11. Just tell me the truth.

∆ Poniedziałek 7 listopada 2048

Duże, brązowe oczy Alice, uważnie obserwowały, jak ukochany wujek dreptał niespokojnie w tę i z powrotem. Trzymał telefon mocno przyciśnięty do ucha i mówił bardzo cicho, przez co dziewczynka nie mogła usłyszeć ani słowa mimo, że jako android, miała bardzo dobry słuch.

Ostrożnie zeszła o dwa schodki niżej i wychyliła się przez poręcz. Mina Markusa bardzo ją niepokoiła, dlatego chciała usłyszeć choć mały fragment, który pomógłby jej zrozumieć dwie rzeczy. Dlaczego wujek był taki zestresowany i co działo się wokół niej przez ostatnie dni. Nie było to na pewno nic dobrego, dlatego mała całkowicie odrzuciła od siebie poczucie wstydu, jakie wywołało w niej podsłuchiwanie. Wytłumaczyła sobie, że nie robi tego dla zaspokojenia niezdrowej ciekawości, tylko żeby poznać grunt, na jakim stoi. Chciała być jego częścią, a nie zanosiło się, żeby ktokolwiek miał ją wtajemniczyć. Czuła się przez to pominięta, gorzej traktowana. A ona wiedziała, że jest w stanie zrozumieć więcej, niż do tej pory mogła. Kiedy kilka dni temu, nawiązała połączenie z wujkiem, oprócz sympatii i wdzięczności, przesłał jej, pewnie niechcący, trochę swoich obaw. To był ułamek sekundy, ale to wystarczyło, żeby Alice poczuła coś dziwnego. Coś jakby w niej pękło i mimo, że dziewczynka nie była w stanie tego opisać, ani wytłumaczyć, to miała wrażenie, jakby bezpowrotnie zamknęła pewien etap w swoim życiu.

Podskoczyła przerażona, gdy czyjeś palce zacisnęły się na jej ramieniu. Szybko obróciła głowę, a jej oczy napotkały Luthera. Android pogroził córce palcem i ruchem głowy zasugerował, żeby poszła do siebie. YK500 starała się przekazać mu, że ma dość ciągłych tajemnic i niedopowiedzeń, ale ojciec pozostał nieugięty. Alice zmierzyła go rozżalonym spojrzeniem i weszła do swojego pokoju, nie odmawiając sobie mocnego trzaśnięcia drzwiami. Markus gwałtownie się obrócił, a Luther targnął przed siebie, unosząc otwarte dłonie w uspokajającym geście. Wiedział, że mała zrobiła to celowo, żeby cała sytuacja wyglądała, jakby to on podsłuchiwał. Android był zaniepokojony jej ostatnim zachowaniem, dlatego postanowił poniedziałkowy wieczór spędzić na poważnej rozmowie z Karą, której temat siedział obrażony w pokoju.

- Przepraszam za to - powiedział z rozbrajającym uśmiechem i wskazał palcem górę. - Mnóstwo złości w małej osóbce.

- Stało się coś? - zapytał Markus, chowając telefon do kieszeni spodni.

- Od paru dni jest jakaś nieswoja. Coś ją męczy, ale nie chcer nic powiedzieć.

Markus westchnął, podchodząc do kuchennego blatu. Oparł się o niego lędźwiami, a dłonie skrzyżował na piersi. Luther stanął obok, kątem oka zerkając za okno.

- Nie mam dzieci, nie znam się na ich wychowaniu, więc jestem ostatnią osobą, która może cokolwiek powiedzieć, ale obserwuję Alice i wydaje mi się, że ona doskonale wie, że coś się dzieje. Wszyscy wokół niej kręcą, są nerwowi, a ona nie ma pojęcia o co chodzi. Wie tylko, że o nic dobrego.

TR400 wysunął dolną wargę i pokiwał głową.

- Kara chce trzymać ją jak najdalej od tego wszystkiego.

- Wiem i wcale się nie dziwię, ale postawmy się na chwilę w jej sytuacji. Niewiedza potrafi być przerażająca.

- No tak, ale mówią też, że im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.

- Nie w tym przypadku. - Pokręcił głową. - Nie chcę grać pana wszechwiedzącego, ale porozmawiajcie z Karą o tym.

- Może masz rację... Sam już nie wiem, co robić.

