13. It's time to hide behind a mask.

∆ Wtorek 8 listopada 2048

Była tylko jedna rzecz, jakiej brakowało Markusowi nie tylko w jego tymczasowym pokoju, ale też w reszcie budynku. Tym czymś, były kraty w oknach. Atmosfera zamknięcia, odcięcia i  nieustającej inwigilacji byłaby według androida perfekcyjnie zwieńczona równie miłym akcentem w postaci zakratowanych okien. Postanowił to wykorzystać i wychylił się, próbując złapać zasięg, jednak każda próba połączenia się z Connorem okazywała się kompletną klapą. Zagłuszacz musiał działać też na jakimś obszarze poza murami budynku, ale jak w takim razie Simon był w stanie nawiązać połączenie, kiedy odbierał dostawę do magazynu?

Nie musiał długo czekać na szansę uzyskania odpowiedzi na to pytanie. Ktoś zapukał do drzwi, a sekundę później, w progu stanął Simon.

- Chyba nie powinieneś tu przychodzić - powiedział szeptem Markus.

- Nie bój się, pokoje prywatne to jedyna przestrzeń, gdzie nie ma kamer ani podsłuchów - wyjaśnił. - Zwolennicy North pójdą za nią w ogień, ale nawet oni potrzebują odrobiny prywatności. Żeby ich zatrzymać, musiała pójść im na rękę.

RK200 ledwo zauważalnie kiwnął głową i usiadł po turecku na łóżku. Simon zajął miejsce na stojącym nieopodal fotelu.

- Dobrze, ale korytarz jest monitorowany. Jak zobaczy, że u mnie byłeś, może nabrać podejrzeń.

- Markus, weź dwa głębokie wdechy i uspokój się. - Uniósł otwarte dłonie. - Przez tyle lat współpracowałem z nią bez słowa sprzeciwu, a teraz jeszcze czynnie pomagam jej wcielić w życie wielki plan przejęcia Detroit. Udało mi się zdobyć jej zaufanie na tyle, żeby móc bez żadnego problemu wytłumaczyć się z każdej wizyty u ciebie.

Chłopak nie był do tego przekonany. Liderka była nieobliczalna, więc najrozsądniejsze było według niego zachowanie stuprocentowej czujności i ostrożności. Spodziewać się niespodziewanego, stało się mottem RK200, którego miał zamiar trzymać się przez najbliższe dni.

- Próbowałem skontaktować się z Connorem. Wychyliłem się za okno, ale zagłuszacze mają najwyraźniej większy zasięg, niż tylko wewnątrz budynku.

- No jasne. Nie złapiesz zasięgu do pięćdziesięciu metrów od siedziby.

- To jak w takim razie udało ci się skontaktować ze mną? - zapytał, nie próbując ukrywać podejrzliwego tonu.

- Magazyn jest po prostu trochę dalej, gdzie można dzwonić bez żadnych przeszkód - wytłumaczył. - Właśnie stamtąd wracam. Uprzedziłem Connora, że North groziła porucznikowi. Obiecał, że będzie miał oczy dookoła głowy. Kazał ci przekazać, że trzyma kciuki, wierzy w ciebie i jest w gotowości, gdybyś potrzebował jego pomocy.

Brwi Markusa zmarszczyły się, tworząc między sobą pionowe bruzdy. Simon był bardzo pewny tego, co mówił, ale to nie wystarczyło, żeby w oczach bruneta wypaść wiarygodnie. Nie winił go, mając na uwadze wydarzenia sprzed dekady, ale liczył, że zdążył już udowodnić swoją szczerość i to, że robi co może, żeby odzyskać choć część jego zaufania.

- Wiem, że nie wierzysz w ani jedno moje słowo, ale ja naprawdę chcę to wszystko naprawić - powiedział smętnie uciekając spojrzeniem przed tym należącym do dwukolorowych tęczówek byłego lidera. - Czasami mam wrażenie, że wszystko, co się stało, działo i dzieje obecnie jest wyłącznie moją winą, że nie byłoby tak, gdybym wtedy nie okazał się takim tchórzem.

