluję się, no może czasami jak mi się zachce. Zazwyczaj używam tylko pudru i podkładu, chociaż niekoniecznie. Nie przeszkadzało mi więc to, że nie mam czym się umalować. Cholera, ale o szczotce do włosów nie pomyślał. Po za tym nie mam czym wyszorować zęby. Poszfuniałam trochę w szafkach i znalazłam potrzebne rzeczy, raczej nowe. Uczesałam się w kucyka, umyłam zęby i odłożyłam rzeczy na ich miejsca. Usiadłam na łóżku. Wypuściłam głośno powietrze i opadłam na plecy. Drzwi od pokoju otworzyły się.
- Jedziemy.
Spojrzałam na Harry'ego, marszcząc brwi.
- Sama wczoraj mówiłaś, że jak nie wyjedziemy to Zayn nas dopadnie.
Podniosłam się z łóżka. Poprawiłam kucyka i zeszłam do salonu.
- Czyim samochodem jedziesz, mała? - Niall zaczął śmiesznie poruszać brwiami.
- Pojedzie ze mną - usłyszałam za sobą loczka.
- A to niby czemu? - odwróciłam się.
- Bo ja tu dowodzę i tak se zadecydowałem, okey?
- Co ci tak zależy? Czy ja wyglądam jak klucz do skarbca?
- No trochę... - zażartował Louis, a Niall wybuchł śmiechem.
- Nie zależy mi. Po prostu masz jechać ze mną. Koniec kropka.
- Jakby ci nie zależało, to byś stwierdził, że mogę jechać z kim chcę.
- A tobie co tak przeszkadza, że jedziesz ze mną? - warknął.
- Może po prostu chcę poznać też Niall'a i Louis'a?
- Niall to żarłok, a Louis to mistrz żartów i sarkazmu. A teraz chodź już!
Przewróciłam oczami i poszłam za Harry'm do hallu. Ubraliśmy buty. Wszyscy czekali już przy samochodach oprócz mnie i zielonookiego.
- To gdzie jedziemy? - spytał Liam.
- Diana, wsiadaj - burknął Harry.
Wsiadłam i trzasnęłam drzwiami. Co ten dupek sobie wyobraża? Że będzie mną pomiatał na prawo i lewo? Niech się wali. Po chwili Harry również wsiadł do samochodu. Odpalił silnik i ruszył.
- Myślałem nad tym co mi wczoraj powiedziałaś. Czy Zayn o tym wie?
- W chuj mu to potrzebne. Zresztą tobie też - warknęłam.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Myślałem, że...
- No to nie myśl za dużo, bo ci czaszkę rozpierniczy - burknęłam i odwróciłam głowę w stronę okna.
- Byłaś kiedyś na rollercoasterze?
- Na czym?! - odwróciłam się w stronę Harrego.
- Wiesz co jest rollercoaster?
- No właśnie tak nie za bardzo.
- To się dowiesz. A i zabrałem ze sobą twój telefon, bo zapomniałaś - wyszczerzył się.
- I tak nie mam ładowarki.
- Za to oboje mamy ten sam telefon, a ja mam zapasową ładowarkę.
- No i co z tego? - prychnęłam.
Wiedziałam o co mu chodzi, ale nigdy bym nie wzięła od niego ładowarki. Nigdy bym go nie poprosiła.
- Mógłbym ci ją dać, ale chyba nie jesteś za bardzo zainteresowana.
- No właśnie, więc może zmieńmy temat.
- Myślałem o tym co mi wczoraj powiedziałaś.
- Mówiłeś. I co w związku z tym?
Westchnął.
- Miałaś kiedyś chłopaka, do którego nikt cię nie przymusił?
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Nie...
- Pamiętasz imię swojego brata?
- Oliver Lords, ale co ci to da? I tak nie żyje.
- Przyjaźniliśmy się, aż pewnego dnia zniknął. Znałem też jego siostrę. Małą, słodką i uroczą. Zawsze uwielbiała rurki z kremem i lody waniliowe. Miała śliczne kasztanowe włosy i szare oczka, które czasem przybierały bardziej zielonkawy lub brązowowawy kolor. Kiedyś mu powiedziałem, że chciałbym wziąć ślub z jego siostrą jak dorośniemy. Oliver wtedy powiedział, że tylko mnie odda jego malutką siostrzyczkę. Aż pewnego dnia oboje zniknęli. Dom stał pusty i do dzisiaj stoi. Nikt tam nie meszka. Po zniknięciu pytałem się mamy co i jak, jednak ona zbywała mnie lub po prostu odpowiadała, że nie wie. Jednak ja wiedziałem, że ona wie. Płakałem przez pół roku martwiąc się o swoich przyjaciół. Nie pamiętam imienia dziewczynki, ale wiem, że w całym Holmes Chapel był jeden Oliver Lords mieszkający na obrzeżach miasta z cudowną małą siostrzyczką, o której śniłem dniem i nocą. Ciekawiło mnie to jak wygląda teraz. I oto mam przed sobą siostrę Oliver'a, która bardzo się różni od tej, którą pamiętam. Tamta była cicha, posłuszna i zawsze miała uśmiech na twarzy. Ta natomiast jest uparta, niezależna i rzadko się uśmiecha, w dodatku nieszczerze. Zazwyczaj robi to z przyzwyczajenia. Ona pewnie mnie nie pamięta, ale ja ją pamiętam doskonale.
Zatkało mnie. Choć naprawdę nie pamiętam Harry'ego, pamiętam, że faktycznie, Oliver miał jakiegoś przyjaciela. Bardzo byli ze sobą zżyci.
- A ta mała dziewczynka - szepnęłam - też pamietała o swoim przyjacielu i też dużo płakała. Nad domem, braciszkiem, mamą, bratem, przyjacielem. Nigdy nie myślała jednak, aby wziąć z nim ślub. Ona teraz nie pamięta jego twarzy, nigdy nie pamiętała, ale tęskniła. I to bardzo mocno. Przez kształt bólu nauczyła się nie uśmiechać, nie płakać, nie czuć nic. Ona miała nadzieję na swój koniec. Jednak on nigdy nie nastąpił.
Harry uśmiechnął się smutno. Widziałam, że jego to boli. Przykro mi było, że ja jego nie pamiętam. Pojedyncza łza spłynęła po moim policzku.
- H - harry... Ja nie wiedziałam...
- Ja też. Aż do dzisiaj.
- Ty po naszym zniknięciu stałeś się nerwowy, prawda?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top