14. Better days are coming.

∆ Środa 9 listopada 2048

Kawałek przed ratuszem, Simon w wyjątkowo nieprzyjemnych słowach wytłumaczył Markusowi jak ma się zachowywać i czego unikać, jeżeli zależy mu na bezpieczeństwie Connora i porucznika. Potwornie ciężko przechodziły mu przez gardło tak wstrętne słowa, ale wmawiał sobie, że to wszystko w imię wyższego celu. Nie pomogło mu to poczuć się lepiej, a jedynie na ułamek sekundy zagłuszyło potworne wyrzuty sumienia.

W momencie, gdy ruszyli schodami w stronę drzwi wejściowych, Simon poprosił Markusa, żeby chwilę na niego zaczekał, a sam oddalił się szybko i zniknął za rogiem budynku. RK200 nie miał pojęcia o co chodzi, ale zarówno mina, jak i ton androida wydawały mu się bardzo podejrzane. Brak świadomości tego, co tak zestresowało blondyna, spowodowała, że Markus sam zaczął się denerwować. Miał niedobre przeczucia, bo zachowanie Simona w ciągu sekundy obróciło się o 180 stopni. Do tej pory perfekcyjnie zmieniał maski, w zależności od sytuacji, w jakiej się znajdował, a gdy od wejścia do ratusza dzieliło ich kilkanaście kroków, cały się spiął. Według Markusa było to nie tylko podejrzane, ale i niepokojące.

Po kilku minutach, które w odczuciu RK200 trwały całe wieki, Simon wrócił. Był spokojniejszy, ale to nie uśpiło czujności Markusa, wręcz przeciwnie. Chciał go zapytać, co się stało, ale blondyn machnął tylko ręką i powiedział, że to nic takiego.

W środku, panował spory ruch, a wszechobecny gwar skutecznie zagłuszał absolutnie wszystko, przez co ciężko było usłyszeć własne myśli. Podeszli do jednego z okienek, przedstawili się i powiedzieli, w jakiej sprawie przybyli. Siedząca za szybą kobieta  zmierzyła ich podejrzliwym spojrzeniem i poprosiła o chwilę cierpliwości. Nagle, do androidów podeszło dwóch wysokich, barczystych ochroniarzy. Wzięli ich nieco na bok i bez zbędnych dyskusji oznajmili, że zostaną przeszukani. Markus rzucił towarzyszowi krótkie, pełne strachu spojrzenie. Bał się, że znajdą podsłuch, bo wtedy wszystko skończyłoby się sromotną klęską. Nikt nie mógł przewidzieć, co w takiej sytuacji zrobiłaby North. Blondyn jedynie mrugnął uspokajająco, po czym zgodnie z poleceniem stanął twarzą do ściany i oparł na niej dłonie.

- To naprawdę konieczne? - zapytał Markus, czując, jak niemal każdy centymetr jego ciała jest dokładnie sprawdzany.

- Podziękujcie swojej królowej - sarknął mężczyzna sprawdzający Simona. - Róbcie tak dalej, a ktoś wpadnie na pomysł, żeby zakwestionować waszą zdolność do odczuwania emocji.

- Niektórzy tłuką pięściami w nawalające maszyny. - Ochroniarz poklepał RK200 po ramieniu i nachylił się w jego stronę, wymieniając ze swoim kolegą złośliwe uśmieszki. - Podobno działa, więc może spróbujcie trochę oklepać tę swoją cizię.

Ochroniarze ryknęli głośnym rechotem, wyraźnie zadowoleni z rady, jakiej udzielili i wskazali im drogę do biura burmistrza.

- Jakby znaleźli podsłuch, byłoby po nas - odezwał się RK200, gdy dochodzili do prowadzących na piętro schodów.

- Spokojnie, możesz mówić normalnie. Zanim weszliśmy pomyślałem, że możemy mieć przez niego duży problem. Ludzie nam nie ufają, więc prawdopodobnie Moore będzie miał przy sobie wykrywacz. Dzwoniłem do North i o dziwo, przyznała mi rację. Zostawiłem go za budynkiem, w dyskretnym miejscu. Jak wyjdziemy, to sprawdzimy, czy dalej tam jest. A nawet, jeżeli ktoś się na niego połakomi, to żadna strata. Takie urządzenia nie dość, że są dostępne na każdym kroku, to kosztują grosze.

