4. Back to the past.
∆ Czwartek 3 listopada 2048
Dzień mijał Markusowi dość spokojnie. Alice była u przyjaciółki, gdzie miała też nocować, dlatego miał mnóstwo czasu na uporządkowanie w głowie wszystkich myśli, które kotłowały się po jego głowie. Obiecał Kamskiemu, że się odezwie, ale jak miał to zrobić, kiedy nie mógł znaleźć rozwiązania, dzięki któremu zapobiegłby wojnie, a jednocześnie pozostał w ukryciu? Dużo myślał o całej tej sprawie, niemal przeciążając swój system. Nie chciał być odbierany jako tchórz, który los niewinnych osób ma za nic, jednak nie czuł się na siłach, by stanąć oko w oko z North. Cała intryga, jaką uknuła, zostawiła w jego psychice ogromny ślad, który przez ostatnie dziesięć lat skutecznie ignorował. Wystarczyła jedna rozmowa z Kamskim, żeby wszystkie demony przeszłości wróciły, ponownie dręcząc go i uświadamiając, że wcale nie był osobą, jaką niektórzy w nim widzieli. Nie był bohaterem, który nie zważając na swoje bezpieczeństwo, ruszy ratować miasto przed rozlewem krwi. Był skrzywdzoną osobą, która chciała już zawsze trzymać się z daleka od takich sytuacji. Bał się, że po raz kolejny zaangażuje się w coś całym sercem, a historia zatoczy koło, przez co znowu przyjdzie mu zapłacić za swoją naiwność. W innej sytuacji, od razu powiedziałby Kamskiemu, że nie kiwnie w tej sprawie palcem, po czym wróciłby do Kanady. Istniało jednak coś, co go przed tym powstrzymywało. Poczucie obowiązku wobec przyjaciół.
Ciche pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Głęboko wzdychając, przetarł twarz dłońmi.
- Proszę - powiedział, podnosząc się do siadu. Klamka powędrowała w dół i już chwilę później, do pokoju wsunęła się głowa Kary.
- Mogę? - zapytała ostrożnie. Mina, jaka pojawiła się na twarzy Markusa jasno dała jej do zrozumienia, że pytanie było całkowicie niepotrzebne. Dziewczyna weszła w głąb pomieszczenia i usiadła na łóżku, tuż obok przyjaciela. Każdy jej ruch był ostrożny, jakby bała się, że gwałtowniejsze poruszenie choćby jednym palcem go spłoszy.
- Kontaktował się ze mną Kamski - odezwał się, patrząc przed siebie. - Rozmawiał z Simonem. Podobno ma jakiś pomysł, który chcą ze mną przedyskutować. Powiedział mu też, że sprawy dość mocno się pokomplikowały, a członkowie Ruchu zaczynają gromadzić broń.
- To, że North nie rzuca słów na wiatr było do przewidzenia, ale co to znaczy, że sprawy się pokomplikowały?
- Po jej ostatnich wybrykach, ludzie planują odsunąć androidy od polityki. Te, które mają już swoje stanowiska zwolnić, a reszcie zabronić startowania w wyborach.
Blondynka kiwnęła głową ze zrozumieniem. RK200 wzruszył bezradnie ramionami i oparł łokcie na szeroko rozstawionych kolanach, splatając palce dłoni jak do modlitwy. Dziewczyna niepewnie nakryła swoją dłonią te należące do niego. Android nie zareagował na to w żaden sposób, więc cofnęła rękę i utkwiła spojrzenie w tym samym miejscu, co Markus, czyli w środek pustej, pomalowanej na błękitno ściany.
- Teraz rozumiem, dlaczego jesteś taki przybity - mruknęła. - Przez cały dzień nie wysunąłeś z pokoju nawet czubka nosa, zaczęłam się martwić - urwała, rzucając mu krótkie spojrzenie. - Mam sobie pójść?
