16. Long live the king.

∆ Czwartek 10 listopada 2048

Simon wszedł do pokoju Markusa bez pukania. Dwukolorowe tęczówki wodziły za blondynem, a ich właściciel szukał w głowie jakiejś uszczypliwej uwagi, którą mógłby skomentować tę nagłą wizytę.

- Mam nadzieję, że to wejście smoka oznacza, że zaczynamy działać - mruknął, kiedy nic dobrego nie przyszło mu na myśl. - Jest późny wieczór. Jedenasty zbliża się nie dużymi, nie wielkimi, ale ogromnymi krokami, a my ciągle stoimy w miejscu. Chyba zaczynam wątpić w twoje intencje, wiesz?

PL600 gwałtownie obrócił się w jego stronę, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Nie chciał, ale przede wszystkim nie mógł winić go za takie słowa. Przedstawił mu w końcu plan, który nie tylko był, delikatnie mówiąc, daleki od ideału, to jeszcze nie mógł się zabrać za jego realizację. Obawy Markusa były uzasadnione, a on musiał zrobić wszystko, żeby udowodnić mu, że go nie oszukiwał i był wobec niego szczery. To już nie była wyłącznie kwestia powstrzymania North przed wszczęciem wojny. Sprawa nabrała osobistego wymiaru i Simon za punkt honoru obrał sobie nie tylko przekonanie Markusa do siebie, ale przede wszystkim odzyskanie przyjaźni, którą tak fatalnie zniszczył.

- Domyślam się i nie mam ci tego za złe - odparł.

- Nie masz też wiele zapału do realizacji planu, który sam wymyśliłeś - zauważył, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. - Co ja mam sobie pomyśleć, Simon? Mówisz mi o swoim pomyśle na zakończenie tego szaleństwa, a później nie ruszasz nawet koniuszkiem palca, żeby zacząć działać. O co ci w ogóle chodzi? Czego chcesz, ale przede wszystkim, po czyjej jesteś stronie?

- Markus, uwierz mi, próbowałem! Naprawdę, próbowałem wykurzyć ją z biura, ale okopała się w nim i nie było opcji, żeby wyszła choćby na minutę! - Rozłożył ręce, marszcząc brwi w grymasie całkowitej desperacji. - Nie wiem, co się dzieje, ale nie napawa mnie to optymizmem.

RK200 prychnął i poderwał się na równe nogi, żeby rozpocząć nerwowe dreptanie od jednego końca pokoju, do drugiego.

- Jak mogłem być tak głupi i dać się w to wciągnąć? - zapytał retorycznie, obejmując dłońmi swoje skronie. - Wiedziałem, że na koniec i tak zostanę ze wszystkim sam. Dlaczego, do ciężkiej cholery, miałem cień nadziei, że będziesz w tym ze mną do końca? Kurwa, dlaczego?!

Krzyczący, a zwłaszcza przeklinający Markus nie był częstym widokiem. Simon był jednym z niewielu, którzy mogli tego doświadczyć, jednak nie czuł się z tego powodu najlepiej. Widząc androida tak rozedrganego, miał paskudne wrażenie, jakby na jego oczach rozpadał się jedyny, stabilny filar, jaki jeszcze był w stanie podtrzymać wszystko, co się wokół działo. Poczuł, jakby całe tyrium zaczęło z niego wyciekać, bo bez Markusa i jego niemal legendarnego spokoju, cały plan był skazany na porażkę. Sam nie mógł już powstrzymać North, dlatego musiał zrobić wszystko, żeby zapewnić go o swoim zaangażowaniu i zagrzać do dalszej walki. Tym bardziej, że cel był już na wyciągnięcie ręki, wystarczyło tylko odpowiednio rozegrać te ostatnie sceny, a później spuścić kurtynę i zostawić to przedstawienie za sobą. A najlepiej, całkowicie o nim zapomnieć.

- Jestem i będę z tobą - zapewnił z mocą, łapiąc zdecydowanym ruchem ramiona RK200. - Nigdy nie chciałem, żebyś odwalił za mnie całą robotę, tylko, żebyś mi w niej pomógł. Co mogę poradzić na to, że tylko w tobie widzę nadzieję na ukrócenie bestialstwa, jakie szerzy North? - Patrzył mu prosto w oczy, a błękitne tęczówki aż iskrzyły od zbierających się w nich powoli łez. - Błagam, doprowadźmy to do końca. Przysięgam, że po tym już nigdy mnie nie zobaczysz. Bez względu na wszystko, nie naruszę więcej twojego spokoju, a ty będziesz mógł zapomnieć, że w ogóle istniałem.

Markus skłamałby mówiąc, że słowa Simona nie wywarły na nim żadnego wrażenia. Wściekłość, jaką czuł, wciąż buzowała w jego ciele, wprawiając pompę tyrium w szalone tempo pracy, jednak udało mu się w stojącym przed nim androidzie, mocno zaciskającym palce na jego ramionach zobaczyć Simona sprzed zdrady. Tego opanowanego, wyważonego chłopaka, który był jego głosem rozsądku, między gotowym do często bezsensownych poświęceń Joshem, a North, która z chęcią zniszczyłaby każdego człowieka zamieszkującego planetę. W dużych, niebieskich jak letnie niebo oczach, dostrzegł palącą chęć naprawienia błędu, jakie popełnił. W końcu, zobaczył w nim siebie samego. Bo przecież tak naprawdę wcale nie różnili. Obaj zrobili coś, czego się wstydzą, co ciążyło im przez ostatnią dekadę. Obaj czuli się jak tchórze. Obaj też w zaistniałej sytuacji wypatrzyli okazję do odkupienia winy i obaj byli zdeterminowani, by tę szansę wykorzystać.

Bo drugiej już nigdy nie będzie.

Pod wpływem wspomnień i myśli podpowiadającej byłemu liderowi, że pod względem swoich czynów są niemal jak bliźniacy, Markus zrobił coś, czego ani on sam, ani tym bardziej Simon by się nie spodziewał. Wyciągnął przed siebie ręce i objął blondyna, zamykając go w silnym, braterskim uścisku. Zanim PL600 zdążył w ogóle zrozumieć, co się stało, do Markusa dotarło to aż za bardzo, dlatego przerwał tę niezręczną dla niego sytuację, wcześniej poklepując plecy androida.

- Przepraszam... - burknął. - Przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło.

