࿇.20.࿇
– Jestem pewny, że taka więź nie zachodzi między demonem i człowiekiem, nigdy, nigdy nigdy.
– Nie powinnam mówić.
– Możemy zrozumieć i ułatwić sobie sprawę ze wszystkim...
Izzy spojrzała po nas, a następnie usiadła obok Luny, której twarz patrzyła na nią. Zaczesałem jej kosmyk w tył i się uśmiechnęła. Magnus nadal trzymał jej dłoń tak, by nie dygotała. Używał mocy, ale powoli słabł. Wziąłem jego rękę i zacząłem udzielać swojej energii.
– Sebastian jest aniołem. Upadłym aniołem.
Spojrzała na nas i przejechałem po ręce Luny.
– Tak myślałem, ale mówić nic nie chciałem. Izzy, czy ty wiesz, że jeśli on sprawi, że ona albo dostanie śmiertelnej rany...
– ... albo złamie jej serce, pójdzie do piekła i zniszczy nam świat? Wiem, dlatego nie możemy im powiedzieć. Sebastian zacznie jej unikać, by nic jej nie zrobić, a to już zacznie ją ranić. Miałam wizję, gdy chciałam im powiedzieć, wtedy Luna wyjechała, a cierpiąc została złamana.
– Fantastycznie. Wpakowaliśmy się w niezłe gówno, bo hej, skoro jej nie może złamać anioł, a się "wpoiła" w jednego, to sami pomyślcie, jak łatwo mogą się teraz zranić nawzajem.
– Jace, są też plusy. Jeśli jej cudna mamusia ogarnie, że doznała wpojenia, Lucyfer pójdzie się jebać. Nie ważne, że on się wpoił...
– Lucyfer się w nią wpoił?
– Tak, ma umowę z Lilith, że jeśli ta postawi namacalnie nogę w piekle, ma wziąć z nim ślub. Ale hej, mamy plusy, że ma więź z Sebastianem, więź dla demonów to świętość, a najwyżej są postawione te, które mają swoje odwzajemnienie. Róbcie co chcecie, ale jeśli Lilith do reszty znudzi się władzą, a Luna i Sebastian się rozwiną w miłości i nawet jakby wzięli ślub, to ten awansuje na króla piekła, a wtedy Lucyfer będzie wściekły. Oj tak, będzie piekło w piekle...
Zaśmiał się Magnus.
– Czyli jak Lilith ogarnie, że jej córka się wpoiła, nie będzie umowy. A nawet jeśli, to by zniszczyła to, by córka była szczęśliwa? Wierzysz w to? Lucyfer na bank dał by jej coś, co by wyciągnęło ją z zamku, w którym jest uwięziona...
– Masz rację. Wątpiłabym kiedyś w to, ale nie teraz. Teraz wiem, że Lilith sama dostała więzi... z ojcem Luny i nie pozwoli, by jej jedyne dziecko, nie z krwi i kości, a całej jej cierpiało.
– Co znaczy rozłąka Luny i Sebastiana, jakby wiesz, rozdzielili się na wieki?
– Oprócz tego, że intuicyjnie by się zadręczała i szukali siebie? Ich więź jest silniejsza, niż jakakolwiek. Jest nieświadoma, jest rzadka, kosmicznie rzadka. Widzi się coś takiego raz na milion lat. To byłyby dla nich tortury, nie wiem, czy by ich nie zaczęło coś wyniszczać od środka.
– Im bardziej słyszę, że coś jej grozi, tym bardziej mnie szlak trafia. Idę po kubeł lodów– powiedział Jace i wyszedł.
– Anioł i demon, tak?
– Owszem, fantastycznie się dobrali. Teraz tylko czekać, aż spalą niebo– powiedział Magnus i się uśmiechnął.
Nie podobała mi się wizja mojego chłopaka, ani nawet wizja tego, że Sebastian i Luna są związani. To może mieć fatalne konsekwencje.
– Magnus, a ta więź, to nie jest coś bardziej wymuszonego?
