43
Enzo
Po zabójstwie zająłem się ciałem. Zamierzałem oszczędzić Vaianie szczegółów. Nie chciałem jej mówić o tym, jak pozbywałem się ciał. Moja ukochana do reszty by mnie wówczas znienawidziła, a na to nie mogłem sobie pozwolić. Kochałem ją, a fakt, że przełknęła jakoś to, iż zabijałem, dużo dla mnie znaczył.
Po wszystkim udałem się na górę. Czułem się zadowolony z tego, że przyniosłem światu sprawiedliwość. Nie uważałem siebie za bohatera, ale przynajmniej jedną gnidę mniej. Rodrigo Gonzalez nie mógł już porywać dzieci i nastolatków po to, aby ich sprzedać. To niestety nie znaczyło, że cały ten proceder miał się definitywnie zakończyć, gdyż na świecie istniało wielu ludzi, którzy zajmowali się tym paskudztwem, ale lepiej zrobić coś niż tylko z boku się temu przyglądać.
Otworzyłem drzwi naszej sypialni. Spodziewałem się, że Vaiana i Nook będą uśmiechnięci i zadowoleni z życia. Oni jednak wyglądali tak, jakby stało się coś złego.
Oczy mojej ukochanej zwróciły się ku mnie. Vai posłała mi błagalne spojrzenie. Nie miałem pojęcia, co się działo. Vaiana jednak uparcie milczała. Podszedłem więc do Nooka.
- Będę się już zbierał - oznajmił, jakby wybudzając się z transu. Nook odwrócił się i chciał podejść do drzwi, ale zagrodziłem mu drogę.
- Nigdzie nie pojedziesz w takim stanie. Nie pozwolę na to.
Mój przyjaciel podniósł na mnie wzrok. Zmierzył mnie spojrzeniem i pokręcił głową. Widziałem, że jego ręce drżały. Cokolwiek się tutaj wydarzyło pod moją nieobecność, rozsierdziło to mojego przyjaciela.
- Jestem dorosły, Enzo. Może jestem twoim podwładnym, ale to nie znaczy, że masz prawo mnie tutaj zatrzymywać.
- Jesteś także moim przyjacielem. Chyba o tym zapomniałeś.
Nook starał się mnie minąć. Pozwoliłem mu na to. Nie chciałem z nim rozmawiać w obecności Vaiany. Uznałem więc, że porozmawiamy w innym miejscu.
Posłałem mojej ukochanej porozumiewawcze spojrzenie. Vai skinęła głową. Wiedziała, że prosiłem ją o to, aby została w sypialni. Nie chciałem, aby była świadkiem tej rozmowy.
Zszedłem za Nookiem na dół. Zatrzymaliśmy się w holu. Mój przyjaciel najwidoczniej poszedł po rozum do głowy. Nie wyszedł z mojego domu, choć z pewnością to właśnie chciał uczynić.
- Powiedziałem Vaianie prawdę.
Prawdę? O czym on mówił?
- Jaką prawdę, Nook? O tym, co przytrafiło ci się w dzieciństwie? Myślałem, że wspominałeś już o tym Vaianie.
Mój przyjaciel odwrócił się przodem do mnie. Podniósł wzrok. W jego oczach widziałem prawdziwą burzę. To, co działo się obecnie w jego głowie, musiało być dla niego niewyobrażalnie trudne. Byłem tu jednak po to, aby mu pomóc. Nigdy nie zostawiłbym swojego najlepszego przyjaciela bez pomocy i byłem pewien, że on również nigdy by tego nie zrobił. Nook już nieraz udowodnił mi, jak ważne było dla niego moje życie. Gdyby nie jego pomoc w kilku akcjach, być może dziś nie byłoby mnie na tym świecie.
Nook nagle podszedł bliżej. Objął dłonią mój kark i pocałował mnie w usta.
Sparaliżowało mnie. Nie wiedziałem, co powinienem zrobić albo powiedzieć. Pocałunek trwał jednak tak krótko, że nawet nie zauważyłem, kiedy wargi Nooka rozłączyły się z moimi ustami.
- Powiedziałem twojej kobiecie, że mi się podobasz. Wyznałem jej też, że ona mi się podoba. Zabijesz mnie teraz, Enzo?