-Nie - zaprzeczył szybko. - Zostań. Przepraszam, że nie jestem dzisiaj najbardziej rozrywkowym gościem na świecie, ale trochę mnie to wszystko przytłacza. Muszę coś wymyślić, ale kompletnie nie wiem, co mam robić, Kara. Jasne, że chciałbym zostawić cały ten bajzel Simonowi i wrócić do domu, ale nigdy bym sobie nie wybaczył, jakbyście kolejny raz musieli uciekać przed wojną. A gdyby tego było mało, czeka mnie spotkanie z pewną osobą, na które nie jestem w żadnym wypadku gotowy.
- Trzy sprawy, Markus - powiedziała i zaczęła wyliczać na palcach. - Po pierwsze, nie masz mnie za co przepraszać. Twoje życie wywróciło się do góry nogami, wróciła zła przeszłość, jesteś zagubiony i masz do tego prawo. Po drugie, doceniam, nawet nie wiesz jak bardzo to, że nasz los jest ci tak drogi, ale rób przede wszystkim to, co podpowiada ci intuicja i rozsądek. Po trzecie... - Zawahała się przez chwilę w obawie, że Markus może odebrać pytanie, jakie chciała zadać za wścibskość, jednak postanowiła zaryzykować. - Chcesz mi opowiedzieć o tym spotkaniu? Do niczego nie namawiam, ale może zrobi ci się lżej.
Chłopak był bardzo wdzięczny przyjaciółce za cierpliwość, wyrozumiałość i to, że szczerze interesowała się jego samopoczuciem, będąc zawsze gotową do pomocy, albo do nadstawienia przysłowiowego rękawa, kiedy potrzebował po prostu ponarzekać na wszystko, co było w zasięgu jego wzroku. Postanowił więc, że podzieli się z nią swoimi obawami przed spotkaniem z androidem z którym spędził w Jerychu raptem kilka minut, a który wedle słów Kamskiego stawał na głowie, żeby odnaleźć go po rewolucji.
- Kamski powiedział mi, że Connor po bitwie postawił Detroit na głowie, żeby mnie zaleźć. Szukał mnie wszędzie, próbował nawiązać kontakt, ale wyłączyłem tę opcję, więc odbijał się od muru, aż w końcu się poddał. - Westchnął, patrząc z cierpiętniczym wyrazem twarzy prosto w błękitne oczy Kary. - Jestem mu winien rozmowę, ale trochę się jej obawiam.
- Boisz się jego reakcji na twój widok? - zapytała ostrożnie.
- Tak - przyznał. - Nie wiem, czy w ogóle będzie chciał ze mną rozmawiać po tym, jak przez tyle lat nie dawałem znaku życia. On z jakiegoś powodu chciał mnie znaleźć, a ja...
- Nie przekonasz się, jak nie spróbujesz - odparła androidka, szturchając go przyjacielsko łokciem. - Jestem przekonana, że cię zrozumie, jak wszystko mu opowiesz.
Brunet pokręcił głową.
- Nie zamierzam streszczać mu tego, co działo się po szturmie na Jerycho. Connor jest dla mnie zupełnie obcą osobą, nie wiem, czy mogę ufać mu na tyle, żeby dzielić się wspomnieniami, które znają tylko moi najbliżsi. No i Kamski.
- Rozumiem. W takim razie mam nadzieję, że Connor okaże się wyrozumiałym chłopakiem i ucieszy się widząc, że osoba, której tak zaciekle szukał żyje i ma się dobrze - powiedziała, z niegasnącym entuzjazmem.
- Też na to liczę. Wczoraj spotkałem pewnego policjanta, z którym miałem styczność po tej akcji w sklepie CyberLife. Jeżeli wciąż pracuje na posterunku, to pewnie powiedział o mnie Connorowi. O ile on też jeszcze tam pracuje.
- Skoro istnieje szansa, że Connor już wie, że jesteś w mieście, to może idź do niego od razu - zaproponowała.
- Jutro tam pójdę - odparł, na co Kara pokręciła głową z dezaprobatą. - No co?
- Gdybyś załatwił to dzisiaj, miałbyś jedno zmartwienie z głowy - powiedziała.
- Tak, ale chciałbym się jeszcze do tego przygotować.
