11
- Och, tak ci na mnie zależało, że aż prawie skoczyłeś z Tower Bridge? - sarknęłam - Nie wierzę w to!
- Diana, ja naprawdę przepraszam! Nie chciałem, żeby tak wyszło! Przepraszam!
- Nie przepraszaj! I tak już nie masz za co - wzruszyłam ramionami - Znalazłam kogoś nowego i jest on w stu procentach lepszy od ciebie.
- Nikt nie może być lepszy ode mnie! - zaśmiał się - Wrócisz do mnie.
- Na pewno nie.
- Rodzice zawsze mnie uczyli, że stare zabawki oddaje się biednym - powiedział obojętnym tonem.
Zabolało mnie to, ale starałam się nie poznać tego po sobie.
- Wystarczy - warknął jeden z policjantów, potrząsając Zayn'em - Przyszliśmy tu z prośbą, abyście go przesłuchali, bo pewnie ma jakiś kolegów.
- Wiemy już wszystko - odparł Harry.
- Szef niedługo do pana przyjedzie.
- Świetnie, bo mam do niego sprawę. A teraz żegnam panów - loczek zrobił kilka kroków w stronę wyjścia.
Spojrzałam ostatni raz na Zayn'a i odwróciłam się tyłem. Policjanci wyszli, ciągnąc ze sobą mulata. Łzy napłynęły mi do oczu i powoli zaczęły spływać po policzkach. Styles podszedł do mnie i uniósł mój podbródek. Nie wytrzymałam i wtuliłam się w niego, głośno szlochając.
- Ja... B - byłam dla n - niego t - tylko zabawką...
Pocałował mnie w czubek głowy, mocniej przyciągając. Trwaliśmy tak przez jakiś czas, aż mój szloch ucichł.
- Jeśli ten skurwiel jeszcze raz się do ciebie odezwie w ten sposób, nie ręczę za siebie - wychrypiał.
Nagle do salonu wpadli Liam, Niall i Lou. Walnęli się na fotel oraz kanapę i zasnęli. Uwierzcie mi, wyglądało to przekomicznie. Delikatnie odsunęłam się od Harold'a.
- Przygotuję im wodę i jakieś tabletki na ból głowy - szepnęłam.
Poszłam do kuchni i nalałam do trzech szklanek wody. Przeszukując szafki, znalazłam pudełko z lekami, a w nim tabletki na ból głowy. Pozanosiłam wszystko do salonu i położyłam na stoliku. Zaciągnęłam zielonookiego do kuchni.
- Musimy zjeść pizzę, bo jak Niall się dorwie... Szkoda gadać - wyjął trzy kawałki wczorajszej pizzy.
Dojedliśmy ją i odłożyliśmy talerze do zlewu. Szybkim krokiem przeszliśmy przez salon i weszliśmy do góry. Otworzyłam drzwi od pokoju Harry'ego i walnęłam się na łóżko. Lokowaty dołączył do mnie, łącząc nasze dłonie. Pocierał kciukiem moją dłoń. Odwrócił głowę i wyszeptał mi prosto do ucha:
- Kocham cię.
Oparłam się na łokciach i pocałowałam go czule. Odwzajemnił gest i po chwili znalazł się nade mną. Splotłam ręce na jego szyi, uśmiechając się miedzy pocałunkami. Po chwili opadł obok mnie, a ja wtuliłam głowę w jego tors. Zaczął całować czubek mojej głowy.
- Mieliśmy jechać do Holmes Chapel, żeby ogarnąć twój dom - mruknęłam.
- Jak chłopaki się obudzą, to wyjedziemy.
Nagle do pokoju wpadł Niall. Rozszerzył oczy i rozdziawił buzię.
- Jesteście razem?! - krzyknął i obrócił głowę w stronę korytarza - Lou! Liam! Diana i Hazz są razem!
- No ty se chyba jaja robisz! - usłyszałam stłumiony głos Louis'a.
Spojrzałam na Harold'a, rumieniąc się. Natomiast on tylko się uśmiechnął.
- To norma - wyszeptał.