Markus wiedział. Będąc na miejscu swoich przyjaciół, delikatnie wprowadziłby Alice w temat, żeby przygotować ją na każdą ewentualność, jednak to nie on ją wychowywał, dlatego nie chciał wpływać na decyzje rodziców.

- Jutro zaczynamy - powiedział smętnie. Luther ożywił się i przysunął do przyjaciela w obawie, że Alice znowu czaiła się na schodach.

- Wielka królowa połknęła haczyk? - zapytał konspiracyjnym szeptem, a Markus skinął głową. - Jak planujecie to rozegrać?

- Elijah obiecał im, że spróbuje znaleźć sposób, żeby się ze mną skontaktować. Dogadaliśmy się, że dziś wieczorem powie im, że mnie odnalazł, a ja zgodziłem się na spotkanie i jutro pójdę do siedziby Ruchu.

- Mam nadzieję, że bojowe nastawienie uruchomione? - Uśmiechnął się, a RK200 odwzajemnił grymas.

- Nie może być inne, żeby doprowadzić to do końca.

Tylne drzwi, prowadzące na zewnątrz otworzyły się i do domu wraz z chłodnym powiewem weszła Kara.

- Mam dobre przeczucia - powiedziała z uśmiechem. Markus i Luther bez trudu domyślili się, że chodzi o warzywa, których nasiona zasiała niedawno temu w szklarni. Androidka wyczuła lekko napiętą atmosferę. Zdjęła z rąk rękawice i wrzuciła je do schowka. - Co się dzieje?

- Dzwonił Elijah. Jutro idę na spotkanie z North.

Blondynka na ułamek sekundy zastygła w bezruchu z lekko rozchylonymi ustami, a jej błękitne oczy, które i tak są duże, stały się jeszcze odrobinę większe. Podeszła bliżej Markusa, złapała go za nadgarstki i zacisnęła na nich palce, ani na moment nie urywając kontaktu wzrokowego z przyjacielem.

- Tylko nie rób nic wbrew sobie - powiedziała poważnie, intensywnie wpatrując się w jego dwukolorowe oczy. - Odpuść, kiedy cię to przerośnie, nie jesteś nikomu nic winien.

- Tym razem nie stchórzę - odparł, na co androidka westchnęła ze zniecierpliwieniem.

- Wtedy, to nie było tchórzostwo, tylko walka o życie. Nie byłeś już przywódcą Jerycha, nie miałeś obowiązku poświęcać się dla dobra ogółu. Teraz też nie musisz.

- Dobrze wiem, co muszę - powiedział, obdarzając Karę ciepłym uśmiechem. - Zanim przyszłaś, rozmawialiśmy o Alice.

- Tak? - Puściła ręce Markusa i kiwnęła głową w stronę kanapy, po czym ruszyła przodem. - Coś nabroiła?

- Nie no, skąd.

Cisza ze strony mężczyzn zaczynała się przeciągać, co z kolei spowodowało u blondynki nagły skok poziomu stresu.

- Chłopcy, nie trzymajcie mnie w niepewności. Co z Alice?

- Wszystko w porządku, nie denerwuj się - powiedział uspokajającym tonem Markus. - Trochę dzisiaj myślałem, ale głupio mi wygłaszać takie sugestie, bo to nie ja jestem opiekunem młodej. - Rzucił okiem na Karę, jednak ona nie powiedziała ani słowa, dlatego kontynuował. - Wydaje mi się, że Alice powinna wiedzieć, że istnieje prawdopodobieństwo kolejnego konfliktu i ucieczki. Ja wiem, że chcesz ją uchronić przed stresem, ale może dobrze byłoby ją delikatnie uprzedzić, żeby nie była zaskoczona.

- Wiem, mi też się tak wydaje, ale jakoś nie mogę się do tego zabrać. Nie mam pojęcia, jak jej o tym powiedzieć, wydaje mi się, że każde słowa są zbyt brutalne.

- Wiemy i rozumiemy to, ale Markus ma rację - wtrącił Luther. - Alice powinna wiedzieć, co się wokół niej dzieje. Nigdy by nam nie wybaczyła, jakby doszło do najgorszego i zrozumiałaby, że nikt nie chciał powiedzieć jej prawdy.

