20
- Możemy już iść po auto? - do pomieszczenia wszedł Niall.
- Tak, jasne - pokiwałam głową - Idź po Harry'ego.
Gdy tylko blondyn wybył z biura, schowałam szybko listy, naszyjnik i zdjęcie. Udało mi się to wszystko pomieścić w kieszeniach jeansów. Po schowaniu ostatniej rzeczy, wszedł Harry. Uśmiechnęłam się do niego i wraz z niebieskookim wyszliśmy z biura, uprzednio zabierając z biurka klucze do auta. Poszliśmy na prawo, wzdłuż korytarza. Zeszliśmy schodami w dół do podziemnego parkingu. Zauważyłam czarne BMW Zayn'a i od razu wcisnęłam odpowiedni guzik, aby je otworzyć. Wsiedliśmy do auta, oczywiście ja usiadłam na miejscu kierowcy. Odpaliłam silnik i ruszyłam z miejsca. Wyjechałam z parkingu i przejechałam przez cały plac, wracając do głównej drogi.
- Wszystko okey? - zapytał Harry.
Mocniej zacisnęłam ręce na kierownicy, przypominając sobie oba listy.
- Tak, jasne - wzruszyłam ramionami.
- Ta akcja, co odstawiłaś... Mówię ci, mogłabyś zostać aktorką - pokręcił głową Niall.
Mogłam, ale nie zostałam. Nie miałam nawet szansy na studia czy liceum, już nie wspominając o "normalnym" funkcjonowaniu, cokolwiek to znaczy. Moje życie jest takie bez sensu. Nawet mój ojciec miał mnie w dupie.
Uśmiechnęłam się tylko, nic nie mówiąc. Skupiłam swój wzrok na drodze, olewając dalszą rozmowę chłopaków. Myślami odleciałam do listów i mojego ojca. A dużo było do myślenia.
Szczerze, nawet nie wiem, czy powinien dostać miano ojca. Jeśli już to raczej potwora. No bo jak inaczej można nazwać kogoś, kto zostawia swoją żonę z dwójką dzieci. W dodatku chce, aby jego córka pracowała jako prostytutka. Okey, może jednak mój ojciec (nie jestem pewna, co do tego miana) się łaskawie rozmyśli i będę dalej gnić w mafii. Które lepsze? Szczerze, to chyba żadne. Każde z tych dwóch wysysa z ciebie resztki godności i wolności.
Co do listów to nie wiem co z nimi zrobię. Może spalę, albo lepiej zaniosę na policję... Nie wiem. Ale wiem jedno: nie będę nikomu ich pokazywać, nawet Harry'emu.
- Halo!
- Mówiłeś coś, Harry? - otrząsnęłam się.
- Pytałem się, czy idziesz z nami do sklepu.
- Nie, zostanę w domu.
- Sama?
- Czy ja wyglądam jakbym miała pięć lat?
- No nie... - powiedział Niall.
- Więc wy się rozerwijcie, a ja zostanę w domu.
- Zostanę z tobą.
- Nie, Harry. Obiecałeś, że pojedziesz z Niall'em na zakupy. Ja zostanę i sobie odpocznę. Spokojnie, niczego nie wywinę.
Loczek przewrócił oczami i nikt nie odezwał się już ani razu. Dojechaliśmy do domu Liam'a i wysiadłam z auta, a Harold i niebieskooki przesiedli się na przednie miejsca. Ruszyłam w stronę domu. Weszłam do środka, poprzednio zakluczając drzwi. Spadłam na kanapę i ułożyłam się do snu. Zasnęłam niemalże od razu.
Obudził mnie jakiś huk w salonie. Otworzyłam oczy i podniosłam się na łokciach. Nagle ktoś zasłonił mi dłonią usta. Próbowałam piszczeć i wyrywać się, jednak po chwili czułam jak słabne. Mój napastnik musiał mieć jakieś środki nasenne na ręce. Zamknęłam powieki i oddaliłam się od rzeczywistości do krainy Morfeusza.
*Harry*
- Niall, ty sieroto! Wybieraj te żelki! Nie chce mi się tu spędzić całej nocy!
Blondyn popatrzył na mnie, a następnie na półkę z żelkami. Złapał się za podbródek i wybrał jedno z opakowań. Szybkim krokiem poszliśmy do kasy. Zapłaciłem za zakupy, a niebieskooki w tym czasie spakował ostatnie rzeczy do toreb. Wyszliśmy ze sklepu i zapakowaliśmy zakupy do bagażnika.
