Masala Chai - Rozdział 17

William wszedł do środka kilka minut później. Lecz czy dobrym określeniem było wszedł? Bardziej wkroczył z niezwykłą gracją i zatrzymał się tuż przed Damonem - Klucz leży na Twoim biurku chłopcze, weź go.

Uległy powstał i chwalił klucz w drżące dłonie. Nie wiedział czemu, ale czuł jak po całym jego ciele krąży adrenalina. Tak jakby zaraz czekała go walka.

Uklęknął przed Panem wyciągając przedmiot na dłoniach.

Wtedy mężczyzna sięgnął po niego i podszedł do szafy w której znajdowały się już ubrania - Wyjmuj wszystko co masz przy sobie. Telefon, portfel, klucze - wyliczył.

-Większość rzeczy mam w torbie -wyszedł za drzwi i wrócił z czarną tobą. Nosił w niej potrzebne rzeczy. Teraz dołożył do środka jeszcze telefon, kartę i gotówkę z kieszeni spodni.

- To wszystko? - zapytał William, przyglądając się chłopakowi.

-Tak, Panie. Teraz mam przy sobie tylko ubrania -Zarumienił się, czując na sobie wzrok.

- Dobrze, teraz twoje zadanie jest przebrać się w to co dziś zakupiliśmy. Nie śpiesz się. Ja będę czekał w salonie. Masz tyle czasu ile Ci trzeba - rzekł spokojnie.

-Dobrze, Sir. Czy telefon potem też mam zamknąć w szafie? -dopytał nieco mniej pewnie. Nie przemyślał tego. Wcześniej Pan mówił, że ma schować wszystkie swoje rzeczy, ale on przecież nie wytrzyma bez telefonu!

- Tak, to też jest ważna kwestia odłączenia się od swojego życia. Czy to będzie stanowiło dla Ciebie problem?

-Obawiam się, że jestem nieco… uzależniony -przyznał poprawiając włosy. Często to robił gdy się denerwował.

- A więc będzie to odpowiedni moment by nad tym popracować. Chętnie to z Tobą też omówię, to ważna kwestia. - skinął głową.

-Teraz Sir? Czy po rytualne? -widocznie się zdenerwował. Nie rozstawał się od telefonu od paru dobrych lat.

- Dziś wszystko robimy na próbę. Zobaczymy jak się w tym odnajdziesz. Nie będziesz, więc pozostawiał swoich rzeczy na dłużej niż góra dwie godziny. Nie obawiaj się więc. Zanim to omówimy, wolałbym sam zauważyć pewne rzeczy - odrzekł szczerze.

Chciał sam zobaczyć jak rzeczywiście młodszy odnajduje się nie mając pod ręką smartfona.

-Dobrze Panie. Dam chyba sobie radę, przez tyle czasu bez telefonu. Tylko napisze jeszcze do Leo, że nie będzie ze mną kontaktu -sięgnął po komórkę wystukując SM.

- Zna mój adres i telefon do mnie, prawda? - zapytał mężczyzna.

-Nawet jeśli nie, to szybko może go zdobyć od Coniego -powiedział wyłączając telefon i odkładając go do torby.

- Owszem, aczkolwiek rozmawialiśmy już o telefonie bezpieczeństwa prawda? W naszym przypadku działa to nieco inaczej, ponieważ Connor dobrze mnie zna, ale gdyby tak nie było średnio co godzinę lub dwie musiałbyś się meldować, że wciąż jest w porządku, a ja nie wyciąłem Ci nerki. - uśmiechnął się.

-Tak, wiem Sir. Ale mam nadzieje, że Coni nie przedstawiłby mi kogoś kto ma ochotę na moje seksowne nerki -odpowiedział śmiech, choć wiedział, że temat jest poważny. Wydarzyło się już wiele tragedii przez to, że uczestnicy nowej relacji nie mieli telefonu bezpieczeństwa. Zawsze należało mieć kogoś w oddaleniu, kto wie gdzie jesteśmy i co się dzieje. Kogoś kto w razie braku meldunku może wezwać policję. Damon miał to wyryte w pamięć.