Kara dobrze wiedziała, że Markus i Luther się nie mylą i nie miała zamiaru tego negować. Była załamana, bo spełnił się jej największy koszmar. Kiedy dziesięć lat temu, wraz z rodziną przekroczyła granicę i dotarła do Kanady, w duchu błagała wszechświat i władające nim moce, żeby już nigdy nie znaleźli się w podobnej sytuacji. Bała się powrotu do Detroit, ale wreszcie się na niego zdecydowała i nawet przez moment nie żałowała tej decyzji. W domu, który przed wyprowadzką zamieszkiwali Rose z Adamem, stworzyła idealną przestrzeń dla siebie, męża i córki. Nie chciała, żeby to zostało zaburzone, nie chciała kolejny raz tak bardzo się bać. Niestety, los chciał inaczej i mimo, że dziewczyna całą sobą wierzyła w Markusa, to nie odrzucała o wiele mniej pozytywnego scenariusza. Tak bardzo liczyła, że już nigdy nie będzie musiała patrzeć, jak Alice się boi, że nigdy nie będą zmuszone uciekać, przy akompaniamencie wybuchów granatów i salw z karabinów. Tymczasem, ziścił się jej największy koszmar i czy tego chciała, czy nie, musiała poważnie i możliwie najdelikatniej porozmawiać z córką.

- Jakoś to załatwię... - mruknęła. - Nawet nie wiecie, jak bardzo mnie boli, że muszę rozmawiać z nią na taki temat, że muszę ją ostrzegać...

Luther usiadł obok żony i mocno ją przytulił. Markus uśmiechnął się, obserwując przyjaciół. Bił od nich wielki spokój, nawet mimo sytuacji, w jakiej się znaleźli. RK200 nie mógł oderwać od nich wzroku, jednak czuł, że jego obecność nie jest potrzebna, dlatego wstał i ruszył w stronę schodów.

- Markus? - Słysząc głos Kary zatrzymał się i odwrócił głowę. Blondynka patrzyła na niego z zaniepokojeniem, nie podnosząc głowy z ramienia Luthera. - Wszystko w porządku?

- Tak - skłamał. - Muszę po prostu pobyć chwilę sam.

Androidka skinęła głową. Markus zrobił to samo i poszedł prosto do swojego pokoju. Zamknął za sobą drzwi i runął na łóżko, wciskając twarz w poduszkę.

Nadszedł moment, w którym android miał zmierzyć się ze swoim największym koszmarem. Ostatni raz miał styczność z North dziesięć lat temu. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać, wiedział tylko, że jest tak samo okropna jak wtedy, jeżeli nie bardziej. Był wdzięczny losowi, że w tej trudnej sytuacji, postawił na jego drodze osoby, które stoją za nim murem i pomogą, jeżeli będzie taka potrzeba. Connor i Elijah byli jego asem w rękawie, którego mógł w każdej chwili użyć, gdy sytuacja zaczęłaby wymykać się spod kontroli, jednak największą niewiadomą, ciągle pozostawał Simon.

Markus obrócił się na plecy, podłożył prawą rękę pod głowę i przymknął oczy. Ciągle nie mógł powiedzieć, że mu ufa. Nie był też w stanie zrozumieć, dlaczego PL600 po zobaczeniu martwego Josha, wolał ugiąć się przed North i pozwolić jej się zdominować, zamiast przyjść do niego. Razem z pewnością by sobie poradzili z wyrzuceniem jej z Jerycha, wcześniej odbierając detonator do brudnej bomby. Daliby radę i teraz, wszytko wyglądałoby zupełnie inaczej. Niestety, tak się nie stało, dlatego teraz trzeba było posprzątać bałagan, jaki liderka zdążyła zrobić i zapobiec najgorszemu. A raczej, to on musiał to zrobić. Markus zaczął miewać myśli, że Kara chyba miała rację i Simon nie chciał doprowadzić do tego, żeby North go skrzywdziła. Rzeczywiście, ciężko znaleźć ku temu dobry powód. O wiele bardziej prawdopodobną opcją wydawała się ta, wedle której Simon przestał wytrzymywać reżim, jaki w Ruchu wprowadziła North, zaczął się jej bać i postanowił odnaleźć Markusa, żeby zrzucić na jego barki cały problem i kiedy on będzie go rozwiązywał, blondyn stanie się tym elementem planu, który teoretycznie będzie go wspierał, jednak nawet na moment nie wysunie nosa z ukrycia. Najprościej mówiąc, RK200 czuł, że były przyjaciel najzwyczajniej w świecie schowa się za jego plecami. Gdyby miał siłę i odwagę, żeby powstać przeciw liderce, już dawno by to zrobił. Gdyby nie chodziło najbliższych Markusa, a także Connora, oraz porucznika, nie narażałby się. Nawet by tu nie przyjechał, ale zobowiązania wobec osób, które cenił i szanował, były silniejsze. Gdyby ich zostawił, sumienie nie pozwoliłoby mu żyć. Dlatego przysiągł sobie, że nie opuści Detroit, dopóki jego przyjaciele nie będą bezpieczni.

