6. Don't come close.

∆ Piątek 4 listopada 2048

Cisza wypełniająca willę zdawała się gęstnieć, a każdy ze znajdujących się w budynku mężczyzn mógłby przysiąc, że czuje ją, jakby była czymś namacalnym, jednak doświadczali tego nieco inaczej. Elijah Kamski miał wrażenie, że jego głowę wypełnia balon, który bardzo szybko napełnia się powietrzem. Uchodził za człowieka, którego mało co jest w stanie poruszyć, a niektórzy wręcz uważali, że nie ma na tym świecie rzeczy, będącej w stanie wywrzeć na nim większe wrażenie. Tajemniczy pan Kamski, będący bohaterem niezliczonej ilości domysłów i legend był człowiekiem zimnym, nieczułym i obojętnym na wiele spraw, które w każdej normalnej osobie wywołałyby całą gamę najróżniejszych emocji. Nie miało to wiele wspólnego z prawdą, jednak sam zainteresowany nie zrobił wiele w kierunku obalenia tego mitu. Jedyną rzeczą, która naprawdę mało go obchodziła, była właśnie ta otoczka, zbudowana wokół niego przez ludzi, znających go wyłącznie z wywiadów, jakich niegdyś udzielał. Prawdziwy charakter Kamskiego, znali wyłącznie jego rodzice, Carl Manfred, a wiele wskazywało, że do tego skromnego grona ma szansę dołączyć Markus.

Powitanie Simona zawisło między wpatrującymi się w siebie z kamiennymi twarzami androidami. Mina PL600 zrobiła się jeszcze smutniejsza, niż w chwili, gdy do pokoju wszedł Markus. Nie widzieli się dziesięć lat, blondyn nie miał pojęcia, czego ma się spodziewać, dlatego czekał, aż stary przyjaciel jakkolwiek mu odpowie. Na jego nieszczęście brunet nie wyglądał, jakby zamierzał się odezwać. Zamiast tego, świdrował go spojrzeniem swoich dwukolorowych oczu. Simon był przekonany, że jakby wzrok mógł zabijać, leżałby w tym momencie martwy, dlatego był niesamowicie wdzięczny, że androidy strzelające z oczu laserami, są jednie wytworem ludzkiej wyobraźni i nie istnieją w realnym życiu. Biorąc pod uwagę grymas RK200, mógł powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że brunet chętnie przetestowałby na nim siłę takiej broni.

Jednak czy Markus rzeczywiście by to zrobił, mając taką możliwość? Słowa Simona "cieszę się, że cię widzę" go zirytowały, ale czy mógłby zrobić coś takiego? Jemu samemu ciężko byłoby odpowiedzieć na takie pytanie. Pewny był natomiast tego, że emocje, jakie odczuwał, były niczym w porównaniu z tym, co sobie wyobrażał i na co się szykował. Przez moment pożałował, że nie posłuchał Elijaha i nie uspokoił się przed przejściem do rzeczy. Migający ostrzegawczą czerwienią komunikat o wysokim poziomie stresu zaczynał coraz bardziej go irytować i w żadnym wypadku nie ułatwiał mu już i tak ciężkiego dla niego momentu. Dwa razy otworzył delikatnie usta, ale wydobycie z siebie dźwięku, okazało się niemożliwe. Cała ta sytuacja trwała zaledwie kilkadziesiąt sekund, jednak zarówno oba androidy, jak i obserwujący wszystko z boku Kamski mieli wrażenie, jakby minęły całe wieki.

- Cieszysz się, co? - prychnął w odpowiedzi Markus, kiedy odblokował się na tyle, by móc mówić. - Nie, no oczywiście. Szkoda tylko, że ja nie mogę powiedzieć tego samego.

