Rozdział 8 - ,,I'll be alright"

,,So don't you worry 'bout a thing, we're gonna be alright

  Baby, don't you know, all o'them tears gon' come and go
Baby you just gotta make up your mind, that every little thing is gonna be alright"  *



Wychodząc, zabrałam ze sobą pudełko z listami do Lindsay. Miałam zamiar na spokojnie przeczytać i przeanalizować je wszystkie w swoim mieszkaniu. Opuściliśmy jej willę, po czym Thomas zamknął drzwi na klucz i odłożył go na miejsce. 

Drogę do mojego domu spędziliśmy w ciszy. Dopiero, gdy staliśmy na wprost niego, chłopak odezwał się. 

- Mogę ci potowarzyszyć podczas czytania. Razem może wpadniemy na jakiś trop - zaproponował.

- Dobra - odparłam. Wyjęłam klucze z torby, po czym otworzyłam drzwi do mieszkania. Ojca znowu miało nie być do późnego wieczora, a była dopiero godzina 16. Mieliśmy więc dużo czasu. Tak jak i dużo było liścików. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale były one ponumerowane, podobnie jak moje. Lecz ja otrzymałam ich dopiero trzy, a  Linds czterdzieści siedem. Po ostatnim, Shadow wystrzelił. Czy ja też miałam zginąć po czterdziestym siódmym otrzymanym liściku? A może ta liczba była zupełnie przypadkowa i nie miała większego znaczenia? Może u mnie miało to wyglądać zupełnie inaczej? 

Zdjęliśmy buty i zostawiliśmy je w przedpokoju. Następnie udaliśmy się do mojej sypialni.

- A oto mój pokój - mruknęłam sarkastycznie. 

Usiadłam na kanapie, a Collins poszedł w moje ślady. Otworzyłam pudełeczko, a moim oczom ukazał się ostatnia wiadomość, jaką Lindsay otrzymała od mordercy. W lewym górnym rogu napisana była liczba - czterdzieści siedem. Wyjęłam wszystkie liściki i spojrzałam na pierwszy, który dostała Linds.

,,Nie mów nikomu o tym, co wydarzyło się na imprezie" ~ Shadow

Zszokowana spojrzałam na chłopaka.

- Następne będą jeszcze ciekawsze - mruknął.

- Sam mówiłeś, że na imprezie wydarzyło się coś złego. Shadow musiał o tym wiedzieć. Może maczał w tym palce. A potem przestraszył się, że Lindsay powie komuś o tym, co się wydarzyło. To moja teoria - rzekłam, wyczekująco patrząc na Collinsa. 

- Też nad tym myślałem i to prawdopodobne.

- Pytanie tylko co takiego zrobił Shadow. Lub ktoś, kogo próbował kryć, czy bronić. 

- Właśnie - odparł nastolatek - Dobra, czytaj dalej.

Treść drugiego liściku brzmiała tak:

,,Nie posłuchałaś się. Teraz się zemszczę" ~ Shadow

Następne wiadomości były groźbami. Shadow pisał coś o tym, że skrzywdzi jej bliskich oraz, że i tak Lindsay nikt nie uwierzy, bo nie ma dowodów. Kazał jej dać sobie spokój i zapomnieć o całej sprawie. 

Co takiego zrobił Shadow?

Ostatnia wiadomość brzmiała tak:

,,Nie posłuchałaś się. Czas na karę ostateczną" ~ Shadow.

Data na wiadomości wskazywała siedemnasty kwietnia. Tego dnia Lindsay została postrzelona.

Szybko wróciłam do pierwszej wiadomości, jaką otrzymała dziewczyna. Tam napisane było jedenastego lutego. 

Czyżby Shadow wysyłał jej liściki przez aż trzy miesiące? 

Nagle coś sobie przypomniałam - jedenastego lutego odbyła się impreza u Danielle. Impreza, po której Thomas znalazł Lindsay w wannie. Impreza, na której była moja przyjaciółka.