Jako, że podstawa wszystkiego, to świeży, wypoczęty umysł, Markus postanowił uciąć sobie krótką drzemkę, żeby jego system mógł się nieco zregenerować.

Kara nigdy nie wątpiła, że Alice to bardzo mądra i nad wyraz dojrzała dziewczynka. Mimo, że jej model został powołany do imitacji około dziewięcioletniego człowieka, ona zawsze była ponad to. Oczywiście, istniało wiele kwestii w których była typowym dzieckiem. Uwielbiała bajki i maskotki, a także wyjścia z przyjaciółmi na plac zabaw. Wciąż kochała słuchać odpowiedzi na dobranoc i zdarzało jej się bać ciemności, zwłaszcza, gdy znajdowała się w obcym miejscu. Mimo tego wszystkiego, mała posiadała coś, co można było nazwać mądrością życiową. Właśnie na tą mądrość blondynka liczyła bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej.

Niepewnie podniosła rękę i zapukała do drzwi. Słysząc zaproszenie, nacisnęła klamkę i weszła do pokoju. Alice siedziała na parapecie, smętnym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń za oknem. Mocno tuliła do siebie pluszowego królika, którego podarował jej Markus. Na widok mamy kąciki jej ust drgnęły, jednak równie szybko na buzię androidki wrócił przykry grymas.

- Porozmawiamy? - zapytała Kara, siadając na jednej z trzech puf, stojących w kącie. Dziewczynka bez słowa zajęła miejsce obok. - Jesteś ostatnio bardzo smutna. Martwisz się o wujka, prawda?

- O nas wszystkich się martwię - mruknęła w odpowiedzi, niespokojnie skubiąc ucho przytulanki.

- Dlaczego?

- Bo wiem, że to, co dręczy wujka, dotyczy nas wszystkich. Ty i tata chodzicie tak samo zdenerwowani, jak on, a jak ze sobą rozmawiacie, to ukradkiem i przerywacie od razu, jak zjawiam się w pobliżu. Kiedy pytam co się dzieje, każdy z was mówi, że nic, ale gdyby faktycznie tak było, nie bylibyście tak zmartwieni. - Dziewczynka odłożyła zabawkę na bok i skrzyżowała ramiona na piersi, w geście obrazy. - Bardzo się boję, ale wiem, że i tak nie dowiem się prawdy.

AX400 najchętniej przytuliłaby córkę i zapewniła, że naprawdę wszystko jest w najlepszym porządku, ale nie po to do niej przyszła. Poza tym, przyznała rację Markusowi w kwestii wtajemniczenia małej i po rozmowie z mężem postanowiła powiedzieć jej, że najprawdopodobniej stoją u progu wojny. Być może większej od tego, co miało miejsce w 2038 roku.

- Bardzo mi przykro, że poczułaś się odsunięta i okłamana. - Złapała kosmyk ciemnych włosów małej i niespiesznie przeplatała go między palcami. - Nie chciałam cię stresować, dopóki nic nie jest pewne, ale wujek uświadomił mi, że moja troska może przynieść więcej szkody, niż pożytku. Przepraszam, Alice. chciałam dobrze, a wyszło jak zawsze...

Dziewczynka poczuła się źle widząc, jak jej mama nagle posmutniała. Przysunęła się i mocno ją przytuliła.

- Nie musisz mnie przepraszać. Powiedz mi po prostu, co się dzieje.

- North planuje kolejną rewolucję - powiedziała bez ogródek. - Chce siłą zdobyć władzę nad miastem i w dzień dziesiątej rocznicy planuje zaatakować ludzi. To oznacza, że może nas spotkać podobna sytuacja do tamtej...

