41
Uwaga! Rozdział zawiera sceny nieodpowiednie dla niektórych czytelników!
Enzo
Wstałem z łóżka i spojrzałem prosząco na Vaianę.
- Zostań tutaj.
- Enzo...
Podszedłem do dziewczyny. Położyłem dłonie na jej ramionach i nawiązałem z nią kontakt wzrokowy.
- Nook zaraz przyjdzie tu po to, aby cię przypilnować. Proszę, abyś nie schodziła na dół. Nie rób tego pod żadnym pozorem. Poradzę sobie, kochanie. Zabiję tego drania, a potem do ciebie wrócę. Za żadne skarby nie chcę, abyś widziała to, co robię, jasne?
Dolna warga Vai drżała. Wiedziałem, że dziewczyna nie chciała, abym torturował i zabijał tego gościa. Niestety taka była moja praca. Poza tym, po części byłem sadystą. Znęcanie się nad skurwielami, którzy zatruwali życie innym, było dla mnie jak chleb powszedni. Pewnie nie powinienem czuć się z tego powodu dumny, ale tak było.
Przytuliłem Vaianę. Po tym niechętnie wziąłem do ręki skórzane kajdany. Poprosiłem dziewczynę, aby usiadła na łóżku. Wziąłem w dłoń prawy nadgarstek Vai i przykułem jej rękę do ramy łóżka.
- Gdy Nook do ciebie przyjdzie, od razu cię rozkuje. Niczym się więc nie martw.
Kluczyk do kajdan zostawiłem na widoku. Był jednak wystarczająco oddalony od Vaiany, więc wiedziałem, że nie uda jej się go złapać.
- Nie ufasz mi, Enzo?
Jej słowa mnie zabolały. Poczułem się jak sukinsyn.
Uklęknąłem przed Vaianą. Chciałem jak najszybciej uporać się z tym gnojem, którego miałem zabić. Nie mogłem jednak zostawić tutaj mojej dziewczyny, gdy była taka roztrzęsiona.
Położyłem dłonie na jej udach. Vai drżała. Bała się tego, co miałem zrobić. Czym innym było słuchanie moich opowieści o tym, jak odbierałem ludziom życie, a czym innym było bycie tego świadkiem. Vaiana oczywiście nie miała nic zobaczyć jako, że za nic bym jej na to nie pozwolił, ale miała być w domu w czasie, gdy w piwnicach tego domostwa miałem odbierać człowiekowi życie.
- Przykro mi, kochanie. To, co robię, nie ma nic wspólnego z moim zaufaniem do ciebie. Wiesz, że ci ufam. Są jednak pewne rzeczy, od których chciałbym trzymać cię z daleka. Zabijanie jest jedną z takich rzeczy. Nie mogę pozwalać na to, abym w twoich oczach stawał się potworem, choć i tak pewnie nim już jestem. Muszę jednak zapobiec twojej krzywdzie. Uwierz mi, że nie chciałabyś patrzeć na to, co będę robił. Dlatego bardzo cię proszę o to, abyś nie sprawiała Nookowi kłopotów. Będziesz grzeczna dla swojego pana?
Trąciłem Vai palcem w nos. Uśmiechnąłem się, ale jej nie było do śmiechu.
- Obiecuję, że będę grzeczna.
Podziękowałem Vaianie i skradłem jej szybki, ale pełen uczuć pocałunek. Po tym zamknąłem drzwi pokoju i zszedłem na dół. Przeszedłem przez imponujący hol i wyszedłem do ogrodu. Jak się okazało, Nook szarpał się ze skurwielem, którego porwał.
- Zajebię cię, sukinsynu! Przysięgam, że będziesz zdychał w piekle!
Mężczyzna krzyczał na Nooka. Facet miał około czterdziestu lat i był zniszczonym przez życie wytatuowanym brunetem. Miałem ochotę śmiać się z jego bezsensownych wysiłków. Mężczyzna miał związane ręce i nogi, ale i tak zacięcie walczył z dwa razy większym od siebie facetem. Podziwiałem go za upór. Choć ja na jego miejscu już dawno bym się poddał. Nie było sensu walczyć z kimś tak drastycznie od siebie silniejszym.
- Wsadziłbym ci kutasa w gębę, żebyś się zamknął, ale mi się nie podobasz - odpowiedział niewzruszony Nook, mocno trzymając szarpiącego się mężczyznę.
