Rozdział 15 - ,,Real friends"
,,I'm just lookin' for some real friends
All they ever do is let me down
Every time I let somebody in
Then I find out what they're all about
I'm just lookin' for some real friends
Wonder where they're all hidin' out
I'm just lookin' for some real friends
Gotta get up out of this town" *
- Czy to ty zabiłeś Lindsay?
Thomas przez chwilę patrzył się na mnie z mieszaniną rozbawienia i niedowierzania.
- Ty tak na poważnie? - spytał, chcąc się upewnić. Jednak ja milczałam. Chyba obydwoje uznaliśmy to za wystarczającą odpowiedź.
- Nie wierzę - prychnął, śmiejąc się nerwowo - Po prostu nie mogę uwierzyć.
Po tych słowach Thomas wyszedł na przedpokój. Pobiegłam za nim. Chłopak narzucił na siebie kurtkę, po czym opuścił mieszkanie. Wybiegłam za nim. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na to, że na zewnątrz szalał wiatr i lało jak z cebra.
- Stój! Gdzie idziesz? - krzyczałam, próbując za nim nadążyć, lecz on szedł dalej, nawet na mnie nie patrząc. Ignorował mnie, lecz ja nie miałam dawać za wygraną. Musiałam rozwiać wszelkie wątpliwości i dostać odpowiedź na swoje pytanie.
- No zatrzymaj się wreszcie! - podniosłam głos, wyprzedzając go. Stanęłam naprzeciwko niego z założonymi rękami i stanowczą miną. Thomas przez chwilę patrzył na mnie nieobecnym wzrokiem ,po czym ominął mnie i poszedł dalej.
- Odpowiedz mi chociaż na pytanie! - krzyknęłam za nim.
Nastolatek zatrzymał się gwałtownie, odwrócił się i podszedł do mnie. Wyglądał na niezwykle zdenerwowanego.
- Naprawdę, Juliet? Wciąż o to pytasz?
Miał dłonie zaciśnięte w pięści, a złość na jego twarzy szybko przerodziła się w niedowierzanie i smutek.
- Naprawdę nie mogę uwierzyć...
~~~
Wyjrzałam przez okno, upijając łyk herbaty.
,,Gdzie on się podziewa?"- zastanawiałam się.
Mimo, że wciąż nie pozbyłam się podejrzeń i bałam się, że człowiek, z którym byłam naprawdę blisko, może być mordercą, martwiłam się o niego.
Za oknem szalała burza, a on mógł być wszędzie. Mimo wszystko, chciałam wierzyć, że to nie on i ufać mu, wciąż się nim przejmowałam i miałam nadzieję, że poszedł do swojego domu. Lub gdziekolwiek indziej, byleby nie był na zewnątrz poczas burzy.
Westchnęłam, dopijając herbatę. Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że minęły dwie godziny, siedem wypitych herbat i około trzydziestu westchnień odkąd Thomas wyszedł. Była już prawie pierwsza w nocy. Na szczęście był weekend i nie musiałam wstać wcześnie rano.
Zeszłam z blatu, a kubek po herbacie włożyłam do zmywarki. Po raz ostatni wyjrzałam przez okno, po czym udałam się do swojej sypialni.
~~~
W środku nocy usłyszałam otwieranie się drzwi. Zadrżałam. Czyżby Shadow?
Postanowiłam to sprawdzić.
Po cichu zakradłam się do drzwi swojej sypialni i wyjrzałam zza nich. Stamtąd miałam dobry widok na przedpokój oraz kawałek kuchni, podczas gdy sama mogłam pozostać niezauważona.
Ku mojej uldze zobaczyłam Thomasa. Westchnęłam cicho. Chłopak poszedł do kuchni napić się wody.
Szybko wróciłam do swojego łóżka. Przykryłam się kołdrą i odwróciłam tyłem do drzwi. Wolałam, żeby myślał, że śpię. Usłyszałam jego kroki, a potem uginający się pod nim materac. Przysiadł na łóżku obok mnie i milczał - przez około minutę siedział w ciszy i mnie obserwował. Czułam na sobie jego spojrzenie, więc z każdą chwilą coraz trudniej było mi udawać, że śpię.
- Juliet - szepnął nagle, przez co przeszedł mnie dreszcz - Nigdy nie chciałem, żebyś uważała mnie za kogoś takiego... - zaczął. Miałam ochotę go objąć, lecz ciekawiło mnie co ma mi do powiedzenia. Byłam pewna, że jeśli myśli, że śpię i go nie słyszę, będzie mówił szczerze. Miałam nadzieję, że dowiem się prawdy. Nawet jeśli miała mnie ona zranić - Nawet wtedy, gdy dla zabawy całowałem się z tobą. Nawet wtedy, gdy byłaś dla mnie odskocznią od tego całego bólu po stracie Lindsay i nie brałem cię na poważnie.
