{12; anger}

Red weszła do swojego gabinetu, w ogóle nie mając humoru na pracę i nic co wiązało się z wychodzeniem z domu. Chciała zostać w łóżku, oglądać jakieś depresyjne filmy i jeść lody, ale wolała nie zaniedbywać kancelarii. Oczywiście mogła sobie na to pozwolić i mieć wywalone na wszystkich i wszystko, ale nie była taka. Bardzo ciężko pracowała na swój sukces i uznanie w mieście i nie chciała tego stracić. Czasami była to jej jedyna karta, której mogła użyć, aby zamknąć Willowi usta. Choć on i tak nie dopuszczał do siebie myśli, że jego żona zarabiała więcej od niego i jej nazwisko znaczyło więcej. Brunetka odwiesiła płaszcz na wieszak stojący przy ścianie, po czym odgarnęła włosy na plecy. Wygładziła sukienkę, którą wybrała tamtego dnia i spojrzała na swoje odbicie w szybie. Nie było najgorzej, ale mogło być lepiej. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, ale naprawdę nie zamierzała marnować czasu na strojenie się, czy poprawianie swojego wyglądu. Wszystko to, czego dowiedziała się o Michaelu nieźle ją przytłoczyło i w dalszym ciągu nie mogła tego przetrawić choć minęło trochę czasu odkąd rozmawiali z Boothem. Nie była pewna, czy w ogóle jest w stanie to zaakceptować. Zastanawiała się też jak mogła być tak ślepa, że tego nie zauważyła. Niby wydawało się to takie oczywiste, ale jednak tak nie było.

Usiadła przy biurku, włączając jednocześnie laptopa. Od zeszłego wieczora nie sprawdzała skrzynki mailowej i nie wiedziała, czy przypadkiem nic nikt do niej nie przysłał. Ostatnio coraz więcej czasu spędzała z filmami, czy książkami, wyłączając się tym samym z życia wirtualnego. Poza tym i tak nie miała po co być dostępną w sieci i jakoś nie było jej to nigdy do szczęścia potrzebne. Znajomi widzieli, w jakim była stanie i nie zapraszali jej nigdzie. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że lepiej jej dodatkowo nie przytłaczać i nie sprawiać, że będzie jej jeszcze bardziej przykro. 

– Mogę? – Aubrey wsunął głowę do gabinetu, po tym jak zapukał do drzwi w dosyć wesoły sposób. Brunetka dyskretnie przewróciła oczami i skrzyżowała dłonie na piersi.

– Jak już musisz – rzuciła tylko, nie mając ochoty z nikim rozmawiać. Nawet z Jamesem. Od kilku dni działał jej na nerwy tą swoją wesołością i nie tylko. Nie było to sprawiedliwe z jej strony, ale chciała jakoś sprawić, żeby przestał chodzić z głową w chmurach i uśmiechem wymalowanym na twarzy. 

– Przyszedłem sprawdzić jak się czujesz – oznajmił, zamykając za sobą drzwi. 

– Jak na załączonym obrazku – burknęła tylko i przysunęła się do biurka, aby wygodniej korzystało się jej z laptopa. – Nie jest ani lepiej ani gorzej, chociaż zastanowiłabym się nad opcją drugą bardziej dogłębnie.

– To spotkanie z Boothem nic ci nie dało? – uniósł zdziwiony brew i zaczął przesuwać porozrzucane rzeczy na jej biurku na swoje miejsce. Rozproszyło to brunetkę i sprawiło, że nie wiedziała, gdzie ma patrzeć. Czy na jego dłonie, czy na twarz. 

– Niech cię to nie obchodzi – rzuciła tylko, a potem już kliknęła ikonkę koperty, po czym wpisała swoje hasło, aby mieć dostęp do skrzynki mailowej. 