Nook mnie nie prowokował. Nie mówił tego w sposób złośliwy ani szyderczy. On naprawdę był gotów zginąć.
Nie zdziwiłem się, gdy Nook wyznał mi, że mu się podobałem. Musiałbym być głupi, aby nie widzieć spojrzeń, jakie mi rzucał. Byłem jednak pewien, że wziął mnie po prostu na przeczekanie. Sądziłem, że Nook wolałby być z kobietą. Choć po chwili dotarło do mnie, dlaczego wybrał sobie mężczyznę na obiekt westchnień.
Nook w dzieciństwie był wykorzystywany głównie przez kobiety. Jego matka i jej klientki zamieniły jego życie w piekło. Nook miał prawo bać się kobiet. Ja na jego miejscu z pewnością czułbym się źle w towarzystwie płci pięknej. Nie dotarło to do mnie jednak aż do tej chwili. Nie miałem o niczym pojęcia, dlatego czułem się paskudnie.
Musiałem sobie poukładać w głowie wiele spraw, ale to nie był na to odpowiedni moment. W Nooku szalała burza. Chciałem mu pomóc, ale nie mogłem przy tym zapomnieć o sobie i o Vai. Dlatego wziąłem głęboki wdech i podszedłem bliżej przyjaciela, który zdążył się ode mnie odsunąć.
- Nie mam ci tego za złe.
Nook zmarszczył brwi i spuścił wzrok. Zachowywał się jak mały chłopiec. Czasami w jego zachowaniu widziałem tego małego chłopca, który był zmuszany do upokarzających czynności tylko dlatego, że wymagała tego od niego jego matka.
- Ja też cię kocham, Nook.
Mężczyzna podniósł na mnie oczy przepełnione nadzieją.
- Kocham cię od dnia, w którym cię poznałem. Jesteś dla mnie kimś bardzo bliskim. Nigdy nie zakładałem tego, że zakocham się w mężczyźnie. Zawsze wpajano mi, że powinienem być męski i moim zadaniem było spłodzenie potomka. Dlatego nie brałem homoseksualizmu albo biseksualizmu pod uwagę. Niedawno jednak poczułem do ciebie coś silniejszego. Jest mi kurewsko źle o tym mówić biorąc pod uwagę, że porwałem Vaianę. Kocham ją, stary. Jest dla mnie wszystkim. Nie jestem ślepy i widzę, że Vai ci się podoba. Nie jestem jednak o to zazdrosny. To jakiś znak, prawda?
Po policzkach Nooka spłynęły łzy. Bolało mnie patrzenie na niego, gdy był w takim stanie. Nook był jednym z najlepszych ludzi, jakich znałem. Nie zasłużył na ten ból.
- Nie wiem, co się dzieje. Nie chcę składać ci żadnych obietnic, ale jestem w stanie spróbować. Nie możemy jednak robić niczego zbyt szybko albo na siłę. Nie chcę wystraszyć Vaiany, ciebie albo siebie. To dla mnie coś nowego. Kurwa, moi rodzice na pewno przewracają się w tej chwili w grobie, ale mam to gdzieś. Chcę swojego pieprzonego szczęścia.
- Enzo, nie możesz. Wybacz, że ci o tym powiedziałem. Nie powinienem był tego robić.
Nook odwrócił się, aby podejść do drzwi. Ja jednak wydałem jedną komendę. Polecenie, które Nook mógł spełnić lub zignorować.
- Uklęknij.
Mój przyjaciel zatrzymał się. Po chwili padł na kolana.
Nie chciałem wykorzystywać przeciwko niemu siły. Nigdy bym tego nie zrobił. Byłem po prostu ciekaw, jak Nook zareaguje. Poza tym widziałem, co się z nim działo. Może nie miałem dużego doświadczenia jako pan. Nook nie był moim uległym, ale jego zachowanie jasno wskazywało na to, że potrzebował mieć przy sobie kogoś, kto się nim zaopiekuje.
Gdy Nook uklęknął, obszedłem go tak, abym mógł stanąć przed nim. Po chwili ukucnąłem przed brunetem. Objąłem dłonią jego policzek. Obawiałem się, że Nook odtrąci ten gest. Nie miałbym mu tego za złe. On jednak postanowił wtulić policzek w moją rękę.