Bezczelny ton chłopaka zaskoczył nie tylko Simona i Kamskiego, ale przede wszystkim jego samego. Choć wypowiedzenie tych kilku słów przyszło mu z ogromnym trudem, widok zakłopotanego blondyna, niewiedzącego jak się zachować, sprawił mu wielką satysfakcję. Nie zmniejszyła ona ani trochę jego zdenerwowania, ale pozwoliła poczuć się choć odrobinę pewniej, a Markus niczego nie potrzebował tak bardzo, jak pewności siebie. Kątem oka zauważył skupione na nim spojrzenie Kamskiego. Jasnoniebieskie oczy były pełne niepokoju, a sam mężczyzna bardzo czujny, jakby od tej rozmowy miało zależeć życie RK200. Elijah chciał dla niego jak najlepiej, dlatego kiedy zobaczył w jakim jest stanie, postanowił stać z boku, gdzie nie będzie im przeszkadzał, a jednocześnie da radę szybko zareagować, jakby Markus poczuł się gorzej. Żeby dać im nieco więcej przestrzeni, powoli wycofał się i stanął w progu prowadzących do pokoju drzwi.

- Posłuchaj, Markus, ja... - Głos ugrzązł mu w gardle. Początkowo odniósł wrażenie, że RK200 jest jeszcze bardziej zakłopotany od niego, ale błysk, jaki nagle pojawił się w jego oczach sprawił, że Simon na ułamek sekundy zobaczył w nim androida, jakim był kiedyś. Pewnego siebie, dumnego, dążącego do celu w zgodzie ze swoimi przekonaniami. To wystarczyło, żeby zaczął plątać się we własnych słowach. - Ja doskonale rozumiem co czujesz...

Nie było mu dane dokończyć. Gorzki śmiech Markusa wypełnił pokój, odbijając się upiornym echem od zimnych ścian, przerywając Simonowi w połowie zdania.

- Zdecydowanie za dużo czasu spędzasz z North - odparł szorstko. - Ona też najpierw mówiła, a później myślała. Albo wcale nie myślała. Widać rzeczywiście, kto z kim przystaje, takim się staje.

- Markus...

- Jak możesz mówić, że rozumiesz, co czuję? Simon, jak takie słowa w ogóle przeszły ci przez gardło? Spróbuj choć trochę wytężyć umysł i przypomnij sobie, czy kiedykolwiek zostałeś potraktowany tak, jak ja.

Spojrzenie Markusa stało się jeszcze zimniejsze, kiedy wypowiadał ostatnie zdanie. Blondyn wyglądał jak małe, bezbronne zwierzę, zapędzone w kozi róg, bez żadnych szans na obronę, czy ucieczkę. Były lider Jerycha celowo użył właśnie takich słów. PL600 opowiadał mu o sobie, stąd wiedział, że w jego życiu nie było sytuacji, gdzie poczuł choćby namiastkę tego, co Markus. Nawet moment w którym złamał swój kod, mimo, że emocjonalny, nie był takim ciosem, jaki dekadę temu otrzymał RK200. Simon był tego całkowicie świadomy. Chciał go przeprosić, ale zamiast tego, zwinął usta w linijkę i uciekł spojrzeniem na wyłożoną białymi błyszczącymi jak lustro kafelkami.

Elijah, obserwując coraz bardziej napiętą sytuację, dyskretnym ruchem głowy zasugerował Markusowi żeby usiadł. Android wszedł w głąb pokoju i zajął miejsce na obszernej kanapie. Simon wrócił na fotel, a Kamski nie ruszył się ze swojego miejsca. Na życzenie obu androidów, miał być częścią tej rozmowy, ale mimo to, chciał pozostać nieco w cieniu, dopóki nie zostanie wywołany do przysłowiowej odpowiedzi.

- Do tej pory nie mogę uwierzyć, że w ogóle pomyślałeś o ściągnięciu mnie do Detroit. Nie mówiąc już o angażowaniu w to pana Kamskiego.

- Nie mogłem się z tobą skontaktować - odparł cicho. - Wspomniałeś kiedyś, że zostałeś stworzony przez pana Kamskiego, więc stwierdziłem, że jest jedyną osobą, która może do ciebie dotrzeć.

- A nie przyszło ci do głowy, że skoro nie da się nawiązać ze mną połączenia, to znaczy, że najzwyczajniej w świecie nie życzę sobie kontaktu?

- Tylko ty możesz zapobiec tragedii, Markus - powiedział z powagą.

- Serio? - prychnął z miną, będącą na pograniczu złości i spowodowanego nerwami, fałszywego rozbawienia. - Największy zdrajca ludu androidów ma nagle stać się jego zbawcą? Jak ty sobie to wyobrażasz?