W pokoju znaleźli się też Louis i Liam.
- No proszę... - uśmiechnął się Louis.
- A widzisz, idioto? Mówiłem ci, już jak ją przesłuchiwaliśmy, że Harry z nią będzie! - krzyknął Niall.
- No to kiedy ślub? - spytał Liam.
Postukałam się palcem w czoło.
- Człowieku, przecież ja się nawet jej nie oświadczyłem! - zawołał loczek, na co parsknęłam śmiechem.
- Jak mogłeś?! - wrzasnął Louis.
- My jesteśmy razem dopiero od wczoraj! - wybroniłam zielonookiego.
- No to nawet! Stary, zapieprzaj do jubilera, bo ci wszystkie pierścionki wykupią! - Liam machnął rękami w jakiś nieokreślony sposób.
- Albo laskę ci zwiną sprzed nosa! - dodał Niall.
Ja w tym czasie po prostu płakałam ze śmiechu. Nie mogłam przestać, ale bardzo chciałam, bo już trochę miałam dość płakania ze śmiechu.
- Boże... Nikt mi jej nie zwinie, debilu! A z pierścionkiem trochę jeszcze poczekamy, okey? Jak będę wybierał, to wam powiem. A teraz spieprzajcie stąd! - warknął Harry.
- Tylko nie róbcie głupot! - Liam wyszedł, a za nim Louis.
- I się zabezpieczcie! - powiedział Niall, zamykając drzwi.
Harold pokręcił głową, a ja powoli zaczęłam dochodzić do normalnego stanu.
- Co ci? - spytał.
- Ty nawet nie wiesz, jak to śmiesznie wyglądało. Po prostu istny kabaret!
- Może jedźmy już do Holmes Chapel - wstał do pozycji siedzącej.
- Okey - wzruszyłam ramionami i wyczołgałam się z łóżka.
Zeszliśmy ze schodów do salonu i zobaczyłam chłopaków siedzących na sofie, którzy zawzięcie o czymś gadali. Gdy nas zobaczyli, zamilkli. Postanowiłam, że to oleję.
- Słuchajcie, jest taka sprawa - zaczęłam - Nie chcielibyście mnie i Harry'emu pomóc przy sprzątaniu domu w Holmes Chapel? Przydałaby się nam pomoc.
- Jasne! - Liam wstał - Ruszcie dupy, ciołki! Trzeba pomóc nowozakochanym.
Niall i Louis podnieśli się z sofy i całą paczką ruszyliśmy do hallu. Ubraliśmy szybko buty i wyszliśmy na dwór. Niall zakluczył drzwi.
- To czyim autem jedziemy? - spytał Lou.
- Harry'ego - powiedziałam - Ja prowadzę.
Wyszczerzyłam się w stronę loczka, który patrzył na mnie, jakby chciał mnie udusić. Mimo wszystko oddał mi kluczyki. Wsiedliśmy do auta.
- Zapnijcie pożądnie pasy - zacisnęłam palce na kierownicy.
- Mam się bać? - spytał Niall.
- Powinieneś - mruknął Harry.
Odpaliłam silnik i wycofałam auto. Z piskiem opon ruszyłam w stronę głównej drogi. Gdy się na niej znalazłam, rozpędziłam samochód do stu pięćdziesięciu kilometrów na godzinę.
- Jezu, ratuj! - krzyknął Liam - Kobieto, zwolnij! Mandat dostaniesz albo auto rozpieprzysz!
- Mam pozwolenie na taką jazdę - zawołałam - Po za tym przeszłam specjalny kurs.
- Czyli mam być spokojny? - zagadnął Lou.
- Wiesz, z nią to nigdy nic nie wiadomo - odparł Niall - Bo kobiety to są takie, że ty tego nie ogarniesz.
- Stój dziób! - warknęłam - Żebym ja się nie wyraziła o facetach, to jeszcze będziesz chciał wyskoczyć z tego auta.
- Wolałbym nie...
- No właśnie. Więc jak ci się coś nie podoba w kobietach, to gadaj se przy kolegach na meczu z kubłem piwska, a jak nie, to uważaj, bo ci w czapę któraś przypierdoli.