Markus spojrzał na niego spod przymkniętych powiek.

- Coś mi tu śmierdzi... Ot tak się z tobą zgodziła? Bez żadnego ale? Nie wydaje ci się to podejrzane?

- Ani trochę - odparł. - Mówiłem ci już, że udało mi się zdobyć jej zaufanie. Poza tym, godząc się na ten plan była świadoma, że będzie potrzebowała mojej pomocy, więc nie miała innego wyjścia, jak dać mi pole do popisu.

- Chciałbym mieć chociaż połowę twojego optymizmu... - mruknął.

- Wystarczy trochę więcej wiary w nasz plan. Jesteśmy na dobrej drodze, to musi się udać.

Były lider parsknął z wyraźną irytacją.

- Daruj, ale po pewnych wydarzeniach z mojego życia, mam ogromy problem z wiarą i zaufaniem.

Nie musiał nazywać rzeczy po imieniu, a Simon nie widział potrzeby zadawania żadnych pytań. Markusowi szybko zrobiło się bardzo głupio. Owszem, PL600 go skrzywdził, ale w tym konkretnym momencie nie zrobił nic, czym zasłużyłby sobie na tak szorstki ton.

Chłopak zauważył, że czuł się niesamowicie rozdarty za każdym razem, gdy spędzał czas w towarzystwie Simona. Nienawidził go całym sobą i nie był w stanie nawet na moment zapomnieć o tym, co zrobił. Z drugiej strony, wiele wskazywało na to, że był wobec niego szczery i naprawdę chciał zrobić porządek z liderką. Teoria, wedle której Simon miałby udawać przed nim grę na dwa fronty, żeby w rzeczywistości, we współpracy z North mącić na innym gruncie, wydała mu się tak koszmarnie głupia, że wzdrygnął się na samo wspomnienie siebie, dzielącego się tą myślą z Karą i Kamskim. Podświadomość podpowiadała mu, że najlepsze, co mógł zrobić, to chociaż na moment zostawić przeszłość za sobą i skupić się na tym, co tu i teraz.

Dlatego, gdy dochodzili do gabinetu, Markus położył dłoń na ramieniu Simona, zatrzymując go. Android był zaskoczony tym gestem, jednak cierpliwie czekał, aż brunet wydusi z siebie słowa, które cisnęły mu się na usta.

- Posłuchaj, obaj wiemy, co się wtedy wydarzyło i mimo, że raczej nie ma co liczyć na powrót przyjaźni między nami, to nie powinienem ciągle tego wywlekać. Mamy teraz inne rzeczy na głowie, dlatego przepraszam. Postaram się być mniej uciążliwy.

Blondyn pokiwał głową z delikatnym, ale smutnym uśmiechem na ustach.

- Nie jesteś uciążliwy. Obaj możemy podziękować wyłącznie mi za to, co się dzieje, ale masz rację, zostawmy to teraz. Przeszłości i tak nie zmienimy, ale mamy wpływ na przyszłość, dlatego działajmy.

Markusowi bardzo pasowało zakończenie tego tematu. Wiedział, że będą musieli do niego wrócić, kiedy będzie już po wszystkim, ale na ten moment mieli inne priorytety. O wiele poważniejsze. Dlatego RK200 puścił ramię androida i zbliżył zwiniętą w pięść dłoń do eleganckich, brunatnych drzwi.

- Tak. Działajmy.

Zapukał. Zanim usłyszeli zaproszenie, minęło kilka sekund. Naciskając klamkę, spodziewał się zobaczyć ultranowoczesne, jasne biuro, pełne futurystycznych gadżetów. Widok, jaki napotkali nie tylko bardzo ich zaskoczył, ale wręcz wywołał wrażenie cofnięcia się w czasie o wiele lat.

Pomieszczenie było utrzymane w ciemnych barwach, co wbrew pozorom nie nadawało mu ponurego wyrazu. Drewniany parkiet przyjemnie skrzypiał przy każdym kroku, a ściany w kolorze butelkowej zieleni były bardzo miłe dla oka. Na półkach stało mnóstwo papierowych książek, oraz wszelakich bibelotów. Na wprost drzwi znajdowało się spore okno, a przed nim stało ogromne biurko, odcieniem zbliżone do podłogi. Siedzący za nim wysoki, ciemnowłosy mężczyzna, szeroko otworzył swoje zielone oczy, gdy zobaczył Markusa. Zdjął z nosa okulary i odłożył je na blat biurka, tuż obok eleganckiego, wykonanego z marmuru sześcianu w który wetknięte były dwie flagi - Stanów Zjednoczonych, oraz miasta Detroit.