Simon nie miał pojęcia, jak z nim rozmawiać. Wiedział, że każde wypowiedziane przez niego zdanie, spotka się z negatywną reakcją Markusa. Nie ma chyba na świecie słów, które byłyby w stanie go udobruchać. Pomyślał więc, że skoro nie jest w stanie przeprosić go w taki sposób, wykorzysta fakt, że obaj są androidami. Wstał i powoli podszedł do niego, będąc czujnie obserwowanym przez parę dwukolorowych oczu. Będąc już bardzo blisko, ostrożnie, jakby zbliżał się do dzikiego zwierzęcia, po którym można spodziewać się wszystkiego, wyciągnął rękę. Ruchem głowy zasugerował Markusowi, żeby nawiązał z nim połączenie, ale on zamiast to zrobić, skrzyżował ramiona na piersi, dając mu tym gestem jasno do zrozumienia, że nie zamierza ani słuchać dalszych, niezręcznych prób przeprosin, ani tym bardziej brać na siebie emocji Simona. Blondyn szybko zrozumiał aluzję i odsunął od niego rękę, jednak zamiast wrócić na fotel, zajął miejsce na kanapie, zachowując odległość, która nie naruszała przestrzeni osobistej androida.

- Nigdy nie uważałem cię za zdrajcę. Twoja obecność w Jerychu była najlepszym...

- Pan Kamski mówił, że masz jakiś pomysł o którym powinienem wiedzieć, więc może przejdziemy już do rzeczy? - zapytał Markus czując, że lada moment eksploduje ze zniecierpliwienia. Przed oczami po raz kolejny wyświetlił mu się komunikat o wysokim poziomie stresu, który dodatkowo wzbogacony był o informację, mówiącą o obciążonej ilością negatywnych bodźców pompie tyrium. Ostatnim, czego android chciał, była nagła utrata kontroli nad własnym ciałem, dlatego odetchnął z ulgą, gdy Simon skinął głową, chcąc uszanować jego prośbę.

- Zanim zaczniecie, chciałbym was o coś poprosić.

Głęboki głos odezwał się nagle za ich plecami. Obrócili głowy, skupiając swoją uwagę na Kamskim, który stał w progu, nonszalancko opierając się ramieniem o ramę drzwi.

- Dajcie już spokój z tym panem Kamskim, to się robi męczące. - Przewrócił oczami. - Proszę, żebyście zwracali się do mnie po imieniu.

Blondyn wydukał niepewnie "dobrze" a Markus obdarował mężczyznę najszczerszym uśmiechem, na jaki było go stać w obecnej sytuacji.

- Wiem, że jesteś wprowadzony w temat, więc przejdę od razu do rzeczy. Przyszedł mi do głowy pomysł, jak moglibyśmy pozbawić North przywództwa, a tym samym zapobiec wojnie.

Markus poczuł szczere zainteresowanie. Chciał przynajmniej sprawiać wrażenie wyluzowanego, dlatego przybrał luźniejszą, bardziej wygodną pozycję, a PL600 skinął w tym czasie głową na Kamskiego. Mężczyzna wszedł w głąb pomieszczenia, obszedł kanapę i umościł się w fotelu. On również nie znał szczegółów planu, więc z narastającym zaciekawieniem czekał, aż dowie się więcej.

- Pomyślałem, że moglibyśmy wykiwać North i zrobić to tak, żeby myślała, że to ona ma nad wszystkim kontrolę.

Elijah pochylił się nieco w przód, opierając łokcie na szeroko rozstawionych kolanach. Jego usta pokrył chytry, nieco tajemniczy uśmieszek, a w oczach błysnęła niepokojąca iskierka.

- Intryga? Coraz bardziej zaczyna mi się to podobać - powiedział Kamski, przeskakując wzrokiem po towarzyszących mu androidach.

- Nie wiem, czy można tak to nazwać, ale na pewno nie obejdzie się bez mącenia. Chodzi głównie o to, żeby Markus stał się częścią Ruchu w taki sposób, aby North była przekonana, że ona rozdaje karty, podczas gdy to my będziemy trzymać rękę na pulsie.

