12. I'll see you soon... right?

∆ Wtorek 8 listopada 2048

Podczas krótkiej rozmowy, Simon powiedział Markusowi, że jego przybycie do Ruchu ma wyglądać tak, jakby był świeżo po podróży. Zdradził też, że będzie musiał na ten czas przenieść się do siedziby, dlatego RK200 pakował wszystkie swoje rzeczy do sportowej torby z którą przyjechał tu siedem dni temu.

W progu jego pokoju stała Kara. Opierała się o framugę drzwi z ramionami skrzyżowanymi na piersi. Bardzo się o niego bała i robiła, co mogła, żeby się nie rozpłakać. Nie chciała uzewnętrzniać przed nim swojego strachu, ponieważ wiedziała, że on sam potrzebuje mnóstwo wsparcia, a ona, jako jego przyjaciółka, musi być dla niego silna. Dlatego, mocno zagryzała zęby, co chwilę podnosiła głowę i szybko mrugała, żeby powstrzymać łzy przed wydostaniem się z oczu. Doskonale wiedziała, że z chwilą, gdy Markus wyjdzie z ich domu, ona pobiegnie prosto do Luthera, przytuli się do niego i wreszcie przestanie hamować nagromadzone emocje. Najzwyczajniej w świecie rozpłacze się i będzie błagała męża, żeby obiecał jej, że bez względu na rozwój sytuacji, przyjaciel wyjdzie z tego cało. Trzymała się wiary w to tak mocno, jakby od tego zależało jej życie.

- Zapomniałem cię uprzedzić o jednej rzeczy - odezwał się chłopak, podnosząc wzrok znad leżących obok torby, złożonych w kostkę podkoszulek. - Nie będziemy mogli się ze sobą skontaktować, kiedy będę w budynku.

- Jak to? - zapytała, czując, jak lęk, który był u niej już i tak na najwyższym poziomie, wzrasta jeszcze bardziej.

- W związku z ostatnimi zawirowaniami, jakie mają miejsce wokół Ruchu i moim przybyciem, North postanowiła ograniczyć do minimum ryzyko przenoszenia informacji do świata zewnętrznego i zainstalowała zagłuszacze sygnału.

Kara poczuła, jakby wypłynęło z niej całe tyrium.

- Przecież to nie ma żadnego sensu. Wystarczy wyjść na zewnątrz i już można paplać komukolwiek wszystko, co ślina na język przyniesie - powiedziała nerwowym tonem, starając się opanować wzbierającą w niej panikę.

- Tak, ale cały obiekt jest naszpikowany kamerami, North kontroluje tam chyba wszystko, dlatego jeżeli zauważy, że ktoś podejrzanie często wychodzi z budynku, z pewnością zwróci na to uwagę.

Androidka miała wrażenie, jakby traciła grunt pod stopami. Wszystko to wyglądało zupełnie tak, jakby RK200 miał zostać zamknięty w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Nie podobało jej się absolutnie nic z tego, co przed chwilą usłyszała i mimo, że dzień wcześniej sama tłumaczyła Alice, że nie można Markusowi niczego zakazać, to w tym momencie bardzo chętnie zabroniłaby mu iść do Ruchu. A najgorsza w tym wszystkim była świadomość, że nie ma prawa tego zrobić. Zacisnęła z całej siły usta, hamując kolejną falę szlochu, która starała się wyrwać z jej gardła.

Robiła co mogła, żeby grać przed nim niezniszczalną skałę, na której może się w każdej chwili oprzeć, gdy dopadnie go chwila zwątpienia, ale w pewnym momencie, zwyczajnie ją to przerosło. Markus, który był niesamowicie wręcz wyczulony na spadek nastroju u osób drogich jego sercu, zauważył, że niewzruszona niczym postawa Kary, jest tylko zasłoną, za którą znajduje się przerażona i pogubiona we własnej panice dziewczyna. Z westchnieniem, schował do torby trzymaną w rękach bluzę i wstał z kucek, od razu podchodząc do przyjaciółki. Bez słowa objął ją i mocno przytulił do siebie. Poczuł, jak ciało Kary zadygotało, więc wzmocnił uścisk i pogładził blond czuprynę. Milczeli, co pozwoliło mu usłyszeć, że AX400 cicho, ledwie słyszalnie płacze.