- Jestem tu z tobą. Nic ci nie grozi. Jesteś bezpieczny.
Te słowa wiele znaczyły dla osoby uległej. Wcale nie szufladkowałem Nooka jako uległego. Miewał przejawy dominacji, jednak domyślałem się, że wolał, gdy to nad nim sprawowało się kontrolę. Nie było w tym niczego złego. Ludzie powinni zrozumieć, że mężczyzna nie zawsze musiał dominować. Każdy facet miał prawo do własnych uczuć i do tego, aby od czasu do czasu poczuć się bezbronnym.
- Enzo, nie chcę cię do niczego zmuszać. Nie mógłbym...
- Do niczego mnie nie zmuszasz. Wszystko jest w porządku.
- Masz Vaianę. Nie jesteś gejem. Kurwa, ja też nim nie jestem. Lubię kobiety, ale przy tobie czuję się...
Nook zasłonił dłonią usta tak, jakby nie chciał za bardzo się przede mną odsłonić.
- Masz prawo do swoich uczuć. To, co do mnie czujesz, nie jest niewłaściwe.
- Nie chcę, żebyś mnie oceniał - wyszeptał tak cicho, że ledwo to usłyszałem. - Powinienem być silny. Ona jednak mnie złamała.
Ona. Wiedziałem, kim była ona.
Jego matką.
- Jej już tutaj nie ma. Ona nie żyje. Jesteś bezpieczny.
- To we mnie zostało, wiesz? - spytał, kładąc dłoń na swoim sercu. - To, co mi zrobiła. Nienawidzę jej. Była moją matką, ale jej nienawidzę. Czy byłem złym synem?
Położyłem dłoń na jego głowie. Nook nie odważył się na mnie spojrzeć. To było normalne, że gdy ludzie płakali, woleli zamykać się w sobie. Nie chcieli, aby nikt na nich patrzył w chwili słabości. Każdy z nas był jednak tylko człowiekiem. Mieliśmy prawo popełniać błędy. To było nasze pieprzone prawo i nikt nie miał prawa nam tego odbierać.
- Nie byłeś złym synem. Nigdy tak o sobie nie myśl. To kobieta, która cię urodziła, była zła.
- Kurwa, Enzo. Tak bardzo cię przepraszam. Za wszystko.
Przytuliłem Nooka, gdy ten schował twarz w dłoniach, załamując się. Głaskałem go po plecach i po głowie. Nie chciałem zostawić go samego. Nook może na zewnątrz sprawiał wrażenie oschłego mruka, ale gdy się go lepiej poznało, człowiek całkowicie zmieniał o nim zdanie. Nook był fantastycznym przyjacielem i na pewno był ognistym kochankiem. Na razie tego wszystkiego było dla mnie zbyt wiele, ale uznałem, że wszystko musiałem poukładać sobie na spokojnie.
Nagle usłyszałem, jak ktoś schodzi po schodach. W pierwszym odruchu chciałem ukarać Vai za to, że nie posłuchała mojego polecenia. Prosiłem ją, aby została w sypialni, gdy będę rozmawiał z Nookiem, ale moja ciekawska dziewczynka miała inne plany.
Chęć ukarania Vaiany zniknęła jednak tak szybko, jak się pojawiła. Moja ukochana bowiem zbliżyła się do nas i uklękła obok. Wzięła w ramiona drżącego i płaczącego Nooka i bez słów go przytulała.
Za to właśnie ją kochałem. Vaiana miała niemożliwie dobre serce. Nie znałem drugiej osoby, która byłaby tak bezinteresowna i delikatna jak ona. Vaiana pomagała wszystkim, jak tylko mogła. Ludzie jednak nie oddawali jej tego. Nie czuli do niej wdzięczności, a co więcej, po prostu bezczelnie wykorzystywali jej dobre serce i chęć pomocy. Ludzie byli jednak skurwielami. Nie wszyscy, ale zdecydowana większość owszem.
Pocałowałem Vaianę w policzek. Chciałem pokazać jej, jak bardzo wdzięczny jej byłem za to, co robiła.
- Zostaniesz z nami, Nook?
Gdy moja ukochana zadała te pytanie, Nook podniósł głowę.
