C H A P T E R E L E V E N

Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)

Kiedyś nastanie dzień, w którym dowiemy się, czy jesteśmy sobie przeznaczeni.

Kolejna nieprzespana noc. Tym razem nie wiesz dlaczego. Może to przez dziwny księżyc, który ostatnio czuwał ?
Może, nie byłaś pewna.
Wiedziałaś jedno. Dzisiaj jest wielki dzień.
Bo urodziny Brandona.

To był naprawdę ważny dzień. Szczególnie, że Brandon był dla ciebie jak brat. I nie wyobrażasz sobie bez niego życia.
Wasza przyjaźń zaczęła się kiedy on, ty i Leyla mieliście po sześć lat. W sumie wszystko się zaczęło od kiedy zauważyłaś innych chłopców, którzy znęcali się nad Brandonem. Wtedy ty jak i inna dziewczyna - Leyla obroniłyście go i zaczęliście się z nimi bić.
Już nie było im do śmiechu.

Od tamtej pory stanowiliście paczkę. Niby mówi się, że przyjaźń we trójkę nie istnieje, ale wy stanowiliście przykład, że jednak istnieje.
Wiadomo, zdarzały się kłótnie i czasami nawet rękoczyny (Leyla pozdrawia), ale nigdy wasza przyjaźń na tym nie ucierpiała.
(Po za Brandonem, który cały czas dostaje w łeb).
W każdym bądź razie ubrałaś się tak jak zawsze, czyli w strój wojskowy i poszłaś do Leyly, która na ciebie czekała.

- Jest to dość...mocna propozycja jak dla pułkownika.- stwierdziła.

- W takim razie dostanie zawału i sami sobie weźmiemy ten alkohol.- uśmiechnęłaś się.

- Może masz rację, dobra. Na pewno się zgodzi.

- Jestem tego pewna, Leyla.- wskoczyłaś na swojego ikrana.- Chodź.

Wzięłaś ją za rękę i pomogłaś jej wsiąść. Obie wbiłyście się w powietrze.
Krzyknęłyście, kiedy ciepłe powietrza was ukoiło w twarz.

- Uwielbiam latać.- powiedziała cicho.- Można wtedy w jakimś stopniu uciec od problemów, prawda ?

- Owszem. Dlatego wczoraj wróciłam wieczorem, bo chciałam polatać. Sama.

- Neteyam się o ciebie martwi, wiesz ?

- Wiem, Leyla. Będzie się martwił bo oddałam za niego życie. Boję się, że w pewnym momencie "zamknię" mnie w złotej klatce.

- Wiem, że to tylko przykład, ale nie zdziwiłabym się gdyby tak się stało.

- Wiem, Leyla. Właśnie tego się obawiam. Jest już w takim amoku, że boję się, że będzie do tego zdolny.

- Musisz z nim pogadać. Powiedzieć mu, że...

- Leyla, rozmawiałam z nim. Chyba z trzy razy. Czasami myślę czy...czy dobrze zrobiłam wychodząc za niego.

- Naprawdę ?

- Tak.- odpowiedziałaś szczerze.- I mam wrażenie, że jest tylko gorzej.

- Chyba nie chcesz zerwać zaręczyn, prawda ?.- zapytała przerażona.

- Zastanawiałam się nad tym.- oświadczyłaś.- Ale jeszcze nad tym myślę. Jeżeli mam być zamknięta na klucz to podziękuję.

- To twój wybór. A my to zaakceptujemy. Tak po za tym to ląduj. Zaraz będziemy na miejscu.

- Faktycznie.

Wylądowałaś przed akademią wojskową i ruszyłaś w stronę laboratorium, gdzie na sto procent będzie się znajdować pułkownik.

Oczywiście, że tam się znajduję.
Właśnie popija sobie swoje drogie whiskey, którą kiedyś podjebał Brandon na wyspie klanu Metkayina.

Stare dobre czasy.

Chodź w sumie nie aż takie dobre po tym, co się stało.

- Witamy!.- krzyknęłyście, doprowadzając pułkownika do zawału.

- Dziewczyny ?! Co wy tu robicie ?!.- krzyknął, zasłaniając swoim ciałem prawie pustą butelkę alkoholu.

- Panie pułkowniku.- Leyla oparła się o framugę drzwi.- Widziałyśmy ten alkohol.

- O jakim alkoholu mowa ?.- zapytał, jakby zastanawiał się nad czymś.

- Nie mamy już siedmiu lat, panie Pułkowniku.

- Dobrze dobrze. Chcecie trochę ?.- zapytał wyciągając szklanki.

- Nie, ale mamy pytanie. Czy może wziąść Pan trochę alkoholu na imprezę urodzinową Brandona ?

- Oczywiście, że nie!.- krzyknął.- Ten alkohol jest bardzo bardzo święty.

- Spokojnie.- szepnęła do ciebie Leyla.- Brandon powiedziałby to samo.

- Cóż. Możemy pójść na układ. Pan przyniesie alkohol, a my.- spojrzałaś na Leylę, która patrzyła się na ciebie z przerażeniem.- Przez tydzień będziemy trenować maluchy.- wskazałaś na salę treningową.- Wiemy dobrze, że Panu już się nie chce.- uśmiechnęłaś się wrednie.

- Zgoda. Umowa stoi.- również się uśmiechnął.- To do wieczora.

- Do wieczora.

Wyszłaś z przyjaciółką, która od razu po opuszczeniu budynku zaczęła na ciebie krzyczeć:

- Co ty robisz ?! Nienawidzę dzieci! Dlaczego akurat pilnowanie ich ?!

- Spokojnie Leyla. Jutro każdy będzie miał takiego kaca i urwany film, że nawet pułkownik zapomni, że to my go poprosiłyśmy o alkohol.

- W sumie racja.

Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top