Markus ani myślał powiedzieć tego na głos, ale odkrył, że on i Simon mają ze sobą coś wspólnego. Obaj na pewnym etapie swojego życia zachowali się jak tchórze. Mimo, że przyjaciele RK200 usilnie tłumaczyli mu, że skoro został wyrzucony z Jerycha, miał pełne prawo ratować siebie i postąpił słusznie, uciekając do Kanady, on sam prawdopodobnie nigdy nie przyzna im racji. We własnej ocenie, wybrał najgorsze z możliwych rozwiązań, dlatego to, co działo się obecnie, postanowił wykorzystać jako okazję do odkupienia winy, jaka według niego ciążyła na nim przez wszystkie te lata.

Odczucia Simona nie były podobne, tylko wręcz identyczne. On również wyrzucał sobie tchórzostwo, obwiniał się za przeszłość i teraz, gdy Detroit po raz kolejny stoi u progu wojny, całym sobą pragnął pokazać, że nie jest już tą samą osobą, co wtedy. Kontaktując się z Kamskim, zrobił ku temu pierwszy krok. Nadszedł czas, żeby zrobił kolejne.

- Co ona tak naprawdę chce osiągnąć? - zapytał Markus, zmieniając temat. - Przecież nawet, jakby jakimś cudem udało jej się wydrzeć władzę w mieście siłą, to nie będzie koniec, ludzie nigdy by tak tego nie zostawili. A co dalej? Podbój stanu? A może kraju? Mając takie zapędy, staje się dużym zagrożeniem dla społeczeństwa, a to przestaje być śmieszne.

- North już dawno oderwała się od rzeczywistości. Trudno mi powiedzieć, skąd wzięła się u niej tak potworna chęć władzy, ale jest ona na tyle wielka, że przysłoniła jej wszystko, łącznie ze zdrowym rozsądkiem - odparł. - Nie mam pojęcia, co planuje dalej i podejrzewam, że ona sama też tego nie wie. Raz zapytałem ją wprost, co ma zamiar zrobić, kiedy zdobędzie Detroit. Powiedziała, że wybieganie w przyszłość jest bezsensowne i trzeba skupić się na tym, co dzieje się tu i teraz.

RK200 nie wiedział, jak powinien skomentować to, co przed sekundą usłyszał. Każdy epitet, jakiego mógł użyć pod adresem WR400 wydawał mu się zbyt delikatny i niebędący w stanie dobrze opisać szaleństwa, jakie ogarnęło androidkę.

- To jest jakiś obłęd... - mruknął. - Mam wrażenie, jakby to wszystko było chorym, kompletnie nieśmiesznym żartem.

- W takim razie jest nas dwóch, mających te same odczucia - powiedział.

- Jest nas o wiele więcej - zapewnił z mocą Markus. - Każdy, komu nie brakuje piątej klepki stwierdzi, że to szaleństwo, które trzeba jak najszybciej zakończyć.

Blondyn kiwnął głową. Wypełniająca pokój cisza zaczęła robić się niezręczna i nieznośna. Nie zanosiło się, żeby Markus miał nabrać ochoty do rozmowy na tematy osobiste, dlatego PL600 postanowił utrzymać dyskusję na torach toczącej się sprawy. Tym bardziej, że wpadł na pewien pomysł i chciał go z nim przedyskutować.

- Wiem, jak poinformujesz ludzi o swoim powrocie - powiedział. Markus poczuł się szczerze zainteresowany. - Umówimy cię na spotkanie z burmistrzem i ustalimy historię, jaką mu opowiesz. Wielu naszych pracuje w mediach, więc damy im cynk, żeby radosna nowina leciała w świat. Dobrze by było, gdyby burmistrz zgodził się na wspólne zdjęcie, ono nadałoby wiarygodności. - Simon był bardzo podekscytowany, jednak widok przygaszonego Markusa, skutecznie ostudził cały zapał, jakim tryskał. - Co się stało? Myślałem, że to dobry pomysł.