- Hej... - Poluźnił uścisk, by móc spojrzeć na twarz androidki. Jej policzki były mokre od łez, a grymas, pokrywający jej buzię wyrażał tyle bólu, ile Markus od dawna nie widział. - Nie płacz. Za kilka dni to się skończy, a my nie rozstajemy się na zawsze. Myślałaś, że po wszystkim wrócę do Kanady bez pożegnania?

- Nie będziemy wiedzieli co się z tobą dzieje... - wykrztusiła. - Jak będziesz informował Connora o sytuacji?

- Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę.

Kara z cichym westchnieniem owinęła ramiona wokół jego pasa.

- Czy ty nie podchodzisz do tego zbyt lekko, Markus? - zapytała z pretensją w głosie, wtulając policzek w jego pierś.

- Nie mogę pozwolić, żeby strach przejął nade mną kontrolę, to mi w niczym nie pomoże. Żeby doprowadzić sprawę do końca, bez niepotrzebnych ofiar, muszę być tak przytomny, jak to tylko możliwe. Gdybym wpadł w totalną panikę, byłoby to równoznaczne z poddaniem się, przed rozpoczęciem walki.

- Ja wiem, doskonale to rozumiem, ale przeraża mnie ta kontrola, zamknięcie i zagłuszanie sygnału. Gdybyś potrzebował pomocy, gdyby coś się stało...

Android wypuścił Karę z objęć, odsunął się na krok i delikatnie nią potrząsnął, trzymając dłonie na jej ramionach.

- A myślałem, że to ja jestem największym pesymistą na świecie - powiedział, patrząc z rozczuleniem na zmartwioną blondynkę. - Powstrzymam ją. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię i wyjdę z tego cało.

- Obiecujesz? - zapytała, a chłopak otworzył usta, jednak nie powiedział nawet jednego słowa. Zamknął je, mocno zaciskając wargi. - Markus? Obiecaj, że wrócisz.

Chciał to zrobić. Całym sobą chciał powiedzieć, żeby nie zaprzątała sobie głowy, tylko szykowała wielkie powitanie, ale jak mógł obiecać coś, czego sam nie był pewien? Kim by się okazał, gdyby nie dotrzymał danego słowa?

- Obiecuję, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby tak było.

Blondynka kiwnęła głową. Przestała już zwracać uwagę na dwa wielkie potoki łez, płynące po jej twarzy. Było jej jedynie wstyd, że nie podołała zadaniu, jakie sobie narzuciła i wyszła z roli silnej oraz spokojnej osoby. Tymczasem, wszystko wywróciło się do gry nogami i Markus stał się pocieszycielem. Mimo, że żadne z nich nie powiedziało tego wprost, naiwnie wierząc, że to drugie tego nie zauważy, to widzieli u siebie nawzajem, że oboje byli sparaliżowani lękiem i w głębi siebie błagali wszechświat, Boga, lub jakąkolwiek inną rządzącą tym światem osobę, czy energię, żeby było już po wszystkim.

Spakował resztę rzeczy, zapiął torbę i z ciężkim westchnieniem, zawiesił ją sobie na ramieniu.

- Im dłużej będziemy to przeciągać, tym gorzej - powiedział, ruszając w stronę wyjścia.

- Może chociaż byśmy cię odprowadzili? - zapytała Kara, idąc za nim.

- Nie. Trzymajcie się jak najdalej od Ruchu - powiedział stanowczo. - Cokolwiek będzie się działo, nie zbliżajcie się. Macie stałą łączność z Connorem, a jakby on z jakiegoś powodu nie mógł rozmawiać, to możecie dzwonić do Elijaha. Powiedział, żebym dał wam jego prywatny numer.

AX400 podała Markusowi swój telefon, a on zapisał w nim numer Kamskiego i oddał jej urządzenie.

Na dole, czekali już na niego Luther i Alice. Oboje mocno uściskali Markusa, życząc mu powodzenia i prosząc, żeby na siebie uważał. Najbardziej bolesne było dla RK200 pożegnanie z małą. Był świadomy, jaką stanowił dla niej wartość, dlatego gdyby coś mu się stało, to ostatnim uczuciem, jakiego doświadczyłby przed śmiercią, byłaby nienawiść do samego siebie za to, że pozwolił North pozbawić go życia, a jego bliskich przyjaciela.

- Posłuchajcie, wszystko będzie w porządku. Bardzo chciałbym wierzyć, że Simon weźmie czynny udział w tym cyrku, ale nauczony doświadczeniem, liczę wyłącznie na siebie. No... może jeszcze na Eijaha i Connora. - Zacisnął zęby, zmuszając jednocześnie swoje syntetyczne mięśnie do ułożenia ust w szeroki uśmiech.