Markus i Elijah wymienili między sobą szybkie spojrzenia.

- Chcesz działać na dwa fronty? - zapytał RK200 i prychnął, kiedy blondyn potwierdził. - Ok, ale w pierwszej kolejności wytłumacz nam, skąd ta nagła zmiana nastawienia. Doskonale pamiętam dzień, w którym zostałem wykluczony z Jerycha. Byłeś zachwycony każdym słowem North, widziałeś w niej jedynie wyjście tamtej z sytuacji, dlatego nie rozumiem z jakiego powodu teraz chcesz ją pogrążyć.

- Z takiego, że cały ten zachwyt był na mnie wymuszony i miał tyle wspólnego ze szczerością, co North ze szlachetnością i dobrym sercem - odburknął, uciekając wzrokiem w bok.

- Powiedz mi, czy ty naprawdę liczysz na to że uwierzę w ckliwą bajeczkę o złej North, która wymusiła na biednym Simonku poparcie jakimś szantażem, czy groźbami? Daruj, ale nie patrzysz na kompletnego naiwniaka, któremu można wcisnąć każdą ciemnotę.

Stojąc przed drzwiami w oczekiwaniu, aż Kamski je otworzy, Markus nie był świadomy, jak duże pokłady cynizmu się w nim czaiły. Nie sądził też, że będzie miał na tyle pewności siebie, żeby zaprezentować sarkastyczną stronę swojej osobowości i zrobić to w tak dobitny sposób. Bał się tego spotkania i swojej reakcji na widok Simona, jednak kiedy zobaczył, że były przyjaciel jest o wiele bardziej zestresowany od niego, to pomogło mu zebrać się w sobie i nie dać po sobie poznać, że przyjście tu kosztowało go mnóstwo nerwów. Poziom stresu zaczął spadać, praca pompy tyrium również wracała do normy, a przez każdy przewód i biokomponent androida przebiegło coś na kształt adrenaliny. Elijah z dyskretnym uśmieszkiem na ustach obserwował, jak Simon z dziwną miną analizuje to, co przed sekundą usłyszał. Jednocześnie był dumny, że Markus, którego osobiście zaprojektował i stworzył, jest zdolny do takich utarczek słownych. Był to według niego ciekawy kontrast, dla obrazu jego osoby, który zapisał się w pamięci jego zwolenników, ale też dla tego, który było dane oglądać Kamskiemu.

- Wiedziałem, że nie będziesz chciał mi uwierzyć.

- A dlaczego niby miałbym to zrobić? Już raz ci zaufałem i nie wyszedłem na tym najlepiej.

- Wiem, Markus, naprawdę doskonale wiem, że cię wtedy zdradziłem i zachowałem się karygodnie! - Poderwał się na równe nogi i odszedł kawałek od kanapy, stawiając krótkie, mocne kroki. - Przez ostatnie dziesięć lat nie było momentu w którym nie żałowałbym tego, co się stało i tylko ja wiem, jak bardzo jest mi wstyd! Nienawidzę North i zrobię wszystko, co mogę, żeby pozbawić ją władzy i przywrócić Jerycho. Dla mnie to nigdy nie był żaden Ruch Androidów, to było, jest i będzie Jerycho.

- Jakim to niby sposobem North zdominowała cię do tego stopnia? - zapytał Markus, mrużąc oczy, co nadało jego twarzy lekko kpiącego wyrazu. Simon zawstydził się jeszcze bardziej i minęła naprawdę długa chwila, zanim zdobył się na odwagę i zaczął opowiadać.

- Wolałbym zostawić to dla siebie, ale jestem ci winien wyjaśnienia - mruknął.

- Mogę wyjść, jeśli jest ci niezręcznie mówić przy mnie - odezwał się Elijah. Android potrząsnął głową.

- Nie, nie ma takiej potrzeby - odparł i wziął głęboki oddech, zanim zaczął mówić. - Dzień przed szturmem, North przyszła do mnie i powiedziała wprost, że zamierza wyrzucić cię z Jerycha, a później objąć dowództwo. Sprzeciwiałem się temu, ale ona wtedy zaprowadziła mnie do ładowni i pokazała, co się ze mną stanie, jeśli o wszystkim cię uprzedzę. I wiesz, jaki widok tam zastałem? - urwał, intensywnie świdrując Markusa spojrzeniem, ale on tylko wzruszył ramionami. - Martwego Josha z prawie całkowicie zmasakrowaną głową.

