4
*Diana*
- Zacznijmy od tego, że skoro on ma sojuszników, to najprościej byłoby najpierw ich złapać, a później... Później dorwać Zayna - powiedziałam w bardzo powolnym tempie.
- Ilu ich jest? - spytał Liam.
- Mam pewien pomysł, czekajcie.
Pobiegłam do pokoju Harry'ego na górę. Wyjęłam z kieszeni moich mokrych spodni telefon. Wracając do salonu sprawdziłam, czy działa. Miałam szczęście. Weszłam w kontakty i po chwili usłyszałam pierwszy sygnał.
- Halo?
- Cześć, Luke. Potrzebuję twojej pomocy - uśmiechnęłam się.
- Co się stało? - słychać było, że się zdziwił.
- Zayn prosił mnie, abym przejrzała dokumenty naszych sojuszników. Spotkajmy się u ciebie w domu.
Czułam jak chłopaki z tajnej policji patrzą się na mnie intensywnie. Gdyby można było strzelać laserem z oczu, wyglądałabym już jak ser z dziurami.
- Okey. Kiedy?
- Za półtorej godziny. To pa - odwróciłam się w stronę kanapy.
- Pa.
Rozłączyłam się i odłożyłam telefon, wyłączając go.
- Potrzebuję samochodu - powiedziałam.
- I my mamy ci go dać, abyś wyjechała do siebie przy pierwszej lepszej okazji? - sarknął Louis.
- Nie powiedziałam, że macie mi go dać. Samochód może być z kierowcą, ale wtedy to utrudni sprawę, bo auto trzeba będzie ukryć, a ja sama pójdę do Luke'a. Tak to mogłabym mu skłamać, że kupiłam nowe.
- No nieźle... Ale pojadę z tobą. Później z powrotem odwiozę cię tutaj i przejrzymy papiery z twoją pomocą, okey? - spytał Liam.
- Spoko, może być.
Nie chciałam się sprzeciwiać, bo jeszcze by pomyśleli, że naprawdę im ucieknę z dokumentami. Nie chcę, aby widzieli we mnie wroga, ale z drugiej strony wcale im się nie dziwię, że patrzą na mnie spod byka. Kto normalny uwierzyłby kobiecie, która najpierw ucieka za wszelką cenę, a potem wraca potulnie jak baranek? No nikt!
- A mogłabym się jakoś przebrać czy coś? - zapytałam - Bo chyba w takim stroju nie za bardzo, żeby jechać...
- A co gdyby któryś z nas odebrał te dokumenty? - zaproponował Niall.
- Nie ma mowy! Od razu was rozpoznają i zabiją. Później dorwą mnie i wszyscy będziemy sąsiedztwem w trumnach. Naprawdę nie macie tu niczego, w co mogłabym się ubrać?
Wszyscy pokręcili przecząco głowami. A co gdyby...
- Harry, a masz jakiś trochę dłuższy t - shirt niż ten? Przydałby się też jakiś cienki pasek.
- Coś się znajdzie... - wstał z sofy - Chodź.
Poszłam z nim na górę po schodach i weszliśmy do jego pokoju. Otworzył szafę i po chwili wyjął z niej bluzkę i pasek do spodni.
- Przykro mi, mam tylko zwykły pasek - podał mi rzeczy.
- Ujdzie. Dzięki.
Harry wyszedł, a ja się przebrałam. Faktycznie, ta bluzka była dłuższa. Przełożyłam pasek i zapięłam go odpowiednio. Oprócz tego wzięłam moją skurzaną kurtkę, która oczywiście była odporna na deszcz. Zeszłam z powrotem do salonu.
- To jak? Jedziemy? - spytałam.
Cała czwórka spojrzała na mnie, przy okazji przyglądając mi się od stóp do głów.
- Okey - Liam ruszył w moją stronę.
Poszłam za nim do hallu. Ubrałam swoje superstary, które na całe szczęście nie przemokły. Wyszliśmy na dwór, gdzie jeszcze padało, ale nie było już takiej ulewy jak wcześniej. Szybko przebiegliśmy do auta Liam'a i niedługo potem byliśmy w drodze do Londynu.
- Jaki adres? - spytał.
- Darkstreet, ale zaparkuj na Backstreet.
- Niech ci będzie - mruknął - Skąd pochodzisz?
- Urodziłam się w Holmes Chapel.
- To tak jak Harry - uniósł brwi - Aż dziwne, że się nie znacie.