- Masz naprawdę dobre wsparcie, ale bądź ostrożny, miej oczy dookoła głowy i dokładnie analizuj każde słowo North. No i wróć do nas cały, zdrowy i wygrany.

- Chciałbym, żebyś miał rację, Luther. Żeby to wsparcie okazało się godne zaufania, jeśli zacznie dziać się coś złego - mruknął, poprawiając przewieszony przez ramię długi pasek sportowej torby. - Wy też uważajcie na siebie, nie zbliżajcie się do siedziby Ruchu i od razu dzwońcie do Connora, albo Elijaha, jakbyście zauważyli coś podejrzanego albo niepokojącego, dobrze?

Cała trójka niemal natychmiastowo, równocześnie pokiwała głowami.

- Szkoda, że nic nie będzie z naszego wyjścia do lunaparku - powiedziała ze smutkiem Alice. Markus wymienił szybkie spojrzenia z Karą i Lutherem, po czym kucnął przed dziewczynką i chwycił ją za ręce.

- Też żałuję, ale nie mogę z wami pójść, to byłoby zbyt niebezpieczne - wyjaśnił. - Ktoś mógłby mnie śledzić i dzięki temu dotrzeć do was, a jedyne, czego chcę, to żebyście byli bezpieczni i z dala od tego wszystkiego. - Objął dłonią tył głowy małej i pocałował ją w czoło. - Nie przejmuj się, nadrobimy.

- Liczę na to.

Ton Alice był matowy, niemal szorstki. Jedynie buzia zdradzała, jak kiepsko idzie jej ukrywanie emocji. Właśnie dlatego, Markus chciał oszczędzić jej ciągnących się w nieskończoność pożegnań. Rzucił przyjaciołom jeszcze jedno, szybkie spojrzenie i wyszedł z domu, zamykając za sobą drzwi. Nie mógł przez to zobaczyć, jak Luther objął obie androidki i spokojnie zapewniał, że RK200 niebawem wróci i oznajmi, że North nie stanowi już dla nikogo zagrożenia.

Innej opcji nie brał pod uwagę.

Podczas gdy rodzina starała się uspokoić i myśleć wyłącznie o dobrych scenariuszach, Markus szedł szybkim krokiem na przystanek autobusowy. Pogoda była ładna i sprzyjała spacerom, ale android nie miał czasu. Chciał dotrzeć tam tak szybko, jak tylko mógł. Odwlekanie pewnych spraw w nieskończoność nie zawsze jest dobre, chłopak wiedział o tym aż za dobrze.

Kiedy dotarł na miejsce i rzucił okiem na wyświetlony rozkład jazdy autobusów, system poinformował go o przychodzącym połączeniu od Simona.

- Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłeś? - odezwał się, zanim Markus zdążył cokolwiek powiedzieć.

- Nie. A ty powinieneś uważać. North w końcu zacznie wypytywać o te twoje wyjścia.

- W życiu. Oddelegowała mnie do przyjęcia dostawy biokomponentów i niebieskiej krwi, właśnie czekam przed magazynem.

- Uświadomiłem sobie dzisiaj, że te zagłuszacze sygnału mogą okazać się naprawdę gigantycznym problemem. Co zrobię, jeśli będę musiał prosić o wsparcie Connora? Jak powiadomię go, że potrzebuję pomocy?

- Myślałem nad tym. Moglibyśmy je zhakować razem z monitoringiem, ale to by było bardzo podejrzane. No wiesz, ledwo przekroczyłeś próg budynku i nagle wszystko się psuje.

- No to co zrobimy?

- Będziemy cierpliwie czekać i obserwować rozwój sytuacji. Jak zacznie robić się gorąco, odwrócimy uwagę North, ktoś wejdzie do jej biura i zajmie się aparaturą. Całe centrum dowodzenia ma u siebie, dostając się do niego, można wyłączyć wszystko, co pomaga jej inwigilować każdego, kto jest w środku.

Markus chciał mu zadać jeszcze jedno pytanie, ale skutecznie powstrzymywał go lęk przed tym, co może usłyszeć. Przez moment czekał, aż Simon poinstruuje dostawców i wytłumaczy im, gdzie mają odłożyć przywiezione skrzynie. Ta chwila przerwy w rozmowie, okazała się dla niego wystarczająca, by podjąć decyzję o oszczędzeniu sobie niewiadomych, bo już i tak było ich zbyt wiele.

