17
- Już jestem, kochanie! - zawołał Harry wesoło, wchodząc do naszego pokoju.
Naszego.
- Udało mi się pozbyć mebli z mojego domu - mówił, a ja nie miałam ochoty mu przerywać - Za kilka dni będą nowe. Wrócę tu, jak do mnie zadzwonią, że można odebrać meble. Po za tym trzeba kupić jakąś wycieraczkę, firany i inne takie. A ty jak się czujesz?
- Ciągle mnie boli - jęknęłam - Po za tym jestem strasznie zmęczona. Masz moje ciuchy?
- Mam - położył torbę z zakupami na łóżku.
Wstałam do pozycji siedzącej, a obok mnie znalazł się loczek. Oparłam głowę o jego ramię, przymykając oczy. Spać mi się chciało, jak nie wiem.
- Ej - zielonooki potrząsnął ramieniem - Wstawaj. Ubierz się i w czasie drogi się prześpisz.
Niechętnie wzięłam torbę z zakupami. Powolnym i niezdarnym krokiem przeszłam do łazienki. Przy akompaniamencie moich syków i przekleństw ubrałam się w ciuchy, uprzednio wyrywając metki. Wyszłam z pomieszczenia i padłam na łóżko.
- Ja nigdzie nie idę - warknęłam.
- Zaniosę cię - mruknął Harry, obejmując mnie ramieniem.
Uśmiechnęłam się, czując na plecach przyjemne ciepło. Byłam tak wycieńczona, że powieki same mi opadały. Trwaliśmy tak w ciszy, ale do czasu.
- Wyjeżdżamy za minutę! - rozległ się krzyk Niall'a.
Harold ciężko westchnął i odsunął się ode mnie. Poczułam chłód i wcale mi się to nie podobało. Po chwili jednak, lokowaty wziął mnie na ręce w stylu panny młodej. Oparłam głowę o jego tors, tym samym na nowo czując ciepełko. Zeszliśmy ze schodów i za chwilę byliśmy na dole.
- Niall, otworzysz mi auto? - spytał Harry.
- A gdzie masz kluczyki?
- Tam, na szafce.
Niedługo potem, leżałam w aucie. Zielonooki podłożył mi pod głowę poduszkę, przykrył kocem i jako tako zapiął pasami. Poszedł po torbę, wrzucił ją do auta i sam do niego wsiadł. Otworzyłam delikatnie powieki i zobaczyłam, jak loczek się uśmiecha. Cmoknął w powietrzu i włączył silnik. Zamknęłam oczy, zapadając w głęboki sen.
~~~
- Harry? - spytałam, lecz w tej ciemności odpowiedziała mi cisza.
Brnęłam dalej, po kolana w błocie. Nie wiem czemu tu byłam. Po prostu to miejsce przypominało typowe dla horrorów. Stare, zniszczone domy, szare niebo i wyschnięte rośliny.
- Harry, kochanie! - zawołałam ponownie.
Nic, nic i nic. Cisza, ciemność, strach. Błądziłam w tę i z powrotem. Nie mogłam nikogo znaleźć. Byłam sama. Nagle przed moimi oczami ukazało się światełko. Pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam, że tam ktoś jest. Przyśpieszyłam kroku. Zobaczyłam Zayn'a, a obok niego stał uwiązany i zmęczony... Harry. W kącikach moich oczu pojawiły się łzy. Ale oni nie byli sami. Wokół nich stali ludzie z mafii, których nie raz widywałam.
- Mam nadzieję, że wiesz, za co to - uśmiechnął się szyderczo Zayn.
Jednym ruchem wyciągnął broń i postrzelił loczka. Z moich ust wydobył się głośny krzyk.
- NIE!
~~~
- Darcy, oddychaj. Wdech, wydech, wdech, wydech...
Już od dziesięciu minut chłopaki probowali mi wytłumaczyć, że to był tylko koszmar. Mimo wszystko, jak na sen, był bardzo realny. Ciągle w głowie miałam te same obrazy. Miasto. Zayn. Harry.
- Kochanie, jest dobrze... - zielonooki mocniej przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej - Jestem tu, okey? Nic złego się nie dzieje.
Cały czas z moich ust wydobywał się szloch, aż dławiłam się łzami.
- J - ja... Boże - wybełkotałam.
Jedyne czego teraz potrzebowałam to bliskości Harold'a. Przy nim czułam się dobrze i bezpiecznie. Usłyszałam jak chłopaki wychodzą, oczywiście z wyjątkiem loczka, który cały czas mocno mnie tulił. Cieszyłam się, że mój koszmar nie był prawdą. Byłby to najgorszy cios, jaki mogłabym otrzymać. Tylko Harry jest osobą, którą znałam od kołyski. Właściwie wie o mnie najwięcej. Pamiętał mnie. Ja jego w ogóle. To było najgorsze j najbardziej bolesne. Jednak wierzyłam mu. Wierzyłam w słowa Liam'a. Wierzyłam i ufałam.
