2

Ruszyłam w stronę domu. Przeskoczyłam bramę w najbardziej zaciemnionym miejscu. Poszłam pod ścianą w stronę drzwi od piwnicy. Zdjęłam wsówkę z włosów i po chwili męczenia się z zamkiem, odkluczyłam drzwi. Weszłam po cichu do środka i postałam kilka minut w miejscu, aby moje oczy przyzwyczaiły się do panującego w piwnicy mroku. Szybkim krokiem przeszłam przez pomieszczenie i weszłam po schodkach. Otworzyłam delikatnie drzwi i nie wydając najmniejszego dźwięku weszłam do domu. W oddali słyszałam przytłumione głosy. Poszłam na prawo i znalazłam odpowiednie drzwi. Jednym ruchem wyłączyłam system kamer i w tym samym momencie włączył się alarm.

- Kurwa - mruknęłam.

Wybiegłam z pomieszczenia i ruszyłam w stronę powrotną. Jednak tuż przy wejściu stał wysoki mężczyzna z burzą loków na głowie i zielonymi oczami. Obok niego stało około siedmiu dobrze zbudowanych policjantów z bronią w dłoni.

- Przepraszam, co pani tutaj robi? - zapytał lokowaty.

- To już cię gówno powinno obchodzić. Lepiej idź do fryzjera i ułóż te swoje włoski, bo wyglądasz jak bezdomny. A teraz przepraszam państwa, ale muszę już iść.

Ominęłam mężczyzn, ale gdy miałam wejść do piwnicy, ktoś złapał mnie za ramię. Automatycznie moja ręka powędrowała do brzucha napastnika. Policjant przede mną zgiął się z bólu, upadając przy tym na kolana. Poczułam jak ktoś inny łapie mnie za oba nadgarstki. Wyrzuciłam nogę do tyłu z całej siły i usłyszałam syk. Moje nadgarstki znów był wolne. Tym razem jednak dwoje policjantów uniemożliwiło mi ruchy tak, abym już nie miała jak się bronić. Próbowałam się wyrwać, ale na marne.

- Kuźwa - warknęłam.

- Proszę pani, co to za słownictwo!

Zostałam odwrócona w stronę zielonookiego.

- Czego chcesz, Styles? - splunęłam.

- Prawdy i informacji na temat waszej mafii.

- Możesz sobie pomarzyć.

- Spokojnie, już ich ścigamy.

Zaczęłam się śmiać.

- I ty, ty myślisz, że ich dorwiesz! - uśmiechnęłam się - Nigdy! Z takim gównem to ty ich nawet za pięćset lat nie dorwiesz. To już szybciej oni się ciebie pozbędą, skurwielu.

- Grzeczniej proszę. Jak masz na imię?

- To może ci od razu adres podam? - sarknęłam.

- Czemu nie.

- Spierdalaj.

Kiwnął na policjantów, a oni skuli mnie w kajdanki.

- Nie no, kurwa, zajebiście! - zawołałam.

- Przestań przeklinać.

- Bo ci się to nie podoba, do skurwy nędzy?! - zaśmiałam się.

- Idźcie po resztę.

Policjanci skinęli głowami i wyszli. Zostałam sama z tym lokowatym debilem. Pociągnął mnie i zmusił, abym usiadła na kanapie. W mafii byliśmy szkoleni w razie przesłuchań i tortur. Teraz ta wiedza mi się przyda. Do pomieszczenia weszli trzej mężczyźni. Usiedli obok Styles'a.

- Zacznijmy od początku - powiedział - Jestem Harry, a to Niall, Louis i Liam - pokazał na pozostałych.

- A co mnie to obchodzi? - prychnęłam.

- Słuchaj, chcemy tylko od ciebie informacji. Nic więcej - odezwał się blondyn z czupryną jak u trola, chyba nazywał się Niall.

- Uważaj, bo ci jeszcze uwierzę - sarknęłam.

- Powiedz chociaż, jak masz na imię - powiedział, myślę, że Liam.

- A na co ci to? I tak prędzej czy później nie będę wam potrzebna.

- Zastanowiłbym się...

- Louis! - warknął Harry.

- On może mieć rację... - Liam zastanowił się przez chwilę - Słuchaj mała, pójdziemy na układ.

Przewróciłam oczami. Bla, bla, bla...

- Ty powiesz nam wszystko o swojej mafii, a my w zamian dołączymy cię do tajnej policji i nie pójdziesz za kratki.

Uniosłam brwi, a reszta spojrzała na mnie z zaciekawieniem.