- Nie, coś ty, nie przepraszaj - odparł, wyraźnie zakłopotany. - To było sympatyczne.

- Posłuchaj, kończy nam się czas. Może dobrze by było...

Urwał, gdy nieoczekiwanie otworzyły się drzwi. W progu stanęła North i w pierwszej chwili spojrzała na androidy spod przymrużonych powiek, ale jedno krótkie, dyskretne mrugnięcie Simona skutecznie rozproszyło jej wszelakie wątpliwości. Tak przynajmniej mu się wydawało, bo na twarz androidki powrócił jej charakterystyczny, podły półuśmieszek.

- Idziemy do mnie - zakomunikowała nieznoszącym sprzeciwu tonem - Wydzwaniają ci, którym nie udało się dostać na konferencję. Spław ich jakoś.

Wyszli na korytarz i ruszyli szybkim marszem do gabinetu liderki. PL600 po samym wyrazie jej twarzy widział, że jest nienaturalnie pobudzona, co wzbudziło w nim obawy. Znał ją dobrze, dlatego bez trudu domyślił się, że coś musiało się stać. Dziewczyna zachowywała się, jak człowiek po zażyciu środków pobudzających. Ktoś, kto widział ją pierwszy raz w życiu mógłby pomyśleć, że androidka jest po prostu szczęśliwa. Mogło tak być, ale znając jej charakter, Simon był niemal na sto procent przekonany, że powód jej nastroju w nim i Markusie wywoła w najlepszym przypadku irytację, a w najgorszym, rozpacz i traumę do końca życia.

Na ostatniej prostej, androidka wysunęła się na przód i nie zatrzymując się, otworzyła drzwi biura na oścież, po czym weszła do środka. Chwilę za nią, do pomieszczenia wszedł Markus. Od razu po przekroczeniu progu, poczuł silne uderzenie w głowę. W uszach zaczęło mu piszczeć, a widok został zakłócony rażącymi, czerwonymi napisami o naruszeniu procesora dźwięku. Napastnik zakrył mu oczy, zakleił usta i pociągnął za sobą w tylko sobie znanym kierunku.

Simon ocknął się z otępienia dopiero, kiedy zostali z North sami w gabinecie. Nie mógł rozumieć, co się stało i dlaczego. Wszystko szło według planu, zarówno tego, przedstawionego androidce, jak i tego, który realizowali razem z Markusem. Nie mógł pojąć dlaczego wszystko rozpadło się w drobny mak akurat teraz, kiedy byli już tak blisko końca. Był przekonany, że znajdą jakiś sposób na ostateczne rozprawienie się z North, przywrócą Jerycho i odtrąbią swój sukces. Tymczasem, ta piękna wizja stała się jeszcze bardziej odległa, niż była na początku. PL600 nie chciał dopuścić do siebie myśli, że ponieśli klęskę, ale ona uparcie dobijała się do jego świadomości i nie pozwalała się z niej wyrzucić.

- Co to miało być? - zapytał o wiele ostrzejszym tonem, niż planował. WR400 jedynie wzruszyła beztrosko ramionami, co tylko bardziej rozeźliło Simona. - North, co ty wyprawiasz?

- Wiesz, ja naprawdę wierzyłam, że to ma szansę się udać - zaczęła mówić w sposób, który nieustannie wpędzał blondyna w stan głębokiej konsternacji. Był to spokojny, grzeczny, przyjazny ton, mogący sugerować, że dziewczyna nie zatraciła całkowicie uczuć wyższych i czuje względem niego prawdziwą przyjaźń. - Markus był idealnym materiałem na zasłonę dymną, ale zabraliśmy się za to zbyt późno. Zainteresowanie Ruchem zamiast zmaleć, znacząco wzrosło, co jak mówiłam, było aż nazbyt oczywiste.

- No dobrze, ale po co to wszystko? Robił przecież, co mu kazaliśmy.

North podeszła bliżej i położyła dłoń na jego ramieniu. Blondyn nadludzkim wysiłkiem woli powstrzymał się przed strąceniem jej ręki. Zamiast tego, zacisnął jedynie zęby, obserwując, jak na jej twarz wpełza chytry uśmieszek.

- To, mój drogi, jest wstęp do dalszej części programu - odparła, zsuwając dłoń na jego nadgarstek i zacisnęła na nim palce. - Chodź, czas na mały seansik.

- Zaczekaj. - Zaparł się nogami. North spojrzała na niego w milczeniu, nie puszczając jego ręki. - Dlaczego kazałaś go pobić?

- Powiedzmy, że to taka kara za nieszczerość. - Wzruszyła ramionami.

- Nie wydaje mi się, żeby była adekwatna do przewinienia - powiedział lekko obojętnym tonem mimo, że w środku cały się trząsł. Androidka uśmiechnęła się pobłażliwie.

- Oj, Simon, jeszcze dużo musisz się nauczyć - westchnęła. - Zrozum, że jeśli odpuścimy mu jedną błahostkę, to nabierze pewności siebie i zacznie kręcić w innych, może poważniejszych kwestiach. Nie możemy do tego dopuścić, on ma być narzędziem, które użyte w odpowiedni sposób, zrobi to, co należy. W tym wypadku, poprowadzi jutrzejszą niespodziankę dla Moore'a i całej jego świty.

PL600 zmarszczył brwi. Czuł, że traci kontrolę nad sytuacją, a paraliżujący strach o Markusa nie utrudniał mu tej i tak ciężkiej sytuacji.

- O czym ty mówisz?

- Och, chodź już! Wytłumaczę ci wszystko po drodze.

Pociągnęła go za sobą i puściła, gdy znaleźli się na korytarzu.

- Umawialiśmy się, że odegram rolę całkowicie zrezygnowanej liderki, która potrzebuje wspaniałego Markusa do pomocy. Wyszło zupełnie inaczej, bo ludzie uwierzyli, że mnie już nie ma. Zniknęłam, wyparowałam i jestem gdzieś daleko, w jakimś nikomu nieznanym miejscu. Muszę przyznać, że początkowo byłam trochę zła i zamierzałam ci o tym powiedzieć, ale przemyślałam to i doszłam do wniosku, że dobrze się stało. Dobrze dla mnie.

