13
Spojrzałam na mężczyznę, oglądając go od stóp do głów. Fakt, przystojny i wysportowany, chyba w podobnym wieku co chłopaki, ale nie mój typ.
- Jak chcesz znaleźć dziwki, to zapraszam do burdelu - burknęłam.
- A co, chcesz być moją dziwką, kochanie?
- Nie, dzięki, mam już kogoś - prychnęłam - A po za tym, kto by chciał takiego debila, co się o stolik chce kłócić?! Za mało tu stolików, czy jak? Po za tym to niezdrowo denerwować się przy posiłku, więc byłbyś łaskaw i dał nam wszystkim święty spokój.
- Tylko uważaj, bo coś ci nie pójdzie podczas seksu, przez te nerwy - powiedział jakiś facet zza pleców mężczyzny, który chciał nas z stąd wykurzyć.
- Ale to już cię nie powinno obchodzić - dokończyłam swoją zapiekankę i wyprostowałam się - A teraz dajcie moim kolegom zjeść w spokoju.
- Ale ty już mogłabyś pójść, dziewczynko. W końcu możesz poczekać na swoich koleżków na zewnątrz.
- Kultura jednak wymaga, aby poczekać na wszystkich, aż zjedzą. Najwyraźniej ty nie znasz czegoś takiego, jak kultura.
Kątem oka, zobaczyłam jak Harry kończy swój posiłek.
- Żarty się skończyły - warknął mężczyzna, przybliżając twarz do mojej - Spieprzajcie stąd.
- Bo co?! - wstałam z miejsca - Bo, kurwa, ci się zachciało?! Najpierw nazywasz mnie i moich przyjaciół dziwkami, a teraz wypieprzasz nas ze stolika?! Wiesz co, idź się pieprzyć do burdelu, bo chyba ci tego brakuje.
- Ładne słownictwo, skarbie. Może ty pracujesz w burdelu...
- Ja?! - zaśmiałam się - Chyba ty! Gdybyś się dowiedział, gdzie ja pracuję, to byś dawno tu nie stał.
- Ja pracuję jako bokser, więc spokojnie mógłbym cię pokonać, ale nie biję kobiet, tylko je pieprzę - uśmiechnął się szyderczo.
- Ten w lokach - kiwnęłam na Harold'a - też był bokserem, wiesz? I to od małego. Nadal trenuje. Po za tym oni wszyscy są policjantami, więc daruj sobie, okey? A jeśli ci tak mega zależy... Louis, jedz sobie spokojnie... - spojrzałam na niego z politowaniem, bo wpierniczał kebaba, jak tylko mógł najszybciej - Mógłbyś dać nam chwilę? Lou i Liam skończą jeść i się zmywamy, mamy ważniejsze sprawy niż wasz pierdolony stolik - uśmiechnęłam się i usiadłam.
Facet burknął coś pod nosem i usiadł gdzie indziej. Chłopaki natomiast, patrzyli się na mnie z przerażeniem. Li i Lou na spokojnie zjedli i wyszliśmy z tego kebaba. Hazz od razu do mnie podbiegł.
- Czemu to zrobiłaś?! Mogli ci coś zrobić!
- Po pierwsze: nazwali mnie i was dziwkami. Po drugie: należy nam się szacunek i powinniście zjeść w spokoju. Po trzecie: nigdzie nie widziałam karteczki z napisem rezerwacji.
Loczek westchnął, przytulając mnie do siebie i szepnął:
- Niegrzeczne dziewczynki dostają kary, a twoja kara będzie wieczorem...
Zadrżałam na te słowa. Podobało mi się to. Nikt nigdy do mnie tak nie mówił, a jednak brzmiało to interesująco. Weszliśmy na parking i zrobiłam do Harry'ego słodką minkę. Westchnął ciężko i odwrócił się w stronę reszty.
- Chłopaki, chcecie aby Diana prowadziła?
- No w sumie... Było spoko - uśmiechnął się Niall.
Od Louis'a nawet nie musiałam słyszeć odpowiedzi, wystarczyło, że się wyszczerzył.
- Daj jej te kluczyki. Przynajmniej było ciekawie. Po za tym zdawała kurs, wie co robi. I dojedziemy szybciej...
Na te słowa Liam'a miałam ochotę się na niego rzucić z radości. Podskoczyłam kilka razy w miejscu z szerokim uśmiechem i poczekałam, aż Harold wyjmie i odda mi kluczyki. Wsiedliśmy do auta i odpaliłam silnik. Z piskiem opon ruszyłam, wyjeżdżając z parkingu.
- Diana, ile masz lat? - spytał Liam.
- Osiemnaście.
- To kiedy ty dołączyłaś do mafii?!
- Gdy miałam szesnaście.
- Zmusili cię? - zapytał Niall.
Zaśmiałam się.