- Cóż, twoje na razie nie są mi potrzebne - odrzekł, po czym spoważniał - Czekam w salonie. Przygotuj się.

-Dobrze Panie -uległy poczekał aż Sir William opuści pomieszczenie po czym podniosł bawełnianą koszulkę.

Starał się uspokoić oddech. Mimo całego przygotowania ciężko było mu się przełamać. Po prostu zostawić wszystko za sobą. Postanowił najpierw zacząć od rozebrania się. Ta czynność wydawała mu się teraz naprawdę zajmująca.

Z uwaga złożył swoje ubrania, zostając nago. Wyjął z torby bieliznę, odkładając ją na miejsce razem z ubraniami, które zakupili z Masterem. Odwlekał moment przebrania się w nowe odzienie najbardziej jak się dało. Nie czuł się na to gotowy. To było jak wejście w nową skore.

Usiadł nago na łóżku wpatrując się w dwa estetyczne stosiki które ułożył. Jeden z jego „wolnymi” ubraniami i rzeczami, oraz drugi na którym leżało jego nowe odzienie.

Przejechał po nim dłonią, wyczuwając się w miękki, przyjemny materiał. Zaczynało robić mu się zimno, a on kusił swym ciepłem. Drżącymi dłońmi założył na siebie opinająca koszulkę. Krok po kroku.

Serce waliło mu jak oszalałe gdy założył na siebie bokserki i na końcu dresy. Pan nie dał mu skarpetek, mówiąc, że lepiej będzie wyglądał chodząc boso. Podłogi w mieszkaniu i tak były podgrzewane, nic więc mu się nie stanie.

Damon poprawił włosy i przetarł oczy. Czuł się naprawdę dziwnie. Jednocześnie szczęśliwy i przerażony. Została mu do wykonania najgorsza część. Zamknięcie swojego starego życia.

Wpatrywał się przez minutę w swoje rzeczy, niezdolny do wykonania ruchu i schowania ich. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że nie potrzebnie to przeciąga. Wiedział, że nigdy nie poczuje się w pełni gotowy. Wrzucił, więc swoje rzeczy do szafy i szybkim ruchem zamknął ją na klucz, nim zdołał się rozmyślić.

Potem zacisnął kluczyk w dłoniach i jeszcze raz odruchowo obmacał kieszenie sprawdzając, czy napewno niczego przypadkiem nie zostawił lub o czymś nie zapomniał.

Gdy jednak wszystko okazało się w porządku ruszył do salonu. Brak było jego naturalnej pewności w ruchach. Był wyraźnie zestresowany i również na granicy subspace.

William tymczasem siedział na czarnym fotelu z nogą założoną na nogę i filiżanką ulubionej herbaty w dłoni. Nie był zniecierpliwiony, wręcz przeciwnie. Wiedział, że obecny moment może być dla uległego prawdziwym przełomem.

Usłyszał ciche kroki, gdy uległy zbliżył się do fotela. Damon uklęknął obok niego. Nie wiedział co powiedzieć, a nawet gdyby było inaczej jego zaciśnięte gardło nie pozwalało mu wykrztusić z siebie dźwięku. Zarumienił się patrząc w posadzkę.

- Witaj Damonie - rzekł mężczyzna z powagą, nie ruszając się ani o milimetr.

Po chwili usłyszał cieki głos chłopaka -Witaj Panie.

Po nim nastąpił cichy śmiech -Nie wiem co się stało z moim głosem -powiedział chłopak przeczyszczające gardło -Brzmiałem jak 6 latka.

- Cóż, brzmienie twojego głosu w tej chwili ma dla mnie najmniejsze znaczenie - przyznał Master szczerze.

Uległy powoli podsunął się do Pana bliżej. Wyciągnął dłonie do przodu prezentując mu klucz.