- Bo jest dobry, ale martwi mnie to, co będzie później. Kiedy sytuacja się uspokoi, a North trafi w ręce policji, wracam do siebie. I co wtedy powiem? Że już mi się znudziło? - Rozprostował nogi i opadł plecami na łózko. - A jak się nie uda? Przepraszam, wiem, że to zabrzmi bardzo egoistycznie, ale nie uśmiecha mi się ponowne wyjście na tego, który dał się podejść i odsunąć od sprawy, którą miał doprowadzić do końca.

- Ale jak to do siebie? - wydusił zaszokowany Simon. Markus podniósł na moment głowę i zanim położył ją na podwiniętej pod kark ręce, rzucił blondynowi krótkie, puste spojrzenie. - Ja przez cały czas myślałem, że ty...

- Nie - przerwał mu stanowczo, badając wzrokiem biały sufit. - Zgodziłem się wyłącznie przez wzgląd na bezpieczeństwo moich najbliższych. Przykro mi, że się rozczarowałeś, ale ja nigdy nie obiecałem, że wracam na stałe.

PL600 wstał i obszedł łóżko. Oparł się lędźwiami o parapet, dzięki czemu znalazł się w polu widzenia Markusa. To wystarczyło, żeby przestał czuć się ignorowany, mimo, że android nie zaszczycił go nawet jednym spojrzeniem.

- Tylko ty możesz zaprowadzić pokój między ludźmi i nami. Nie znam drugiej osoby, która mogłaby to osiągnąć. Potrzebujemy cię, Markus.

Obrócił leniwie głowę w stronę okna. Dwukolorowe oczy pozostawały puste, ale zmęczona twarz wręcz krzyczała o zmianę tematu. Całkowicie inaczej prezentował się Simon. Błękit jego dużych oczu wydawał się być pod wpływem tej wielkiej nadziei na powrót lidera, który jego zdaniem był jedynym słusznym, jeszcze bardziej soczysty, niż na co dzień. Markus zobaczył w jego twarzy małą Alice. Dziewczynka wyglądała bardzo podobnie, kiedy prosiła rodziców o coś, na czym jej zależało. Jednak to nie była ona, dzięki czemu chłopak nie miał absolutnie żadnych wyrzutów sumienia, gdy zaczął tłumaczyć swoje stanowisko w tej sprawie.

- Potrzebujecie dobrego przywódcy, który będzie szczerze zabiegał nie tylko o zgodę, ale przede wszystkim o godne życie dla każdego androida. Jestem więcej, niż pewny, że znajdzie się kilkoro dobrych kandydatów. - Ponownie utkwił spojrzenie w suficie, przez co nie zauważył, jak Simon otwiera na chwilę usta, żeby równie szybko je zamknąć. - Nie chcę niczego zmieniać w swoim życiu. Lubię tę spokojną, miłą rutynę, jaką sobie wypracowałem. Czuję się w niej świetnie i za nic tego nie porzucę.

- Nigdy nie mów nigdy - rzucił. - Skąd możesz wiedzieć, czy nie obudzi się w tobie Markus, którym byłeś wtedy?

Z głośnym, bolesnym westchnięciem, RK200 podniósł się do siadu i mrużąc oczy, obciął blondyna pełnym dezaprobaty spojrzeniem.

- Na razie, to budzi się we mnie dzika chęć wywalenia cię z pokoju - mruknął. - Radzę ci uważać, bo stoisz bardzo blisko okna.

- Ok, zrozumiałem. Koniec tematu. - Uniósł ręce w geście poddania. - Wracając do tego, co powiedziałeś wcześniej... Ja naprawdę wierzę, że nam się uda, ale bez względu na rozwój wydarzeń, nie musisz się niczym przejmować. Obie opcje można ubrać w takie słowa, które ci nie zaszkodzą, dlatego oszczędzaj nerwy, bo prawdziwy stres dopiero przed nami.

Bez słowa ruszył w kierunku drzwi. Kątem oka zobaczył, jak Markus wstał z łóżka, podszedł do okna i oparł dłonie o parapet. Czołem dotknął szyby pozwalając, żeby przyjemny chłód podrażnił jego syntetyczną skórę.