Dziewczyna rzuciła mu szybkie spojrzenie zza jasnej grzywki. Rozumiała jego potrzebę oswojenia się z wizją rozmowy z Connorem, dlatego postanowiła zaproponować mu coś, co pomoże mu nabrać nieco dystansu.
- Mam trochę pracy przy kwiatach i nie pogardziłabym drobną pomocą, więc jeśli masz ochotę pogrzebać w ziemi, to czuj się zaproszony.
Pogładziła delikatnie jego ramię i wstała. Bez słowa skierowała swoje kroki do wyjścia z pokoju. Uśmiechnęła się słysząc, że Markus wstał i ruszył za nią. Kiedy wyszli na korytarz, a ich spojrzenia spotkały się, Kara bez trudu zauważyła w dwukolorowych tęczówkach cały ogrom wdzięczności i radości, że wyciągnęła go z dołka, przez który niemal cały dzień spędził jak w letargu z którego w żaden sposób nie mógł się otrząsnąć. Blondynka chciała ogarnąć rośliny kilka dni później, jednak widząc, w jakim stanie psychicznym jest jej przyjaciel, postanowiła zmienić swoje plany i wciągnąć w nie Markusa, żeby jego głowa choć na moment odpoczęła od Kamskiego, Simona, North i jawiącej się gdzieś na horyzoncie wojny. Jego praca u Rose polegała na opiece nad roślinami, co było zajęciem, które RK200 bardzo polubił, zatem Kara doskonale wiedziała, że trafiła w dziesiątkę.
Zeszli na dół, do pomieszczenia, spełniającego niegdyś rolę pralni. Obecnie, było to kwiatowe królestwo Kary, przerobione tak, żeby spełniało wszystkie wymogi roślin. Wchodząc do środka, można było odnieść wrażenie, że przekroczyło się próg zupełnie innego świata. Kolorowego, pachnącego, cieszącego oko i napawającego spokojem. Rose zaraziła swoją miłością do roślin wielu swoich przyjaciół, w tym Karę i Markusa, którzy byli jej za to ogromnie wdzięczni.
- Dobrze, to co robimy? - zapytał Markus, rozglądając się po pomieszczeniu.
- Część z nich trzeba przesadzić do większych doniczek, a pozostałe rozsadzić - odpowiedziała, wskazując sporą półkę, gęsto zastawioną kwiatami. - Jak już się z tym uporamy, to będziemy musieli porządnie je nakarmić, bo dziś wypada podlewanie z odżywką.
Android pokiwał głową i podwinął rękawy, momentalnie biorąc się do pracy. Najpierw, przygotowali sobie miejsce pracy, czyli spory blat. Następnie, Kara przeniosła na niego kilka kwiatów, oraz pustych doniczek, podczas gdy Markus przyniósł z drugiego końca pomieszczenia spory worek ziemi. Blondynka założyła rękawiczki, z uwagi na swój manicure, a drugą parę podała przyjacielowi. On jednak wolał ich nie zakładać. Lubił czuć przesypującą się między palcami ziemię i uwielbiał zanurzać w niej dłonie. Działało to na niego uspokajająco, czym nie chwalił się wszem wobec, ponieważ zdarzyło mu się kilka razy usłyszeć, że grzebanie w ziemi to dziwaczny sposób, na radzenie sobie ze stresem. Osoba, którą był dziesięć lat wcześniej, pewnie nie przejęłaby się takimi uwagami, jednak teraz, był o wiele wrażliwszy na tego typu słowa. Właśnie dlatego, pielęgnowanie roślin było jego miłą, bezpieczną strefą komfortu, do której nie wpuszczał absolutnie nikogo.
Podczas pracy, Kara starała się poruszać neutralne tematy. Niestety, sytuacja, która ściągnęła Markusa do Detroit była zbyt poważna, żeby android mógł oderwać się od niej chociaż na pięć minut. Przesadzanie, rozsadzanie i późniejsze podlewanie kwiatów, było dla niego więc miłym elementem przykrej rzeczywistości w której się znajdował. Mimo niemożności całkowitego wyrzucenia z głowy gnębiących go myśli, starał się czerpać tyle radości, ile tylko mógł, żeby choć w najmniejszym stopniu zadbać o swoją psychikę.