Dwukolorowe oczy rozszerzyły się do groteskowych rozmiarów, kiedy sens słów Simona dotarł w pełni do byłego lidera. Josh często nie zgadzał się z jego zdaniem, bał się wysunąć choćby czubek nosa z Jerycha, ale kiedy już zaangażował się w tę sprawę, chciał iść za Markusem drogą pokojową. Wierzył, że to jedyna opcja na zapewnienie sobie spokojnego i normalnego życia. Kiedy nie wrócił z jednej z ostatnich akcji, przeprowadzonych pod dowództwem RK200, wszyscy uznali, że zginął w trakcie. Tymczasem okazało się, że rzeczywiście umarł, ale życia pozbawiła go osoba, podająca się za jego przyjaciółkę.

- North zabiła Josha? - Każde słowo poprzedzała kilkusekundowa przerwa. Normalnie, Markus nie zadawałby tak bezsensownego pytania, jednak chciał się upewnić, że to, co usłyszał, nie jest wytworem jego wyobraźni, tylko przerażającą prawdą.

- To chyba zbyt łagodne określenie. Przyznałbyś mi rację, jakbyś go zobaczył. - Wrócił na swoje miejsce, pamiętając, żeby zachować odpowiedni dystans. - Wizja władzy przysłoniła jej wszystko inne. Ona ją całkowicie opętała i będąc na fali tego szaleństwa powiedziała mi, że wykorzysta to, co tobie udało się zdobyć, do walki o wolność na jej zasadach. Oczywiście od razu dodała, że wyeliminuje każdego, kto choćby pomyśli o pokrzyżowaniu jej planów.

- I ja mam uwierzyć, że to przeraziło cię do tego stopnia, że spokojnie patrzyłeś, jak ona nastawia naszych braci przeciwko mnie? Jak wmawia im, że po cichu dogaduję się z ludźmi, żeby ujść z życiem, a wszystkich innych wysłać ich na pewną śmierć? - Potrząsnął nerwowo głową. - Mogłeś od razu mi o tym powiedzieć, razem na pewno byśmy coś wymyślili, powstrzymalibyśmy ją, ale ty tego nie chciałeś. Nie wierzę, że nagle poszedłeś po rozum do głowy.

- Chciałbym móc powiedzieć coś na swoje usprawiedliwienie, ale nic nie tłumaczy tego, co zrobiłem. Sam nie mogę pojąć, dlaczego dałem jej się tak zastraszyć. Bałem się śmierci, skończenie tak, jak Josh było ostatnią rzeczą, jakiej chciałem, a North wydawała mi się w tamtym momencie niemożliwa do pokonania i chyba właśnie to było najstraszniejsze. Nie wiem, co ja sobie wtedy myślałem, ale wiem, co myślę teraz. - W jego głosie, ale i na twarzy, można było wyłapać coraz silniejszą desperację, która zdawała się rozrywać go od środka na małe kawałki. - Proszę cię, Markus, zaufaj mi i pomóż ją powstrzymać. Inaczej znowu poleje się niewinna krew.

- I co? Mam pójść z tobą do niej, kazać jej porzucić swoje plany i liczyć, że tak po prostu mnie posłucha? A ty będziesz wtedy chował się za mną, czy masz może w zanadrzu jakieś większe zadanie dla siebie?

- Błagam, nie drwij - mruknął zrezygnowany. Nie wiedział, że jego uległa postawa obudziła w  Markusie pokłady bezczelności, o jakich sam nie zdawał sobie sprawy. Poza tym, RK200 czuł, że poziom jego stresu ponownie rośnie, dlatego robił co mógł, żeby nie dopuścić do utraty kontroli nad własnymi emocjami. Wiedział, że kiedy spotkanie dobiegnie końca, jego organizm przypomni, ile musiał znieść. Korzystał więc z okazji, gdzie jest w stanie wcielić się w rolę pewnego siebie, bo nie wiedział, czy jeszcze kiedykolwiek będzie miał ku temu okazję.

