C H A P T E R S E V E N T E E N

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Ból, jaki czujemy, kiedy odchodzi ktoś bliski jest nie do zniesienia. A jednak, kiedy coś nie idzie po naszej myśli, czujemy się bezradni.

Nie wiesz kiedy, ale zaczęłaś płakać, widząc Brandona, który miał zamknięte oczy a jego klatka piersiowa unosiła się do góry bardzo powoli.

Zamknęłaś oczy, niechcąc dłużej płakać. Musiałaś być silna.

- [T.I]...

- Idź, Leyla. Musisz zostać z nim sam na sam.- uśmiechnęłaś się i wyszłaś z pomieszczenia.

Wytarłaś twarz dłońmi, aby przestać płakać.
Bądź silna.
Bądź silna.
Powtarzałaś to jak mantrę, a jednak łzy ciągle ciekły po twojej twarzy.

- Chcesz wrócić do domu ?.- Spojrzałaś na Neteyama.- Nie wyglądasz najlepiej.

- Jest okej. Wróćmy do gór.- podałaś mu rękę i pomógł ci wskoczyć na ikrana.
Zaczekałaś na niego i razem polecieliście do rodziny.

***

- Znowu się kłócą ?.- zapytałaś, słysząc jak Toruk Makto i Tsahìk Neytiri znowu mają ostrą wymianę zdań.

- Pewnie kłócą się o tą sytuację, gdzie Leyla i Brandon zostali zaatakowani.

- Możliwe. Lepiej im nie przeszkadzać.- złapałaś go za rękę i obeszliście góry tak, aby nikt was nie widział. Udaliście się do lasu, gdzie był kilka metrów dalej od gór. Tam zazwyczaj było spokojnie.

- Na pewno nie chcesz wrócić do Brandona ?.- zapytał, ciągle trzymając cię za rękę.

- Na pewno. On teraz musi pobyć z Leylą.- odpowiedziałaś spokojnie.- Musi dużo odpoczywać.

- Też racja.

- Wszystko jest gotowe na potencjalną wojnę z klanem ognia ?.- zapytałaś.

- Tak, wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Jednak...coś mi tu nie gra.

- Co dokładnie ?.- zapytałaś.

- Nie czujesz się czasami obserwowana ?.- zapytał.

- Tak, czasami. Ciągle na mnie patrzysz i mówisz mi jak bardzo mnie kochasz.

- To również.- zaśmiał się.- Ale chodzi mi o to, że nie czujesz tego stresu ?

- Neteyam, jesteś przemęczony. Stres też na ciebie źle wpływa.- mruknęłaś.

- Ale to naprawdę...

- Rozumiem to, ale moim zdaniem powinieneś przestać się tym wszystkim zamartwiać. To źle na ciebie wpływa.

- Może masz rację ?

Nie chciałaś mu przyznawać racji, bo jeszcze bardziej by się zafiksował na dodatkową ochronę.
Dla ciebie i reszty rodziny, czy twoich przyjaciół.

Udawałaś, że wszystko jest okej.

- Robi się późno, nie sądzisz ?.- zapytał po jakiejś godzinie przechadzania się po lesie.

- Racja. Robi się powoli zimno, ciemno i nieprzyjemnie. Wracajmy.

Tak też zrobiliście.
Wróciliście do obozu górskiego i od razu poszłaś do swojego namiotu. Usiadłaś, czekając na swojego narzeczonego.

Jeszcze nie wiedział.

- Dobranoc, Carissime.- pocałował cię w czubek głowy, a następnie w usta.
Uśmiechnęłaś się na tą czynność a po chwili usadowił się obok ciebie.
Najpierw siedzieliście wtuleni w siebie, ale po kilku minutach czułaś, jak chłopak powoli zasypia. Ułożyłaś go na materiale i położyłaś się obok niego.
Odczekałaś kilkanaście minut, do momentu, w którym każdy zaśnie.

Wtedy otworzyłaś oczy. Nasłuchiwałaś, czy nikt nie idzie i czy każdy śpi.
Droga wolna.
Wtedy wyszłaś, zabierając strzały, łuk i swój pistolet, który upchałaś w kieszeń. Zabrałaś jeszcze materiał, aby zakrywał twoje ramiona i twarz, kiedy będziesz na zwiadach.
Wtedy wszystko się zacznie.

Zschpdzilaś powoli z gór. Nie chciałaś przywoływać Toruk, ponieważ narobiłby hałasu. Dlatego, kiedy byłaś wystarczająco oddalona od klanu zawołałaś go i wskoczyłaś na niego. Spojrzałaś jeszcze raz na góry.
Czy dobrze robiłaś ?
Nie wiesz.
Może ?
Najważniejsze jest się dowiedzieć, co oni knują.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
Dzisiaj również się pojawi rozdział, więc wyczekujcie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top