- A więc to prawda - mruknął w zamyśleniu, nie spuszczając wzroku z RK200. Wskazał androidom stojące przed biurkiem krzesła. Zanim na nich usiedli, przywitali się z burmistrzem uściśnięciem dłoni.

- Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale tak, wróciłem - powiedział Markus. Moore rzucił szybkie spojrzenie Simonowi, a były lider momentalnie zrozumiał aluzję. - To jest Simon, moja prawa ręka, doradca i serdeczny przyjaciel. Tak naprawdę, to jego zasługa, że jestem tu dzisiaj.

PL600 uśmiechnął się szeroko, gdy burmistrz przeniósł na niego swoje spojrzenie. Tym razem, nie była to tylko maska, bo słowa Markusa mimo, że wypowiedziane na potrzeby sytuacji, były bardzo przyjemne w odbiorze. Co prawda powiedział, że ich przyjaźń to już temat zamknięty, ale Simon zawsze starał się trzymać nadziei do ostatniego momentu. W końcu ona zawsze umiera jako ostatnia, więc być może istniał sposób na odzyskanie dawnego przyjaciela.

- Rozumiem. Co w takim razie było powodem decyzji o powrocie? Dziesięć lat to szmat czasu, musiało stać się coś poważnego.

- Myślę, że doskonale pan wie, co podyktowało moje działania - odparł enigmatycznie. - Napięta sytuacja między nami nie jest żadną tajemnicą.

Moore nadął policzki i zanim powoli wydmuchał z ust powietrze, przewrócił oczami.

- Nie wiem, czy napięta to dobre słowo. Żądanie dobrowolnego, dożywotniego oddania władzy w mieście wykracza poza jakiekolwiek granice zdrowego rozsądku.

- No właśnie. - Markus uśmiechnął się ciepło. - Trzymałem się z daleka przez te wszystkie lata, ale kiedy otrzymałem wiadomość o tym, co dzieje się w Detroit, zrozumiałem, że muszę wrócić.

- Co się z tobą działo? - zapytał bez ogródek, nieznacznie nachylając się nad biurkiem. - Wszyscy plotkowali, że nie żyjesz.

- Zostałem pozbawiony przywództwa w Jerychu dosłownie na moment przed szturmem FBI - zaczął, uważnie dobierając słowa. - Uciekłem, żeby ratować swoje życie. Dzięki pomocy przyjaciół, udało mi się rozpocząć nowy, spokojny etap, ale po wiadomości od Simona nie zastanawiałem się nawet chwili. Wróciłem, bo byłem potrzebny.

Markus miał wrażenie, że Moore nie traktował tej rozmowy poważnie. Android zdawał sobie sprawę, że przekonanie go może nie być łatwe, więc robił, co mógł, żeby wypaść wiarygodnie. Mówił zdecydowanym, pewnym tonem, patrzył mu w oczy i pilnował, by nie dać po sobie poznać, jak bardzo zdenerwowany był. Jednak w momencie, gdy zielone, przenikliwe oczy burmistrza świdrowały każdy centymetr jego twarzy pomyślał, że musi mu bardzo kiepsko iść. Albo, co bardziej prawdopodobne, zaufanie ludzi było nadszarpnięte jeszcze bardziej, niż podejrzewał.

- Nie rozumiem tylko w jaki sposób chcesz odebrać North stanowisko - powiedział Moore, mrużąc oczy w podejrzliwym grymasie. - Nie sądzisz chyba, że odda ci je z dobrego serca, hm?

- Ale ja już to zrobiłem - odparł lekko, z zadowoleniem patrząc, jak na twarz mężczyzny wkrada się konsternacja.

- Jak to?