- Rozumiem, że mogę wtajemniczyć North w nasz plan? - zapytał, powoli naciskając klamkę.

- Tak - odparł cicho RK200, nie odrywając głowy od okna. - Tak, idź do niej.

Kiedy uszu Markusa dobiegł dźwięk zamykanych drzwi, mocno wypuścił ustami nagromadzone w nich powietrze. Przez moment obserwował powstałą na szybie parę, a po chwili narysował na niej dwie kropki i wygiętą linię, co razem składało się na smutną buźkę. Patrząc na tętniące życiem ulice zrozumiał, że nigdy wcześniej nie czuł tak silnego osamotnienia, jakie ogarniało go w tym momencie. Miał Connora i jego kolegów z komisariatu, miał też Elijaha, ale oni byli na zewnątrz. Nie mógł co chwilę biegać za magazyn, bo doskonale wiedział, że każdy jego ruch będzie bacznie obserwowany przez North. Jego jedyną szansą był więc Simon, którego chłopak wciąż wolał trzymać na dystans. Co prawda do tej pory wykazywał spore zaangażowanie i nawet Markus musiał przyznać, że dostrzegł w nim szczerość względem siebie, ale to wciąż były tylko przygotowania do całego przedsięwzięcia. Prawdziwy test był dopiero przed nim.

W tym samym czasie, Simon szybko przemierzał korytarze budynku, kierując się do gabinetu North. Po rozmowie z Markusem zrozumiał, że przywrócenie pokojowego Jerycha nie jest jedynym zadaniem, jakie chce wykonać. Równie ważne było dla nie go odzyskanie zaufania byłego przyjaciela, choćby w najmniejszym stopniu. Miał gigantyczną nadzieję, że to się uda i nie dopuszczał do siebie myśli, że może stać się inaczej.

Zapukał do drzwi. Bardzo szybko usłyszał dobiegające z wnętrza biura zaproszenie, więc nie czekając na nic, wszedł do środka.

- Widzę, że dbasz o samopoczucie naszego gościa. Jestem przekonana, że Markus doceni twoje szczerozłote serce.

Blondyn pokręcił tylko głową. Nieznająca granic bezczelność liderki była dla niego w pewnym stopniu rozbrajająca.

- Sama kazałaś mi mieć na niego oko, więc to robię - odparł, powolnym krokiem wchodząc w głąb pomieszczenia. Kiedy dotarł do biurka, bez krępacji przysiadł na rogu blatu, rzucając North lekko rozbawione spojrzenie. - Przyszedłem ci powiedzieć, że twoje wielkie powitanie przyniosło oczekiwany skutek.

- Dobre posunięcie z tym starym Andersonem, co? - Mimo, że androidka zaakcentowała swoje słowa jak pytanie, to oboje wiedzieli, że tak naprawdę, stwierdziła fakt, oczekując od Simona potwierdzenia, którego on zamierzał jej dostarczyć, nie szczędząc przy tym soczystych szczegółów.

- Dobre? - parsknął. - Idealne! On tam odchodzi od zmysłów. Przyznaję, że widok wielkiego, sprawiedliwego Markusa, który siedzi skulony na łóżku i trzęsie się ze strachu, jest bardzo satysfakcjonujący.

- Przestań, bo zaczynam żałować, że nie poszłam do niego z tobą - odparła, z szerokim uśmiechem.

- Będziesz miała mnóstwo okazji na nacieszenie oczu tym widokiem, jeszcze zdąży ci się znudzić.

- Chyba żartujesz. Najchętniej zrobiłabym mu zdjęcie i powiesiła je na ścianie, żeby napawać się tym widokiem, kiedy tylko będę miała na to ochotę.

