C H A P T E R E I G H T E E N
Z góry przepraszam za błędy ortograficzne, literówki czy korektę. Nie zwracajcie uwagi ;)
I do tego jeszcze dopowiem, że mam nadzieję, że moje memy, które tworzę sama NIKOGO NIE OBRAZIŁY I WOGÓLE. Jeżeli kogoś uraziłam to bardzo przepraszam!
"Jeżeli coś się stało, zawsze podejrzewaj Brandona"~ Leyla 2023
- Gdzie idziesz ?
Podskoczyłaś na głos, którego w tym momencie najmniej się spodziewałaś.
- Lo'ak, do cholery! Co ty tu robisz ?
- Ja ? Śledzę cię.- uśmiechnął się kpiąco.
- A tak serio ?.- podniosłaś jedną brew do góry.
- Zauważyłem cię, kiedy wychodziłaś z namiotu. Neteyam będzie zły, kiedy cię nie zobaczy obok ciebie.- zrobił smutną minę.
Wiedziałaś, że robi z ciebie jaja.
- I co z tego ? Ja idę tylko na zwiady. I przy okazji zemścić się za Brandona.
- Brandon żyje.- podleciał do ciebie.- Zemstę sobie zrobisz, kiedy wojna faktycznie się odbędzie.
- Zwiady trzeba zrobić. Każdy do jasnej cholery klan robi zwiady. My też musimy.
- Wcale nie wyglądasz na wkurzoną i chętną zabicia kogoś w tym momencie. Chyba źle wpadłem.
- Bardzo źle wpadłeś.- burknęłaś.- I co ? Nie wracasz do gór ?
- Wiesz...zróbmy układ.- uśmiechnął się.
O nie, ten uśmiech świadczy tylko o jednym.
- Słucham, jaki układ ? Lo'ak, bez takich. Jeszcze nie należę do waszej rodziny i nadal mam obowiązek cię chronić. Czego chcesz ?
- Zrobimy tak. Pozwolisz mi iść z tobą. Jeżeli nie, obudzę Neteyama.- jego uśmiech się poszerzał.
- Lo'ak...
- Coś za coś, kochana bratowo.
Zastanowiłaś się chwilę. Wiedziałaś, że na każdym kroku może się zadziać niebezpieczeństwo. Mimo tego, że był tylko rok młodszy od ciebie, potrafi być głupi. I niezdarny.
- Lo'ak, to nie jest moment na żarty.- przewróciłaś oczami.
- W takim razie...NETEYAM!.- zaczął się drzeć, ale szybko go uciszyłaś.
- Zamknij się!.- warknęłaś, zasłaniając dłonią jego twarz.
- To jak w końcu będzie ?
Spojrzałaś się na niego.
- Dobrze. Możesz iść ze mną. ALE.- przerwałaś.- Obym tego nie żałowała, jasne ?
- Jasne jak słońce. To co, bratowo kochana ? Czas na przygodę!
- Ta. Do piekła.- odpowiedziałaś mniejszym entuzjazmem niż on.
Przez całą drogę nie odzywaliście się do siebie. Czasami, kiedy Lo'ak chciał rzucić jakimś żartem, przerywałaś mu mówiąc: "zaraz będziemy na terenie klanu ognia".
A chłopak chciał tylko rozładować atmosferę.
- Ma takie pytanie.- zaczął.- Mogę je zadać ?
- Skoro musisz.- mruknęłaś.
- Czy ty na pewno chcesz poślubić Neteyama ?
Zdziwiło cię trochę te pytanie.
- Dlaczego pytasz ? Uważasz, że byłabym złą żoną dla niego ?
- Nie, wręcz przeciwnie. Od początku wam kibicowałem, ale...
- Ale ?.- dopytywałaś.- Lo'ak, do rzeczy.
Czy zrobiłam coś nie tak, że teraz uważasz mnie za niegodną twojego brata ?
- Wybacz, ale podsłuchałem cię. Ciebie i Leylę.
- I...?