- Nawet gdybym go znała, to i tak tego nie pamiętam. Pamiętam tylko, że po prostu tam się urodziłam.
- Nie rozumiem - tym razem zmarszczył brwi.
- Po prostu. Gdy wyjechałam z miasta, byłam zbyt mała, aby coś pamiętać.
- Żartujesz?
- Nie.
Rzucił mi szybkie i zarazem zdziwione spojrzenie.
- Opowiedz mi o tym.
- Długa historia, a po za tym niezbyt przyjemna - stwierdziłam wymijająco.
Nie miałam ochoty nikomu o tym gadać. Nawet Zayn o tym nie wiedział. Po prostu uważam, że moja przeszłość to moja sprawa, a po za tym i tak nic nie zmienię. Nikt już się nie odezwał, aż gdy dojechaliśmy do Backstreet. Liam zaparkował auto w najbardziej zaciemnionym miejscu.
- To ja niedługo wrócę, ale nie wiem, ile to potrwa - otworzyłam drzwi.
Zanim je zamknęłam, usłyszałam, jak Liam mruknął:
- Tylko zero kombinacji...
Szybkim krokiem przeszłam przez Backstreet i po chwili skręciłam w Darkstreet. Zadzwoniłam dzwonkiem do willi Luke'a. Kilka sekund później przeszłam przez furtkę i zapukałam do drzwi. Luke otworzył mi je z szerokim uśmiechem, aż możnaby pomyśleć, że zaraz rozedrze mu policzki. Weszłam do środka i od razu zauważyłam plastikowe czarne pudło, takie samo jak te, w których trzymamy dokumenty w naszym biurze. Luke podszedł do pudła i podał mi je.
- Trzymaj.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Nie masz auta? - spytał - Nie widziałem abyś przyjechała samochodem.
- Zaparkowałam przecznicę wcześniej, bo akurat było miejsce, a u ciebie wiesz jak jest - powiedziałam.
- Tak, raz jest miejsce, raz go nie ma...
- Ja muszę lecieć, bo jak widzisz mam dużo pracy. Cześć, Luke.
- Kocham cię!
- Spierdalaj - zatrzasnęłam drzwi.
Szybko przeszłam przez Darkstreet i po chwili znalazłam się przy samochodzie Liam'a. Wrzuciłam do bagażnika papiery i usiadłam na miejsce w aucie.
- Masz? - spytał.
- Mam! Ruszaj, bo jeszcze nas ktoś przyłapie i nie jedź przez Darkstreet.
- Mam jechać naokoło?! - warknął.
- Wiesz jaki Luke potrafi być wścipski?! Od razu się domyśli, że coś jest nie halo, a o tej godzinie nikt tu nie przyjeżdża! Jedź!
Liam burknął coś pod nosem i ruszył w przeciwną stronę do Darkstreet. Jakieś dwadzieścia minut później wyjechaliśmy z miasta.
- Mogę o coś zapytać, Diana?
- Jasne - wzruszyłam ramionami.
- Jak ty się w ogóle znalazłaś w mafii? Rodzinnie czy co?
A co go to, kuźwa, obchodzi?!
- Nieważne - warknęłam.
- Wow, wow, wow... Sory, nie myślałem, że tak cię to urazi!
- Daj spokój! Za co ty mnie przepraszasz?! Po prostu jest to dla mnie niewygodny temat - burknęłam.
- Spoko...
- A ty jak się dostałeś do tajnej policji?
- Wiesz... Po prostu chciałem to zostałem i tyle. Poznałem chłopaków i naprawdę dobrze mi się z nimi pracuje. Oprócz pracy spotykamy się np. na mecz, albo na piwo. Wszyscy jesteśmy singlami, więc... No wiesz.
- Wiem... - westchnęłam.
- Coś się stało?
- Nie, ja po prostu... Ciężko mi.
- Och, nie przejmuj sie tym debilem. Jakby cię kochał, to by cię nie zdradzał.
Pokręciłam głową.
- Ty nie rozumiesz... I nie zrozumiesz.
- Ale czego?
- Nieważne...
- Powiedz.
- Nie!
- Mów.
- Wiesz jak to jest, gdy masz jedyną osobę, którą kochasz i jest dosłownie wszystkim co masz?
- Nie wiem, ale domyślam się.
- Tego się nie da domyślić. Aby zrozumieć, trzeba poczuć.
Liam popatrzył na mnie zdziwiony. Nie odezwał się, ja w sumie też. Oparłam tylko głowę o szybę i przymknęłam oczy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top