- Znowu będziemy musieli uciekać - mruknęła smutno.

- To tylko jedna z opcji. Być może tego unikniemy.

Dziewczynka ściągnęła brwi.

- Co wujek Markus ma z tym wszystkim wspólnego? Mówiłaś, że wrócił do miasta przez znajomych z Jerycha, a przecież on już od dawna nie jest jego częścią.

- Tak, ale jeden z jego dawnych przyjaciół uważa, że tylko wujek może powstrzymać North.

YK500 poruszyła się niespokojnie. Kara znała swoją córkę lepiej, niż kogokolwiek innego, dlatego przewidziała nadchodzącą panikę, jeszcze zanim Alice zdążyła się odezwać. Mała reagowała bardzo nerwowo, kiedy w grę wchodziło bezpieczeństwo osób, które były jej bliskie.

- A jeżeli coś mu się stanie? Jeżeli ta North zrobi mu krzywdę? Musimy go powstrzymać! Mamo, nie możemy pozwolić, żeby tak się narażał.

Blondynka położyła dłonie na ramionach Alice i zacisnęła na nich palce, naiwnie wierząc, że uda jej się opanować stres córki.

- Alice, posłuchaj mnie, kochanie - mówiła cichym, spokojnym głosem. - Wujek postanowił, że się tym zajmie. To była jego świadoma decyzja, a my nie możemy go zniechęcać. Pytałam go, czy jest tego pewny. Powiedział, że tak, dlatego jedyne, co teraz możemy zrobić, to wspieranie go i pomaganie, jeśli tylko będziemy mogli to zrobić.

- A co, jeżeli coś mu się stanie? - drążyła. - Nigdy sobie tego nie wybaczymy, ciągle będzie dręczyć nas myśl, że mogliśmy go powstrzymać.

- Nie możesz myśleć w taki sposób. Wujek ma prawo do własnych decyzji, choćby nie wiem jakie były. Można z nim o nich porozmawiać, doradzić i wspierać, ale zakazywanie nie wchodzi w grę.

Kara była bardzo zaskoczona, bo Alice nie wyglądała na przerażoną wojną i ewentualną ucieczką. Cały strach, jaki czuła, skupiał się wokół Markusa. Było widać, że gdyby tylko mogła, zamknęłaby go na klucz w jego pokoju, a sama stałaby pod oknem pilnując, żeby nie przyszła mu do głowy ucieczka tą drogą. AX400 cieszyła się, że córka darzyła Markusa tak wielkim uczuciem, ale musiała wytłumaczyć jej, że nawet troska o ukochaną osobę musi mieć swoje granice.

- Alice, ja doskonale wiem, jak się czujesz. Miałam dokładnie tak samo, kiedy pierwszy raz wyszłaś na dłużej beze mnie. Bałam się, że stanie ci się jakaś krzywda i kiedy zbliżała się godzina o której miałaś wrócić do domu, biegałam od okna do okna wypatrując cię mimo, że tata robił co mógł, żeby mnie uspokoić. Pomyśl teraz, jak byś się czuła, gdybym przez swój lęk zmusiła cię do zostania w domu. Nie byłabyś zadowolona, prawda?

Dziewczynka pokręciła głową.

- No właśnie. Wujek też nie chciałby, żeby ktokolwiek próbował utrudnić mu zrobienie czegoś, na czym mu zależy.

- Nawet tak niebezpiecznego?

- Tak. - Kara pocałowała córkę w czubek głowy, mocno przytulając ją do siebie. Prze chwilę siedziały ciszy, pochłonięte swoimi myślami. - Martwisz się tylko o wujka? Nie boisz się wojny, ucieczki?

- Dlaczego miałabym się bać? - odparła pytaniem na pytanie, nad wyraz spokojnym głosem. - Wujek Markus ma informacje z pierwszej ręki, na pewno nas uprzedzi, żebyśmy mogli spokojnie wyjechać z miasta, a Rose zawsze powtarza, że jej dom stoi przed nami otworem, nie zostawiłaby nas bez pomocy.