W środku, Simon gotował się z nerwów i wyobrażał sobie, jak z zimną krwią zabija WR400. Zrobiłby to, nie czekając na aprobatę, czy pomoc ze strony Markusa, ale to nie rozwiązałoby problemu. We dwójkę nie podołaliby rozwścieczonym zwolennikom liderki, a gdyby wezwali na pomoc Connora, wszystko skończyłoby się rzeźnią, której przecież za wszelką cenę chcieli uniknąć. Nie pozostało mu zatem nic innego, jak zacisnąć zęby, uspokoić się na tyle, na ile to możliwe i kontynuować tę grę, w której obecnie musiał wcielić się w osobę, której szczerze nienawidził.

- Skoro mowa o zdjęciu, to wiem jak ogłosimy światu wspaniałą nowinę o powrocie dawnego przywódcy.

Zanim odpowiedziała, pokiwała głową z uznaniem, a z jej twarzy można było wyczytać nie tylko delikatne zdziwienie, ale też dumę. Oczywiście nie była dumna z Simona, tylko z siebie. Jego zaangażowanie i wzrost pewności siebie traktowała jako osobisty sukces. Z drugiej strony, to wymagało od niej jeszcze większej kontroli, bo wyhodowanie sobie rywala, było ostatnią rzeczą, jakiej chciała, dlatego jego przebiegłość traktowała jako wadę i zaletę w jednym.

Pomysł z wizytą w ratuszu bardzo jej się spodobał. Jedynym elementem tego planu, który nie zdobył jej przychylności, było wyjście Markusa z siedziby Ruchu.

- A co? Mamy zorganizować im spotkanie online? - sarknął blondyn. - Chcemy, żeby ludzie nam uwierzyli, a to by było nie tylko podejrzane, ale przede wszystkim niepoważne.

- Wiem, dlatego pójdziesz tam razem z nim - odparła. - Zabierzesz ze sobą podsłuch, żebym mogła wszystko słyszeć. Powiesz Markusowi, że jako jego prawa ręka i doradca, bardzo chciałbyś uczestniczyć w tej rozmowie. Wątpię, czy do tego dojdzie, ale jeżeli próbowałby się stawiać, to przypomnij mu, że przy Michigan Drive mieszka pewien dziadek, którego w każdej chwili może spotkać nieszczęśliwy wypadek.

Androidka roześmiała się, jakby usłyszała kapitalny dowcip, podczas gdy Simon zaciskał zęby tak mocno, jak tylko był w stanie, żeby nie wybuchnąć. O ile wcześniejsza bezczelność nie robiła na nim większego wrażenia, tak w tym momencie musiał naprawdę uważać i okiełznać kumulującą się w nim wściekłość. Czuł, jakby był wielką, tykającą bombą, która może w każdej chwili wybuchnąć, a najpewniej zrobi to w najmniej oczekiwanym momencie.

Dlatego bardzo zestresował się, gdy milczenie między nimi przekroczyło pewną granicę. North zaczęła intensywniej świdrować go spojrzeniem, a PL600 zdał sobie sprawę, że jego oczy najpewniej ciskają gromy mimo, że usta wyginał w szerokim uśmiechu.

- Leć umawiać spotkanie - powiedziała. - Nie powinieneś mieć problemu z terminem. Coś mi mówi, że szanowny pan burmistrz będzie tak uradowany powrotem jedynego sprawiedliwego, że zrobi wszystko, by znaleźć dla was miejsce w grafiku.

- Pewnie masz rację. Idę do niego. Powiem mu, co go czeka.

- A o czym rozmawialiście, kiedy byłeś u niego przed chwilą? - zapytała, kiedy dłoń Simona dotknęła klamki. Blondyn obrócił głowę i spojrzał nad nią znad ramienia.

- Tłumaczyłem mu zasady, jakie panują w Ruchu - odparł, czego North nie skomentowała nawet słowem. Na jej twarzy pojawił się natomiast przyjazny uśmiech, co było u niej tak rzadkie, że wręcz niewiarygodne. Skinęła mu głową i wróciła do swoich spraw.