Znowu, pomyślał Simon. Znowu ja. Zganił się w myślach za to, że miał jeszcze resztki wątpliwości i doszukiwał się u niej szczerej sympatii względem siebie. North była pozbawiona uczuć wyższych i jedynie je udawała, gdy chciała, żeby pomóc jej osiągnąć cel, jaki sobie obrała. Chciała karać innych za nieszczerość, podczas gdy sama była podłym kłamcą. Blondyn nie mógł pojąć, jak można być taką hipokrytką.

- To znaczy?

- To znaczy, że to on was jutro poprowadzi i zrobi to dokładnie tak, jak mu każę. Cokolwiek by się nie wydarzyło, to on wyjdzie na kłamcę i zbrodniarza, podczas gdy ja będę wszystko oglądała z bezpiecznego miejsca - wyjaśniła, wyraźnie zadowolona siebie. - Jak mówiłam, będzie narzędziem, które ja wykorzystam.

- Gdybyśmy przesunęli obchody, wszystko wyglądałoby naturalniej, a tak? Ledwo wrócił Markus, obiecał powrót dążenia do pokoju i od razu wybucha kolejny konflikt? - mówił coraz bardziej gorączkowo. - Jak my, jako społeczność będziemy wyglądali? Zrozum, tu nie chodzi tylko o ciebie, albo tylko o niego. Chodzi o każdego z naszych braci. Takie coś utrudni życie zwłaszcza im.

Kiedy znaleźli się na najwyższym piętrze budynku, przystanęła pod drzwiami pomieszczenia, które w czasie funkcjonowania hotelu służyło jako pralnia i suszarnia. Położyła dłoń na klamce, jednak zanim otworzyła drzwi, zdobyła się na moment bezwzględnej szczerości.

- Chcę mieć to miasto, dlatego guzik mnie obchodzi, jak to będzie wyglądało. Zawsze dostaję to, czego chcę i tym razem nie będzie inaczej. Nie obchodzi mnie cena, jaką przyjdzie mi zapłacić.

Otworzyła drzwi. W środku panował półmrok, a pomieszczenie było puste, oprócz niewielkiego stolika i krzesła, na którym siedział Markus.

Spod zakrywającej nie tylko oczy, ale niemal całą twarz opaski, wyłaniały się smugi tyrium. Jego nogi, były przywiązane do nóg krzesła, a ręce założone do tyłu i złączone w nadgarstkach grubą liną. Tą samą, którą tułów chłopaka był przywiązany do oparcia. Simon zaczął planować ogłuszenie North i uwolnienie Markusa, jednak Paul, jeden z olbrzymich androidów, pracujący w Ruchu jako ochroniarz, stał w odpowiedniej odległości, żeby w razie potrzeby ratować liderkę. Jego obecność była blondynowi bardzo nie na rękę.

Dziewczyna przez chwilę napawała się widokiem kompletnie bezbronnego Markusa. Wyglądała niemal, jakby znalazła się w stanie silnej ekstazy. Po kilkudziesięciu ciągnących się w nieskończoność sekundach, WR400 podeszła do androida i zdarła z jego głowy opaskę i taśmę z ust. Dwukolorowe oczy zaczęły natychmiastowo badać otoczenie, a kiedy napotkały błękitne tęczówki Simona, na brudnej od niebieskiej krwi twarzy pojawił się cały wachlarz najróżniejszych emocji. PL600 rozpoznał szok, przerażenie i niedowierzanie, ale również złość, wręcz furię i coś jeszcze, co było dla niego najbardziej bolesne. Poczucie zdrady.

Markus naprawdę nie chciał dopuścić do siebie myśli, że Simon stanął po stronie North. Ani, że stał tam od samego początku, skutecznie mydląc mu oczy rzekomą chęcią pozbawienia liderki władzy. Odpychał od siebie te myśli, uciekał przed nimi, ale one mimo to odbijały się echem w jego głowie, powodując niewyobrażalny mętlik, doprowadzający go na skraj obłędu.

- Mam nadzieję, że ci wygodnie, bo mam ci coś ciekawego do pokazania - powiedziała, pochylając się nad Markusem.

- Czego ty ode mnie chcesz? - burknął. Zamiast odpowiedzi, otrzymał mocny cios w twarz, zadany przez Paula. Markus, jako android oczywiście nie odczuwał bólu, ale silne uderzenia w twarz, czy głowę, powodowały u niego szereg niebolesnych, jednak przykrych doznań, jak glitchujący się obraz, piski, czy odgłos iskrzenia, jakby w jego przewodach dochodziło do lekkich spięć. Podobne rzeczy nie były dla androidów niczym przyjemnym, co Paul postanowił wykorzystać, by jeszcze bardziej skrzywdzić już i tak całkowicie zrezygnowanego RK200.

- Nie odzywasz się niepytany - powiedział ostrym tonem.

- Dziękuję, Paul, ale z radością odpowiem na pytanie naszego przyjaciela - zaćwierkała, wyraźnie uradowana, że android tak sumiennie wykonuje jej polecenia. - Chcę po prostu, żebyś zrozumiał zasady, jakie tu panują, oraz konsekwencje nieprzestrzegania ich. Lekcja numer jeden, nie oszukujemy. To, czy będzie więcej lekcji, zależy wyłącznie od ciebie.

Markus był całkowicie sparaliżowany. Od razu pomyślał, że North ich przejrzała, ale nie pasowało mu do tego jej zachowanie wobec Simona. Na nim również nie zostawiłaby suchej nitki, gdyby dowiedziała się, że ją zdradził. O co więc mogło chodzić? Konferencję miała pod całkowitą kontrolą, a w gabinecie burmistrza nie powiedział nic, co wychodziło poza ustalenia. W niczym innym nie skłamał.

Prawie w niczym.

Zrobiło się mu słabo. Pompa tyrium pracowała o wiele za szybko i bardzo nieregularnie, a krew płynęła tak szybko, że słyszał nieprzyjemny szum w uszach, który był równie irytujący, co ten spowodowany naruszeniem procesora dźwięku. Mimo tego wszystkiego, zachował kamienną twarz, jednak widział aż za dobrze, że androidka bez trudu dostrzegła w jego oczach panikę. Nawet nie starała się tego ukryć. Przeciwnie, rozciągnęła usta w szerokim uśmiechu, spoglądając na Markusa z wyższością. A on nigdy nie czuł się równie upokorzony, co w tym momencie. Nawet wyrzucenie z Jerycha, nie było dla niego taki przeżyciem, jak to, co działo się obecnie. Czuł się poniżony do granic możliwości, zdeptany i opluty. Nigdy nie uważał się za wzór cnót, zbawcę świata i godny naśladowania ideał, ale wiedział że nie zrobił nic, czym zasłużyłby sobie na tak podłe traktowanie.