Stres, jaki androidka czuła przed tą rozmową, okazał się całkowicie bezsensowny. Oczywiście, Alice miała rację. Mając wtyczkę w Ruchu i pomoc ze strony Rose, nie musieli drżeć z przerażenia o swoje życie. Nie, jeżeli nie stanie się nic niespodziewanego. North była nieobliczalna i nikt nie mógł przewidzieć jej kolejnego kroku. Markus oczywiście mógł trzymać rękę na pulsie i obserwować ją, ale istniało prawdopodobieństwo, że coś przeoczy, albo, że nie będzie w stanie w porę zareagować. Oczywiście, Simon również był w tym wszystkim, jednak po opowieściach RK200 Kara wywnioskowała, że stary przyjaciel Markusa był jeszcze bardziej przerażony od niego i nie można było spodziewać się po nim wiele.

- Musimy wierzyć, że wujek da radę zapobiec najgorszemu - powiedziała, wypuszczając córkę z objęć.

- Oczywiście. Kto, jak nie on, prawda?

- Tak... - westchnęła. - Kto, jak nie on...

Rozmowę przerwało im ciche pukanie do drzwi. Spodziewały się zobaczyć Luthera, ale zamiast niego, w pokoju zjawił się Markus.

- Kara, czy miałabyś coś przeciwko, jakby odwiedził nas dzisiaj Connor? - zapytał niepewnie. Blondynka potrząsnęła głową.

- Jasne, że nie. Skąd pomysł, że mogłabym mieć o to pretensje? W końcu to twój... przyjaciel?

Markus pokiwał głową na boki, zwijając usta w linijkę.

- Raczej sojusznik.

- To też bardzo ważna osoba - odparła z uśmiechem.

- Tak... Jego wizyta jest powiązana z North. - Rzucił sugestywne spojrzenie w stronę małej.

- Alice wie o wszystkim, więc nie musisz się już czaić i mówić kodem - uspokoiła go.

- Rozumiem. Connor chce pobrać od was próbki głosu. Twierdzi, że mogą się przydać.

Androidka nie była pewna po co detektyw chciał to zrobić. Domyślała się jedynie, że może chodzić o próbę zmylenia North, ale nie zagłębiała się w to. Wierzyła, że Connor będzie działał na ich korzyść. Nie miał w końcu żadnego powodu, żeby chcieć im zaszkodzić.

- Dobrze, niech wpadnie. Na którą się umówiliście?

- Jeszcze tego nie ustaliliśmy. Chciałem najpierw zapytać ciebie, czy się zgadzasz.

- Jeżeli to ma pomóc w powstrzymaniu tej psychopatki, to tym bardziej się zgadzam. Dzwoń do niego.

Markus wrócił do siebie, w międzyczasie nawiązując połączenie z RK800. Policjant odebrał od razu i po krótkiej wymianie zdań ustalili, że mogą spodziewać się go w okolicach godziny dziewiętnastej.

Odblokowanie opcji połączeń, było dla Markusa dość ciężkie. Do tej pory, czuł duży komfort psychiczny, bo nie było szans, żeby skontaktowała się z nim osoba, od której wolał trzymać się z daleka. Teraz, czuł jakby został wyciągnięty z bezpiecznej kryjówki i rzucony prosto w sam środek wydarzeń, powodujących u niego koszmarny lęk. Świadomość, że każdy może bez trudu nawiązać z nim połączenie, była dla niego nieznośna i nie mógł się doczekać momentu, gdy całe to szaleństwo wreszcie się skończy, a on będzie mógł po raz kolejny zablokować opcję kontaktu i wrócić do Kanady, by móc kontynuować swoje spokojne, bezpieczne życie. Zanosiło się na jedną zmianę, która miała szansę nieco ożywić ten obrazek. Pojawienie się Connora, mogło okazać się dla Markusa przełomem i urozmaiceniem. RK200 chciał dać mu szansę. Tym bardziej teraz, kiedy widział, że policjant jest szczerze przejęty zaistniałą sytuacją i chce pomóc tak bardzo, jak tylko może. Wydawał się godny zaufania, dlatego Markus nie wykluczał, że kiedyś będzie w stanie nazwać go przyjacielem. Być może nawet szybciej, niż myślał.

