C H A P T E R T W E N T Y E I G H T

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Wystarczy powiedzieć "Kocham cię", a już moje serce zaczyna skakać jak szalone."

Leyla

- Naprawdę go kochasz ?.- zapytała mnie Mo'at wskazująca na Brandona, który utknął w drzewie, a dokładnie w dziupli.

- Ma w sobie to...coś.- odparłam, starając się nie śmiać z jego nieudolnej próby wydostania się.

- Zachowuje się jak dziecko.- skrzywiła się, kiedy Brandon upadł na cztery litery po wydostaniu się.

- Jest kochany.- uśmiechnęłam się.- I...czasami potrafi rozśmieszyć.

- Jak słyszę jego teksty to już dawno Eywa powinna mnie zabrać do ziemi. Albo do drzewa. Wszystko jedno.- machnęła ręką.

- Niech pani nie gada, że...

- Słyszałam was nie raz, kiedy próbował cię "poderwać". Już mój mąż umiał sprawić, że w moim brzuchu pojawiły się atokiriny, a nie...mój wczorajszy obiad.

- Cóż...Brandon ma swój świat i własne tekty, które hm...owszem, są żenujące, ale...

- Słuchaj Leyla, mam plan. U nas w armii jest jeden żołnierz, który właśnie szuka swojej drugiej połówki. Może wiesz, kopnij Brandona i weź się z nim spotkaj.

- Raczej podziękuję.- zaśmiałam się nerwowo.- Kocham Brandona.

- Przemyśl to, kochana.

Nie przemyślę.

- Tak w ogóle.- zaczęła.- Pamiętam, jak kiedyś nie lubiłam Jake'a.

- Naprawdę ?

- No wiadomo, zjawił się niewiadomo kiedy i jak i nagle podrywa mi córkę.
Wiesz, co wtedy planowałam ?

- Zemstę ?

- Dokładnie! Planowałam go zepchnąć z drzewa, ale stwierdziłam, że za dużo świadków.

- Mhm...

Byłam zdziwiona zachowaniem pani Mo'at. Ona ? Wbrew pozorom zawsze była opanowana (chyba) i jakoś dziwnie spokojna (teraz wiem, że nie).

- Potem jednak stwierdziłam, że wcale taki nie jest.- wznowiła swoją historię.-  A potem nas zdradził.

- Taak...Neteyam opowiadał

- Potem zaczął gadać, że się zmienił od kiedy poznał moją córkę, zakochał się w niej i...no wiadomo. A potem zagłada i musieliśmy walczyć.

- A...walczyła Pani ?

- Owszem. Obserwowałam wszystko z ukrycia i machałam gałęziami jak jakaś cheerleaderka i wszystkich dopingowałam jak należy.

- Bardzo się pani poświęciła dla Pandory.

- Też uważam, że najwięcej ze wszystkich zrobiłam.

***

Kolejny raz udawania kogoś kimś się nie jest. W sumie ? To nawet lepiej.
O naszym planie wiedzieli tylko rodzina Sully oraz żołnierze, którzy chronili nas każdego dnia.

Kolejny wyczerpujący dzień. Tymbardziej, że spędziłam go z Mo'at. Ta kobieta kiedyś wykończy i nie dziwię się, że pewnego dnia Jake chciał ją udusić.

- Leyla.

Zdziwiona spojrzałam za siebie, widząc smutnego Brandona.
Przysięgam, że ten widok mnie rozbolał.

- Coś się stało, kochanie ?.- zapytałam.

- Czy ja...- zaczął.

Znałam go. Coś go gryzło i bał się, jak zaaraguje.

- Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć, prawda ?.- powiedziałam spokojnie.

- Czy...ja jestem dla ciebie wystarczający ?

Spojrzałam się na niego z lekko zmarszczącymi brwiami.

- Brandon, o co chodzi ?.- podeszłam do niego i złapałam za ręcę.

- Słyszałem, jak Mo'at mówiła, że masz mnie zostawić i pójść sobie do jakiegoś żołnierza. Może on będzie dla ciebie wystar...

Nie mogłam tego słuchać. Walnęłam go prosto w głowę, dając mu do zrozumienia, że znowu gada farmazony.

- AŁA! A TO ZA CO ?!

- Za wygadywanie takich bzdur! Jesteś niemożliwy...

- Leyla...

- Cholera jasna! Kocham cię najmocniej na świecie! Dlaczego uważasz, że jesteś niewystarczający skoro to ja jestem dla ciebie nieodpowiednia...- pociągnęłam nosem.- Nie chcę nikogo innego, oprócz ciebie.

Moje włosy zakrywały mi twarz, kiedy stałam wpatrzona w podłogę, ledwo widząc łzy, spadające na kamień.

Szybko poczułam jednak ramiona, które mnie otuliły.

- Przepraszam.- mruknął w moje włosy.

- Ja też.- odpowiedziałam, mocniej go tuląc.

- Wiesz, że cię kocham, prawda ? I nigdy nie zostawię.

-Ja ciebie też kocham, Brandon.- podniosłam delikatnie głowę, a chłopak delikatnie mnie pocałował.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

A teraz czas na memy:






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top