Wytarłam ostatnie łzy i uniosłam głowę, napotykając szmaragdowe tęczówki. Zatonęłam w nich całkowicie i nie potrafiłam się od nich oderwać. Siedzieliśmy tak przez jakiś czas, po czym on uśmiechnął się delikatnie i położył dłoń na moim policzku, dalikatnie muskając go kciukiem. Odwzajemniłam uśmiech i na nowo wtuliłam się w jego tors.
- Lepiej? - szepnął.
- Lepiej.
- Może wyjdziemy gdzieś, co?
- Nieeee - przedłużyłam ostatnią samogłoskę - Podaj mi mój telefon.
Loczek prychnął, ale mimo wszystko podał mi telefon. Wyrwałam mu urządzenie z ręki i niemalże od razu włączyłam. Miałam jedną nową wiadomość.
Tyler: Cześć, mała. Jak leci?
Ja: Hej. W sumie dobrze. Coś się stało?
Tyler: Zack i ja jesteśmy w Londynie. Dzwoniłem do Malik'a, ale nie odbiera, a nikogo u was nie ma.
Ja: Porobiło się ostatnio...
Tyler: Co jest? Mam się bać?
Cholera. Mówić czy nie? Mówić, nie mówić, mówić, nie mówić...
Ja: Zayn'a złapali.
Tyler: JAK?!
Ja: Dużo się działo ostatnio. To moja wina.
Tyler: Wiesz, że nigdy nie popierałem twojego bycia w mafii. Jak się wydostałaś, chwała ci Boże! Spotkajmy się i my wszystko opowiesz.
Ja: Człowieku, ja jestem w Yorkshire!
Tyler: Co z tego? Długo tam zostajesz?
- Harry, długo tu zostajemy?
- Na tydzień - stwierdził.
Ja: Chyba na tydzień.
Tyler: Za dwa dni do ciebie zadzwonię, okey?
Ja: Okey. To pa.
Tyler: Pa, mała.
- Kto to? - spytał Harold, wyrywając mi telefon z ręki.
- Ej, oddawaj - prawie wyrwałam mu iPhon'a, jednak on był szybszy i uniósł urządzenie najwyżej jak umiał.
- Kto to jest? - uniósł brwi.
- Tyler, mój kolega z mafii - westchnęłam - Spoko koleś. Nigdy nie lubił tego, co robił i nie popierał, że nas do tego zmusili. Jest moim najlepszym kumplem i to on mnie zawsze bronił. Był jedyną osobą, na którą mogłam liczyć. Jest dla mnie jak brat, a teraz oddawaj mój telefon - wystawiłam dłoń.
Zielonooki chyba mi nie uwierzył, bo przejrzał telefon, jakby chcąc nie chcąc, musiał mieć potwierdzenie moich słów. Przewróciłam oczami i czekałam, aż łaskawie odzyskam moją dzidzię z piękną czarną nakładką z ćwiekami.
- Idziesz tam ze mną - mruknął.
- Co?! - krzyknęłam - Nigdzie z tobą nie idę! Pójdę tam sama. To mój kumpel, nie zrobi mi krzywdy.
- Skąd mam to wiedzieć?
- Gdyby chciał, zrobiłby to dawno! Harry, on mi przez pół życia pomagał. Znam go od sierocińca!
- A czemu nie mogę tam iść?
- Po prostu muszę z nim pogadać. Od dawna już próbowaliśmy wyrwać się z tego gówna.
Wykorzystałam chwilę i wyrwałam Harry'emu mojego iPhon'a. Z triumfem na twarzy położyłam się na plecach i zaczęłam przeglądać portale społecznościowe. Stwierdziłam, że jak zwykle nic się nie dzieje. Przy okazji sprawdziłam co ciekawego jest w kinie.
- Idźmy na "Mumię" - spojrzałam na loczka.
- Na co?! - zmarszczył brwi.
- "Mumia", taki film.
- Kojarzę. A nie ma nic ciekawszego?
- A co chcesz? Na romansidło nie idę.
- Sprawdź "Anabelle".
Wystukałam hasło na telefonie i rozszerzyłam oczy.
- Horror?
- Czemu nie?
- Będę się bała i ty o tym wiesz - powiedziałam stanowczo.
- Oj, kochanie, w razie czego ja będę - cmoknął w powietrzu.
- Pierdol się.
- Mogę, ale tylko z tobą.
Przewróciłam oczami i jeszcze chwilę przeglądałam jakieś badziewia.
- Niech ci będzie - mruknęłam - Idziemy na "Anabelle".
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top