- Byłem co prawda niedaleko was, ale słyszałem, że nie wiesz, czy chcesz wychodzić za mojego brata. Za to, że traktował cię jakbyś była jego rzeczą i no...ogranicza ci wolność.
- Oh, Lo'ak...- spojrzałaś na niego łagodnie.- Chce za niego wyjść. Kocham go. Tylko...miałam też wtedy wrażenie, że pośpieszyliśmy się z tymi zaręczynami.
Nie do końca tak było. Owszem, Neteyam przez jakiś moment był strasznie...zafiksowany na punkcie twojego bezpieczeństwa i przez kilka dni faktycznie ci to przeszkadzało. Jednak to nie był duży powód, żeby zrywać zaręczyczyny. No błagam.
Jednak, gdyby tak się zastanowić...to może faktycznie Neteyam się pośpieszył ? W końcu jeszcze kilkanaście dni temu wróciłam do swojego ciała. Czy to aby nie za szybko ? Jednak...kochasz go i chcesz z nim być. Na zawsze.
Nie ważne, co się stanie.
- Cieszę się, że w końcu zmartwychwstałaś.- zaczęłaś się śmiać.- No co ?!
- Lo'ak...dobrze, nazwijmy to tak. I co dalej ?
- Bo nie uwierzysz, co się stało, kiedy nie było cię z nami.
- Zamieniam się w słuch.
Nie umiałaś wytrzymać.
Co takiego się stało ?
- Rodzice znaleźli mu Tsahìk.
Serce zabiło ci szybciej.
- I o mój boże. Dobrze, że jesteś z nami. Nie wiem, czy zniósłbym jej obecność chodźby przez kilka minut.
- Na pewno nie była taka zła.
- Nie było cię, więc nie wiesz. Bardziej irytującej kobiety nie widziałem od czasów, kiedy poznałem ciebie.
- No dzięki, Lo'ak.- pokazałaś mu środkowy palec.- Gdzie ona teraz jest ?
- Pewnie przeżywa, że nie zostanie żoną tak wspaniałego Neteyama.
- Możliwe.- zaśmiałaś się.- Chyba nie spodziewała się, że wrócę do was przed osiemnastymi urodzinami.
- Widzisz? A jednak to zrobiłaś.
- Bardzo dobrze.- poczułaś zapach ogniska.- Jesteśmy blisko.
- Lećmy między drzewami.
Poleciałaś w dół. Miałaś wrażenie, że jesteście blisko czegoś niesamowitego.
Wiadomo, zaraz możecie umrzeć.
- [T.I] ?
- Tak ? Coś się stało ?.- zapytałaś odwracając się w jego stronę.
- Nie wiem, czy też tak czujesz, ale...czy masz wrażenie, że ktoś cię obserwuję?
- Lo'ak, o czym ty...
- UWAŻAJ!
Gwałtownie odwróciłaś głowę i zobaczyłaś żołnierzy klanu ognia.
- [T.I]...
- Lo'ak, leć do góry!.- krzyknęłaś, czując narastającą cię panikę.
- A ty ?! Nie zostawię cię samej!
- Cholera jasna! Leć!.- warknęłaś.
Żołnierze wycelowali w ciebie włócznię, ale ty starałaś się być spokojna. W końcu...spokój to podstawa, prawda ?
Nie do końca.
- Quis es ?.- zapytał jeden z nich.
Problem był taki, że nie wiedziałaś, czy udawać, że nic nie rozumiesz, czy może udawać, że jesteś głucha.
Zostałaś przy pierwszej opcji.
Nie odzywałaś się.
Po prostu patrzyłaś w oczy jednemu z żołnierzy.
Miałaś wrażenie, że wysysa z ciebie duszę.
A przecież niedawno co ją odzyskałaś.
Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Ogólnie to przepraszam, że rozdział trochę później, ale w te wakacje mam strasznie dziwny internet i dosłownie dzisiaj toczyłam z nim wojnę.
Więc...
Miłego dnia/nocy!❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top