C H A P T E R T H I R T Y T H R E E

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Jest coś potężniejszego niż serce. Mózg, który pozwala nam przyswajać wygodną dla nas prawdę.

- Carissime, uspokój się!.- Neteyam za tobą krzyczał, ale ty go nie słuchałaś.

- Właśnie w tym momencie wsiadam na ikrana i do nich lecę!

- Dlaczego ?!.- znowu zaczął się śmiać.

- Neteyam, to według ciebie jest normalne, aby zakopywać twoją babcię ?!

- Tak, znaczy nie, znaczy nie wiem! Ale ten żart chyba im wyszedł.

- Żart ? To miał być według ciebie żart ?! Mo'at mogła dostać zawału!

- Muszę cię zmartwić, ale chyba im o to chodziło...- próbował się nie śmiać.

- Neteyam, błagam cię. Ile ty masz lat ? Ile oni mają lat ?!

- No wiesz...przecież nic takiego się nie stało. Mo'at żyje.- podniosłaś jedną brew do góry.- Jeszcze.- dodał.

- Ja naprawę nie wiem, jacy ludzie mnie otaczają...nie mam na was siły.

- Wszystko dobrze ? Wyglądasz słabo, znowu się źle czujesz ?

- Tak, słabo mi kiedy widzę z kim się przyjaźnię.- warknęłaś.

- No ej, Mo'at nie była zła.- mruknął.

- Leyla mi wysłała filmik, gdzie Mo'at goniła Brandona.

- Ciekawe czy przeżył.

- Brandon to Brandon. On by nie przeżył ?

- Racja.- mruknął.- Jestem ciekawy co jeszcze odwalą pod naszą nieobecność.

- Już się boję. I pewnie zaniedługo się o tym dowiemy od Leyli.

- Już nie mogę się doczekać.- uśmiechnął się, ale napotkał twój wzrok.- Dobra, jednak nie nie mogę się doczekać.

- Tak właśnie myślałam.

- Ale hej! Przecież zawsze możemy się pośmiać.

- Zaraz to ja cię zacznę gonić i spróbuje cię zabić.

***

Leyla

- Poszła sobie ?

Spojrzałam na lewo i prawo.

- Chyba tak.- mruknęłam.- Nadal chce się na tobie zemścić ?

- Od wczoraj.

- Jak to ? Myślałam, że już dała ci spokój.

- Wczoraj mnie obudziła i zwisała mi nad głową. Myślałem, że umrę na zawał.

- Tak, w sumie to było dziwne.

- Dobrze, że [T.I] się o niczym nie dowiedziała.- powiedział zadowolony Brandon.

Spięłam się, a Brandon to zauważył.

- Leyla. Nie mów, że...

- Muszę uciekać, alkohol zostawiłam na gazie.- i pomknęłam, śmiejąc się z miny Brandona, która wyrażała więcej niż tysiąc słów.

- Leyla! Wracaj tutaj!.- zaczął mnie gonić.

Ups.

***

- Wszystko okej ?.- zapytał cię Neteyam, kiedy szliście na nocny spacer po plaży.

- Tak, jest okej.- uśmiechnęłaś się i wróciłaś do oglądania plaży jak i nocy. Księżyc był bardzo piękny i bardziej widoczny dla oka.

- Coś cię gryzie, Carissime.- stwierdził.

- Boję się tej wojny z klanem ognia...- mruknęłaś bliska płaczu.

- Nie bój się, Carissime.- objął cię ramieniem.- Damy radę. Jesteś jedną z potężniejszych na'vi, jakie istnieją. Pokonasz ich.

- Dziękuję, że we mnie wierzysz.- przytuliłaś się do jego klatki piersiowej.

- Zawsze w ciebie wierzyłem.- Może już wracamy ? Widzę, że ledwo chodzisz, jesteś śpiąca.

- Nie do końca...- ziewnęłaś.- No dobra, może trochę.

- Dlatego chodź, idziemy.

Dotarliście do namiotu, w którym twój narzeczony cię ułożył.

- Neteyam, ja umiem sama się ułożyć do snu.

- Chciałem być miły. I kochanym narzeczonym.

- Dziękuję ci, mój ukochany narzeczony.

- Nie nie ma za co, Carissime.- uśmiechnął się i ułożył obok ciebie.- Dobranoc.

- Dobranoc, kochanie.- uśmiechnęłaś się, kiedy przyciągnął cię do siebie. Wtuliłaś się w jego ciepłe ciało i zamknęłaś oczy, czując się szczęśliwa.

Problem polegał na tym, że sen nie nadchodził, a położyłaś się już jakiś czas temu spać.
Coś się gryzło, i przez to nie umiałaś zasnąć.

Wyswobodziłaś się z ucisku swojego narzeczonego i wyszłaś z namiotu. Spojrzałaś na otoczenie.
Wydawało ci się, że byłaś sama.
Dlatego zawołałaś swojego ślizgacza i popłynęłaś na skałę.
Od której wszystko się zaczęło.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

A teraz memy:







Wpadłam na pomysł.
Chcecie sami zrobić memy z Shameless ? Jeżeli tak, to możecie mi wysyłać na konto na ig: _sonia_2006.

Jestem bardzo ciekawa hahaha

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top