- Witaj, kochanie - zaśmiałem się, celowo mówiąc do Nooka w taki sposób.
Mieliśmy ze sobą niepisaną umowę. Przy ofiarach, które i tak miały stracić życie, udawaliśmy kochanków. Szok widoczny na twarzach tych mężczyzn był niesamowicie satysfakcjonujący. W naszym świecie mężczyźni musieli być silni, męscy i musieli spłodzić potomków. Udawanie kochanka Nooka było więc zabawne. On chętnie podłapał tą grę. Wiedziałem, że w pewnym stopniu podobałem się swojemu przyjacielowi, więc jego fiut niejednokrotnie stawał na baczność podczas flirtu ze mną.
- Cześć, skarbie. Zobacz, jaką mamy uroczą ofiarę - rzekł Nook, puszczając mi oczko.
- Chętnie wsadziłbym mu kutasa do dupy - odparłem.
Nook się zaśmiał, a przerażony mężczyzna patrzył to na mnie, to na Nooka. Biedak nie miał pojęcia, co go czeka.
- Czy wy...
- To mój niewolnik - powiedziałem do faceta, wskazując na Nooka. - Jest dobry w łóżku. Tylko do tego mi się przydaje.
- Kochanie, nie bądź taki bezczelny! - rzekł do mnie Nook.
- Kiedy taka jest prawda - odrzekłem, wzruszając bezradnie ramionami. - Dobra z ciebie dziwka, ale jesteś tylko mój. Jeśli spróbowałbyś kochać się z innym facetem...
- Tak, wiem. Zamknąłbyś mi kutasa w pasie cnoty.
- Wy zboczeńcy! - krzyknął facet, o którym niemal zapomniałem. - Jesteście chorymi perwersami!
- Kto to mówi? - zaśmiałem się, podchodząc bliżej wijącego się w więzach faceta. Złapałem go mocno za podbródek i zmusiłem, aby skierował swoje przerażone oczy na mnie. - To ty zajmowałeś się handlem dziećmi i dorosłymi ludźmi. To ty porywałeś niewinne nastolatki z ulic po to, aby służyły seksualnie facetom, którzy mieli zapłacić za nie najwięcej. To ty zabijałeś starsze osoby, choć nic ci, kurwa, złego nie zrobiły. Kreowałeś się na pieprzonego Boga, a zaraz zostaniesz z niczym. Powiedz, warto było?
Facet zaraz miał zrobić pod siebie ze strachu. Jęczał i drżał. Starał się zachować powagę i pewność siebie, ale marnie mu to wychodziło. Jego starania były dla mnie po prostu zabawne.
- Nie zabijecie mnie. Mam swoje imperium i...
- W obliczu śmierci imperium nie ma żadnego znaczenia, śmieciu - warknąłem. - Dorobiłeś się kasy, ale co z tego, skoro nie zdążyłeś wydać prawie nic? Myślałeś, że niebawem udasz się na emeryturę, kupisz jacht i będziesz zapraszał na niego dziwki? Przykro mi, Rodrigo Gonzalez, ale to się nie wydarzy.
- Kurwa, ty...
- Tak? - spytałem, śmiejąc się.
- Ty jesteś Enzo Vacciarelli. Syn Gabriela.
- Bingo! - zaśmiałem się. - Tak, to ja. Teraz to ja jestem głową rodu, bo tak się składa, że mój tatuś został zamordowany, ale nie martw się. Gabriel nauczył mnie wielu przydatnych w torturach sztuczek. Jestem pewien, że będziemy się razem dobrze bawić. Nook, pomożesz mi zaprowadzić tego chuja do lochów, a potem poproszę cię, abyś udał się do naszej niewolnicy, dobrze?
Wyraz twarzy Rodrigo był fenomenalny. Ubawiłem się do łez.
- Mam nadzieję, że nasza niewolnica jest gotowa na mojego fiuta. Stęskniłem się za nią - kontynuował Nook. Gdyby nie była to gra, już dawno ukręciłbym mu głowę. Wiedziałem jednak, że mój przyjaciel miał zbyt duży szacunek do Vaiany, aby tak o niej mówić. Po prostu wczuł się w rolę.