- Ok, już jestem - odezwał się blondyn po kilkudziesięciu sekundach ciszy. - Kiedy będziesz?

- Za niedługo. - Wstał, widząc zbliżający się do przystanku autobus, a po chwili siedział już na jednym z obitych granatowym zamszem krzeseł. - Posłuchaj, Simon... Powiedz mi, jak nastroje wśród naszych?

- North zorganizowała w jednej z większych sal spotkanie, na którym poinformowała, że się zjawisz i dokładnie wytłumaczyła rolę, jaką masz odegrać w Ruchu - odparł po dłuższej chwili milczenia.

- I jaka była reakcja? Gwizdy? Buczenie? Rzucanie krzesłami?

- Aż tak dramatycznie nie było, ale skłamałbym mówiąc, że obiecali przyjąć cię z otwartymi ramionami. Krzywili się i dopytywali, czy twoja obecność jest niezbędna.

- Genialnie...

- Damy radę. Czekam, przyjeżdżaj prędko.

Połączenie zostało przerwane. Markus zastanowił się nad tym, co powiedział PL600. "Damy radę". Uznał, że Simon rzucił te słowa tak po prostu, bez większego zastanowienia, ale nie mógł zignorować czającej się gdzieś w jego podświadomości nadziei, że on naprawdę będzie mu czynnie pomagał, a nie tylko dopingował z bezpiecznego miejsca. Bardzo potrzebował mieć w budynku chociaż jedną osobę, która będzie działać z nim, nie przeciwko niemu.

Jednak o wiele bardziej, niż to, jego głowę zaprzątała myśl o powitaniu, jakie z pewnością szykują dla niego przebywające w siedzibie androidy. Wiedział już, że nie byli, delikatnie mówiąc, zachwyceni jego przybyciem. Obawiał się, choć ciężko mu było jakkolwiek im się dziwić. North przedstawiła go w najgorszym możliwym świetle i jak widać, wypadła niesamowicie przekonująco. Wykorzystała jego pacyfistyczne nastawienie, żeby stworzyć i przedstawić pozostałym całkowicie fałszywy obraz jego osoby i zamiarów, jakie wtedy miał. Chłopak doskonale wiedział, że nie ma możliwości przekonania ich, że było zupełnie inaczej. Nie od razu. Być może, kiedy uda się pozbawić ją nie tylko władzy, ale przede wszystkim detonatora do brudnej bomby i oddać liderkę w ręce policji, będzie możliwe uświadomienie androidom, że przez wszystkie te lata, żyli w ciągłym kłamstwie, w stworzonej przez North rzeczywistości, która nie była nawet w najmniejszym stopniu powiązana z prawdą. RK200 miał ogromną nadzieję, że na nowego przywódcę wybiorą kogoś, kto jest dobry, szczery i komu zależy na budowaniu pokoju między dwoma gatunkami. O ile to w ogóle możliwe, biorąc pod uwagę ostatnie lata obfitujące w większe i mniejsze konflikty.

Po kilkunastu minutach jazdy, Markus dotarł na swój przystanek. Wysiadł z autobusu i ruszył przed siebie. Czekało go mniej więcej dziesięć minut marszu, ale mając na uwadze stres, jaki odczuwał, droga zdawała się dłużyć w nieskończoność. Mimo, że każdy kolejny krok przybliżał go do celu, on miał wrażenie, jakby stał w miejscu, a wręcz oddalał się od niego. Czuł, jakby każdy przewód w jego ciele był ściśnięty, a pompa tyrium zamknięta w czymś, co niemal uniemożliwiało jej prawidłową pracę. Oczywiście, nieodzowny w takich sytuacjach był wyświetlający się przed jego oczami, rażąco czerwony komunikat o zbyt wysokim poziomie stresu i nadmiernym obciążeniu biokomponentów, a także sugestia, by w miarę możliwości zniwelować czynnik wywołujący tak duże zdenerwowanie. Markus cicho prychnął, zamykając powiadomienia. Przez najbliższe dni nie będzie miał szans na choćby minutę spokoju, dlatego zaczął poważnie martwić się o swój organizm. Nie mógł w nieskończoność ignorować ostrzeżeń, jakie mu wysyłał, bo konsekwencje tego mogły być tragiczne.