- Zastanawiam się, co takiego mógł wymyślić Simon - odezwał się Markus. - No i jak jego zdaniem miałbym wpłynąć na North.
- Wszystkiego dowiesz się, jak z nim porozmawiasz - odparła spokojnie androidka, delikatnie ugniatając palcami ziemię wokół kwiatka. - Sama jestem tego ciekawa, ale nade wszystko nie może mi się pomieścić w głowie, że North jest aż tak nieobliczalna.
- Mówisz o tym bardzo spokojnie - zauważył. - Kiedy pierwszy raz opowiedziałem ci o mojej rozmowie z Kamskim, byłaś spanikowana i jeśli mam być z tobą szczery, to tamta reakcja o wiele bardziej mi do ciebie pasuje.
Rzuciła mu krótkie spojrzenie, uśmiechając się półgębkiem.
- Luther uświadomił mi, że nie mamy żadnego wpływu na tę sytuację, a nerwy w niczym tu nie pomogą. Poza tym, wiem, że gdyby zrobiło się gorąco, możemy liczyć na pomoc Rose. Boli mnie tylko, że nie każdy ma tyle szczęścia, co my...
Westchnęła cicho, odsuwając grafitową, ozdobną doniczkę na bok. Do tej pory, starała się być bastionem dobrego nastroju i humoru, ale myśl, że wojna pochłonie kolejne, niewinne osoby, które nie będą miały gdzie uciec sprawiła, że nie była już w stanie emanować pozytywną energią, bo całe jej pokłady, jakie miała w sobie, ulotniły się, kiedy oczami wyobraźni zobaczyła Detroit pogrążone w brutalnej walce.
- Czy to nie ty powiedziałaś mi wczoraj, że nie da się zbawić całego świata? - zapytał RK200, nakrywając swoją dłonią tę należącą do Kary.
- Tak, ale jak myślę sobie ile krwi się znowu poleje... - Wzdrygnęła się. Markus szybko nawiązał z nią połączenie i podzielił się resztkami spokoju, jakie udało mu się z siebie wykrzesać. Blondynka odwzajemniła się tym samym i mimo, że ich samopoczucie nie uległo wielkiej poprawie, to udało im się z powrotem skupić całą uwagę na kwiatach.
Po przesadzaniu, przyszedł czas na rozsadzanie, a dalej, podlewanie, nazywane często przez Karę porą karmienia, które upłynęło im w nieco weselszej atmosferze. Wciąż było jej daleko do spokojnej i sympatycznej, jednak w zaistniałej sytuacji, musieli z powrotem nauczyć się cieszyć każdą, nawet najmniejszą chwilą w której problemy i strach schodzą na dalszy plan.
- Wspaniała robota - powiedziała, podpierając się pod boki, oglądając uporządkowane stanowisko.
- Przyznaję, że tego mi było trzeba - odezwał się Markus, odkładając szufelkę ze zmiatką na swoje miejsce. - Rośliny mają w sobie coś niesamowitego. Opieka nad nimi może być dobrą terapią. Chyba przyjdę tu, zanim pojadę do Kamskiego, żeby naładować się pozytywną energią.
- Na kiedy się umówiliście?
- Na jutrzejsze popołudnie.
- Nie wolałbyś w takim razie porozmawiać z Connorem dzisiaj? - zapytała, kiedy weszli do salonu. - Jutro będziesz miał wystarczając dużo stresu, po co dokładać go sobie więcej? - Markus nie odpowiedział. Zacisnął usta w linijkę i pokiwał głową na boki. - On na pewno nie ma do ciebie żalu, a twój lęk jest bardzo na wyrost. Przyznasz mi po wszystkim rację.
RK200 spojrzał na nią z cierpiętniczym wyrazem twarzy, który ani trochę nie podziałał na androidkę. Oboje wiedzieli, że Kara ma rację i najrozsądniej byłoby nie czekać do następnego dnia, jednak sama myśl o rozmowie z Connorem powodowała u niego ogromną falę niepewności, której nie był w stanie opanować. Sprawa, jaką RK800 do niego miał, po tylu latach z pewnością była już nieaktualna, ale jakiś dziwny, wewnętrzny przymus popychał Markusa do tego spotkania.