Zaprowadziliśmy szarpiącego się mężczyznę do piwnicy. Tam za pomocą Nooka przykułem jego ręce do łańcuchów zwisających z sufitu. Po tym obnażyliśmy mężczyznę do naga, aby w ostatnich chwilach życia poczuł się upokorzony. Tak, jak jego ofiary, które skazywał na okrutny żywot w niewoli.
Kiedy mężczyzna był już gotowy, z chorą satysfakcją spojrzałem na metalowy stół, na którym znajdowały się wszelkie przedmioty służące do zadawania ofierze bólu. Uznałem, że miałem przy sobie wszystko, czego potrzebowałem. Podziękowałem Nookowi skinieniem głowy za asystę. Mój przyjaciel po tym udał się na górę, aby zaopiekować się Vaianą, gdy ja miałem bawić się jak dziecko w piaskownicy. Tyle tylko, że byłem w posiadaniu troszeczkę innych zabawek.
Na początku chodziłem wokół mężczyzny. Obserwowałem jego ciało. Nie minęło dużo czasu, a już się pod siebie zsikał. Chciało mi się śmiać z jego bezsilności. Zachowywał się naprawdę żałośnie. Nie, żebym oczekiwał, że będzie zachowywał się inaczej.
Po krótkim spacerze zabawa mi się znudziła. Podszedłem do stołu i zabrałem stamtąd wyjątkowy knebel. Nie patyczkując się, włożyłem narzędzie mężczyźnie w usta. Knebel był specjalny dlatego, że jego mechanizm opierał się na zębach i zmuszał ofiarę, aby nie mogła zamknąć ust. Wykorzystując to, chwyciłem za język mężczyzny i obciąłem go obcęgami. Odrzuciłem język na podłogę.
- To już ci się nie przyda - poinformowałem go, gdy on skomlał z bólu i płakał. - Może na początku chciałem z tobą porozmawiać, ale uznałbym to za stracony czas. Co taka gnida jak ty miałaby mi do powiedzenia?
Ponownie zbliżyłem się do stołu. Wziąłem bicz. Nigdy nie ośmieliłbym się użyć go na mojej dziewczynie. Bicz zostawiał intensywne pręgi na ciele ofiary. Pejcz sprawdzał się przy Vaianie. Lubiła go, a ja uwielbiałem zadawać nim jej ból. Choć był to ból połączony z rozkoszą.
Stanąłem za mężczyzną i zacząłem smagać go w plecy. Uderzałem bezlitośnie. Nie mogłem mieć przecież litości dla mężczyzny, który niszczył życie niewinnym dziewczynom i chłopcom.
- Powiedz mi, ile masz ofiar na koncie?
Mężczyzna zakwilił, gdy zacząłem uderzać jego pośladki i tył ud.
- Ach, przecież ty już nic mi nie powiesz, Rodrigo. Język to jednak cena rzecz, prawda?
Znowu jęknął. Na litość wszelkich bogów, jaki on był żałosny.
- Jestem ciekaw, co słychać u tych dziewczyn i chłopców, których porwałeś i zmusiłeś do stania się niewolnikami. Nie masz żadnych wyrzutów sumienia?
Po tym, jak moja ręka się zmęczyła, odrzuciłem bicz na podłogę. Postanowiłem teraz pobawić się woskiem. Zapaliłem świecę i chodziłem wokół Rodrigo pozwalając, aby wosk skapywał na jego ciało. Mężczyzna piszczał z bólu. Nie wiedział, że przygotowałem dla niego coś o wiele gorszego.
Zabawa z woskiem także szybko mi się znudziła. Dlatego podszedłem do stołu po ostrzejsze obcęgi. Takie, które miały ząbki. Uśmiechnąłem się na ten widok.
Uklęknąłem przed mężczyzną. Spojrzał na mnie z przerażaniem w brązowych oczach.
- Nie myśl tylko, że klęczę przed tobą po to, aby ci obciągnąć. Nie ze mną te numery. Mam tylko jednego kochanka i jest nim Nook.
Uśmiechnąłem się. Wizja Nooka jako kochanka nie była taka zła. Kochałem mojego przyjaciela na swój sposób, choć nie wiedziałem, jak powinienem mu to okazywać. Nook był dla mnie pomocą i nieocenionym wsparciem. Fizycznie także mi się podobał, ale nigdy nie zastanawiałem się nad swoją seksualnością. Uważałem, że kręciły mnie tylko kobiety i tak z pewnością było. Wystarczyło spojrzeć na to, co łączyło mnie z Vaianą. Kochałem ją do szaleństwa.