Przystanął, gdy zza zakrętu wyłonił się budynek, do którego zmierzał. Elewacja była jasnoniebieska, a nad wielkimi drzwiami wejściowymi, wisiał sporych rozmiarów neon, przedstawiający ułożoną w pięść dłoń. RK200 skrzywił się na ten widok. Tylko North mogła wymyślić tak pretensjonalne logo dla swojej organizacji. Android spróbował nawiązać połączenie z Simonem, ale odbił się od ściany, co jasno sugerowało, że blondyn jest wewnątrz. Markus przymknął na moment oczy, a kiedy je otworzył, pewnym, szybkim krokiem podszedł do wejścia i już chwilę później, był wewnątrz. Zanim zbliżył się do znajdującej się w rogu obszernego holu recepcji, rozejrzał się wokół. Pomieszczenie było niemal puste, nie licząc trzech androidów, idących pośpiesznie w stronę schodów. Początkowo, nie zwrócili na niego uwagi, jednak gdy w końcu go dostrzegli, w pierwszej chwili jakby nie do końca wierzyli w to, co widzą, ale gdy pierwszy szok minął, w ich oczach zapłonęła czysta pogarda. Markus ruszył w stronę siedzącego za biurkiem androida, delikatnie zwieszając głowę. Kątem oka zauważył, jak androidy, które jeszcze chwilę temu omal nie zabiły go wzrokiem, ruszyły w swoją stronę, szepcząc coś do siebie.

- Mam się spotkać z North - powiedział do recepcjonistki. Dziewczyna podniosła głowę, a on rozpoznał jej model. Tak samo wyglądały androidki z wieży Stratford, w tym ta, która pomogła mu dostać się za bramki. Pokryta piegami twarz nie wyrażała żadnych emocji, a brązowe oczy były puste. Zupełnie, jakby nie była jeszcze wybudzona. Markus nie wierzył w taką opcję, dlatego założył, że w ten sposób demonstruje swoją niechęć do niego. Równie zaskakujący był dla niego fakt, że na jej prawej skroni wciąż znajdowała się dioda, która w tym momencie była żółta i szybko mrugała.

- Windą na drugie piętro, później w lewo i do końca korytarza. Drzwi gabinetu są opatrzone plakietką - powiedziała bezbarwnym tonem.

- Dziękuję - odparł niepewnie Markus, bacznie obserwując androidkę. Skinęła mu głową, a gdy jej dioda wróciła do błękitnej barwy, przeniosła spojrzenie z powrotem na znajdujący się przed nią na biurku ekran.

Winda błyskawicznie zabrała go na wskazane przez recepcjonistkę piętro. Kiedy drzwi otworzyły się przed nim, od razu rzucił mu się w oczy szmaragdowy dywan, którym pokryta była podłoga. Zanim dotarł do końca korytarza, oparł się plecami o ścianę i po raz kolejny zamknął komunikaty informujące go o przeciążeniu systemu. Prędko zdał sobie sprawę, że był obserwowany przez przynajmniej jedną kamerę, więc czym prędzej zebrał się w sobie i poszedł w kierunku drzwi, za którymi miał stanąć twarzą w twarz z osobą, która jako jedyna na świecie jest w stanie wzbudzić w nim pokłady nienawiści, o jakie nigdy by siebie nie podejrzewał.

Podniósł rękę, z zamiarem zapukania do drzwi, jednak zanim zdążył to zrobić, usłyszał głos North, zapraszający go do środka. Zaklął w myślach i wszedł do biura, zachowując kamienny wyraz twarzy.

Gabinet North nie był mały, ale nie był też ogromny. Średniej wielkości pomieszczenie było niemal całkowicie puste, nie licząc biurka, sporej komody i kilku innych mniejszych mebli. Na niewielkiej, śnieżnobiałej sofie siedział Simon, a liderka opierała się pośladkami o biurko, krzyżując ramiona na piersi.

To, że w ogóle się nie zmieniła, nie było niczym dziwnym, jako android nie mogła się zestarzeć. Nie zmieniła koloru, ani długości swoich włosów. Wciąż były to te same, splecione w warkocz długie pasma w kolorze, którego Markus nigdy nie potrafił jednoznacznie zdefiniować, a który według internetowych regułek, określany był jako "truskawkowy blond". Było w niej jednak coś nowego, co przykuło uwagę androida. Twarz, która dziesięć lat temu była nieskazitelna, pokrywało kilka blizn, przy czym największa z nich, przecinała pod skosem prawy policzek dziewczyny, biegnąc od ucha, aż do linii żuchwy.

- Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek cię zobaczę - powiedziała, mrużąc oczy w pogardliwym grymasie.