- Nie pozostało mi nic więcej - odparł, wzruszając ramionami. - Ale dobrze, skoro już rozmawiamy, powiedz, co to za wspaniały plan i jak według ciebie miałbym powstrzymać North przed rozpętaniem wojny.

- Przez jej wybryki, ludzie nie tylko chcą usunąć androidy ze stanowisk politycznych, ale z większą czujnością obserwują Ruch. Mógłbym jej zasugerować, że twój przyjazd, pociągnąłby za sobą bardzo pozytywne skutki - urwał, obserwując reakcje Markusa i Elijaha. Żaden z nich nie wyglądał, jakby chciał coś powiedzieć, więc Simon kontynuował. - W mniemaniu North, ściągnęlibyśmy cię do Detroit szantażem, żeby postawić cię w roli przywódcy. Gdyby opinia publiczna widziała, że wróciłeś i tak samo, jak dziesięć lat temu, chciałbyś pokoju, nabrałaby większego zaufania do Ruchu. Mógłbym wmówić North, że to skutecznie odwróciłoby uwagę ludzi od wojny, jaką planuje, przy czym tak naprawdę, to my panowalibyśmy nad całą sytuacją.

- Jaki szantaż masz na myśli? - zapytał Markus, mrużąc oczy w podejrzliwym grymasie.

- No... Pomyślałem, że pewnie masz tu kogoś, na kim ci zależy - powiedział, lekko odsuwając się, jakby spodziewał się nagłego ciosu od RK200. - Wiesz, moglibyśmy to wykorzystać...

Chłopak przestał go słuchać. Głos PL600 docierał do niego dziwnie zniekształcony, jakby Simon znajdował się pod wodą. Poziom stresu Markusa po raz kolejny poszybował w górę, jednak tym razem, chłopak poczuł to nieco dotkliwiej. W jego głowie momentalnie zaczęły tworzyć się najczarniejsze z możliwych scenariuszy. Czy to możliwe, że blondyn pokusił się o porządny research, dzięki któremu dowiedział się o Karze i jej rodzinie? Może wcale nie chciał działać przeciwko North, ale razem z nią? Być może już gra na dwa fronty, ale to nie ona ma być ofiarą uknutej intrygi, tylko Markus, który czując na ramieniu delikatny dotyk i ciepły, głęboki głos Elijaha odniósł wrażenie, jakby mężczyzna wyrwał go z dziwacznej otchłani.

- Markus? Markus, popatrz na mnie - mówił cicho i spokojnie, lekko potrząsając ramieniem androida. Kiedy spojrzenie RK200 stało się przytomniejsze, mężczyzna poprosił go, żeby się nie ruszał, po czym wyszedł na minutę do swojego gabinetu. Wrócił z niego, trzymając w dłoni niewielkie, wyglądające jak tablet urządzenie. Podpiął do niego kabel, zakończony elektrodą, przypominającą te wykorzystywane w badaniu EKG i przykleił ją do wewnętrznej części prawego nadgarstka chłopaka. Urządzenie bardzo szybko oceniło ogólny stan androida.

- Co się stało? - zapytał Simon, ze szczerym przejęciem w głosie.

- Biokomponenty w porządku, jedynie pompa tyrium jest przeciążona przez nerwy - mruknął w odpowiedzi Elijah, bacznie obserwując wyświetlone na ekranie wyniki. - Stres na poziomie osiemdziesięciu trzech procent to nie przelewki. Myślę, że zakończymy to spotkanie i wrócimy do tematu innym razem.

Blondyn pokręcił nerwowo głową, jakby chciał strącić z włosów kropelki wody.

- Nie mamy czasu! Jeśli chcemy obalić North, musimy działać natychmiast! Arsenał broni z każdym dniem się powiększa, a...

- Markus nie jest w stanie kontynuować tej rozmowy - powiedział Kamski mocnym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. - Doskonale rozumiem powagę sytuacji i uwierz mi, ja też bardzo chcę, żeby udało się rozwiązać tę sprawę możliwie najszybciej i najlepiej, ale nie kosztem zdrowia Markusa. Dajmy mu ochłonąć, jak poczuje się lepiej, to na pewno coś wymyślimy.

