࿇.࿇.࿇
Kilka lat później.
Śmierć Jace'a sprawiła, że wszyscy się zmieniliśmy. Izzy stała się wiecznie smutna, mimo swego bałaku, który jedyny ją nie opuścił. Teraz żona bardziej przypominała demona niż ja, uwodziła chłopców i dla zabawy łamała im serca. Jace się pewnie w grobie przewraca. Alec i Magnus również przeżyli jego śmierć. Miesiącami przynosili czarne róże do Instytutu i patrzyli jak więdną. Jednak rok temu się pobrali z moją pomocą, mimo sprzeciwów Clave, w którym byłam przez jakiś czas członkiem. Nie wiem co mnie ugryzło, ale tak było. Katy stała się wredna, ale nadal była posłuszna mi i mojemu mężowi. Tak spełniłam swoje marzenie i stworzyłam naszyjnik z pierścionkami.
Moja matka... była szczęśliwa, gdyż jej ukochany trafił do piekła, a ja przestałam ich odwiedzać. Przestałam angażować się w sprawy Łowców. W sumie razem z Sebastianem przenieśliśmy się do domu niedaleko Instytutu, ale zawsze przychodzimy tam na obiad i jakieś pogawędki. Obiecałam sobie, że już nigdy nie będziemy się wtrącać w sprawy Łowców, nigdy więcej... Och, właśnie, co z Nathanielem, który miał mnie poślubić? Oczywiście był wielki skandal, gdy zdjęłam rękawiczkę i Sebastian też, ale już nikt nie miał nic do dodania. Za to Katy skorzystała i zaczęła się z nim umawiać...
– Luna, czy ty znów piszesz te brednie w zeszycie? – Spytał Sebastian wchodząc do naszego pokoju.
Jego wygląd się prawie nie zmienił, po prostu zmienił styl na swetry, t-shirty i spodnie, a nie kurtki, chociaż ta odmianę włożył do mojej skrzyni i kazał mi trzymać to tam.
– To nie brednie, tylko moje życie. Jeśli się zdarzy, że umrę, niech ktoś to przeczyta.
– Tsa, ale musisz opisać jak boski jestem.
– Robię to codziennie!
Poczułam skurcz.
– Sebastian, co ty właściwie dałeś do tej sałatki?
– Nie wiem, Katy pomagała, a co?
– Nie wiem... czuję się dziwnie.
– Zachowujesz się też dziwnie, ale to od dobrego miesiąca... a nie masz... moment... moment... – Wziął telefon i zadzwonił do kogoś, a chwilę później pojawił się Bane, Izzy i Alec.
– Co jest?
– Zbadaj ją dokładnie, tak na amen. Ja zaraz wrócę i chcę wiedzieć co jej jest...
Wszyscy oprócz Magnusa wyszli za Sebastianem, a ten jak przypuszczam poszedł do kuchni.
– Nadal masz jego sweter?
– Ja mam wszystkie jego ubrania – powiedziałam i podwinęłam sweter, a ten położył ręce na moim brzuchu, a wtedy drgnął...
– SEBASTIAN! – Wydarł się w pewnym momencie, a ja zobaczyłam jak wbiega z czekoladą, którą od jakiegoś czasu dodaje do kawy. Za nim przybiegła reszta i wtedy poczułam zapach palonej kawy... znikąd pojawił sią Lucjan.
– Jestem! Piekło huczy o czymś, a teraz ogarnij o kim mówią. Luna, wiesz że...
– Sebastian, powiedz mi, jak zapłodniłeś niepłodną kobietę?!
Wtedy zamarłam i spojrzałam na Lucjana.
– Ah, więc to ten moment... myślałem, że wiesz...
– Będę... tatą? – Spytał Sebastian, a ja złapałam się za brzuch...
– Przecież to nie możliwe!
Wszyscy patrzyli na mnie, a ja na brzuch... to nie było możliwe.
😈😇😈😇😈😇😈😇😈😇😈😇😈😇
Koniec.
Rozdział poprawiony przez torka24
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top