- Niall, ty prowadź. Ja zadzwonię do Darcy.
Kiwnął głową i usiadł na miejsce kierowcy z dumną miną, a ja obok na miejscu pasażera. Wyjąłem telefon z kieszeni, podczas gdy Irlandczyk wyjechał z parkingu. Wybrałem odpowiedni numer i zadzwoniłem raz, drugi, trzeci...
- Może miała wyciszony telefon i poszła spać? - zasugerował blondyn, gdy dzwoniłem chyba po raz szósty.
- Oby - mruknąłem, ale w duchu podpowiadało mi, że coś jest nie tak - Przyśpiesz. Wolę mieć pewność.
Niebieskooki wykonał polecenie. I tak w środku cały chodziłem. Bałem się jak nigdy i miałem złe przeczucia. Może jednak niepotrzebnie się martwię i nic jej nie jest. Mam taką nadzieję.
Zadzwoniłem do Liam'a.
- Siema, co jest?
- Jesteś w domu? - spytałem.
- No właśnie dojechałem na parking.
- Wejdź i sprawdź, czy jest Darcy. Dzwoniłem, ale nie odbiera.
- Dobra, czekaj.
Odczekałem z dobre kilka minut. Usłyszałem stłumione krzyki Liam'a, który nawoływał Darcy, z czasem zaczął to robić bardziej nerwowo. W końcu odezwał się do słuchawki.
- Kurwa, Harry.
- Co jest?! - krzyknąłam, aż Niall podskoczył. Mój oddech przyśpieszył.
- W salonie znalazłem stłuczony wazon, obok niego jakąś karteczkę, Darcy... Nigdzie jej nie ma! Kuźwa.
- Co jest na tej karteczce?!
- Czytam: "Nie twój biznes, nie twoja dziewczyna".
Jedną ręką pociągnąłem za końcówki moich dość długich włosów, prawie je wyrywając. Miałem ochotę ukatrupić Zayn'a i całą tą bandę.
Kątem oka zobaczyłem, jak blondyn cały się spina.
- Liam, wezwij pomoc. Trzeba to zakończyć.
Rozłączyłem się i z westchnięciem spojrzałem w okno.
- Co się stało?
*Darcy*
Tym razem obudziłam się przywiązana do krzesła. Sznur był dość gruby i chyba tylko nożem kuchennym dałoby radę go przerwać. Krzyczeć mogłabym, tylko po co? I tak pewnie nikt by mnie usłyszał, oprócz oprawcy.
Szarpnęłam za sznur, sprawdzając jego wytrzymałość. Oczywiście mega mocny i nie do przerwania ludzką reką. Pieprzona mafia.
W pomieszczeniu cały czas paliło się światło, więc spokojnie mogłam zobaczyć, co to za pomieszczenie. Była to piwnica, ale nie taka, jaką wy macie w domach czy blokach. To była stara, lekko naruszona piwnica z zapachem stęchlizny wokół. Skrzywiłam się na ten zapach i jeszcze raz spróbowałam wyszarpać się.
- Nadzieja matką głupich - powiedziała osoba stojąca przede mną. Nick.
- Nadzieja umiera ostatnia - uśmiechnęłam się sztucznie.
- Jak zwykle zawzięta i uparta... Cała Darcy! - podszedł do nas Zayn.
- I takich ludzi mi brakuje w mafii - mruknął głos za mną, ale za Chiny ludowe nie wiedziałam, kto to może być.
Poczułam, jak ta nieznana mi osoba nachyla się nade mną, opierając o krzesło.
- Ja nie wrócę do mafii, ani nie pójdę do burdelu - zaśmiałam się.
- Mam umowę, która zobowiązuje cię...
- A ja mam prawo bycia wolnym człowiekiem - podkreśliłam.
Usłyszałam jak mężczyzna zaczyna iść w stronę Zayn'a i Nick'a. Przeszedł wkoło i stanął przede mną. Był to mężczyzna na oko może 40 lat, lekki zarost, poważna twarz, która chyba nie wie co to uśmiech. Sylwetkę miał postawną, ale nie można było powiedzieć, że jest szczupły.
- Witaj, Darcy. Mam nadzieję, że nabierzesz większego szacunku do swojego ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top