RK200 spojrzał na Elijaha z wdzięcznością, a Simon niechętnie, ale zgodził się chwilowo odpuścić. Zanim opuścił willę obiecał, że będzie trzymał rękę na pulsie i poinformuje, jeśli dowie się czegoś nowego.

Markus wciąż nic nie mówił, kiedy Kamski wrócił do niego po tym, jak odprowadził PL600 do wyjścia. Siedział lekko zgarbiony, pustym wzrokiem wpatrując się w rozciągający się za dużym oknem szaro-bury krajobraz. Elijah usiadł ostrożnie obok niego i czekał, aż android coś powie. Kilka razy otwierał i zamykał usta, ale zamiast konkretnych zdań, wydobywał z siebie jedynie pojedyncze sylaby, które nie składały się w żadną logiczną całość.

- Pogadamy? - zapytał łagodnie mężczyzna.

- On nie zaproponował opcji z szantażem przypadkowo - szepnął, przenosząc spojrzenie na twarz Kamskiego. - Muszą wiedzieć, że w mieście jest ktoś, kogo będą mogli wykorzystać jako ultimatum. Elijah, ja nie mogę dopuścić, żeby znowu przechodzili przez piekło.

- Nie bierzesz pod uwagę opcji, że Simon naprawdę chce pozbawić North władzy w Ruchu?

- Po tym, co mi zrobił, nie wierzę w ani jedno jego słowo - odparł. - Czy to naprawdę aż takie dziwne?

- Tego nie powiedziałem. Zostałeś zdradzony i twoja nieufność jest czymś w stu procentach normalnym, ale jeżeli mam być z tobą szczery, to muszę powiedzieć, że według mnie on naprawdę chce wszystko naprawić.

Android prychnął cicho.

- Skąd ta pewność?

- Nie wiem. - Wzruszył niedbale ramionami, rozciągając usta w pokrzepiającym uśmiechu. - To chyba przez moją intuicję, która nieskromnie mówiąc, jeszcze nigdy mnie nie zawiodła.

- Nie chcę po raz kolejny bawić się w zbawcę świata - mruknął. - Chcę być egoistą, chcę myśleć o sobie i swoim komforcie, ale z drugiej strony, z całego serca chcę uchronić Karę, Luthera i Alice przed koniecznością ucieczki z miasta. Po tym wszystkim, co przeszli w 2038, zasługują na spokój.

- Rozmawiałeś z Connorem? - zapytał nagle Kamski, wpędzając tym Markusa w lekką konsternację.

- Tak, spotkaliśmy się dzisiaj na chwilę. Dlaczego pytasz?

- Nie bez powodu. On jest policjantem, mógłby dyskretnie czuwać nad wszystkim i pomóc, gdyby zrobiło się gorąco.

RK200 od razu zauważył, że dokładnie to samo zasugerowała mu dzień wcześniej Kara. Elijah nie powiedział już nic więcej, jedynie uśmiechał się w ten swój charakterystyczny, nieco niepokojący sposób. Markus nie był pewny, czy ma na tyle sił, żeby angażować się w tę sprawę, jednocześnie będąc świadomym, że nigdy nie darowałby sobie, jakby jego przyjaciele kolejny raz zostali postawieni w tak trudnej sytuacji. Właśnie dlatego, postanowił jeszcze raz spróbować spotkać się z Simonem i dopytać o szczegóły jego pomysłu. Czuł ogromne wsparcie ze strony Eijaha i bardzo cieszył się, że on również stoi za nim murem. Każda wyciągnięta w jego stronę dłoń była na wagę złota i mimo, że w całej tej sytuacji czuł się dziwnie samotny, to właśnie to ciche wsparcie powodowało, że był w stanie pośród całego strachu i rozgoryczenia odszukać ostatnie okruchy pewności siebie, jakie leżały na samym dnie jego serca.

Moment, gdzie Markus pokazał się z zupełnie innej, sarkastycznej strony, był zaskoczeniem nie tylko dla niego, ale również dla mnie ;) Nie sądziłam, że zdobędzie się na taki ton, ale podobało mi się, jak wpędzał Simona w zakłopotanie, kłamać nie będę :)

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top