- Nie chciałabym nic sugerować, ale Connor jest policjantem, więc być może nawiązanie z nim kontaktu okaże się... - urwała na moment, szukając odpowiedniego słowa - przydatne.
Po samej minie przyjaciela widziała, że wygrała. Uśmiechnęła się triumfalnie i jak gdyby nigdy nic, usiadła na kanapie, wzięła do ręki książkę i zabrała się za czytanie, celowo ignorując przebijające ją na wskroś spojrzenie dwukolorowych oczu.
Markus natomiast, szybko przemyślał jej słowa. Rzeczywiście, nie wiadomo, jak potoczy się sytuacja, wsparcie policji może okazać się na wagę złota. To, plus szczera chęć spotkania się z Connorem spowodowało, że chłopak postanowił zrobić tak, jak radziła mu przyjaciółka.
- Wielkie dzięki, Kara - rzucił sztucznie obrażonym głosem, kierując się w stronę schodów. - Miałem najlepsze możliwe intencje, a ty wmieszałaś w to tak prymitywne pobudki, jak szukanie potencjalnych korzyści.
- Po co od razu takie brutalne słowa? - krzyknęła za nim, kiedy był już na piętrze. - Ty po prostu łączysz przyjemne z pożytecznym, w tym nie ma nic złego!
Chłopak cofnął się o dwa kroki i wychylił się lekko, posyłając blondynce pełne dezaprobaty spojrzenie.
- Tak to sobie tłumacz.
Nie czekając na odpowiedź, poszedł prosto do swojego pokoju. Kiedy chwilę przed zamknięciem za sobą drzwi, usłyszał dźwięczny chichot Kary, sam uśmiechnął się pod nosem.
∆
Kładąc dłoń na klamce, Markus jeszcze raz zapewnił w myślach sam siebie, że wszystko będzie w porządku. Biorąc głęboki wdech, którego jako android nie potrzebował, a który mimo to bardzo mu pomagał, pchnął drzwi komisariatu i wszedł do środka. Podszedł do długiej lady, za którą siedziały trzy osoby. Jedna z nich, brunetka o jasnej karnacji i bursztynowych oczach, zaprosiła go gestem ręki. Chłopak uśmiechnął się półgębkiem i podszedł bliżej.
- Dzień dobry - przywitała się uprzejmie. - W czym mogę panu pomóc?
- Dzień dobry, ja... chciałbym zobaczyć się z Connorem - powiedział, uciekając wzrokiem nieco w dół, skupiając go na splecionych ze sobą dłoniach kobiety, spoczywających na blacie.
- Rozumiem. A kto chce się z nim widzieć? - zapytała lekko żartobliwym tonem, ośmielając dzięki temu spiętego do granic możliwości androida.
- Markus. On wie o kogo chodzi.
- Proszę usiąść i chwileczkę zaczekać.
Wskazała mu stojące kawałek dalej, plastikowe krzesła, po czym dotknęła dłonią znajdującego się przed nią panelu. Markus domyślił się dzięki temu, że dziewczyna jest androidką. Przez moment zastanawiał się, czy go rozpoznała, jednak jej zachowanie nie wskazywało na to. Nie poświęcając temu więcej uwagi, skupił się na obserwowaniu kręcących się wokół ludzi. Ich nastroje były skrajnie różne. Osoby kipiące wściekłością, mijały się z tymi pogrążonymi w rozpaczy i smutku, a między nimi, gdzieniegdzie przemykali ci uśmiechnięci, których było niestety najmniej. Było dość głośno, co bardzo pasowało Markusowi, bo wszechobecny gwar skutecznie zagłuszał myśli, które jak na złość, coraz nachalniej pchały się do jego głowy, zaciekle walcząc między sobą o jego atencję. Kątem oka zerkał w stronę bramek, szukając znajomej sylwetki, jednak nigdzie nie było widać Connora. Z każdą kolejną sekundą oczekiwania, RK200 był coraz bardziej zaniepokojony wizjami podpowiadającymi mu, że android nie będzie chciał się z nim widzieć. Mimo, że starał się je ignorować, one uparcie wracały do niego, jak umiejętnie rzucony bumerang. Rose od dawna powtarzała mu, że natrętne myśli to objaw nerwicy i powinien udać się po pomoc do specjalisty. On jednak ignorował problem, pozwalając mu narastać, przez co coraz częściej zdarzały się sytuacje, gdzie oprócz obezwładniającego lęku, odczuwał także panikę. Nauczył się już co prawda z tym żyć, ale i tak obiecał sobie, że pierwszą rzeczą, jaką zrobi po powrocie do Kanady, będzie umówienie się na wizytę u psychologa.