- Zwyczajnie, użyłem dobrych argumentów - wyjaśnił, jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie. - Tak między nami, to wcale nie było tak trudne, jak mogłoby się wydawać. Widzi pan, to absurdalne żądanie oddania jej miasta, było przejawem skrajnej desperacji. Bycie głową naszego ludu najzwyczajniej w świecie ją przerosło. Nasi bracia zaczęli z czasem obwiniać ją o całą niechęć z jaką spotykają się na każdym kroku, a według słów Simona, w Ruchu coraz śmielej zaczęto mówić o próbie ściągnięcia mnie do miasta. W końcu dotarło to do North, dlatego podjęła się próby wymuszenia na was oddania jej fotela burmistrza z nadzieją, że takie posunięcie ociepli jej wizerunek w oczach androidów. Myślała, że będą jej wdzięczni za uczynienie miasta miejscem w stu procentach przyjaznym dla naszego gatunku. Kiedy otrzymała od was odnowę, zaczęła panikować i podupadać na zdrowiu. Simon zadzwonił do mnie, przedstawił całą sytuację i wspólnie stwierdziliśmy, że najlepiej będzie, jak schowam dumę do kieszeni i przyjadę.

Po wysłuchaniu opowieści Markusa, Jason Moore wyglądał jak posąg, lub manekin do złudzenia przypominający człowieka. Przez dłuższą chwilę nawet nie mrugał, a jedynymi oznakami wskazującymi na to, że był prawdziwym człowiekiem, były mikroruchy gałek ocznych i miarowo poruszająca się klatka piersiowa.

- Nie wierzy nam.

- Spokojnie, Markus, daj mu to przeanalizować.

Glos Simona był nad wyraz spokojny. Niestety, nerwy RK200 nie zostały dzięki niemu ukojone.

- Ty też masz wrażenie, że to brzmiało idiotycznie? - zapytał.

- Nie mogło zabrzmieć inaczej, mówimy w końcu o North.

Markus był o włos od parsknięcia śmiechem, ale w ostatnim momencie burmistrz ocknął się z letargu.

- Mam wrażenie, jakbym słuchał o osobie z poważnymi zaburzeniami - powiedział w końcu. Markus i Simon wymienili między sobą szybkie spojrzenia.

- Mówiąc o problemach zdrowotnych, Markus nie miał na myśli urazu kończyny, czy problemów z jakimś biokomponentem - wtrącił Simon. Jego słowa zawisły między nimi, a mina burmistrza wskazywała na to, że dalsze wyjaśnienia są raczej zbędne.

- Och, to... to by wiele tłumaczyło - wydusił Moore.

- No właśnie. Kiedy zauważyłem co się dzieje zrozumiałem, że nie możemy dalej polegać na North. Zadzwoniłem do Markusa, bo on jest jedyną osobą, która może to wszystko naprostować.

- A jak zareagowała na to wasza społeczność? Nie zostałeś w końcu pozbawiony władzy bez powodu.

- Moje odejście nie miało nic wspólnego z naszymi braćmi - odparł stanowczo. - Wyjaśniliśmy sobie wszystko, to już zamknięty temat. Teraz, liczy się to, żeby udało się naprawić nasze relacje i doprowadzić wreszcie do zgody. Poza tym, mówiłem już, że Simon słyszał, jak wśród naszych przewijał się temat mnie i mojego ewentualnego powrotu.

- A co z nią? - drążył mężczyzna.

- Jest w odpowiednim miejscu - uciął Simon.

Burmistrz niepewnie skinął głową i pokusił się o niezbyt elegancki gest zatoczenia palcem wskazującym kilku niewielkich kółek w pobliżu skroni.

- No... coś w tym stylu - powiedział Markus. - Najważniejsze jest to, że nie zrobi już nic, co mogłoby komukolwiek zagrażać. Chcę kontynuować to, co zapoczątkowałem w 2038. Dążenie do pokoju, harmonii i równości. Może być pan pewny, że z mojej strony nigdy nie wyjdzie nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób narazić ludzi na niebezpieczeństwo czy dyskomfort. Wiele rzeczy zmieniło się przez ostatnią dekadę, ale moje priorytety pozostały dokładnie takie same. Korzystając z okazji, chcę przeprosić za wszystko, co zrobiła North. Mam nadzieję, że uda mi się to choć w pewny stopniu naprawić.