- Wiesz co, nie, ułożyli przed nią czerwony dywan i napisali na nim: "zapraszamy do mafii" - prychnął Louis.
- Na dobrą sprawę, mogliby tak robić - stwierdziłam.
- W sumie tak...
- Przynajmniej nie myślałoby się o tym, że teraz będziesz zabijał ludzi... - mruknęłam.
- Jeśli cię to pocieszy, to my też czasami zabijamy ludzi - wzruszył ramionami Liam.
- Ale wy to robicie w dobrych celach, aby uratować innych. Ja robiłam to dla zabawy. Czerpałam z tego przyjemność, że ktoś jest słabszy ode mnie.
- To jakim cudem dopiero teraz ruszyło cię sumienie? - Niall zmarszczył brwi.
- Wiesz, po prostu przebywałam z ludźmi, którzy już nie mieli sumienia, dlatego ja zaczęłam się do nich upodabniać. Żałuj, że nie słyszałeś Zayn'a, gdy nie miał już co mi odpowiedzieć. W ogóle go nie obchodziło, czy mnie to zaboli, czy nie. Gadał, co mu ślina na język przyniosła.
- Chwila... To Zayn był u nas?! - Liam podniósł głos - Jak ja bym mu przypierdolił, w co nie co... A co ci powiedział?
- Cytuje: "rodzice zawsze mi powtarzali, żeby stare zabawki oddawać biednym".
- Nie no, przecholował, kurwa - machnął rękami Louis - Jak można tak powiedzieć do kobiety, którą zdradzałeś?!
- Dla mnie była to norma. Obelgi, bicie, krzywdzenie innych... To był cały mój świat. Czasami nawet myślałam, że nie ma innego.
- Że co, kurwa?! - Niall wytrzeszczył oczy.
- Że to, kurwa - powiedziałam - Po tym jak trafiłam do sierocińca, nikt mi już nie śpiewał na dobranoc, nikt mi nie mówił "kocham cię", nikt nie próbował mnie zrozumieć, nikt o mnie nie dbał. Życie - westchnęłam.
- To nie życie - mruknął Liam - To ludzie, którzy cię skrzywdzili. Z opowiadań Harry'ego wynika, że byłaś łagodna, grzeczna i milutka, istny aniołek. Teraz jesteś przeciwieństwem samej siebie.
- Wiem o tym, ale nie dam rady na nowo się ukształtować. To ból jest moim kształtem, to on sprawia, tym kim jestem. Czasu nie cofnę, a ludzi nie zmienię. Chciałabym, aby wszystko potoczyło się inaczej, ale ja nigdy nie miałam na to wpływu.
- A istnieje w ogóle coś takiego jak kształt bólu? - spytał Lou.
- Tak - pokiwałam głową - Ból może mieć kształt zatracenia, znęcania się nad innymi, załamania i tak dalej. Za dwie minuty dojedziemy. Coś nie tak, Harry? Ani razu się nie odezwałeś.
- Wszystko okey. Po prostu fajnie się was słucha, a nie ma co się wpierdzielać - uśmiechnął się.
Skręciłam w odpowiedni zakręt i po chwili wysiadaliśmy z auta. Niall odkluczył drzwi do domu i weszliśmy do środka. Harry wyjął telefon z kieszeni.
- Halo? Uhm... Dobrze, w takim razie już pana oczekujemy. Do widzenia.
- I co? Kto dzwonił? - spytałam, ściągając buty.
- Szef. Będzie za pół godziny.
Skinęłam tylko głową i udałam się po schodach na górę. Weszłam do odpowiedniego pokoju.
- Kuźwa - warknęłam pod nosem.
Opadłam plecami na łóżko. Nie mam ochoty spotkać się z tym ich szefem. I co mi po tym? Jedynie stracę honor i zaufanie chłopaków. A po za tym pewnie mnie wyśmieje i wsadzi za kratki. W końcu to ich szef, nie mój. Ja w ogóle nie muszę się z nim oglądać.
- Kochanie, mam... Coś się stało? - loczek usiadł obok mnie.
- To wasz szef, nie mój. Nie chce mi się pierdolić i tłumaczyć dlaczego i jak. Bez sensu.
- A nie chciałabyś ze mną pracować?
- Czekaj... Co?! Nie ogarniam...
- No wiesz, moglibyśmy się dogadać jakoś z szefem i byś pracowała w tajnej policji. Przydałabyś się bardzo do pozbywania się mafii...
- Nie wiem - zmarszczyłam brwi - Jakoś tak... Dziwnie. Chociaż w sumie... Niech będzie - machnęłam ręką.
Przysunęłam się bliżej Harold'a.i położyłam głowę na jego kolanach. Pogładził swoją ręką moją głowę, przeczesując mi włosy. Ułożyłam się wygodniej i przymknęłam oczy. Nagle usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zdesperowany głos Louis'a:
- Szef przyjechał!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top