Niall powiedział coś pod nosem i się zamknął. Z resztą nikt się już nie odezwał. Zwolniłam dopiero na parkingu, gdy byłam do tego zmuszona, parkując samochód. Wysiedliśmy z niego.
- Fajnie jeździsz, mała - stwierdził Louis, oglądając mnie przy tym od góry do dołu.
- Dzięki - wzruszyłam ramionami - Kwestia przyzwyczajenia.
- Nauczysz mnie tak jeździć?
- Ej, ty się lepiej tak nie przystawiaj - warknął Styles - Ta ślicznotka jest już moja, a to dowód - odsłonił moje włosy, ukazują przy tym soczystą malinkę.
- Lepiej już chodźmy posprzątać ten dom - stwierdził Liam.
Zanim poszliśmy, Harry pocałował mnie namiętnie.
- Jesteś moja i nikomu cię nie oddam - szepnął.
Czułam, jak Louis gapi się na nas morderczym wzrokiem. Po chwili dołączyliśmy z loczkiem do reszty. Idąc, rozgladałam się po miasteczku. Ceglane budynki, domy, sklepy. Było tu uroczo. Słońce świeciło całym swoim blaskiem, a od czasu do czasu można było zobaczyć przejeżdżające auto. Skręciliśmy do domu zielonookiego i niedługo potem byliśmy już w środku.
- Ja pierdole - powiedział Niall - Wolę nie wiedzieć, co tu się działo.
- Ciekawe, co byś powiedział, gdybyś zobaczył czyiś dom po akcji naszej mafii - poklepałam go po plecach.
Odwrócił się, patrząc na mnie z przerażeniem.
- Nie tylko robimy taki bajzel - wzruszyłam ramionami, biorąc do ręki kawałek stłuczonego wazonu - Ochronę mordujemy i zostawiamy tak jak są, a poszukiwaną osobę zabieramy ze sobą i torturujemy w bazie, aż nie umrze.
Patrzyłam cały czas na dość spory kawał szkła, który ciągle trzymałam. Przed moimi oczami pojawiły się wspomnienia i ja też w tym uczestniczyłam. Była to dla mnie zabawa, radość z patrzenia jak ktoś cierpi. Teraz zaczynałam tego żałować. Zdałam sobie sprawę, jaką kurwą byłam, jak okropnie traktowałam ludzi. Znasz to uczucie, kiedy zabijasz robaka, bo jest ochydny lub straszny i czujesz taką satysfakcję, że się go pozbyłeś? Robiłam tak samo, tylko, że z ludźmi. Zamiast butem, pozbywałam się ich torturami lub bronią. Miałam wtedy duże poczucie bezpieczeństwa i satysfakcji, bo w końcu nikt nie był w stanie mnie zatrzymać. Nie zważałam na to, czy ten ktoś ma prawo do życia. Dla mnie morderstwo było jak upragniony telefon na święta.
- Nadal chcesz to robić? - spytał Liam.
- Żałuję tego - szepnęłam - Po prostu byłam wtedy suką, bardzo zadufaną w sobie suką.
- Eee... Mogę o coś spytać?
Podniosłam wzrok na Louis'a i pokiwałam głową.
- Jak do tego doszło, że miałaś taki charakter?
- Kiedy mafia wzięła mnie z sierocińca - spuściłam głowę, czując jak łzy napływają do moich oczu - pokazali mi jak się obsługuje bronią. Powtarzali mi ciągle, że z bronią i tak wysokim stanowiskiem, mogę wszystko. Zaczęłam w to wierzyć i cała moja skromność i cichość, poszły się jebać. Z miłej dziewczyny, która zawsze wszystkich broniła, tylko nie siebie, została dumna, zbyt pewna siebie diablica, nie mająca litości.
Wytarłam palcem łzę, spływającą po moim policzku. Czułam, jak chłopaki patrzą się na mnie z niedowierzaniem.
- Jeśli chcecie - wyszeptałam - mogę iść za kratki. Zdaję sobie sprawę, z tego co robiłam.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top