Musiałam z nią porozmawiać.

~~~

Zaraz po tym, jak Thomas wyszedł, zadzwoniłam do Reachel. Nie odebrała. Zdenerwowałam się. Zniecierpliwiona wybrałam numer przyjaciółki po raz drugi, również nic to nie dało.

Od jakiegoś czasu Reachel zaczęła unikać mnie, Carter oraz Cheas'a. Cały czas spędzała ze swoim chłopakiem oraz jego znajomymi. To z nimi spędzała przerwy, lunche oraz czas wolny po szkole. Oczywiście wszystko relacjonowała na Snapchacie, jakby chciała zrobić nam na złość. 

Westchnęłam, po czym padłam na łóżko. Nagle zadzwonił do mnie telefon. Miałam nadzieję, że to Reachel oddzwania, lecz byłoby to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Jednak osobą, która do mnie dzwoniła był ktoś, kogo jeszcze bardziej się nie spodziewałam. Kevin.

- Halo? - spytałam, próbując ukryć drżenie głosu.

- Hej, Juliet - przywitał mnie ciepło - Co słychać, kotku? - spytał. To było podejrzane. Przez dłuższy czas w ogóle się nie odzywał i ignorował moje wiadomości, czy też telefony. Samo to, że sobie o mnie przypomniał było dziwne, ale jego zachowanie również. On nigdy nie nazywał mnie kotkiem i do tej pory ton jego głosu nie był aż tak czuły. Czyżby wreszcie zatęsknił? A może coś się wydarzyło?

- Cześć, Kevin. W porządku. Reachel zaczęła nas uniakć, a ja mam dużo pracy, cały czas jestem zmęczona. Poza tym wszystko ok - westchnęłam.

- Pracy nad czym?

- W szkole - skłamałam. Tak naprawdę to całe dnie i noce rozmyślałam nad śmiercią Lindsay i prawie, że całkowicie olałam szkołę i jakąkolwiek naukę. A to odbiło się na moich ocenach oraz relacji z ojcem, który był bardzo niezadowolony.

- Nie kłam - syknął nagle Kevin, a ja aż podskoczyłam. Dopiero co mówił takim troskliwym i czułym głosem. Co mu się odmieniło? - Dowiedziałem się, że cały czas zajmujesz się tym głupim śledztwem. Miałaś trzymać się z boku, mówiłem ci! 

Milczałam. Skąd mógł się tego dowiedzieć?

- Kto ci powiedział? - zapytałam po chwili.

- Nieważne - mruknął - Prosiłem cię, abyś się do tego nie mieszała, a ty mnie nie posłuchałaś.

- A niby dlaczego mam się ciebie słuchać? - wrzasnęłam - Wyjechałeś sobie na nie wiadomo ile, nie odzywasz się, martwię się, a nie mam z tobą żadnego kontaktu przez ponad dwa tygodnie! A ty nagle dzwonisz - jak gdyby nigdy nic, mówisz co mam robić i oczekujesz, że jak grzeczny pupilek, zrobię wszystko, na co masz ochotę... Co ty sobie myś...

- Po prostu się o ciebie martwię! - przerwał mi.

- Za późno - rzekłam po chwili, po czym się rozłączyłam.

Przecież wiedział, że nie mogłam odpuścić. Nie mogłam pozwolić mordercy zabić kogokolwiek więcej. Poza tym mówiłam Kevinowi o liścikach. A skoro zaczęłam je dostawać, było pewne, że byłam już za bardzo wplątana w tą sprawę, żeby się wycofać. Zresztą i tak nie miałam ochoty ani zamiaru się poddawać. 

Musiałam dorwać zabójcę Linds.

~~~

Następnego dnia miałam sprawdzian z fizyki. Do późnej godziny siedziałam nad książką, rozmawiając przez telefon z Carter. Od czasu do czasu przepytywałyśmy siebie nawzajem, dzięki czemu utrwalałyśmy materiał. Przyjaciółka i tak umiała więcej, ponieważ w przeciwieństwie do mnie, nie zaczęła się uczyć dzień przed. Obiecałyśmy, że będziemy sobie nawzajem pomagać. 

Dla bezpieczeństwa zrobiłam ściągę z dwóch wzorów, które cały czas mi się myliłam. Następnie wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w piżamę. Wróciłam do pokoju i spakowałam książki na następny dzień. W sypialni było bardzo duszno, więc podeszła do okna, aby je otworzyć. Wtedy zobaczyłam go po raz drugi - obserwował mnie, siedząc w czarnym aucie. 

,,Czego ode mnie chcesz?" - miałam ochotę krzyknąć z bezsilności. Zamiast tego wpatrywałam się w zakapturzoną postać, której błękitne tęczówki przeszywały mnie na wylot. Przez chwilę nie mogłam złapać oddechu. 

Mimo duchoty w pomieszczeniu, postanowiłam jednak nie otwierać okna. 