Punktualnie o dziewiętnastej, rozległ się dzwonek do drzwi. Kara otworzyła je i wpuściła Connora. Był ubrany w proste, ciemne spodnie, skórzane buty i limonkową koszulę, której rękawy był podwinięte do łokci, co można było zauważyć, gdy zdjął elegancką, czarną kurtkę. Kara i Alice widziały go tego dnia pierwszy raz od momentu, gdy dziesięć lat temu ścigał ich, a później obserwował, jak przebiegają przez pełną pędzących samochodów autostradę. Wedy, był jedynie bezwolną maszyną. Obecnie, jako żywa istota, czuł się bardzo źle z tym, że naraził ich życie, dlatego pierwszych kilka minut było dość niezręcznych, ale szybko wyjaśnili sobie wszystko, co pozwoliło im przejść do głównego powodu jego wizyty.

- Markus wspominał, że chcesz pobrać próbki naszych głosów - powiedziała Kara. - Czy to znaczy, że wyczuwasz jakąś sytuację, która miałaby nam zagrozić?

Głos blondynki zadrżał, co momentalnie wyłapał Luther i złapał żonę za rękę.

- Muszę myśleć o każdej ewentualności - odparł ze stoickim spokojem Connor. - Mamy do czynienia z osobą, która jest kompletnie nieobliczalna i która nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć swój cel. Markus oczywiście nie będzie przed nią o was wspominał, żeby nie narażać was na niebezpieczeństwo. Ustaliliśmy, że w wersji przedstawionej North, to ja jestem jego najbliższą osobą, jednak musimy zachować czujność, bo ona może się jakimś sposobem o was dowiedzieć. Może zaistnieć sytuacja w której będę mógł ją zmylić, przy wykorzystaniu waszych głosów.

- Rozumiem. - Kiwnęła głową. - Macie już ustalony jakiś plan działania?

- Mniej więcej - odparł lekko, puszczając jej oczko. Kara spuściła na moment głowę, uśmiechając się półgębkiem. Nie byłaby w stanie znaleźć słów, żeby opisać, jak bardzo kochała Luthera, jednak przystojny detektyw robił na niej niemałe wrażenie. Jego starannie uczesane włosy, piękne rysy twarzy i równie zachwycające, brązowe tęczówki spowodowały, że jakby była człowiekiem, jej twarz byłaby purpurowa, puls znacznie przyspieszony, a oddech płytki i nierówny. - Markus będzie działał wedle ustaleń, jakie mają z Simonem i Kamskim, a ja będę informowany na bieżąco. Jeżeli zacznie robić się gorąco, wtedy wkraczam do akcji. Rozmawiałem z moim partnerem, Chrisem i porucznikiem Reedem. Gavin obiecał mi stuprocentową dyskrecję i wsparcie, jeśli sytuacja zacznie stawać się zbyt ryzykowna.

- Będzie pan pilnował, żeby wujkowi nie stała się krzywda?

Pytanie Alice sprawiło, że w Connorze drgnęły struny odpowiedzialne za głębokie wzruszenie. Uśmiechnął się do dziewczynki a kiedy ona odpowiedziała mu tym samym, poczuł ogromną radość, że dziewczynka jest w stanie obdarować go tak przyjaznym grymasem mimo tego, co musiała przez niego przeżyć.

- Ja i moi koledzy zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby wujek był bezpieczny. Masz moje słowo.

Alice posłała Connorowi kolejny, jeszcze słodszy uśmiech, niż przed sekundą. Każda kolejna chwila słuchania go tyko utwierdzała ją w przekonaniu, że RK800 po przebudzeniu stał się dobrą, godną zaufania osobą. Dokładnie taką, jakiej jej ukochany wujek potrzebował, żeby przejść przez piekło, jakie otwierało przed nim swoje bramy. Mała wierzyła, że wszystko skończy się dobrze, wierzyła, że wujek przy pomocy swojego przyjaciela Connora, będzie w stanie uratować miasto przed kolejną wojną. Wierzyła również, że to, co działo się w jej umyśle i sercu, jest czymś dobrym.

Że coś, co poczuła kilka dni temu, zwiastowało kolejny etap w jej życiu, który w jej marzeniach był nie mniej szczęśliwy jak ten, który właśnie dobiegał końca.

Z Alice coś się dzieje. Jednak prawdziwe, emocjonalne "bum" dopiero przed nią.

Zauważyłam, że wrzucanie nowych rozdziałów wypadało mi mniej więcej co tydzień. Chciałabym utrzymać tę częstotliwość, ale nie jestem pewna, czy mi się to uda. Byłoby miło, bo zaczynam już powoli pracować nad kolejnym fanfikiem z uniwersum D:BH.

Rose.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top