Słowa androida były piękne i doniosłe. Moore nie miał większych powodów, żeby mu nie wierzyć, jednak nie zamierzał całkowicie rezygnować z wzmożonej obserwacji Ruchu. Przynajmniej przez pewien czas. Bardzo liczył, że zostanie pozytywnie zaskoczony. Doskonale pamiętał działania Markusa i to, jak zawsze głośno mówił o pokoju i równości. Sam początkowo nie mógł uwierzyć, że androidy są w stanie czuć emocje, ale nastawienie mężczyzny zmieniło się, gdy jego własny android zachował się w sposób mogący sugerować, że w jego oprogramowaniu zaszły jakieś błędy, czy raczej zmiany, dzięki którym mógł zobaczyć, że istnieje coś więcej niż wgrane wytyczne, nakazy i zakazy. Tego dnia, oczy otworzył nie tylko android, ale również jego właściciel, który obecnie siedział za masywnym biurkiem i patrzył w pełne nadziei na lepsze jutro, dwukolorowe oczy. Nie był pewny, czy całkowita zgoda między ludźmi, a androidami jest możliwa po tym, co do tej pory się stało, ale wiedział, że kiedy Markus ogłosił swój powrót, nie będzie gorzej. Może być tylko lepiej.

Moore wstał ze swojego fotela. Markus z Simonem poszli w jego ślady. Burmistrz obszedł biurko i stając obok RK200, wyciągnął w jego stronę dłoń. Android bez wahania ją uścisnął i delikatnie potrząsnął.

- Przepraszam, czy miałby pan coś przeciwko, gdybym uwiecznił ten moment na zdjęciu? - zapytał Simon, wyjmując z kieszeni przypominający smartfona aparat. - Chcieliśmy poinformować o całej sprawie media, żeby nasi bracia jak najszybciej dowiedzieli się, że głową naszego ludu znowu jest jedyna słuszna osoba.

- Dlaczego nie - odparł po chwili zastanowienia.

Kilkanaście sekund później, zdjęcie było gotowe. Uścisk dłoni Jasona Moore'a i Markusa był zwieńczony uśmiechami. Burmistrz rozciągał usta od ucha do ucha, a RK200 szczerzył się radośnie, prezentując rząd idealnych, śnieżnobiałych zębów.

Spędzili w gabinecie jeszcze chwilę, a gdy opuścili budynek ratusza obaj poczuli, jakby ktoś zdjął im z ramion duży ciężar. Podsłuch, który PL600 zostawił za budynkiem, o dziwo wciąż tam był. Zabrał go więc i mrugnął do Markusa na znak, że wracają do odgrywania teatrzyku.

- Módl się, żeby to podziałało - warknął Simon.

- Powiedziałem wszystko, co chcieliście - odparł RK200 pilnując, żeby ton jego głosu brzmiał jakby był doszczętnie przerażony. - Robiłem to najlepiej, jak byłem w stanie, a to, czy uwierzył nie zależy już ode mnie.

- Nie zależy od ciebie? To bardzo złe myślenie. Ale może zmienisz zdanie, jak ci przypomnę kto będzie miał przejebane, jak okaże się, że zbyt mało się starałeś? - Skrzywił się i po chwili milczenia odezwał się telepatycznie. - Przepraszam.

- Daj spokój... Wiem, że tak naprawdę nie myślisz tego, co mówisz, chcesz po prostu uśpić czujność North.

Blondyn uśmiechnął się z wdzięcznością. Markus zrobił to samo, chociaż to, co powiedział, nie było w stu procentach szczere. Bo on tak naprawdę nie mógł wiedzieć, czy Simon trzyma z nim w stu procentach. On po prostu całym sobą wierzył, że tak właśnie jest.


Kara i Luther szli nieśpiesznie, trzymając się za ręce, podczas gdy kawałek przed nimi Alice i jej przyjaciółka Lea wesoło o czymś dyskutowały, energicznie przy tym gestykulując.