Nagle czuję, jakby brakowało mi powietrza. To była zabawa? Dla niego to wszystko było grą? Owszem - sama nie brałam naszego pocałunku na poważnie. W momencie, w którym nasze wargi się złączyły, nie myślałam logicznie. Chciałam po prostu zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim, co w tamtej chwili mnie martwiło. Pocałowałam go pod wpływem chwili. A potem, gdy on próbował wrócić do tego tematu, szybko zaczynałam mówić o czymś innym. Uznałam nasz pocałunek za błąd i coś, co nigdy nie powinno się zdarzyć. Wolałam nie wracać do tego, ponieważ chciałam, żebyśmy dalej byli przyjaciółmi i aby nasze stosunki się nie pogorszyły.
Dlaczego więc w chwili, gdy Thomas wreszcie - jako pierwszy z nas - powiedział to wszystko na głos, tak bardzo mnie to zabolało? Dlaczego poczułam ukłucie w sercu.
Dlaczego przymknęłam oczy, starając się nie rozpłakać?
- Pewnie gdybyś to słyszała dostałbym po mordzie i wyrzuciłabyś mnie z domu - zachichotał. ,,Słyszę, to głupku!" - miałam ochotę na niego krzyknąć - Nie mam nic na swoje usprawiedliwienie - przyznaję się - mówił dalej - Tak samo nie potrafię wytłumaczyć tego, co wydarzyło się później.
Nie chciałam dłużej tego słuchać. Jedyne, czego pragnęłam to albo naprawdę zasnąć, by nie musieć dalej być ranioną, przez to co mówił, po czym zapomnieć o tym, co usłyszałam, albo uderzyć go w twarz i całkowicie wykreślić z mojego życia.
- Na początku czułem ogromna pustkę po stracie Linds. Przed nią nie kochałem żadnej dziewczyny. Jedynie się nimi bawiłem i zostawiałem - kontynuował. Tym razem łzy naprawdę spływały po moich policzkach. Płakałam po cichu, odwrócona do niego plecami, mając nadzieję, że wyjdzie, zostawi mnie w spokoju i nie powie ani słowa więcej - Potem poznałem Lindsay. Była inna niż wszystkie. Sprawiała, że uśmiechałem się zupełnie bez powodu. W trudnych chwilach była jedynym powodem, dla którego wstawałem z łóżka. Potem... po tej imprezie zaczęła dziwnie się zachowywać. Często płakała zupełnie bez powodu, wmawiając mi, że wszystko z nią w porządku. Niedługo potem zaczęliśmy się kłócić przez paru typów ze szkoły, którzy dziwnie sie wobec niej zachowywali. Wygadywali dziwne rzeczy, insynuowali coś związanego z tamtą impreza. Nic nie rozumiałem, a gdy Lindsay próbowała mi ponownie wmawiać, że to nieważne, denerwowałem się i kończyło się awanturami, krzykami i jej płaczem. Potem... mimo tych wszystkich kłótni i braku jej zaufania do mnie, gdy umarła, poczułem jakby cały mój świat się zawalił. Jakby część mojego serca... - jego głos załamał się. W tej chwili obydwoje byliśmy w takim samym stanie. Tylko, że on płakał za ukochaną, a ja za nim. A raczej przez niego... Chociaż tak właściwie to przeze mnie. To ja go pocałowałam, nie on mnie. Sama byłam sobie winna. Nikt nie kazał mi wyobrażać sobie zbyt wiele, jednak to jak na mnie patrzył lub sposób, w jaki wypowiadał moje imię... Westchnęłam cichutko, mając nadzieję, że mnie nie usłyszał. Moja poduszka była mokra od moich łez. Niespodziewanie Thomas złapał mnie za dłoń. Chciałam ją wyrwać z jego uścisku, odepchnąć go, lecz nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu - jakbym była sparaliżowana. Z bólem przymknęłam powieki, czując jego ciepłą skórę, dotykającą mojej - Potem poznałem ciebie - oznajmił nagle Thomas. Ze zdziwienia o mało co nie spadłam z łóżka - Gdy tylko pojawiłaś się przede mną tamtego dnia na stołówce, dostrzegłem coś w tobie. Wcześniej byliśmy razem w klasie, lecz nigdy nie interesowaliśmy się sobą. Lecz wtedy, gdy dosiadłaś się do mnie, poczułem coś dziwnego. Potem próbowałem to ignorować i robić wszystko, abyśmy znaleźli mordercę Lindsay, bo jedyne czego chciałem, to złapać zabójcę i dać mu ogromną nauczkę. Potem stałaś się moją odskocznią. Od tego całego gówna, które rozgrywało się wokół. Próbowałem traktować cię jak inne dziewczyny w moim życiu, które miałem przed Lindsay, lecz nie mogłem. Ponieważ za każdym razem gdy cię widziałem, gdy uśmiechałaś się do mnie czułem to ,,coś".