Po kilku minutach, które ciągnęły się w nieskończoność, przez bramkę przeszedł ubrany w cywilne ciuchy mężczyzna. Był średniego wzrostu, miał brązowe, zaczesane do tyłu włosy, które mocno błyszczały w ostrym, żarówkowym świetle, a wyraz jego twarzy sugerował, że nie jest najsympatyczniejszym człowiekiem, na świecie. Podszedł prosto do androidki z którą wcześniej rozmawiał RK200. Zamienił z nią dwa słowa, po czym ruszył zdecydowanym krokiem w stronę Markusa. Chłopak mając na uwadze wyraz twarzy nieznajomego, zapytał w myślach wszystkie znane mu bóstwa, czym sobie na to zasłużył.
Ku jego zaskoczeniu, mina mężczyzny złagodniała, gdy podszedł bliżej. W szarych oczach błysnęły iskierki, a na usta wpełzł całkiem sympatyczny uśmiech i nie zaburzyła go nawet przecinająca pod skosem nos blizna.
- No proszę... A ja ochrzaniłem Chrisa, żeby przestał robić sobie jaja, albo zainwestował wreszcie w porządne okulary - mruknął, przyglądając się androidowi z mieszanką rozbawienia i niedowierzania. Wyciągnął w jego stronę dłoń, którą chłopak uścisnął, wcześniej podnosząc się z krzesła. - Porucznik Gavin Reed. Chodźmy do biura, bo tutaj nie da się rozmawiać.
Rzucił zniecierpliwione spojrzenie w stronę rozhisteryzowanej kobiety, której wrzask zagłuszał wszystkie pozostałe dźwięki. Markus niepewnie ruszył za nim, kompletnie nie wiedząc, czego powinien się spodziewać. W dalszej części posterunku, panował zupełnie inny klimat. Było ciszej i spokojniej, a rozmowy nie były tak chaotyczne. Policjant przysunął do swojego biurka krzesło dla Markusa, a sam rozsiadł się wygodnie w biurowym fotelu.
- Wszyscy myśleli, że zginąłeś podczas rewolucji, dlatego kiedy Chris wpadł do pracy z miną, jakby goniło go stado wygłodniałych kanibali i powiedział, że cię spotkał, to zapytałem go, kto wmówił mu, że to dobry żart - odezwał się, obserwując reakcję siedzącego naprzeciwko androida. - Będę musiał go przeprosić, bo właśnie widzę na własne oczy powrót zza grobu.
Markus był tak spięty, że ciężko było mu jakkolwiek zareagować na słowa porucznika mimo, że wypowiadał je lekkim, przyjaznym tonem. Przygryzł dolną wargę, starając się opanować palącą potrzebę zapadnięcia się pod ziemię, albo zdobycia czapki niewidki.
- Wiem, że przyszedłeś do Connora, ale kiepsko trafiłeś, bo jakieś dziesięć minut temu pojechał w teren - powiedział, nie doczekawszy się z jego strony nawet jednego słowa.
- Rozumiem - odparł, czując jakąś dziwną ulgę. - Wie pan kiedy mniej więcej powinien wrócić?
- Niestety nie. Wezwanie było poważne, więc pewnie nie będzie to kwestia parunastu minut, jednak tego nie da się przewidzieć. Możesz tu na niego zaczekać.