- I wzajemnie. Możemy darować sobie ten koślawy wstęp i przejść do rzeczy? Czego chcecie ode mnie i mojego przyjaciela?

Markus nie musiał udawać zdenerwowania ani oburzenia, dlatego wypadł tak wiarygodnie, jak tylko można. Simon natomiast, ostatnimi siłami hamował wybuch śmiechu, jaki prowokowała w nim cała sytuacja. Po raz kolejny, poczuł się jak aktor, biorący udział w przedstawieniu teatralnym, jednak najbardziej bawiło go to, że North była święcie przekonana, że to ona wszystko kontroluje.

Poprzedniego dnia, kiedy Kamski powiadomił North o rozmowie, jaką odbył z Markusem, oraz o tym, że odblokował on połączenia, WR400 kazała Simonowi skontaktować się z nim i w dość dobitnych słowach powiedzieć, że jeżeli nie zjawi się w Ruchu najprędzej, jak to możliwe, to ktoś, na kim bardzo mu zależy, będzie miał niebawem niezwykle pechowy dzień. RK200 doskonale odegrał naiwność i doszczętne przerażenie, co liderka mogła usłyszeć dzięki zestawowi głośnomówiącemu. PL600 zapytał ją później, dlaczego nie chciała rozmawiać z nim osobiście, na co odparła, że postanowiła odstąpić mu tę przyjemność zastraszenia byłego przywódcy, w zamian za jego ostatnie zasługi. Simon nie skomentował tego w żaden sposób, ale cieszył się z takiego obrotu sytuacji.

- Dobrze, że nie chcesz tracić czasu, mi też nie byłoby to na rękę, dlatego przejdę do meritum. Bez względu na to, gdzie byłeś przez ostatnie dziesięć lat, mogłeś nie zauważyć, że ludzie nie nauczyli się absolutnie niczego. Ciągle uważają, że jesteśmy lalkami, które mogą rozstawiać po kątach i traktować bez szacunku.

- Po tym, co zrobiłaś w 2038 chyba się nie dziwisz, że nie są zainteresowani przyjaźnią z androidami? - zapytał, unosząc lewą brew. - Przedstawiłaś nas w najgorszym możliwym świetle. Przez ciebie, widzą w nas ucieleśnienie koszmarów ze starych filmów, gdzie androidom chodziło wyłącznie o eliminację rasy ludzkiej.

- Tym bardziej powinni nas szanować. Strach wzbudza respekt.

- Minęło tyle lat, a ty ciągle nie zrozumiałaś, że to tak nie działa? - zakpił. - Jedynym słusznym sposobem na zdobycie szacunku i tolerancji jest pokazanie się z jak najlepszej strony, czego ty niestety nie potrafisz.

North parsknęła lekceważąco i rzuciła Simonowi rozbawione spojrzenie. Blondyn rozłożył tylko ramiona i spojrzał na RK200 z takim obrzydzeniem, jakby przed oczami stanęło mu coś niewiarygodnie wstrętnego. Niewiele brakowało, a Markus uwierzyłby, że blondyn stoi po stronie liderki, ale dyskretne, trwające zaledwie ułamek sekundy mrugnięcie upewniło go, że android po prostu idealnie odgrywa swoją rolę.

- Będziesz miał okazję wygłaszać te swoje głupoty do woli. I to publicznie.

Markus przestąpił nerwowo z nogi na nogę.

- Mów jaśniej, nie zamierzam bawić się w rozszyfrowywanie kodów - burknął, na co androidka ściągnęła brwi.

- Będąc na twoim miejscu nie cwaniakowałabym tak, Markus - odparła spokojnym, niemal przyjacielskim tonem, który w połączeniu z wyrazem jej twarzy wypadł co najmniej upiornie. - Pomyśl o tym w ten sposób... Jeżeli będziesz się stawiał, nie zrobię krzywdy tobie. Dopilnuję po prostu, żeby detektyw Connor został śmiertelnie ranny podczas akcji. A emerytowany porucznik Hank Anderson, oberwie rykoszetem, od oszalałego z rozpaczy androida, którego bliska osoba zginęła z rąk drogiego RK800. Przecież to, że umarł nie musi oznaczać, że sam nikogo nie zabił, prawda? - urwała, z satysfakcją obserwując, jak szczęka Markusa powoli opada. - To jak będzie? Zrobisz grzecznie to, o co cię proszę, czy mam wysłać kogoś, kto złoży miłą wizytę twoim przyjaciołom?