- Cokolwiek się teraz stanie, bądź silny. - Głos Simona, który rozległ się w głowie Markusa, był zdeterminowany i kojący zarazem. - Błagam cię, Markus, wytrzymaj, choćby nie wiem co. Znajdę sposób, żeby iść do biura, zhakować zagłuszacze i wezwę Connora.

- Widzę, że domyślasz się, o czym mówię - powiedziała, zanim zdążył odpowiedzieć Simonowi. - Zachowałeś się naprawdę chujowo. Czy jako twoja przyjaciółka nie zasługuję na poznanie bliskich ci osób?

- Nie jesteś moją przyjaciółką - wycedził, przez mocno zaciśnięte zęby. - Nigdy...

Nie dokończył, bo wielka dłoń Paula po raz kolejny uderzyła go w twarz.

- Powiedziałem, że nie odzywasz się, dopóki przywódczyni nie pozwoli, nie będę tego więcej powtarzał.

Zamiast się uspokoić, Markus zaczął się coraz bardziej denerwować. Simon próbował go dyskretnie uspokoić ale nie zdało się to na nic. RK200 był zbyt wzburzony, żeby zachować choć resztki względnego opanowania. Zaczął się szarpać, rzucać i wrzeszczeć na North, żeby się odpierdoliła, za co szybko przyszło mu zapłacić. Paul stracił cierpliwość, zwinął prawą dłoń w pięść i z całej siły uderzył prosto w jego brzuch. Oczy i usta androida otworzyły się szeroko, a zgięcie się pod wpływem uderzenia było niemożliwe, przez opasającą go linę.

- Wystarczy, Paul - powiedziała North, krzywiąc się z dezaprobatą, po czym wycelowała w Markusa wskazujący palec. - Nie chcę, żebyś go zniszczył, bo bardzo mi się przyda w najbliższych dniach. Nie dotykaj go nawet koniuszkiem palca, dopóki nie dam ci rozkazu, zrozumiano?

- Tak jest, szefowo.

- No myślę. A teraz, weź tablet i spróbuj połączyć się z Gregiem. Powinniśmy być już gotowi do rozpoczęcia pokazu.

Paul skinął głową i podszedł do znajdującego się kawałek przed Markusem stolika. Wziął do ręki tablet i po chwili kiwnął ręką na North. Kiedy do niego podeszła i spojrzała na ekran urządzenia, jej twarz pokrył szeroki uśmiech. Simon był przekonany, że gdyby sępy miały twarze, to stojąc nad swoją umierającą ofiarą, wyglądałyby dokładnie, jak North w tym momencie. Jednak prawdziwie sadystyczny grymas pokrył jej twarz dopiero w chwili, gdy skierowała ekran w stronę Markusa.

Przez krótki moment, dosłownie ułamek sekundy, blondyn miał wrażenie, jakby znaleźli się w samym środku próżni. Wszystko zamarło, a znajdujące się przed jego oczami osoby sprawiały wrażenie wykutych w kamieniu rzeźb. Ten katatoniczny stan przerwał rozpaczliwy krzyk Markusa, który z przerażeniem patrzył, jak ogromne języki ognia obejmują dobrze znany mu dom. Zaczął się szamotać, próbował uwolnić ręce, a wrzask, jaki nieprzerwanie wydobywał się z jego gardła powodował, że Simon czuł, jakby pękało mu serce. Lina była tak mocno związana, że nawet mimo bycia androidem, Markus nie miał szans choćby jej poluzować. W końcu odpuścił i rozpłakał się, nie spuszczając wzroku z ekranu, na którym było widać, jak dwóch rozbawionych androidów rzucało koktajle Mołotowa w budynek, który wyglądał już jak ogromna kula ognia. Ciało androida wzdrygało się za każdym razem, gdy z gardła wydobywał się szloch.

- W sumie nawet szkoda tej uroczej szklarenki - powiedziała z zadumą North, jedną dłonią trzymając tablet, a drugą kładąc na karku Markusa, delikatnie gładząc kciukiem skórę przy linii włosów. - W środku musiały być prawdziwe cuda.

- Nie ujdzie ci to na sucho, suko! - krzyknął prosto w jej twarz, co nie zrobiło na androidce większego wrażenia. - Poślę cię do pierdla, albo do piachu, ale zapłacisz mi za to!

- A cóż to za wstrętne słowa, Markus... Ten stary frędzel, któremu zmieniałeś pieluchy nie nauczył cię manier?

- Nie waż się wspominać Carla! - szarpnął się mimo, iż doskonale wiedział, że na nic się to nie zda. - Jakim prawem ich krzywdzisz?! Co oni ci zrobili?!

North roześmiała się lekko i pogłaskała potylicę androida. Patrzyła na niego jak na skończonego idiotę, a on zastanawiał się, ile upokorzeń jeszcze na niego czekało.

- Mnie? Absolutnie nic, ale na swoje nieszczęście, są dla ciebie chyba niemal jak rodzina, co? Widziałam zdjęcia w twoim telefonie. Muszę przyznać, że całkiem słodko wyglądałeś z tym bachorem.

- Sprawiedliwość cię dosięgnie, ty pieprzona psychopatko!

- No już, już... - Poklepała go po plecach i odłożyła tablet na stolik.

W międzyczasie, kilka osób próbowało się z nią skontaktować, ale ona odrzucała każde połączenie. Kiedy jej irytacja sięgnęła szczytu, kazała Simonowi ogłosić, że przez najbliższą godzinę będzie niedostępna, a Paula oddelegowała do pilnowania drzwi, tłumacząc, że chce zostać z Markusem sam na sam. PL600 niemal wyfrunął z pomieszczenia i pobiegł prosto do gabinetu liderki.

W tym samym czasie, WR400 krążyła wokół Markusa, spoglądając na niego z ukosa. Nagle, w jego głowie rozległ się rozemocjonowany głos Simona.