Markus potrząsnął głową.
- Chciałbym, ale mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, więc... - urwał na moment. - Proszę mu powiedzieć, że przyjdę jutro. Może koło południa.
- Przekażę mu to, jak tylko wróci - zapewnił. - Gdzieś ty był przez te wszystkie lata? Całe miasto zwariowało, kiedy wyszło na jaw, że ta idiotka przejęła władzę w Jerychu i planuje wojnę. Później, krążyło wiele różnych plotek, ale jedną z najczęściej powtarzanych była ta, że zostałeś zamordowany przez North. Connor szukał cię miesiącami, aż wreszcie sam w to uwierzył i odpuścił.
RK200 poczuł się bardzo głupio. Dokładnie tak samo jak kilka dni temu, kiedy o tych poszukiwaniach wspominał mu Kamski. Westchnął, wznosząc wzrok do góry, zastanawiając się jednocześnie nad odpowiedzią, która zadowoli Reeda, a jednocześnie nie zdradzi zbyt wiele.
- Sprawy w Jerychu mocno się skomplikowały na chwilę przed nalotem FBI, a później wszystko działo się bardzo szybko. Ale nie ma sensu do tego wracać, to było bardzo dawno temu.
Gavin bez trudu wyczuł, że Markus nie ma najmniejszego zamiaru dzielić się z nim ani wspomnieniami z 2038 roku, ani ostatnimi latami jego życia, co porucznik postanowił uszanować, pomimo palącej go jak żywy ogień ciekawości. Zniknięciem Markusa przez długi czas żył niemal cały komisariat. Wszystko za sprawą Connora, który mimo zagubienia, jakie czuł przez bycie świeżo upieczonym defektem, stawał na głowie, żeby odnaleźć tego, któremu zawdzięczał swoją wolność, a wspierał go w tym jego ówczesny partner, porucznik Hank Anderson. To właśnie on finalnie przekonał androida, że trzeba odpuścić i pogodzić się z porażką. Obecny porucznik próbował wyobrazić sobie miny kolegów, kiedy na własne oczy zobaczą, że Chris rzeczywiście mówił prawdę.
- Może masz rację. Zamiast rozpamiętywać przeszłość, lepiej skupić się na tym, co przed nami - powiedział Reed. - Powiem Connorowi, że byłeś i wpadniesz jutro.
- Dziękuję, panie poruczniku - powiedział uprzejmie, po czym wstał i wyciągnął w jego stronę rękę. Uścisnęli sobie dłonie, tym razem na pożegnanie, po czym Markus skierował się prosto do wyjścia, czując na plecach spojrzenie szarych tęczówek mężczyzny.
Będąc przed budynkiem poczuł, jakby wynurzył się na powierzchnię, po długim przebywaniu pod wodą. Jeszcze zanim znalazł się na zewnątrz, system wyświetlił mu powiadomienie o drastycznym wzroście poziomu stresu, oraz listę najbardziej obciążonych przez to biokomponentów. Zamknął migające na czerwono ostrzeżenie i usiadł na pobliskim murku, biorąc głębokie, spokojne wdechy. Skoro udało mu się zrobić ten pierwszy krok, zrobi kolejne, udowadniając tym sobie, że jest silniejszy, niż myśli. Przypomniał sobie słowa porucznika Reeda, "zamiast rozpamiętywać przeszłość, lepiej skupić się na tym, co przed nami". Trzymał się tego i robiłby to nadal, jednak czasami bywa, że przeszłość wraca w najmniej oczekiwanym momencie i zmusza, by do niej wrócić. Nie przyjmuje odmowy i nie pozwala na ucieczkę. Markus był tego świadomy, dlatego musiał zrobić wszystko, by rozprawić się z wybudzonymi z głębokiego snu demonami i zniszczyć je raz na zawsze.
∆
Żeby bardziej wczuć się w mojego Markusa, polecam przesłuchać The Whiskey Charmers - Straight and Narrow. Myślę, że fanom D:BH nie muszę tego utworu specjalnie przedstawiać.
Rose.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top