RK200 rzucił Simonowi pełne szczerej paniki spojrzenie. Nie było mowy o angażowaniu w to Hanka. Były lider po szybkiej kalkulacji odrzucił możliwość, że to PL600 powiedział North o poruczniku. Szok na jego twarzy był szczery i co do tego, Markus nie miał wątpliwości. Oznaczało to, że androidka na własną rękę zrobiła research i dowiedziała się, że Connor mieszka z Andersonem. Dodała dwa do dwóch, dzięki czemu w osobie Hanka zdobyła kolejny obiekt, którym mogła szantażować Markusa.

Chłopak wiedział, że w nerwach chował się za maską opryskliwości i sarkazmu, ale od teraz, przez pewien czas musiał robić, co w jego mocy, żeby grać przerażoną, potulną owieczkę.

- Mów. Czego ode mnie oczekujesz?

- O proszę, od razu zacząłeś zachowywać się jak należy - prychnęła. - Jak już wcześniej mówiłam, mimo upływu lat, ludzie wciąż najchętniej widzieliby nas jako głupie, bezwolne zabawki. Lekceważą zbrodnie popełniane na naszych braciach, a zniesienie segregacji to tylko ładny sloganik, który dobrze sprzedaje się w mediach, bo androidy wciąż nie są mile widziane w wielu miejscach. Poprosiłam więc o dobrowolne oddanie mi władzy w mieście. Obiecałam, że pod moimi rządami, nikomu nie stanie się krzywda, bez względu na gatunek. - Odbiła się od blatu biurka i zaczęła powoli spacerować po gabinecie. Wskazała Markusowi sofę, na co on usiadł tuż obok Simona, a zdjętą z ramienia torbę położył przy swoich nogach. - Jak pewnie się domyślasz, ludzie odmówili.

- To żadne zaskoczenie. Na ich miejscu, zrobiłabyś to samo - powiedział, wzruszając ramionami.

- Tak, oczywiście. Ale ja nie rozpoczęłabym masowego usuwania ludzi ze stanowisk politycznych i nie doprowadziłabym do tego, żeby znikali w niewyjaśnionych okolicznościach, tak, jak robią to oni. Swoją drogą, chyba przyznasz mi rację, że RK800 zasługuje na karę, skoro nie zrobił nic, żeby odnaleźć tych, którzy nagle wyparowali?

Miał już dość. Wystarczyła ta chwila rozmowy, żeby Markus poczuł się wypompowany z całej energii. Świadomość bycia odciętym od świata zewnętrznego, tylko pogarszała jego nastrój i studziła wolę walki. Zdawał sobie sprawę, że nie było już odwrotu, ale nagła fala bezsilności, jaka go zalała, zdawała się zbyt trudna do pokonania. Na szczęście, ta mała iskierka, która tliła się gdzieś w głębi niego, pomogła mu szybko otrząsnąć się z poczucia beznadziejności i dalej grać swoją rolę.

- Nie mieszaj ich do tego. Zrobię, co zechcesz, ale zostaw Connora i Hanka w spokoju, przecież w niczym ci nie zawinili.

- Oczywiście, że nie, ale na swoje nieszczęście, są blisko z tobą. Są moim asem w rękawie, więc ich los leży w twoich rękach.

Przysiadła na oparciu sofy i poklepała androida po plecach.

- Jaką mam gwarancję, że dotrzymasz słowa i nie zrobisz im krzywdy? - zapytał, a dłoń North przeniosła się na jego ramię, na którym androidka zacisnęła palce.

- Nie mam żadnego celu w krzywdzeniu ich, jeżeli będziesz ze mną współpracował. - Westchnęła i stanęła przed nim. - Markus, ja naprawdę nie chcę ich krzywdzić. Pomóż mi, a wszyscy będą szczęśliwi. Obiecuję ci to.

- Co mam robić?

- Być sobą - odparła z uśmiechem.

Ściągnął brwi.

- Nie rozumiem...

- Oj Markus, to bardzo proste. Wielkimi krokami zbliża się dziesiąta rocznica Powstania Androidów. Planowaliśmy standardowe obchody, takie, jak co roku, ale ludzie zaczęli robić te wszystkie wstrętne rzeczy, o których ci przed chwilą opowiedziałam, więc postanowiłam zafundować im małą podróż w przeszłość. - Uniosła sugestywnie lewą brew, a Markus skinął głową. - Musimy przed tym wielkim dniem uzupełnić zapasy niebieskiej krwi, biokomponentów i broni, ale ludzie zaczęli pilniej przyglądać się naszej organizacji. Podejrzewamy, że objęli obserwacją siedzibę Ruchu, a to bardzo utrudni naszym transport potrzebnych rzeczy. I tu, mój drogi, dochodzimy do twojego zadania. Wcielisz się w rolę przywódcy i głośno odtrąbisz swój wielki powrót. Uśpisz czujność ludzi, żebyśmy mogli w spokoju napełniać magazyny, a później wziąć ich z całkowitego zaskoczenia.