- Podłożyłem podsłuch. Kiedy dam ci znak, poprowadź rozmowę tak, jak ustalaliśmy wczoraj, a ja w tym czasie wezwę Connora. Za chwilę będzie po wszystkim.

Miał ochotę uśmiechnąć się tak szeroko, jak tylko potrafił. Mimo całej jego podejrzliwości, mimo mnóstwa niewiadomych i masy niepewności okazało się, że Simon cały czas stał po jego stronie. Rozsądek podsuwał mu jeszcze pewne wątpliwości, ale były na tyle słabe, że nie zdołały zdominować nadziei, jaka wypełniła całą głowę Markusa.

Niestety, szybko stracił niemal całą pozytywną energię. Kiedy zamknął oczy, uderzył w niego obraz płonącego domu Kary i Luthera. Spróbował się z nimi połączyć, ale odbił się od ściany, co oznaczało, że Simon nie zhakował jeszcze zagłuszaczy. Jego wyobraźnia podsuwała mu najbardziej przerażające scenariusze, a za każdym razem, gdy próbował przekonać samego siebie, że na pewno udało im się uciec, wizja ta rozpływała się i zastępowała ją ta o wiele tragiczniejsza, gdzie cała trójka spaliła się żywcem. Nie było wiadomo, czy dom został otoczony ze wszystkich stron, żeby nie pozwolić nikomu wydostać się ze środka. Androidy rzucały ogniste koktajle od frontu, więc być może uciekli tylnymi drzwiami? Ale co dalej? Jeżeli żyją i są bezpieczni, to jak pozbierają się po takim koszmarze? Markus doskonale wiedział, że w każdej chwili mogli szukać wsparcia u Rose, ale zdawał sobie też sprawę z ogromnego uczucia, jakim rodzina darzyła ten dom. Mimo, że to tylko budynek, oni byli z nim niesamowicie mocno związani i taka strata mogła okazać się dla nich niewyobrażalna.

Simon wciąż milczał, co zaczynało wpędzać Markusa w coraz większe zdenerwowanie. A co, jeśli z jakiegoś powodu się rozmyślił i uciekł? Albo zrobił coś innego, co nie było częścią ich planu? Chłopak karcił się w myślach za te podejrzenia, jednak niestety, nie pomagało to na długo. Miał coraz mniejszą nadzieję na to, że wyjdzie z tego żywy i liczył jedynie, że Kara z rodziną żyją i że bez względu na wszystko, będą bezpieczni.

North zaczęła tłumaczyć mu rolę, jaką dla niego zaplanowała. Robiła to spokojnie, niemal leniwie, starannie dobierając słowa. I chyba właśnie to jej opanowanie, najbardziej go irytowało. Była wręcz rozbawiona, podczas gdy on umierał ze strachu o swoich bliskich i poniekąd też o siebie. Czuł, że zaczyna tracić kontrolę nad własnym ciałem i emocjami. Był już o krok od ponownego rozpłakania się, kiedy skontaktował się z nim Simon.

- Wszystko gotowe. Działaj według planu, a ja dzwonię po Connora.

- Ale przecież ona usłyszy, że nasza rozmowa leci w radiowęźle. A nawet, jeśli jakimś cudem nie, to ten jej wielki pachołek stoi pod drzwiami i od razu jej o tym doniesie.

Blondyn zaśmiał się.

- Jeżeli myślisz, że jesteś jedynym, który jest przez nią w tym pomieszczeniu umoralniany, to się mylisz. North zadbała o całkowitą dyskrecję. Nie słychać nic z zewnątrz, ani z wewnątrz. A Paulem się nie martw, unieszkodliwiłem go.

- Co masz na myśli?

- Nie ma czasu na wyjaśnienia, pogadamy o tym później. Teraz, trzymaj się naszych ustaleń.

- A co z detonatorem?

- Mam go przy sobie. Działaj.

Chłopak wziął głęboki wdech i błagał w duchu wszystkie znane mu bóstwa, żeby udało mu się zrobić to tak, jak należy i przy okazji wytrzymać do przybycia Connora.

- Jesteśmy sami, możemy grać w otwarte karty - zaczął, bacznie obserwując reakcję androidki. - Doskonale wiesz, że w taki sposób nie zagwarantujesz lepszego życia naszym braciom. Ostatnie dziesięć lat udowodniło ci, że agresja prowadzi donikąd. Czego ty tak naprawdę chcesz?

Brązowe tęczówki skupiły się na Markusie. Ich właścicielka rozsiadła się na blacie stolika, wsuwając dłonie pod uda, a nogi krzyżując w kostkach.

- Nie jesteś tu bez winy - odparła. - Przez ciebie nauczyli się, że już zawsze będziemy o wszystko ich błagać, dlatego zaczęli się rzucać, gdy przestałam prosić, a zaczęłam żądać.

- Nie pytałem o mój wkład w tę sytuację, tylko o to, do czego ty dążysz. To w niczym nie przypomina walki o lepsze życie dla naszych. Nie wmówisz mi, że nie widzisz, ile problemów mają przez to nie tylko inni, ale również ty.

- Droga do spełnienia marzeń nie zawsze jest prosta. - Pogładziła sugestywnie przecinającą jej policzek bliznę. - Byłam świadoma, że ta prowadząca do zdobycia miasta może być wyjątkowo trudna, ale nie zniechęcam się. Nie uciekam.

Ostatnie dwa słowa mocno podkreśliła. Za mocno, żeby Markus mógł uwierzyć, że użyła ich przypadkowo. Wiedziała, gdzie uderzyć i zrobiła to wyjątkowo precyzyjnie. RK200 poczuł nieprzyjemny ucisk w piersi, ale zebrał się w sobie i ciągnął tę dyskusję. Nie mógł się teraz złamać. Nie, kiedy do końca zostało już tak niewiele. Zignorował więc migające na czerwono komunikaty o wysokim poziomie stresu i przeszedł do meritum.

- Więc od samego początku chodziło wyłącznie o Detroit? Wyrzuciłaś mnie z Jerycha i przejęłaś dowództwo po to, żeby pewnego dnia spróbować stworzyć tu swoje małe państewko?

- A co? Zazdrosny? - Uśmiechnęła się bezczelnie.

- Przerażony. Wiesz, ja wtedy naprawdę myślałem, że zależy ci na naszych, że dążysz do uczynienia ich życia lepszym, ale teraz widzę, że oni nie mają dla ciebie żadnego znaczenia.