Następnych kilkadziesiąt minut upłynęło Simonowi jak pięć sekund. Wrócił do pokoju Markusa i opowiedział mu przebieg rozmowy z North. Uprzedził go też, że będą mieli przy sobie podsłuch. Następnie, zadzwonił do ratusza i tak jak przypuszczał, uproszenie sekretarki, żeby przełączyła go do biura burmistrza, było bardzo trudne. Nie bez winy była w tej sytuacji WR400, bo to przez jej agresywne działania, wszyscy byli do nich nastawieni tak negatywnie, jak tylko można. Dwa razy odkładała słuchawkę, jednak Simon nie dawał za wygraną i za każdym razem dzwonił ponownie. W końcu, po wielu prośbach i błaganiach, po drugiej stronie odezwał się Jason Moore, burmistrz Detroit.

Moore, dokładnie tak samo jak jego sekretarka, nie chciał uwierzyć w słowa Simona. Nawet, kiedy dał do telefonu Markusa, mężczyzna był przekonany, że to nie prawdziwy RK200, tylko android, będący w stanie mówić jego głosem. Przez długą chwilę się wahał, aż wreszcie zgodził się przyjąć ich następnego dnia. Czuł, że Simon mu nie odpuści, a w szczerości z samym sobą przyznał, że zaciekawił go nagły telefon od prawej ręki przywódcy Ruchu. Nie mógł uwierzyć, że Markus żyje, a co więcej, wyraził chęć powrotu na dawne stanowisko, ale ta wielka potrzeba spotkania musiała mieć jakiś powód. Mężczyzna obstawiał, że chodziło o absurdalne żądania North, a osoba Markusa została wykorzystana jedynie jako zasłona dymna. Moore postanowił przyjąć androidy, a przebieg spotkania zarejestrować, dzięki czemu będzie miał nagranie, które pokaże policji, jeśli zajdzie taka potrzeba. Sytuacja zaczęła robić się niepokojąca, więc skoro nadarzała się okazja do przerwania jej, trzeba było z niej korzystać.


∆ Środa 9 listopada 2048


Gdyby ktoś poprosił Markusa, żeby opisał swoje samopoczucie, najprawdopodobniej z braku odpowiednich słów, po prostu rozłożyłby ręce. Nie mógł przewidzieć, że czeka go spotkanie z burmistrzem, dlatego również w kwestii ubrań nie był na to przygotowany. Wyrzucił wszystkie swoje rzeczy na łóżko i wpatrywał się w nie z rezygnacją, jakby dzięki temu w magiczny sposób miała się zmaterializować chociaż klasyczna, biała koszula. W końcu, po kilku naprawdę długich minutach, chłopak wybrał bordową koszulkę polo, proste, materiałowe spodnie w kolorze biszkoptowym i sięgające kostki, czarne półbuty. Z lekką irytacją omiótł spojrzeniem bluzy, będące jedynym wierzchnim okryciem, jakie miał. Postanowił, że zapyta Simona, czy nie ma czegoś, co bardziej pasowałoby do stroju, jaki wybrał.

Gdy zaczęli szykować się do wyjścia, blondyn dał Markusowi prostą kurtkę, wykonaną z miłego w dotyku zamszu, w ciepłym, brunatnym kolorze. Udali się jeszcze do gabinetu North, gdzie dopracowali szczegóły wizyty, wręcz przeanalizowali każdy możliwy scenariusz. Androidka dyskretnie podała Simonowi niewielki podsłuch i życzyła im powodzenia, nie odmawiając sobie kąśliwego komentarza o odpowiedzialności, jaka spoczywa na barkach Markusa.

- Zabawne... - mruknął RK200, zachłannie badając wzrokiem wszystko, co było w zasięgu jego oczu. - Przyszedłem do was wczoraj, a mam wrażenie, jakbym wyszedł na wolność po wieloletniej odsiadce.

- Tym bardziej powinieneś się przyłożyć - odparł szorstko Simon. Obrócił głowę w stronę Markusa i gdy ich spojrzenia się spotkały, wymienili smętne uśmiechy.

- Tak naprawdę to masz rację, czas w Ruchu płynie zupełnie inaczej. Wolniej i jakoś tak... nieprzyjemnie. Sam nie wiem, jak to określić - odezwał się telepatycznie PL600.