Aubrey spojrzał na nią i tylko pokręcił głową. Zapanowała cisza, z którą Red było całkiem wygodnie. Zaczęła sprawdzać otrzymane maile, nie zwracając już swojej uwagi na przyjaciela. Zerknęła na niego kątem oka raz czy dwa, ale na tym się skończyło i raczej nie mógł liczyć na nic innego. Mężczyzna nieco sfrustrowany pokręcił tylko głową, a potem odwrócił się na pięcie i wyszedł z gabinetu, zostawiając Red samą. Odetchnęła z ulgą dopiero wtedy, gdy zamknął za sobą drzwi. Mruknęła tylko coś niezrozumiałego pod nosem i zajęła się pracą. Gdy patrzyła na stos dokumentów do przejrzenia i podpisania, robiło jej się niedobrze i wolała mieć to już wszystko za sobą. 

:::

Red wyszła z gabinetu w okolicach południa. Jej organizm zaczął domagać się czegoś do jedzenia, a także kawy, aby już do końca stanąć na nogi. Brunetka udała się do pokoju socjalnego, gdzie trzymali ekspres, a także gdzie powinien być jej kubek. Czekając na to, aż woda się zagotuje, wyjrzała przez okno i zmarszczyła brwi, widząc jak pada. Westchnęła ciężko, klnąc na siebie w duchu, że nie zabrała ze sobą parasola. Do tego zaparkowała samochodem nieco dalej niż zazwyczaj, bo nie było już miejsca. 

– To są jakieś kpiny, po prostu kpiny – burknęła sama do siebie, gdy wsypywała do kubka dwie łyżeczki zmielonej kawy. 

Zalała kubek i bez dodawania cukru, wyszła z parującą cieczą z pokoju. Dookoła była cisza i nawet sekretarka przykładała się do pracy, a nie piłowała swoje paznokcie na szklanym pilniku. Jeśli Aubrey powiedział jej, że lepiej nie narażać się szefowej, to dobrze zrobił, bo brunetka była w bojowym nastroju i z radością opieprzyłaby tę dziewczynę z góry na dół, gdyby zaszłaby taka potrzeba lub gdyby znalazła pretekst. Wtedy naprawdę niewiele jej było potrzeba do wybuchu i chodziła niczym tykająca bomba zegarowa. Jeden fałszywy ruch, czy jedna iskra i byłoby po wszystkim. Dosłownie po wszystkim. 

Wróciła do siebie, aby w końcu skończyć pracę. Tamtego dnia nie miała zamiaru zostawać po godzinach, jak to miała zwyczaju, bo nie było takiej potrzeby. Kiedy nikt jej nie przerywał, potrafiła bardzo szybko zrobić, to co planowała zrobić i wtedy również tak było. Brunetka usiadła z powrotem na biurku, licząc na to, że James zostawi ją już w spokoju i nie będzie musiała się z nim użerać. Choć zaczęły gnębić ją wyrzuty sumienia i może rzeczywiście powinna nieco go inaczej potraktować, a także zrozumieć to, że się martwił, tak jak to było w przypadku przyjaciół, ale nie potrafiła. Uparła się, że poradzi sobie z tym wszystkim sama i że sama to wszystko rozwiąże. Szło jej gorzej niż okropnie, ale nadal trwała w tym, co sobie postanowiła. Nie potrzebowała pomocy, choć wszystko mogło wyglądać na coś zupełnie innego. Z zewnątrz na pewno nie wyglądało to tak jak powinno i nie musiała się zakładać, aby być pewną, że wyglądała niczym siedem nieszczęść. Może nawet więcej. I mniej więcej tak właśnie się czuła. Była głupia, że tak bardzo uzależniła swoje szczęście od swojego kochanka, ale z drugiej strony było jej z tym całkiem dobrze. Tylko Michael potrafił wywołać uśmiech na jej twarzy i wolała, aby aby jeszcze jakiś czas tak było. Łudziła się, że wróci. 

~*~

w końcu mam trochę wolnego od prób yassss

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top