Uznałem jednak, że gdybym miał zaprosić do łóżka jeszcze jedną osobę, byłby to właśnie Nook. Może był potężnym facetem, który swoim wyglądem mógł przerażać, jednak miał w sobie piękną delikatność. Był dobry i wrażliwy. Zaopiekowałby się Vaianą i mną.
Nie, nie mogłem o tym myśleć. Byłem facetem Vai i to jej powinienem przysięgać wierność. Nook nie mógłby do nas dołączyć. Nie w tym życiu.
Choć byłoby to bardzo miłe.
Chwyciłem w obcęgi jądra mężczyzny i zrobiłem mu coś podobnego do tego, co lata temu zrobił mi mój ojciec.
Rodrigo krzyknął tak, jakby coś rozrywało jego ciało. Wiedziałem, że moje działanie sprawiło mu niewysłowiony ból. Mężczyzna cierpiał, ale tak powinno być. W pełni sobie na to zasłużył. Był diabłem w ludzkiej skórze. Ja przy nim byłem pierdolonym aniołem.
- Jak wrażenia? - spytałem sarkastycznie, śmiejąc się. - Miło?
Rodrigo krzyczałby na mnie, gdyby mógł to robić. On jednak chyba pogodził się ze swoim losem. Powoli odpływał, ale ja nie mogłem tak szybko pozwolić mu na śmierć. Gdzie w tym zabawa? Gdzie kara za to, co zrobił tylu niewinnym ludziom?
Podniosłem się z kolan. Wziąłem do ręki nóż. Celowo wybrałem w miarę tępy. Zbliżyłem się z nim do Rodrigo. Mężczyzna spojrzał na mnie zapłakanymi oczami. Modlił się o litość. On jednak nie miał prawa już żyć. Poza wszystkimi ważnymi sprawami, jego ciało po prostu nie mogłoby normalnie funkcjonować po tym, co mu zrobiłem i co jeszcze miałem zamiar uczynić.
- Widzisz, Rodrigo - zacząłem, stając przed nim z nożem w dłoni. - Życie nie zawsze jest sprawiedliwe. Nie należy jednak zapomnieć o tym, że to my odpowiadamy za swoje życie. Nikt inny nie dokonuje wyborów za nas. Dlatego dziś musisz ponieść konsekwencje swoich działań. Będę twoim aniołem stróżem albo Lucyferem. Jak kto woli. Mam nadzieję, że ofiary, które porwałeś i którym zniszczyłeś życie, będą nawiedzać cię w najgorszych koszmarach. Cieszę się, że to ja, posłaniec śmierci, mogę być tym, którzy odbierze ci życie.
Założyłem lateksowe rękawiczki. Brzydząc się tym działaniem, wziąłem do ręki fiuta Rodrigo. Zacząłem odcinać go od jego ciała.
Mężczyzna szlochał, próbował krzyczeć i odpływał. Jego ciało i dusza powoli umierały. Ja jednak jeszcze nie skończyłem. Wiedziałem, że nie miał umrzeć od odcięcia penisa, dlatego na koniec zostawiłem dla niego coś specjalnego.
Coś absolutnie wyjątkowego.
Głowa Rodrigo opadła do przodu, gdy jego kutas wylądował na podłodze. Wiedziałem, że będę musiał to potem posprzątać, co było najgorszym elementem tej krwawej zabawy. Nie lubiłem brudzić sobie rąk, jednak byłem do tego przyzwyczajony.
Chwyciłem Rodrigo za szyję. Odchyliłem mu głowę tak, aby mógł spojrzeć mi w oczy. Mężczyzna błagalnie kręcił głową, robiąc to ostatkami sił. Uśmiechnąłem się, poklepując go po policzku.
- Teraz, mój skurwielu, czeka cię wybuchowy koniec życia. Jesteś gotowy?
Zamknął oczy tak, jakby już pogodził się ze swoim losem.
- W takim razie zaczynamy. Nie mamy przecież czasu do stracenia. Diabeł na ciebie czeka. Już zaraz oddam cię w jego ręce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top