– Nie Alek, to jest prawdziwa, czysta miłość. Ta jest najczystsza, nie chodzi o to czy są sobie przeznaczenie czy nie. Mogli się nigdy nie spotkać, to nie los decydował o tym, co ich ciągnęło do siebie. Musieli sami tego chcieć, by oczy zmieniły kolor. Poza tym, żeby demon i anioł mieli więź, muszą naprawdę się tego pragnąć. Więcej wam powiem, cholernie trudne jest nawiązanie tej więzi, więc te uczucia, to ich uczucia. Poza tym w więzi nieświadomej mają o tyle dobrze, że mogą jeszcze wybrać czy chcą się zakochać, zanim... ogarną, że doświadczyli więzi.
– To jakieś pokręcone, ale jeśli dobrze rozumiem, to Luna nie pokocha go, jeśli nie będzie chciała?
– Dokładnie Izzy, ona sama musi się zakochać...
– Okej, skoro już wyjaśnione, potrzebujemy naszego anioła, by... był jej termoforem.
Izzy się zaśmiała, a Magnus puszczając mnie czekał na przekazanie blondynki w ręce Sebastiana, ten jak na zawołanie wszedł za dziewczynę i otoczył ją nogami, kładąc głowę na jej szyi.
– Sebastian...– powiedziała jakby uradowana. Rany, jak ona się dowie, co jej śpiączkowa wersja robi, to chyba samobójstwo popełni.
Odsunąłem się z Magnusem.
– Ile to będzie trwać?
– Jej matka miała tak przez tydzień, przy dobrych wiatrach Luna będzie mieć podobnie.
– Co!? Magnus, wiesz doskonale, że musi być przytomna. Za niedługo wraca Maryse.
– Ej, Magnus, wiesz co właściwie jej jest?
– Jest przeziębiona, a przez eksperymenty Liliama, jest tak jak jest. Przejdzie jej, zrobię mikstury, a Alek je odbierze.
Powiedział i spojrzał na mnie, po czym dokończył naszą szeptaną rozmowę.
– Alek, pilnuj mojej córki. Znaczy nie mojej, ale przez te lata wychowywałem ją. Jest moim oczkiem w głowie, gdybym miał wybierać między nią, a brokatem, wybrałbym ją...
Okej, Magnus kochał brokat najbardziej na świecie, więc to mnie nie dziwi.
– Ten Lucjan jest dziwny. Masz go pilnować, nie wiemy kto to. Wiem, że myślisz tak samo. Każ Izzy zajmować się dziewczyną, jeśli nie będzie można było odsunąć Sebastiana od Luny. On lubi przy niej po prostu być. I najważniejsze, Jace, nie daj mu świrować. Chłopak znalazł siostrę, wiem, że jest sentymentalny, to widać.
Uśmiechnął się do mnie i jeszcze ucałował w czoło, a następnie wyszedł.
– Jakie masz zalecenia od sexy doktora?
– Nie najlepsze, chociaż może Sebastianowi się spodobają, bo musi leżeć z nią aż nie wyzdrowieje.
Powiedziałem zaczesując włosy w tył.
Sebastian pov
Na wizję bycia tydzień przy dziewczynie ucieszyłem się.
Jednak...
– A co z Instytutem? Halo, też muszę coś robić. Wiecie, podstawowe czynności...
– Twoja dziewczyna jest teraz jak lalka...
Zarumieniłem się, więc spuściłem głowę.
– To nie moja dziewczyna... to przyjaciółka.
– Masz rację, ona nadal cię nienawidzi.– Zaśmiała się Izzy, a ja spojrzałem na nią wzrokiem mordercy.
Ale tak, miała rację, ona mnie nie cierpi. Luna otworzyła oczy i zaczęła mnie ilustrować wzrokiem, była jak żywa lalka. To jest przerażające.
– Jakiś pomysł na to, bym mógł wypełniać swoje obowiązki i ciągle być obok niej?
– Nie, niezbyt, może będzie dało się zrobić tak, że będzie chodzić za tobą.
Lucjan wywiercał wzrokiem dziurę w moim brzuchu. Jednak w sumie to byłem punkt do przodu, ona potrzebowała mnie, nie jego.
– Chcę iść na spacer – wszyscy spojrzeliśmy na Lunę, która mrugała spokojnie oczyma.
– Okej, to było dziwne, ale w sumie jest przy tobie, więc możecie iść.
– Alek?
– Tak, mogą iść, ale w sumie idę z nimi.