Wizyta w lunaparku okazała się strzałem w dziesiątkę. Mała przez ten czas całkowicie zapomniała o strachu, jaki towarzyszył jej od momentu, gdy Markus opuścił ich dom. Nawet wiadomość od Connora jej nie uspokoiła. Chodziła podenerwowana i na nic nie miała chęci. Luther przyłapał ją na płaczu, ale kiedy zapytał, co się dzieje, dziewczynka ekspresowo wytarła oczy i skłamała, że nic, a jemu musiało się coś przywidzieć. Jakiś czas później, Kara widziała, jak YK500 siedziała całkowicie nieruchomo i pustym wzrokiem wpatrywała się w jakiś znany tylko jej punkt na ścianie mimo, że w telewizji leciała jej ukochana bajka. Wyglądało to dość niepokojąco, jakby jej system całkowicie się zawiesił. Oczywiście, nieodzownym elementem tego dnia był różowy królik o imieniu Markus. Dziewczynka nie rozstawała się z nim na krok i niewiele brakowało, żeby zabrała go ze sobą do lunaparku, jednak wizja utraty pluszaka okazała się silniejsza, dzięki czemu maskotka czekała bezpiecznie w domu. Mimo chwilowej poprawy nastroju Alice, Kara i Luter nie mogli nie zauważyć, że z ich córką coś się dzieje. Nie wiedzieli jeszcze, czy było to coś dobrego, ale w jej zachowaniu zaszła pewna zmiana.

- Miałeś rację, warto było wyjść z domu. Alice naprawdę odżyła - powiedziała Kara, mocniej ściskając dłoń męża. - Serce mi pęka, kiedy widzę ją w takim stanie.

- Wiem, mi też. Mam nadzieję, że to szaleństwo szybko się skończy, bo do pełni szczęścia brakuje jej chyba tylko widoku całego i zdrowego Markusa.

- Tak... Zastanawiam się, jak przebiegło to spotkanie w ratuszu. Poprosiłam Connora, żeby zadzwonił, jak czegoś się dowie, ale póki co cisza.

Po kilku sekundach, w ciągu których nie doczekała się od niego odpowiedzi, zadarła głowę do góry i zobaczyła, że android wpatruje się w dal, wyraźnie się nad czymś zastanawiając. Androidka potrząsnęła jego dłonią, próbując zwrócić na siebie uwagę.

- Ziemia do Luthera! Co się stało?

- Same dobre rzeczy - odparł z szerokim uśmiechem. - Do redakcji przyszedł mail, naczelny zlecił mi opisanie jego treści w artykule. Zobacz, jakie zdjęcie dołączył tajemniczy informator.

Telefon Kary zasygnalizował przyjście nowej wiadomości. AX400 czym prędzej wyciągnęła go z przewieszonej przez ramię, sportowej torby i otworzyła wiadomość. Jej oczom ukazał się roześmiany Markus, podający rękę burmistrzowi Detroit. Widząc promienną twarz przyjaciela, mimowolnie sama wyszczerzyła się od ucha do ucha.

- Co było napisane w tym mailu?

- Że tegoroczne obchody rocznicy rewolucji będą wyjątkowe nie tylko przez fakt, że to okrągły jubileusz, ale przede wszystkim dlatego, że na czele naszej rasy znowu stoi właściwa osoba. Po długich negocjacjach, North dobrowolnie zgodziła się na rezygnację z roli przywódcy, a podczas rozmowy z Moore'm Markus obiecał, że będzie robił wszystko, co w jego mocy, żeby między ludźmi a androidami wreszcie zapanował spokój i zgoda.

- Oby wszystko dalej szło zgodnie z planem - mruknęła, chowając telefon. - Im bliżej jedenastego, tym bardziej boję się, że stanie się coś złego.

Luther objął Karę i przyciągnął bliżej siebie. Dziewczyna owinęła rękę wokół jego pasa, wtulając się w niego tak mocno, jak tylko mogła.

- Musimy robić co się da, żeby myśleć pozytywnie. Dla Markusa, dla siebie, ale przede wszystkim dla niej. - Wskazał brodą Alice. - Ona chłonie nasze zdenerwowanie jak gąbka i czuje, kiedy coś jest nie tak, a to może oznaczać dwie rzeczy. Albo jesteśmy naprawdę beznadziejni w ukrywaniu emocji, albo jest wyjątkowo wyczulona na takie rzeczy.

- Obstawiam jedno i drugie - odparła. - Ale masz rację, musimy wierzyć, że wszystko skończy się dobrze.

Nie powiedziała tego na głos, żeby nie wyjść na marudę, ale nie sądziła, że pozytywne myślenie przyjdzie jej łatwo. Pocieszało ją tylko to, że do dnia rocznicy pozostało naprawdę mało czasu, dlatego Markus ma już na pewno obmyślony plan działania. Czekała więc jak na szpilkach, aż przyjaciel przekaże im pozytywne wieści. Innego scenariusza nie dopuszczała do wiadomości.