To nie był pierwszy raz, kiedy słuchał tego pomysłu, ale dopiero teraz, gdy opowiadała o nim North, w pełni uderzyła w niego jego irracjonalność i głupota. Androidka mówiła o tym jak o wyjściu na spacer, co jeszcze mocniej utwierdziło Markusa w przekonaniu, że ma do czynienia z psychopatką. To z kolei oznaczało, że musi podejść ją sposobem, bo każde gwałtowniejsze działanie mogło przynieść tragiczne skutki. Zarówno Markus, jak i Simon mieli na uwadze, że liderka wciąż jest w posiadaniu detonatora do brudnej bomby. Gdyby go użyła, spełniłoby się jej marzenie o Detroit wolnym od ludzi. Nie mogli do tego dopuścić.

- Ale North, rocznica jest za trzy dni. Jak mam skutecznie zamydlić ludziom oczy, kiedy zostało tak mało czasu? - zapytał.

- Oj, już nie bądź taki skromny - rzuciła z kpiną, uśmiechając się szeroko. - Jesteś bystry i na pewno znajdziesz rozwiązanie tego problemu. Daj z siebie wszystko, w przeciwnym razie...

Nie dokończyła. Ułożyła prawą dłoń na kształt pistoletu i poderwała ją do góry, imitując wystrzał. Przez cały ten czas z jej twarzy nie schodził szeroki, pozornie uroczy uśmiech. Markus pomyślał, że nigdy, w całym swoim życiu nie widział równie upiornego widoku. WR400 kazała Simonowi zaprowadzić Markusa do pokoju w którym miał mieszkać przez najbliższe dni i odprawiła ich niedbałym ruchem dłoni.

Już otwierali drzwi gabinetu, gdy zatrzymał ich głos North.

- Telefon - powiedziała, podchodząc z wyciągniętą przed siebie ręką. RK200 uniósł wysoko brwi, grając głupa. - Nie patrzysz na skończoną idiotkę, doskonale wiem, że masz komórkę, więc oddaj mi ją dobrowolnie, albo cię do tego zmuszę.

Niechętnie sięgnął do kieszeni spodni i wcisnął jej w dłoń smartfona, co wyraźnie ją usatysfakcjonowało.

- Dziękuję. A teraz idźcie już.

Markus miał ochotę wydrapać jej oczy, dorobić kilka nowych blizn, a następnie zawlec prosto na komisariat, ale było to niemożliwe. Gdyby androidy zobaczyły, że wyprowadza siłą ich przywódczynię, rozpętałoby się piekło z którego ani on, ani Simon mogliby nie wyjść żywcem. Dlatego utrzymał w ryzach swoją złość, zagryzł zęby, obrócił się na pięcie i szybko wyszedł na korytarz, a zaraz za nim równie zmartwiony blondyn.

Podczas drogi, nie rozmawiali ze sobą, nawet na siebie nie patrzyli. Dopiero, gdy dotarli pod właściwe drzwi, Simon uśmiechnął się słabo i zostawił Markusa samego. Były lider rozejrzał się po pomieszczeniu, które wyglądało jak standardowy hotelowy pokój. Rzucił torbę na łóżko i podszedł do okna. Oparł się ciężko o parapet, pustym wzrokiem omiatając tętniące życiem ulice Detroit, jednocześnie zastanawiając się, jak doprowadzić to przedstawienie do końca, żeby jak w wielu lubianych historiach, dobro zwyciężyło nad złem. Musiał myśleć szybko, ponieważ właśnie rozpoczął się drugi, bardzo trudny do odegrania akt.


Powiem tak... Sama jestem niesamowicie zbulwersowana zachowaniem North. Oczywiście, od samego początku wiedziałam, że będzie pozbawiona ludzkich odruchów, ale pisząc ten rozdział, miałam ochotę ukręcić jej łeb, bo dziewczyna pozwala sobie na zbyt wiele.

A w tym wszystkim oczywiście najbardziej żal mi Markusa.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top