-Mój umysł jest jasny i dążę do doskonałości.
Mój duch ma odwagę, by się poddać.
Moje serce jest spokojne, pogodne i otwarte na radość.
Moje życie toczy się drogą dyscypliny i służby.
Błagam, prowadź mnie Panie na ścieżce nowego życia -wyrecytował starając się nie pomylić słów.

- Bardzo ładnie Damonie - mężczyzna odebrał od niego klucz i położył dłoń na jego włosach.

-Powstań i służ mi wiernie -podrapał go po skórze główny.

Chłopak wstał, opuszczając głowę i patrząc w podłogę przed sobą. Czuł jak szybki jest jego oddech.

- Spokojnie… - rzekł łagodnie - Oddychaj i uspokój się - powiedział Master ściszonym głosem.

-To intensywne Panie -przyznał, omijając wzrok Pana. Według jego instrukcji oddychał głęboko.

- Wiem o tym, wiem że to co czujesz teraz jest trudne do opanowania ale spokojnie, wszystko jest dobrze. Czym dokładnie się stresujesz?

-Nie wiem. Martwię się tym jak będzie. I… nie wiem co robić -przyznał łącząc dłonie przed sobą.

- Spokojnie, wszystkiego Cię nauczę. To dopiero pierwszy raz, nie masz się czego bać - zapewnił - Czy masz jakiegoś wątpliwości?

-Nie Panie. Zwyczajnie… co teraz będzie? -przekrzywił głowę spoglądając na niego.

Master wstał z fotelu, rozpoczynając wędrówkę dookoła chłopaka. Obcasy stukały rytmicznie w podłogę.

- Teraz na kilka godzin będziesz musiał porzucić dawnego siebie i oddać się w moje ręce - uśmiechnął się lekko.

-Już to zrobiłem -powiedział -Jednak co teraz… tak fizycznie.

- Na początku… Zaczniemy od podstaw. Wzrok wbity w podłogę, właściwa postawa, pozycje, zwracanie się do mnie odpowiednio. Dziś nie zostaniesz także ukarany podczas popełnienia błędów jednak od następnego razu się to zmieni. - wyliczył - Czy rozumiesz?

-Wzrok wbity w podłogę? -skrzywił się -Wiem, że taka jest tradycja ale czy to naprawdę koniecznie?

- Tego wymagam i ta kwestia jest niepodważalna. Oczywiście, nie będę wymagał jej cały czas. Otrzymasz konkretne polecenie co do tego gdzie masz patrzeć. - zaznaczył.

-Oczywiście Panie -naburmuszył się nieco, jednak poddał Masterowi. Poczeka jeszcze chwile ze swoim byciem bratem.

- Po słowach "na mnie" twój wzrok ma być skierowany wprost na mnie. Czy rozumiesz? - zapytał.

-W pana oczy -upewnił się przekrzywiając głowę.

- Jeśli to zniesiesz - uśmiechnął się pod nosem.

-Uważam, że ma pan ładne oczy -przyznał, jednak nadal patrzył w podłogę.

- Tak? Przyjrzałeś im się już? - zapytał, unosząc brwi.

-Mhmmmm… tak Panie. Bardzo mi się podobają -położył dłoń na swoim karku i pogładził się po nim w nerwowym ruchu.

- Shhhy, oddychaj. - rzekł mężczyzna łagodnie - Niezwykle cieszy mnie ten fakt. Na mnie. - rozkazał, wplatając do swojego głosu lekko uwodzicielską nutę.

Damon uniósł wzrok, wbijając go w ciemne tęczówki Mastera. Wciągały go i przyciągały do siebie. William pozwolił tej chwili trwać jeszcze przez parę sekund po czym, pstryknął palcami - Wystarczy. Przejdźmy do konkretów!

~~~~~~~~~~~~~~~

Więc...

Śmierć jest blisko. Studia mnie dobijają i zabierają wiele czasu x'D

Ale z dobrych wiadomości! Razem z Catio wstawiliśmy już na jej kącie nowe opowiadanie o daddy kink ^^ Ona pamięta o wstawianiu rozdziałów, więc zapraszam do czytania xd Caatio jakby ktoś potrzebował sobie kliknąć

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top