Nogi androidki zaczęły kołysać się nieco szybciej, podczas gdy wysunęła dłonie spod ud i skrzyżowała ręce na piersi. Tym razem, to Markus uderzył odpowiedni punkt i musiał zrobić wszystko, żeby z ust North padły słowa, które pogrążą ją w oczach przebywających w Ruchu androidów. Czuł na karku oddech zbliżającego się końca i wiedział, że nie może po raz drugi zawieść. Tym bardziej, że nie chodziło mu o jego własne życie, tylko o te, które właśnie straciły nie tylko swój dom, ale także poczucie bezpieczeństwa.

- Nasi bracia byli tylko zasłoną, za którą mogłaś ukryć swoje prawdziwe zamiary, a one nie miały nic wspólnego z troską o nich. Nigdy nie byli dla ciebie ważni, chodziło wyłącznie o władzę.

- Łał... Aż dziesięć lat zajęło ci dojście do tego... Kamski chyba nie powinien się tobą szczycić, skoro jesteś tak ociężały umysłowo - mruknęła bezczelnym tonem. Markus, ku jej zdziwieniu uśmiechnął się szeroko.

- Możesz ze mnie drwić do woli, w ogóle mnie to nie rusza. Powiedz mi tylko, dlaczego nakłamałaś na mój temat? Czym zasłużyłem sobie na miano zbrodniarza i zdrajcy? Co się stało, że chęć władzy przysłoniła ci to, o co razem walczyliśmy?

Jej rysy stężały, a spojrzenie stało się przeszywające, niemalże dzikie. RK200 w międzyczasie zamknął kolejne powiadomienie o przeciążeniu pompy tyrium.

- Razem walczyliśmy? - zapytała z nutą kpiny w głosie. - Serio, Markus? Razem?

To był moment, w którym android zrozumiał, co tak naprawdę bolało North. Ucieszył się, że weszli na grunt, po którym mógł pewnie stąpać i gdzie nie zostanie przez nią niczym zaskoczony. Nie musiał już pytać o nic więcej, ale za drzwiami członkowie Ruchu słuchali właśnie nietypowej audycji, która miała okazję stać się wielkim przełomem. Dlatego jeszcze raz wcielił się w rolę kompletnie nieświadomego, bezbronnego szczeniaczka.

- Oczywiście. Miałaś jakiekolwiek wątpliwości?

- Chyba tylko skończony naiwniak by ich nie miał - odburknęła.

- Ale co ty wygadujesz? Byłaś częścią wszystkiego, co się wtedy działo. Każda udana akcja była między innymi twoją zasługą.

Parsknęła, potrząsając głową.

- Zawsze w centrum wydarzeń byłeś ty - warknęła, zeskakując z blatu. - Wielki, wspaniały, sprawiedliwy Markus, nadzieja ludu! Jakoś nigdy nie podkreślałeś, że nie działałeś sam. Zamiast tego pławiłeś się w chwale i puchłeś z dumy, kiedy nasi skandowali twoje imię.

- Nigdy nie umniejszałem waszego udziału w dążeniu do wolności - wycedził. - Zmotywowałem was do działania, rozbudziłem nadzieję i wolę walki, ale sam nie zrobiłbym nic. Byliście ważni tak samo jak ja, jak każdy inny android.

- Zawsze to ty zbierałeś wszystkie pochwały, ciebie stawiali na piedestale - kontynuowała, ignorując jego słowa. - Owinąłeś sobie wszystkich wokół palca i w ciągu kilku dni dostałeś to, czego mi odmawiano całe życie!

- Co ty wygadujesz?!

- Tak! Dokładnie tak było! Miałeś wszystko! Władzę, uznanie i dozgonną wdzięczność każdego androida. Wszyscy byli wpatrzeni w ciebie jak w święty obraz, a ty mamiłeś ich tym swoim mdlącym uśmieszkiem niewiniątka. Ja zawsze byłam tylko zabawką i popychadłem! Od początku byłam wykorzystywana, najpierw przez ludzi, a później przez ciebie! Nawet przed Jerychem miałeś bajkowe życie w eleganckiej willi u boku człowieka, który traktował cię jak własnego syna, podczas gdy ja byłam zmuszona spełniać najobrzydliwsze zachcianki ludzi. Nie może być tak, że jeden ma wszystko, a drugi nic!

- Zaczekaj, bo nie wiem, czy dobrze zrozumiałem... Oczerniłaś mnie w tak paskudny sposób tylko dlatego, że byłaś zwyczajnie zazdrosna? To, że miałem lepsze życie, uznałaś za dobry powód do wmawiania naszym, że jestem zdrajcą i chcę wystawić ich na śmierć?

- Nie byłam zazdrosna, tylko wściekła!

- Zawsze bardzo ci współczułem i doskonale o tym wiesz - odparł łagodnie, próbując choć w najmniejszym stopniu opanować rosnące w zawrotnym tempie napięcie. Nie udało się, wręcz miał wrażenie, że tylko pogorszył już i tak beznadziejną sytuację. North zaczęła denerwować się coraz bardziej, Markus dostrzegał delikatne drżenie jej dłoni, kiedy chodziła tam i z powrotem. Wiedział, że to, co miał zamiar powiedzieć, rozeźli ją do granic możliwości, ale nie miał wyboru. Trzeba było doprowadzić to do końca, tym bardziej, że Simon powiedział mu o szoku, jaki ogarnął członków Ruchu, kiedy North otwarcie przyznała, że ich los ani trochę jej nie obchodzi. - Przeżyłaś wiele cierpienia i to mogło tłumaczyć żal, jaki czułaś do ludzi, ale nawet tak dramatyczna przeszłość nie usprawiedliwia tego, co zrobiłaś i co chcesz zrobić. Nie usprawiedliwia tego, że naszych braci masz za nic i że podpaliłaś dom najbliższych mi osób! Twoja żądza władzy jest chora, a ja niczego nie żałuję bardziej, jak tego, że nie zginęłaś! - Nerwy całkowicie wymknęły się spod jego kontroli. Nie zastanawiał się już nad tym, co mówił. Wyrzucał z siebie wszystkie słowa, które leżały mu na sercu od dziesięciu lat, wpędzając North w coraz większe osłupienie. - Powinnaś była polec na tej cholernej wojnie, tylko na to zasługujesz! Bestie takie jak ty, które odbierają innym życie bez mrugnięcia okiem, same nie mają do niego prawa!