Byłam tak bardzo zaskoczona, że wstrzymałam oddech, czekając na to, co powie dalej. Cała moja złość na niego zniknęła. Mimo, że jego wcześniejsze słowa mnie zraniły, dopiero w tym momencie zrozumiałam, dlaczego je powiedział i do czego zmierzał od samego początku.
- Po naszym pocałunku... - kontynuował - zrozumiałem, że nie mogę tego już dłużej ignorować - zrobił chwilę przerwy, a ja ponownie wstrzymałam oddech - Wiem, że teraz śpisz i mnie nie słyszysz, więc tylko dlatego mam odwagę ci to wyznać - mruknął nerwowo, a kąciki moich ust delikatnie się uniosły - Jedyne, czego jestem teraz pewien, to tego, że jestem w tobie zakochany.
Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy. Czułam,że Thomas wciąż mi się przyglądał. W tym czasie ja próbowałam dojść do siebie i oswoić się z tym, co chwilę wcześniej usłyszałam. Nagle nastolatek postanowił ponownie się odezwać.
- Bardzo mi przykro, że wydaje ci się, że to ja zabiłem Lindsay - przełknął ślinę - Nie oczekuję od ciebie tego, że rzucisz mi się na szyję i że będziemy razem, ponieważ wiem, że wciąż kochasz Kevina, chociaż tego nie pokazujesz.
Po tych słowach miałam ochotę przytulić Collinsa i powiedzieć mu, że to nieprawda. Lecz obydwoje wiedzieliśmy, że miał rację. Kochałam Kevina. Nie potrafiłam przekreślić tych wszystkich chwil z nim związanych i emocji, które towarzyszyły mi, gdy chociażby widziałam zdjęcie mojego - już ex - chłopaka.
- Jedyne, czego od ciebie bym chciał, to żebyś mi zaufała - dodał - Naprawdę. To jest jedyna rzecz, o jaką kiedykolwiek bym cię poprosił. Żebyś mi zaufała.
Po tej wypowiedzi, poczułam że wstał. Trochę zajęło mi pozbieranie wszystkich myśli, lecz w ostatniej chwili chwyciłam go za rękę i odwróciłam w jego stronę. Spojrzałam prosto w jego pełne zdziwienia oczy.
- Ufam ci.
- Yyy... nie śpisz? - zapytał nerwowo.
- Nie - przyznałam, zagryzając wargę.
- W takim razie lepiej idź spać - mruknął, zagryzając wargę - Dobranoc - dodał, po czym ponownie odwrócił się do mnie plecami, a ja znowu chwyciłam jego dłoń. Stanęłam przed nim i spojrzałam mu w oczy.
- Naprawdę ci ufam, Thomas - powtórzyłam, wpatrując się w Thomasa. W jego oczach widać było, że był zraniony. Przeze mnie i moje głupie zachowanie - Przepraszam, że wtedy zwątpiłam w to, co mówiłeś. Że ci nie uwierzyłam i zadałam najgłupsze pytanie, jakie kiedykolwiek ci zadałam. Do tej pory mam straszne wyrzuty sumienia. Szczególnie po tym, co usłyszałam. Myślałeś, że spałam, więc jestem pewna, że mówiłeś szczerze.
- Czyli wszystko słyszałaś, hm? - mruknął, ponownie odwracając wzrok.
- Thomas - zwróciłam się do niego. Wreszcie spojrzał na mnie.
- Juliet - szepnął. Boże, nawet Kevin nie wymawiał mojego imienia w taki sposób. Co zrobił ze mną ten chłopak? Tak krótko znałam Thomasa, ale są momenty, w których mam wrażenie, że przeżyłam z nim o wiele więcej niż z Kevinem. Nie miałam pewności co do moich uczuć wobec Collinsa, lecz byłam pewna, że nie mogę dłużej być jego przyjaciółką. Dlatego zbliżyłam się do niego i położyłam dłonie na jego klatce piersiowej, patrząc w jego piękne, brązowe oczy.