Powiedział, a ja się uśmiechnąłem. Powoli pomogłem dziewczynie wstać, jednak ta była w samym swetrze. Zaczęła mnie gdzieś prowadzić. Izzy ze zdziwieniem poszła za nami. Luna stanęła przodem do drzwi mojego pokoju.
– Chcę sweter Sebastiana – powiedziała cicho i spojrzała na mnie.
– Nie możesz jej puścić, więc musisz wejść z nią do swojej komnaty.
Powiedziała roześmiana Izzy i czekała na to, co zrobię. Obok pojawił się Jace z Alekiem, a Lucjan stanął obok.
– No co? – Spytałem.
– Ona chce twojego swetra.
– I go dostanie – wyszczerzyłem się i wszedłem z blondynką do pokoju.
– Sweter – podeszła do szafy podwijając ten, który już miała na sobie.
Wyciągnąłem drugi czarny sweter, taki jaki miałem sam i zamykając oczy ściągnąłem z niej poprzedni i nałożyłem swój. Był dla niej jak sukienka, uśmiechałem się pod nosem i podwinąłem za długie rękawy. Dziewczyna podeszła i przytuliła się do mnie. Wyszedłem w tej pozycji z nią z pokoju i zobaczyłem wzrok Izzy oraz Aleca, Jace gdzieś zniknął, a w oddali słychać było Lucjana.
– Mówiłem, że trzeba kupić im takie same sweterki, uroczo to wygląda – powiedział Alec i założył ręce na pierś.
Spojrzałem niezrozumiale, a Izzy podała mi spodnie, skarpetki i trampki dla dziewczyny.
– Ubierz ją, świetnie ci poszło, dasz radę...
– Izzy...
– Ubierz, nie gadaj.
Wepchnęła mnie z nią do własnego pokoju i rzuciła ubraniami. Usłyszałem chichot stojącej nade mną Luny, ponieważ gdy ja się przewróciłem, ona normalnie się odsunęła i patrzyła jak dostaje jej butami w twarz. Uśmiechnąłem się do niej, a ona wyciągnęła dłoń. Chwyciłem ją delikatnie, a ona pociągnęła mnie w górę. Chwilę później stałem z nią oko w oko. Uśmiechnęła się i usiadła na łóżku.
– Moje oczy szczypią – powiedziała cichutko i zaczęła sobie sama wyciągać soczewkę, co sprawiało jej trudności, ponieważ nie była do końca władna.
Usiadłem przy niej na łóżku i nakierowałem twarz na siebie, ta zamrugała.
– Ściągnę ci soczewki. Przez to mogą cię boleć oczy. Czekaj i się nie ruszaj.
Powiedziałem i zacząłem ściągać soczewki. Chwilę później zobaczyłem jej śliczne szaro niebieskie oczy. Podniosłem jej spodnie i ją ubrałem, a potem to najprostsze, czyli skarpetki i buty. Klęknąłem przy niej i zacząłem zakładać skarpetki, jakby ktoś mi powiedział miesiąc temu, że będę zakładać dziewczynie, która w pół lunatykuje- skarpetki, to bym umarł ze śmiechu.
W pewnym momencie zakładania jej buta poczułem dłoń we włosach. Mimowolnie się uśmiechnąłem do siebie i spojrzałem w górę. Jej niebieskie oczy odbijały światło słońca. Jej dłoń zjechała na mój policzek, a światło słońca świetnie dawało nam cień, co wyglądało jak scena żywcem wyciągnięta z kopciuszka, tylko rolę pantofelka odgrywał czarny trampek. Założyłem drugi nadal czując jej dotyk na policzku, a następnie wstałem i wystawiłem ramię. Ta łapiąc je powoli wstała spoglądając na trampki. Powoli ruszyłem do wyjścia, a tam stał już tylko Alek.
– Łał, udało ci się.
– No nie rób ze mnie kaleki.
– Tak, ale przyznaj, że w życiu nie ubierałeś nikogo oprócz siebie. Tak w ogóle, gdzie jej soczewki?
– Swędziało – powiedziała blondynka i spojrzała na Aleca, na co ten się uśmiechnął i poczochrał jej włosy.