Położyłam się do łóżka, lecz świadomość, że jestem obserwowana sprawiła, że sen nadszedł dopiero trzy godziny przed budzikiem. 


~~~ 

- Dziękuję - mruknęłam, wysilając się na słaby uśmiech, po czym zabrałam swoją tackę i usiadłam przy wolnym stoliku. Założyłam ręce na siebie, po czym rozejrzałam się wokół. Zaczęłam obserwować wchodzących na stołówkę uczniów. Wszyscy wyglądali tak niewinnie, Niektórzy śmiali się i żartowali, lecz osoby bliższe Lindsay siedziały z pokerową twarzą i nieobecnym wzrokiem, grzebiąc w swoim jedzeniu. 

Kto mógł zabić Lindsay? Czy ten ktoś tak jak ja rozglądał się, nie wiedząc co ze sobą zrobić, a może nękały go wyrzuty sumienia i przesiadywał w jednej z łazienek, z zamiarem spędzenia tam całej długiej przerwy? A może zachowywał się normalnie, nie chcąc wzbudzić podejrzeń? Lub też siedział na drugim końcu stołówki, wpatrując się we mnie i zastanawiał nad treścią kolejnego liściku? Tą osobą był chłopak czy dziewczyna? Czy znałam tą osobę? Była mi bliska?

Te pytania nie dawały mi spokoju. 

Nagle z transu wybudziła mnie siadająca obok Carter. 

- Hej, laska - uśmiechnęła się - Coś marnie dziś wyglądasz. Zresztą od śmierci Linds niemalże codziennie marnie wyglądasz - dodała, po czym wzięła kęs swojej kanapki z kurczakiem.

- Mam tego świadomość - uśmiechnęłam się sztucznie.

- Po prostu się o ciebie martwię - położyła mi rękę na ramieniu.

- Wiem - odparłam - Ale wszystko będzie dobrze. 

- Co się stało tym razem, że tak źle wyglądasz? - spytała.

Najpierw zarywam noce, wymyślając różne teorie na temat morderstwa, więc olewam szkołę, a potem nie śpię po nocach, ponieważ zaczynam uczyć się dzień przed sprawdzianem. I tak w kółko. - westchnęłam - Nie wiem ile to jeszcze potrwa, ale muszę jak najszybciej dowiedzieć się kto ją zabił. Nie mogę cały czas olewać nauki.

- Racja. Myślę, że powinnaś nieco odpuścić co do śledztwa. Za bardzo się tym wszystkim przejmujesz, a to na twoją niekorzyść. Prawie w ogóle nie jesz, nie śpisz...

- Ale ja nie mogę odpuścić, Car! 

Nagle przy wejściu do stołówki zauważyłam Thomasa. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się słabo, po czym ruchem dłoni wezwał mnie do siebie. Zmarszczyłam brwi, lecz postanowiłam pójść do niego, aby dowiedzieć się o co chodzi.

- Przepraszam cię na chwilę - zwróciłam się do Carter, po czym wstałam.

- O nie, nie, nie, kochanieńka  - syknęła, łapiąc mnie za ramię i ciągnąc w dół, abym ponownie usiadła. Spojrzałam na nią zaskoczona.

- Romeo może poczekać. A ty masz zachowywać się jak człowiek i zjeść ten lunch - rozkazała.

- Car, ja... - spojrzałam na nią błagalnie. Bardzo ciekawiło mnie czego chciał ode mnie Thomas. Może wpadł na jakiś nowy trop?

- Jedz! 

- No dobra - poddałam się. Wiedziałam, że przyjaciółka nie odpuści. Martwiła się i troszczyła o mnie, nie mogłam pozwolić, aby dłużej zamartwiała się nad moim stanem.

Napisałam Thomasowi szybkiego SMS-a: ,,Nie mogę teraz gadać. Spotkamy się na następnej przerwie", po czym wysłałam i ponownie spojrzałam na chłopaka. W odpowiedzi uniósł kciuka w górę, po czym opuścił pomieszczenie.

- Zaraz, zaraz... - zastanowiłam się - Czy ty nazwałaś Thomasa Romeo? - uniosłam brew, a Carter się roześmiała.

- Jestem twoją przyjaciółką. Już od dawna wiec co się święci - zabawnie poruszyła brwiami, lecz nie byłam w stanie się roześmiać.

- Przecież Thomas to tylko... - sama nie wiedziałam jak go nazwać: partnerem w śledztwie? Pomocnikiem? - To tylko kolega, który pomaga mi w dowiedzeniu kto zabił Lindsay - powiedziałam to dopiero po pewnym czasie, więc nie zabrzmiało to zbytnio prawdopodobnie. Cholera, ja tylko szukałam odpowiednich słów, a Carter już kiwała głową ze znaczącym uśmieszkiem i miną w  stylu ,,Tak, jasne. Chyba sama nie do końca w to wierzysz". - Szczerze mówiąc, nigdy nie myślałam o nim w taki sposób - zrobiłam akcent na ,,taki", aby uświadomić dziewczynę, że mnie i Collinsa nie łączy nic więcej niż czysta współpraca.

- Zobaczymy co będzie za jakiś czas - mruknęła Carter. - A teraz jedz, bo za dwie minuty dzwonek. 


* Fragment utworu Ariany Grande - ,,Be alright"

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top