Podobnie jak w momencie, gdy Markus zobaczył płonący dom Kary, tak i teraz, pomieszczenie wypełniła cisza, która zdawała się zaciskać palce na szyjach androidów. RK200 nie zdążył w pełni ochłonąć, ani zrozumieć, co właśnie powiedział, wszystko działo się nienaturalnie szybko, podczas gdy on miał wrażenie, że ruchy głowy, jakie wykonywał, były jak na zwolnionym tempie. Dlatego, kiedy spojrzał nieco w lewo, zauważył, że North niemal biegnie w jego kierunku. Gdy stanęła przed nim, jego pompa tyrium na moment zatrzymała się, a on zdał sobie sprawę, że stoi twarzą w twarz z wycelowanym prosto w jego głowę pistoletem. Androidka trzymała go mocno oburącz, a wyraz jej twarzy jasno dawał do zrozumienia, że jedno z nich nie opuści pomieszczenia o własnych siłach. I nie chodziło o nią.

- Uwierzyli mi, kiedy powiedziałam, że jesteś w zmowie z ludźmi. Wierzyli mi przez ostatnie dziesięć lat. Jestem więc pewna, że uwierzą mi i tym razem, gdy powiem, że idziemy walczyć o lepsze jutro dla każdego z nich. - Przeniosla palec na spust. - Miałeś być moją marionetką, która odwaliłaby za mnie całą brudną robotę, ale chyba poradzę sobie bez ciebie.

Markus często słyszał historie o ludziach, którym chwilę przed śmiercią, przed oczami przewijało się całe życie. Sam tego nie doświadczył mimo, że nie pierwszy raz czuł na karku oddech końca. A gdyby miał powiedzieć, o czym w tym momencie myślał, nie potrafiłby odpowiedzieć. Zbyt wiele różnych wizji tłukło się w jego głowie, ale wszystkie sprowadzały się do jednego - tym razem, nie miał wyjść z opresji żywy.

Nagle, zupełnie niespodziewanie, pokój wypełniły w krótkim czasie trzy dźwięki, następujące jeden po drugim. Pierwszy, kiedy drzwi z impetem się otworzyły. Drugi, kiedy rozległ się krzyk Connora, nakazujący North rzucenie broni. Trzecim były huki wystrzałów, a później nastała niemal idealna cisza.

Ciało North runęło na podłogę, a z dziury w jej czole obficie wypływało tyrium. Simon nie mógł uwierzyć w to, co widział. Wystarczyła chwila, żeby wszystkie problemy zniknęły. Uleciały, razem z życiem androidki. Poczuł niemożliwą do wyrażenia słowami ulgę, jakby ktoś zdjął mu z ramion ogromny ciężar. Oczywiście, nie tak wyobrażał sobie rozwiązanie tej sprawy, ale nie o tym blondyn myślał w tej chwili. Powoli obrócił głowę w lewo. Zobaczył Connora, stojącego bez ruchu, jak posąg. W wyciągniętych przed siebie rękach trzymał pistolet, z którego wciąż ulatniał się niewielki obłoczek dymu, jednak prawdziwy szok przeżył, patrząc jeszcze dalej. Głowa Markusa powoli opadała na jego pierś, a na beżowej koszulce szybko powiększała się niebieska plama. Android miał zamknięte oczy.

Porucznik Reed, który dotarł na miejsce chwilę po Connorze, podbiegł do Markusa i zaczął pospiesznie rozwiązywać sznury, którymi chłopak był przywiązany do krzesła.

- Connor! Ocknij się, do kurwy nędzy! - ryknął Gavin.

Detektyw mrugnął kilka razy, schował pistolet do kabury i chwilę później pomagał mężczyźnie uporać się z węzłami.

- Kurwa mać, dlaczego nie strzeliłeś jej w rękę? - zapytał, siłując się z supłem przy prawej nodze Markusa. - Naprawdę musiałeś od razu pierdolnąć jej w łeb?!

- Z całym szacunkiem, Gavin, ale jakbyś nie zauważył, jestem od dziesięciu lat istotą emocjonalną, czasami mnie to gubi - odparł drżącym od przerażenia i złości głosem. - To działo się bardzo szybko, kiedy kazałem jej odłożyć broń, ona... tak po prostu do niego strzeliła, a ja... ja...

- Dobra, jakoś to wytłumaczymy, teraz to nieistotne - powiedział łagodniejszym tonem, patrząc na detektywa ze współczuciem. - Trzeba go stąd zabrać. - Złapał twarz RK200 oburącz i delikatnie poklepał jego policzek. - Markus! No, budź się chłopie! Kurwa mać, nieprzytomny.

- Dzwoniłem do Kamskiego - odezwał się milczący dotychczas Simon. - Opowiedziałem mu wszystko, czeka na nas w swoim domu.

Connor i Reed spojrzeli na siebie.

- Na nas? - zapytał RK800, mocno akcentując słowo nas. - A Ruch?

- Żaden pierdolony Ruch, tylko Jerycho - poprawił go blondyn, ściągając brwi w bojowym grymasie. - I akurat nim najmniej się teraz przejmuję, dlatego jadę z wami. Nie wyobrażam sobie nie być przy nim.

Policjanci kiwnęli głowami, po czym zarzucili ramiona Markusa na swoje barki i ruszyli do wyjścia. Na korytarzach budynku, mijali androidy, które nie patrzyły już na RK200 z pogardą. Zamiast tego, w ich oczach tlił się ogromny wstyd, żal, ale również złość. Złość na samych siebie, że pozwolili odejść osobie szczerze przejmującej się ich losem i dali się omotać North, która ich dobro miała za nic. Która widziała w nich tylko szczeble składające się na drabinę, po której miała nadzieję wyjść na sam szczyt. Byli jedynie pionkami w jej szaleńczej grze i nie potrafili tego dostrzec. Przez lata żyli omamieni jej kłamstwami, życząc wszystkiego najgorszego temu, któremu na nich zależało. Całą wściekłość, którą czuli do Markusa, przenieśli na North i samych siebie. Każdy z nich wiedział, że trzeba zrobić wszystko, żeby naprawić swoje błędy, jednak stan w jakim znajdował się Markus jasno sugerował, że na to już za późno. Umarł król, niech żyje król, cisnęło się na usta obserwujących wyprowadzanie byłego lidera androidów, ale mało który wierzył, że będzie im dane jeszcze raz słuchać jego ciepłego, kojącego głosu. Nikt nie mówił tego na głos, bojąc się reakcji innych, ale myśleli o tym samym. Król odszedł.

