C H A P T E R F O U R

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Kiedyś śnił mi się pewien koszmar.
Nie do końca byłam pewna co on oznacza, ale widziałam piekło.
Potem dowiedziałam się, że tak wygląda klan ognia.
Na naszych ziemiach klanu Omaticaya.

Zaczęłaś nieprzyjemnie wiercić się na kozetce. Byłaś pewna, że znowu coś ci się śniło, ale nie wiedziałaś co.

Obudziłaś się cała wystraszona. Usiadłaś na łóżku i zaczęłaś głośno oddychać.
Wtedy zdałaś sobie, że jesteś w swoim ciele.
W swoim.
Jesteś żywa.
Żyjesz.

- [T.I] ?

Spojrzałaś przed siebie, a tam stała twoja lekarka.

- Pani Marley ?.- zapytałaś cicho.

To był twój głos.

To naprawdę ty.

- Wszystko w porządku ?.- zapytała.- Strasznie krzyczałaś przez sen.

- Oh, faktycznie.- mruknęłaś.- Ugh, chwila...jestem...

- Jesteś wśród nas.- uśmiechnęła się.- Neteyam aż do teraz nie może w to uwierzyć.

- Gdzie on jest ?.- zapytałaś zachwycona.- Chcę go zobaczyć.

- Zaraz go zawołam.- uśmiechnęła się i wyszła.

Odchyliłaś głowę, zamknęłaś oczy i zaczęłaś ciężej oddychać. Serce cię bolało, ale to ze względu na szczęście, które właśnie cię spotkało.

Podniosłaś głowę, kiedy w drzwiach twojego pokoju zauważyłaś miłość swojego życia.

- Carissime...

- Neteyam...

Wyglądał, jakby miał zaraz się popłakać. Kiedy ty pociągnęłaś nosem, chłopak podbiegł do ciebie i wziął w ramiona. Zaczęłaś płakać. W końcu.
Kurwa.
W końcu mogłaś go przytulić, dotknąć, pocałować.
Odsunęłaś się od niego, aby po chwili wpić się w jego usta.

Chłopak bez opamiętania oddał pocałunek. Byłaś szczęśliwa, w końcu. Ból w końcu odszedł.
Zastąpił go radość.

***

Nie wiedziałaś co Neteyam szykuje, ale kazał ci czekać w miejscu, w którym go uratowałaś.
Najlepsze jest to, że Kiri pomogła ci się ubrać. Nie byłaś już ubrana w moro. Byłaś ubrana w zwykły strój navi. Twoje włosy były splątane w warkocze a na dodatek miałaś wpleciony różowy kwiat po lewej stronie włosów.

Czekałaś i czekałaś, aż w końcu zauważyłaś postać idącą w twoją stronę.

- Już myślałam, że nie przyjdziesz.- powiedziałaś, kiedy Neteyam złapał cię za rękę.

- Ja zawsze dotrzymuję słowa.- uśmiechnął się.- A teraz chodź.

Pociągnął cię w stronę, która coś ci przypominała. No tak.
Ta piękna zatoka.
Uśmiechnęłaś się szeroko, kiedy weszłaś do środka pięknej wyspy.

- Tak coś czułam, że mnie tu zabierzesz.

- No to najwidoczniej mnie znasz.

- Tutaj jest tak pięknie...- zaczęłaś wąchać kwiaty wokół ciebie.

- A ty jesteś tutaj najpiękniejsza.- obrócił się w twoją stronę i pocałował.

Nagle niespodziewanie zaczął padać deszcz. Pisnęłaś, kiedy zimne krople zaczęły spływać po twoim ciele.

- Wiesz, że cię kocham, prawda?.- zapytał, biorąc cię w ramiona.

- Wiem, ja ciebie też.- i wpiłaś się w jego usta.

Nie powiem, że nie, ale zainspirowałam się tym oto fanartem:

NO BŁAGAM.
IDEALNE.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top