Wtedy zobaczyłem co trzyma, a mianowicie gumkę i szczotkę. Zaszedł ją od tyłu i zaczął czesać. Wypuścił dwa kosmyki do przodu, a z reszty zrobił wysoką kitkę. Dziewczyna pociągnęła mnie za sweter.
– Wianek – wymruczała i wskazała na swój pokój, Alek wszedł i przyniósł wianek z czerwonymi różami z festynu. Chciał jej go założyć, ale zatrzymała jego rękę.
– Sebastian.
Przewróciłem ze śmiechu oczami, a Alec spojrzał dziwnie. Zabrałem od niego sztuczny wianek i założyłem dziewczynie, na co się uśmiechnęła. Alek się zaśmiał.
– To jest urocze.
– Nie zaczynaj, Alec.
– No ale hej, opiekujesz się żywą lalką.
– Nie lalką, a dziewczyną w śpiączce.
– To się szykuj, będzie tak tydzień – poklepał mnie po ramieniu, a ja się zaśmiałem i spojrzałem w jego oczy.
– A ty widzisz, żebym narzekał?
– Nie, ale zobaczymy co będzie w nocy. Ktoś musi ją umyć...
Zaśmiał się i tym razem to on poklepał mnie po ramieniu.
– A to problem? Parawan i Izzy ją umyje.
– Jasne, a jak poprosi ciebie?
– Nie ma mowy.
Ten mnie szturchnął i poruszył brwiami. Na samą myśl, że mógłbym widzieć ją... tak, robi mi się ciasno w partiach dolnych.
– Przyznaj, że chcesz.
– Nie... znaczy, idziemy...
Powiedziałem i ruszyłem z blondynką za rękę. Przykleiła się do mojego ramienia. Okej, niezręcznie, zwłaszcza, że tu są ludzie. Chociaż... a niech kurwa podziwiają, co mnie obchodzi ta opinia, zawsze tylko tym się przejmuję. Wyszliśmy z Alekiem z Instytutu i ruszyliśmy do parku. Luna spokojnie szła i oglądała wszystko dookoła. Chciałbym wiedzieć, gdzie właściwie jest myślami.
Luna pov
Matka czesała moje długie włosy z uśmiechem, a ja obserwowałam coś przez mgłę. Szłam parkiem z Alekiem i Sebastianem, który wcześniej mnie ubrał.
– Widzisz co jest na ziemi, prawda?
– Tak, ale to jest jak przez mgłę i nie jestem pewna, co się dzieje i czy to ja.
– Nie zapamiętasz ani sekundy, ale możesz częściowo sobą sterować. Wiem jak, ja to przeżyłam. Spokojnie, nic się nie stanie, co jakiś czas będziesz dygotać, twój znak będzie się zmieniać.
– Tylko czemu wszędzie jest Sebastian?
– Może cię stabilizuje? Mnie stabilizował Lucyfer. Spytaj go, jak musiał za mną chodzić.
– Jest na ziemi, a ja nie. Nie wiem nawet, jak wygląda w ludzkiej postaci.
– Nikt nie wie, poza tym jego twarz zmienia się z wieku na wiek.
– Więc jak go zapytać?
– Gdyby znów się spotkacie. Nie wiem czemu Sebastian został twoim stabilizatorem, bo na przykład Lucyfer... hej, wiem jak użyłam mocy, spojrzałaś na niego, prawda?
– Mhm.
– No i jasne, został stabilizatorem, bo patrzyłaś na niego.
– Nie mamo, to musi być coś innego. Jeszcze nie wiem co, ale się dowiem.
– Jak chcesz, ale wiesz, że zapamiętasz tylko to, co działo się tu? Jednak ta rozmowa zostanie wycięta. Wiem, bo miałam tak samo.
Uśmiechnęłam się pod nosem i dalej obserwowałam to, co się dzieje.
– Pójdziemy na obiad?
– Pewnie. A wiesz co mnie zastanawia...? Jak będą odżywiać mnie albo umyją?
– Poczekaj, a zobaczysz.
Zaśmiała się i delikatnie klepiąc mnie w biodro zasugerowała, bym zeszła. Tak więc zrobiłam...
Dziwiło mnie tylko jedno. Sebastian bez sprzeciwu się mną opiekował. Szkoda, że nie słyszałem tego, co mówią...
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top