Cierpliwość Simona, która w ciągu ostatnich godzin była wystawiona na potężną próbę, zaczynała powoli się kończyć. Z każdym kolejnym niezadowolonym westchnieniem North, miał coraz większą ochotę skorzystać z rady ochroniarza z ratusza i przywalić jej tak mocno, jak tylko potrafi. Odgrywanie przed nią zimnej, przebiegłej i równie wstrętnej osoby co ona, szło mu coraz trudniej, dlatego atmosferę, która panowała obecnie w gabinecie liderki, można było śmiało ciąć nożem.

- North zrozum, że to nie jest kwestia zaangażowania Markusa, albo jego braku - warknął, wyraźnie już poirytowany. - Czasu jest tak niewiele, że nawet, jakby on stanął na rzęsach, to nic nie da.

- Na szczęście to nie mój problem - odparła, mierząc go podejrzliwym spojrzeniem. - Twój też, dlatego nie rozumiem, czemu się tak unosisz.

- Unoszę się, bo gadasz, jakbyś była oderwana od rzeczywistości - burknął, opadając ciężko na kanapę. - To jest nasza sprawa, bo dopóki wieść o powrocie Markusa nie rozejdzie się na dobre, będziemy ciągle narażeni na obserwację ze strony ludzi, a on nie ma na to żadnego wpływu.

- Od kiedy zacząłeś robić za jego obrońcę? A może poczułeś nagłe współczucie do starego Andersona i RK800?

- Czuję odpowiedzialność za naszą sprawę! Chciałbym, żeby wszystko poszło po naszej myśli, ale nie będzie tak, jeśli zaczniemy działać za szybko.

- To co w takim razie proponujesz? - zapytała, wygodniej rozsiadając się w fotelu.

- Przełożyć rocznicę przynajmniej o dwa dni.

Rysy twarzy North stężały, a Simon zaczął w duchu przygotowywać się na wybuch i lawinę przekleństw. Dlatego, kiedy androidka zaczęła mówić spokojnym głosem, PL600 był szczerze zaskoczony.

- Posłuchaj, Simon. Proponuję, żebyś przestał przejmować się Markusem i tym, co zrobi, żeby uśpić czujność ludzi. Zwrócenie na siebie uwagi jest jego zadaniem i to on ma kombinować co zrobić, żeby ludzie dali nam spokój. Może chociaż raz ten jego ugodowy charakter i mdły uśmieszek na coś się przydadzą. - Widząc, że Simon mocno zaciska usta i fuczy ze zdenerwowania, podeszła do niego, usiadła obok i położyła dłoń na jego przedramieniu. - Twoje ostatnie zachowanie udowodniło, że jesteś najlepszym kandydatem na doradcę i czuję, że nie ma żadnego wstydu w nazywaniu cię prawą ręką. Udowadniałeś to przez ostatnie lata, teraz tylko uświadomiłeś mnie w tym, że można ci ufać. Cieszę się, że jesteś w tym ze mną. Razem zapewnimy naszym braciom wszystko, czego im potrzeba. - Poklepała lekko jego rękę i wstała. - Idź, doglądanij dostawy, muszę pomyśleć.

Blondyn był całkowicie zbity z tropu przez słowa, jakie usłyszał. Kiwnął niepewnie głową i wyszedł, zostawiając North samą ze swoimi myślami.

To był pierwszy raz, kiedy WR400 powiedziała coś takiego. Pierwszy raz było my, nie ja. A on poczuł, że historia zatacza koło. Że po raz kolejny, musi zdradzić osobę, która mu zaufała. Był przez tę myśl bardzo rozdarty, ale mimo, że czuł się jak między młotem, a kowadłem, gdzieś w głębi siebie wiedział, że ta zdrada zostanie popełniona w imię wyższego celu. Musi znowu wcielić się w rolę Judasza, jednak tym razem, będzie to miało wyłącznie pozytywne skutki.

Ciekawe, co wyniknie z tego zawahania Simona... Ja mu nie zazdroszczę, chociaż mam nadzieję, że chłopak nie stanie w ostatniej chwili po stronie North, bo to oznaczałoby totalną katastrofę.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top