- Muszę się przyznać, że słyszałam wiele układów, ale nigdy nie były one tak debilne jak ten! Wcale się nie dziwię, że próbowaliście nas złapać. Wy się urodziliście z debilizmem czy to po prostu wasz nawyk?

- Powiedz chociaż imię! - warknął Louis.

Oparłam się o siedzenie i spojrzałam na moje paznokcie. Pomalowałam je jeszcze dzisiaj na czarno, mój ulubiony kolor. Były takie interesujące!

- Halo! Odcieli ci mowę?!

A poignoruję sobie ich. Nie będę z nimi gadać, bo nie jestem idiotką. Czułam ich wzrok na sobie, ale nie przejęłam się tym. Często ludzie się na mnie gapili.

- Odezwij się!

Bla, bla, bla... Gadajcie se dalej. Ja nie będę marnowała swoich strun głosowych.

- Do cholery!

Powoli podniosłam głowę.

- Twoje imię.

- Bla, bla, bla... I tak wam nic nie powiem.

- Powiedz nam swoje imię - westchnął Harry.

Pokręciłam głową.

- Co jest takiego, że nie możesz nam powiedzieć?

Przeszłość, dupku. Wzruszyłam ramionami.

- Dobra, zmieńmy temat - warknął Louis - Mafia. Zayn Malik. Gadaj.

- Spierdalaj! - wrzasnęłam.

Louis zacisnął pięści.

- Hej, spokojnie! - krzyknął Harry -  Pogadajmy inaczej. Kratki czy tajna policja?

- Mafia - warknęłam.

- Nie ma mafii! Mafia już dla ciebie nie istnieje! - Niall wyrzucił ręce w powietrze.

- Okey, niech wam będzie - westchnęłam - Jestem Diana, mam 18 lat. Coś jeszcze?

- A co z mafią? - spytał Liam.

- Mafia już dla mnie nie istnieje.

- Cholera jasna! Czy ty wszystko bierzesz tak dosłownie?! - wrzasnął Harry.

- Ja tylko was słucham.

- Diana, my chcemy ci pomóc! - powiedział Niall.

- To mnie puśćcie!

- Dobra, skończmy tą rozmowę - westchnął Harry.

Wstał i pomógł mi wstać z kanapy. Zaprowadził mnie do jakiejś sypialni.

- Jutro się umyjesz. Kładź się.

- W kajdankach? Chyba cię coś popierdoliło!

Zdjął mi kajdanki, a ja położyłam się na łóżku. Gdy tylko Styles zamknął drzwi na klucz, zeskoczyłam z łóżka. Otworzyłam okno. Byłam na parterze, więc spokojnie mogłam zaskoczyć. Pobiegłam w stronę bramy i przez nią przeskoczyłam. Zaczęłam biec w stronę Londynu. Może nie biegłam sprintem, ale było to na tyle szybko, aby spokojnie uciec. Niezbyt się męczyłam, ponieważ sama dużo biegałam, szczególnie wieczorem. Dobiegłam do głównej drogi i gdy tylko zobaczyłam jakiś samochód zaczęłam machać. Auto zatrzymało się, a ja poznałam osobę za kierownicą.

- Colin?! Co ty tu robisz?! - krzyknęłam.

- Powinienem cię zapytać o to samo. Wsiadaj!

Usiadłam z przodu po stronie pasażera i zapięłam pasy.

- A teraz gadaj! - zawołałam.

- Sprawy biznesowe. A co z tobą? Nadal pracujesz w mafii? I czemu...? - szybko na mnie spojrzał.

- Tak, nadal tam pracuję. Widzisz, miałam rozbroić kamery i coś nie pykło... Uciekam z domu Styles'a.

- Harry'ego Styles'a?! - jego oczy się rozszerzyły.

- No.

- Wow! I co? Widziałaś go? Jak pierwsze wrażenie?

- Mówisz jakby był kimś wielkim. Według mnie to debil z krwi i kości.

- On jest kimś wielkim! Ratuje całą Brytanię!

- Z bandą półgłówków!

- Mówisz o Liam'ie, Niall'u i Louis'ie?

- Zdążyłam ich poznać. Sami idioci.

- No weź... Nie są aż tacy źli!

- Racja. Są najgorsi!

- Jaka była misja?

- Dorwać Styles'a, sprawić by zginął w męczarniach.

- Woah! Strach się bać. Na jego miejscu zesrałbym się w gacie.

- Ale mówiłam ci, że to frajer i nie odpuści.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top