- "Nieprzyjemnie" to dobre słowo - powiedział Markus. - Spróbuję skontaktować się z Connorem.

Blondyn kiwnął tylko głową, ucichł i oddalił się na kilka kroków, dając chłopakowi przestrzeń. RK200 spróbował połączyć się z detektywem. Udało mu się to niemal od razu, a kiedy usłyszał zatroskany głos androida, na jego twarz wkradł się niekontrolowany uśmiech.

- Markus, dobrze cię słyszeć. Jak sytuacja?

- Jesteśmy w drodze do ratusza. Będę starał się przekonać burmistrza, że North nie stanowi już zagrożenia, a ja wracam i ponownie obejmuję przywództwo. Oby to się udało... Simon podobno mówił ci o groźbach North.

- Tak, dzwonił do mnie wczoraj.

Markus rzucił dyskretnie okiem w stronę blondyna. Zrobiło mu się głupio, bo przez cały czas myślał, że rzekomy telefon do Connora był kłamstwem, mającym na celu ocieplenie wizerunku androida. Prawda okazała się zupełnie inna, dlatego RK200 pomyślał, że powinien go przeprosić.

- Hank wie?

- Oczywiście, od razu mu powiedziałem.

- I jak on się trzyma?

Connor parsknął śmiechem. Zupełnie, jakby nie widział nic strasznego w tym, że tak bezwzględna i okrutna osoba grozi człowiekowi, którego traktuje jak ojca.

- Pozwól, że zacytuję... Żeby się, kurwa, nie zesrała. Chuja mi zrobi, ścierwojad jeden.

Tym razem, to Markus zachichotał pod nosem. Koniec końców dobrze, że była chociaż jedna osoba, która nie odchodziła od zmysłów.

- Tak czy inaczej, uważajcie na siebie. Po niej można spodziewać się wszystkiego.

- Wiem i dopilnuję, żeby Hank nie podchodził do tego zbyt lekko.

- Głupio mi, że was w to wszystko wciągnąłem...

- Nawet nie chcę tego słuchać! Po pierwsze, sam zaproponowałem ci pomoc. Po drugie, czy naprawdę mam kolejny raz tłumaczyć, jak wiele ci zawdzięczam i jak bardzo cieszę się, że mogę wreszcie odwdzięczyć się za serce, jakie mi wtedy okazałeś? Gdybym spotkał North zamiast ciebie, skończyłbym na wysypisku i obaj o tym doskonale wiemy.

- Dobra, wygrałeś. Mógłbyś przekazać Karze, że wszystko ze mną w porządku?  Nie chcę nawet się z nią łączyć, w takiej sytuacji wolę dmuchać na zimne.

- Pewnie, od razu do niej zadzwonię.

- Dziękuję, Connor.

- Jedyne, czego oczekuję w zamian, to mała impreza, którą uczcimy wysłanie North do wszystkich diabłów.

- Masz to jak w banku.

- To chciałem usłyszeć. Trzymam kciuki za spotkanie i daj znać co u ciebie tak szybko, jak dasz radę.

- Obiecuję, do usłyszenia.

Połączenie zostało przerwane. Do ratusza pozostało im jeszcze około pięciu minut drogi. Przez podsłuch, który miał przy sobie Simon, nie rozmawiali zbyt wiele. Porozumiewali się telepatycznie, a na głos, PL600 rzucił od czasu do czasu jakąś uwagą, czy poleceniem. Mówił wtedy oschłym tonem, żeby nie wzbudzić  u North żadnych, nawet najmniejszych podejrzeń. Do tej pory, wszystko zdawało się iść po ich myśli, dlatego trzeba było zrobić co się da, żeby tak pozostało do końca.


Zazwyczaj publikuję nowe rozdziały mniej więcej raz w tygodniu, ale skoro mogę dodać nowy wcześniej, to dlaczego nie? :)

North wymyka mi się spod kontroli. Najchętniej sama bym ją wywaliła z fabuły, bo laska przegina.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top