- Nie mogę, Vaiano. Nie chcę wam przeszkadzać. To nie jest miejsce dla mnie.
- Musisz z nami zostać - odpowiedziałem hardo. - Nie puścimy cię samego w taką podróż.
- Enzo...
- Wiem, że jesteś dorosły. Wiem, że nie mogę ci niczego nakazać ani zakazać. Może jesteś moim pracownikiem, ale jesteś też częścią mojego życia. Już dawno chciałem ci zaproponować, abyś się do mnie wprowadził. Ten dom jest olbrzymi. Nie będziemy na siebie często wpadać, gdy tutaj zamieszkasz.
- Powiedziałeś "gdy". Nie "jeśli".
Uśmiechnąłem się. Oczywiście, że wyłapał ten jakże ważny szczegół.
- Dokładnie. Jestem pewien, że się tu wprowadzisz i będziemy tu żyć jak jedna wielka szczęśliwa rodzinka. Wiem, że na razie kierujesz się emocjami. To było dla ciebie trudne wyznanie, ale doceniam to, że nam o tym powiedziałeś. Możesz zostać tu z nami?
- Proszę, zostań - poprosiła łagodnie Vaiana. Nie mógł jej odmówić. Nie, gdy tak słodko prosiła.
- Nie chcę, abyście się nade mną litowali - rzekł, pocierając nerwowo tatuaż przedstawiający smoka, który znajdował się na jego przedramieniu. - Nie powiedziałem wam tego dlatego, żebyście uważali mnie za kogoś, kim trzeba się zająć. Może zachowuję się jak dziecko, ale nie jestem nim. Musiałem szybko dorosnąć.
- Wiemy o tym - powiedziałem, podnosząc się z podłogi. - Nikt nie uważa cię za dziecko. Jesteś mężczyzną z krwi i kości, stary. Kocham cię jak brata, a może jak kochanka?
Nook parsknął śmiechem. Bardzo dobrze. Taki był mój cel.
- W takim razie zostaniesz z nami? - zapytała Vaiana, łapiąc Nooka za ręce. Wyglądali rozkosznie i zabawnie, gdy znajdowali się obok siebie. Nook był o wiele większy od Vai. Kurwa, nagle w mojej głowie pojawiła się myśl, co by było, gdyby wsadził w nią fiuta. Pytanie tylko, dlaczego ta myśl nie sprawiła, że stałem się zazdrosny, a jedynie mnie podnieciła?
- Zostanę.
Uśmiechnąłem się do przyjaciela. Podałem mu rękę i pomogłem mu wstać. Gdy Nook wstał, uściskał mnie, po czym uścisnął Vai.
- To gdzie mogę się zatrzymać?
- Możesz wybrać sobie pokój. Nawet komnatę BDSM - zaśmiałem się.
- Chyba jednak na początek wolałbym coś spokojniejszego.
Zaprowadziłem Nooka do jednego z pokojów gościnnych. Miałem ich tutaj pod dostatkiem. Ten dom był prawdziwą fortecą. Mogło się tu pomieścić wiele osób, ale nie było tu wielu mieszkańców. Po śmierci rodziny stałem się samotny, więc cieszyłem się, że nareszcie nie musiałem mieszkać sam.
Vaiana udała się na dół, zostawiając nas samych. Byłem jej za to wdzięczny. Miałem wrażenie, że moja dziewczynka zaczynała czytać ze mnie jak z otwartej księgi. Nie musiałem nic mówić, a ona już wiedziała, co chodzi mi po głowie.
Nook podszedł do okna. Położył dłonie na parapecie i westchnął ciężko. Ja za to stanąłem za jego plecami. Zamknąłem oczy i objąłem go w pasie. Byłem ciekaw swojej reakcji. Nie sądziłem jednak, że mój kutas zacznie twardnieć. Sam już nie wiedziałem, jak powinienem się z tym czuć. Część mnie odczuła wolność i spokój, ale druga część czuła niepewność i niezrozumienie. Uznałem, że najlepszym wyjściem będzie tymczasowe wycofanie się z pola bitwy.
- Rozgość się tutaj, przyjacielu. Do zobaczenia niebawem.
Pocałowałem Nooka w policzek i wyszedłem z pokoju.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top