E P I L O G U E

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Nie wiem dlaczego akurat teraz, ale pierwszy raz od trzech lat, po zakończeniu wojny tutaj przyszłam. 

Być może nadal zależało mi na tym, aby pewnego dnia wrócić do wspomnienia, które chciałabym słuchać ilekroć tego zapragnę.

Weszłam w głąb buszu pnączy Eywy i dotknęłam każdej z nich. Ich ciepła powierzchnia sprawiała, że poczułam obecność przodków. Kiedy walczyłam, byłam niemal pewna, że ja również należę do grona prawdziwych na’vi. Dopiero po czasie dowiedziałam się, że moja mama była człowiekiem, która zmarła w katastrofie lotniczej. Rozbiła się przy Eywie, więc miałam nadzieję na to, że drzewo zapamiętało chodźby jej głos lub twarz, bym mogła ją usłyszeć lub zobaczyć. 

Wzięłam więc najbardziej “przemawiające” do mnie pnącze i połączyłam się z nim. Czekałam, aż usłyszę jej głos, mogła nawet powiedzieć coś smutnego a i tak bym się ucieszyła, że ją chodziaż słyszę.

I ją usłyszałam.

“Weź ją, proszę i wychowujcie ją jak swoją. Kiedy będzie dorastać, proszę, opowiadajcie jej o tym, jak pewnego dnia uratuje Pandorę”.

Jej ciepły głos sprawił, że na chwilę odleciałam do miłych wspomnień. Momenty, w których nie miałam rodziny, chodź tak naprawdę była tuż obok. Brandon, Leyla, Neytiri, Mo’at, Tuk, Kiri, Lo’ak oraz oczywiście Neteyam…byli ze mną na każdym kroku i mnie wspierali, natomiast ja cały czas szukałam odpowiedzi na temat swojej rodziny.

Cały czas byli przy mnie i w końcu to doceniłam. 

Teraz gdy sama posiadam dzieci, chciałabym móc przekazać im miłość, jaką pielęgnowałam w swoim sercu za ten czas. Chciałabym im opowiadać o miłych chwilach spędzonych z przyjaciółmi, jak razem walczyliśmy i wygrywaliśmy. Chce im pokazać jak pielęgnować więź z Eywą oraz swoje uczucia, które są tak bardzo ważne.

Tutaj, gdzie obecnie się znajdujemy to jest nasz dom, nasza bezpieczna przystań i jeśli będzie trzeba będziemy chronić naszą ziemię.

Każdy z nas tutaj coś przeżył. Albo odzyskał siebie, albo stracił. Brandon odnalazł brata, o którym tak dawno z nim rozmawiałam. Leyla w końcu została przywódczynią armii, a Kiri stała się boginią Eywy. Ja natomiast stałam się Tsahik i musiałam dbać o dobro pozostałych członków klanu Omaticaya. Miałam nadzieję, że ich życie będzie spokojne i miałam nadzieję, że pozostanie tak na dłużej.

Teraz tak naprawdę zrozumiałam, że byłam bez serca, a moja dusza była uwięziona w Eywie. Cierpliwie czekałam na moment, w którym znowu wrócę do ukochanego oraz przyjaciół. No i wiadomo - przedtem do swojego ciała.

Również cierpliwie czekaliśmy na Grace Augustine, która dołączyła do nas kilka dni po wojnie. Nie posiadaliśmy się z radości, kiedy w końcu Kiri odzyskała matkę, a Jake i Neytiri przyjaciółkę. Płakaliśmy z radości.

Dowiedziałam się wtedy kilku rzeczy na temat mojej mamy. Rozpoczęła badania na temat Pandory, a następnie została przełożoną pułkownika Milesa za najlepsze wyniki testu sprawnościowego jak i badawczego. I tak rozpoczęła się ich historia miłosna - o ile można było to tak nazwać - czego ja jestem wynikiem, nie wykluczam też, że “przypadkiem”.

Widząc moją szczęśliwą rozpiera mnie duma i radość, że należę do tej wielkiej rodziny, gdzie nie każdy jest połączony więzami krwi. 

My jesteśmy inni, niepowtarzalni i oryginalni.

I dajemy wrogom jasno do zrozumienia. 

Jeżeli zadrą z jednym członkiem naszej rodziny - zadzierają z całą rodziną.

Tak więc to koniec mojej historii. Jestem [T.I]. Na’vi, który narodził się dwa razy.

Na’vi, który oddał serce dla dobra całej swojej rodziny i Pandory.

Niestety kochani...to już koniec.
Powiem wam szczerze, że pisząc ten epilog popłakałam się trzy razy.
Powtarzam się w każdej książce, ale znowu - zakończyłam pewien rozdział w swoim sercu i nie umiem się tym razem przy nim pozbierać.
Nie płakałam tak nawet, kiedy kończyłam "My Heart Lies In Pandora", więc jest to dla mnie mega ciężkie.

Przedewszystkim chciałabym podziękować wam, czytelnikom, którzy mnie wspierali. Wasza miłość do "Heartless" oraz "Shameless" napawała mnie zapałem i tym, że chce dalej pisać.

Nie wiem, co bym bez was zrobiła.
Kocham was wszystkich i mam nadzieję, że będziecie spełniać swoje marzenia tak samo jak ja, pisząc to, co podpowie mi serce.

Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Dziękuję, że razem możemy zakończyć pewną erę i rozpocząć zupełnie nową.

Brandon kocha was wszystkich i mówi, że zobaczycie się z nim jeszcze w jednej lub dwóch książkach...
Więcej nie zdradzam!
A tym czasem mam tutaj mały "plakat" nawiązujący do mojej nowej książki z Avatara:

Mam nadzieję, że spodoba wam się równie tak samo jak spodobały wam się moje pozostałe opowiadania z Avatara ❤

No nic kochani, do zobaczenia!
Jeszcze raz dziękuję.
Po prostu wam wszystkim dziękuję.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top