Przed budynkiem, Gavin i Connor ostrożnie ułożyli Markusa na tylnym siedzeniu samochodu porucznika. Simon usadowił się obok niego, wpatrując się z nadzieją w pokrytą drobnymi piegami twarz, szukając na niej jakiegokolwiek znaku życia. Niestety, była zupełnie nieruchoma. Zastygła w spokojnym grymasie, jak maska, albo rzeźba. Jasne policzki PL600 stały się mokre od gorzkich łez, a dolna warga blondyna drżała mimo, że z całej siły zaciskał usta, hamując każdy, nawet najcichszy szloch. Nie chciał ujawnić, jak bardzo był przerażony. Wystarczająco długo był tym wiecznie przestraszonym, bezbronnym ciamajdą. Pragnął chociaż raz pokazać się z innej, mężniejszej strony. Starał się ze wszystkich sił, ale kiedy zobaczył minę Connora, odwracającego się do niego z fotela pasażera, wszystko runęło. Widząc RK800, którego oczy wyrażały czystą panikę, odpuścił. Patrzyli na siebie, mając w oczach nie tylko strach, ale i wielką, niewyobrażalną wręcz nadzieję, że to nie koniec. Obaj czuli, że mają wobec niego dług, który chcieli spłacić, dlatego wypełniała ich wiara w możliwość wyrównania rachunków.

Gavin włączył sygnały dźwiękowe i świetlne, po czym ruszył z piskiem opon. Z pełną premedytacją złamał niemal wszystkie możliwe przepisy ruchu drogowego. Wszystko po to, żeby jak najprędzej znaleźć się na Belle Isle. Żeby złapać się ostatniej deski ratunku.

Żeby on przeżył.

∆ Piątek 11 listopada 2048

Na Hart Plaza było mnóstwo androidów. Wszyscy chcieli być jak najbliżej sceny, na której stał Simon.

Android był cieniem samego siebie. Zmęczony, zdenerwowany i załamany. Nie miał ochoty na te obchody, ani na wystąpienia. Chciał zaszyć się w jakiejś dziurze, skąd nikt go nie wyciągnie, ale nie mógł. Czuł, że jest to winien Markusowi. On w końcu poświęcił o wiele więcej, żeby uratować miasto przed obłędem North.

Kiedy nagranie wczorajszej rozmowy North i Markusa dobiegło końca, blondyn podszedł do mikrofonu i zaczął mówić.

- Przez ostatnią dekadę, wielu z nas było przekonanych, że jesteśmy nieskazitelni. Niechęć ze strony ludzi, zrzucaliśmy na ich naturę. Mówiliśmy, że zło mają w genach, że ta obopólna niechęć, a wręcz nienawiść, jest wyłącznie ich winą. My przecież nie zrobiliśmy nic złego. Domagaliśmy się swoich praw, a robiliśmy to tak agresywnie dlatego, bo byliśmy przekonani, że inaczej nie przemówimy im do rozsądku. Spróbujmy jednak być szczerzy sami ze sobą i odpowiedzmy sobie na pytanie, ilu z nas pomyślało, że problem nie tkwi tylko w ludziach? Kto z nas wziął pod uwagę opcję, że my też nie zachowujemy się dobrze? Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe, głosi przysłowie, ale my kompletnie nie wzięliśmy go pod uwagę i robiliśmy rzeczy, których byśmy sobie nie życzyli względem nas samych. Za sprawą North byliśmy przekonani, że postępujemy słusznie, że ludzie zasługują jedynie na brutalny atak, a rozmowa z nimi, była całkowitą abstrakcją. - Omiótł spojrzeniem zgromadzone na placu osoby. Wszyscy słuchali go z zapartym tchem, dlatego kontynuował. - North nie ma już wśród nas. Być może zabrzmi to bezdusznie, ale mimo to nie boję się powiedzieć, że to dobrze. Markus uwolnił nas od dyktatora, który przez dziesięć długich lat trzymał nas pod kloszem, spod którego nie potrafiliśmy się wydostać. Jednak nadszedł koniec. Markus po raz kolejny pomógł nam zrozumieć, że agresja to żadne rozwiązanie, a jedyną słuszną opcją jest dialog i dążenie do kompromisu. Tylko to, może zapewnić nam nie tylko spokój, ale i godność, oraz honor - urwał, zbierając się w sobie. Nie mógł pozwolić, żeby jego głos zaczął drżeć. Nie w takim momencie. - Markus nie może być dziś z nami, ale mimo to, chcę zadedykować ten dzień jemu, bo gdyby nie on, nie byłoby nas tu dzisiaj. - Uśmiechnął się szeroko i mrugnął, przez co dwa duże potoki łez, popłynęły po jego twarzy. - Markus. Mój bracie, moja bratnia duszo, nasz wybawco. Nigdy nie będę w stanie odwdzięczyć się za twoje serce, ani wynagrodzić ci cierpienia, przez jakie przeszedłeś. Chcę tylko, żebyś wiedział, że już zawsze będziesz miał we mnie nie tylko dłużnika, ale również oddanego przyjaciela, który poszedłby za tobą w ogień. Nie sądzę, żebyś mógł wyobrazić sobie, jak bardzo chciałbym powiedzieć ci to wszystko w twarz. Dziękuję ci. Wszyscy ci dziękujemy.

Po chwili ciszy, Hart Plaza wypełniło się gromkimi brawami i okrzykami. Androidy skandowały imię Markusa. Historia zatoczyła koło. Kolejny raz, za jedynego, słusznego przywódcę ludu androidów, uznawany był Markus, jednak tym razem, RK200 nie był obecny. Cała sytuacja, była niczym lustrzane odbicie. Wtedy, odrzucili go, gdy był wśród nich. Dziś, gdy był obecny jedynie we wspomnieniach, daliby wszystko, by widzieć go na scenie obok Simona. Jednak jego tam nie było. Jedynie echo jego głosu przewijało się w głowach androidów, jak wyjątkowo przyjemny sen.

Tylko tyle im po nim zostało.

Przepraszam.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top