Chłopak pochylił się nade mną i wyszeptał do mojego ucha:
- Potrzebuję cię.
~~~
- Tak po prostu wyznał, że się w tobie zakochał? - spytała po raz setny Carter. Szczęka opadła jej już dobre pięć minut, a dziewczyna dalej wpatrywała się we mnie z zaskoczeniem, co wyglądało dość zabawnie. Przewróciłam oczami, śmiejąc się z przyjaciółki.
- Nie tak po prostu. Biedak był pewien, że spałam - zagryzłam wargę.
- Cokolwiek - tym razem to ona przewróciła oczami - Wciąż nie mogę w to uwierzyć.
Przez chwilę siedziałyśmy w milczeniu - ja leniwie grzebałam w swojej sałatce, a dziewczyna przyglądała się mi w skupieniu, popijając swoją kawę.
- Nad czym ta wariatka tak rozmyśla? - pomyślałam - Zapewne zaplanowała już całą moją przyszłość z Thomasem, chociaż pocałowaliśmy się dwa razy i mimo jego wyznania, nei zostaliśmy oficjalnie parą.
Westchnęłam, z politowaniem patrząc na skupioną przyjaciółkę. Nagle nastolatka uderzyła w stół. Zanim zdążyłam w ogóle zareagować, z jej ust padło tysiąc słów na minutę.
- Wiem! - krzyknęła - Słuchaj: zawsze marzyłam o podwójnej randce, co ty na to, żebyśmy chodziły razem? Ja z Jacksonem, a ty z Thomasem. W końcu wyznał ci miłość i w ogóle... Tak właściwie to Jackson nie jest zbyt inteligenty, ale przez jego oczy nie potrafię mu się oprzeć! Jest cudowny! Moglibyśmy chodzić razem do tej romantycznej kawiarenki na Laurent Street albo...
Carter wciąż mówiła, lecz przestałam słuchać jej klekotania o niczym, gdyż nagle dostrzegłam kogoś za nią. Na drugim końcu stołówki stała Reachel - tak - nasza ,,przyjaciółka". Obok niej stał Jackson oraz Tod - jej chłopak oraz trzech członków drużyny futbolowej i jednego popularnego kolesia o imieniu Damon. Podobno należał do jakiegoś gangu. Był typowym bad - boyem, na którego leciała połowa lasek ze szkoły, w tym kiedyś Carter. Jednak później swój obiekt westchnień przeniosła na kapitana drużyny - właśnie Jacksona, który rozmawiał z Reachel i Tod'em. Zdziwiło mnie to. O czym rozmawiali? I dlaczego cała trójka, a chwilę później i reszta ,,ferajny: patrzyła prosto na mnie?
- Carter - przerwałam jej - to niemożliwe - mruknęłam.
- No wiem! Ale nie dasz mi nawet pomarzyć... - ponownie zaczęła swój monolog o niczym, lecz ja znowu jej przerwałam.
- Odwróć się - poleciłam jej, na co ona westchnęła, lecz zrobiła to, o co ją prosiłam.
- To niemożliwe - powtórzyłam - Czy Reachel - ta sama Reachel, która jakiś czas temu nas wystawiła, wypięła się na nas i bez żadnego powodu zakończyła naszą przyjaźń, właśnie stoi z Jacksonem i całą resztą bandy popularsów i nas obgaduje?
- Z Jacksonem - fuknęła moja przyjaciółka - A z kimże innym? Jakby mało jej było, że ma chłopaka!
- Carter, skup się - zirytowałam się.
Cała grupa patrzyła prosto na mnie i szeptali coś do siebie nawzajem. Mimo, że byli daleko usłyszałam głośne syknięcie Reachel.
- Nie waż się! - powiedziała do jednego z chłopaków z drużyny. O co z tym wszystkim chodziło?
Nastolatek uniósł palec tak, jakby groził dziewczynie, po czym wzburzony opuścił stołówkę. Za nim wyszedł jeszcze Jackson oraz reszta. Na stołówce zostali tylko Tod i Reachel, przez chwilę wyglądali, jakby się sprzeczali, po czym również opuścili to miejsce.
- Co się właśnie stało? - szepnęła do mnie Carter.
- Również chciałabym wiedzieć - przyznałam, z przymkniętymi oczami, obserwując opuszczającą szkołę Reachel i jej chłopaka.
* Fragment utworu Camili Cabello ,,Real friends"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top