34

Enzo

Zawaliłem.

Kurwa. Nie po raz pierwszy.

Poddałem się Vai. Pozwoliłem jej robić ze mną, cokolwiek chciała. Gdyby pragnęła, mogłaby nawet wrzucić mnie do piwnicy i przykuć łańcuchami do haka przymocowanego przy suficie.

Vaiana jednak zabrała mnie na górę. Ciągnęła mnie tam za rękę, choć pewnie wolałaby, abym miał na szyi obrożę. Sam byłem gotów podarować jej obrożę do rąk, aby mogła mi ją założyć i wykorzystać mnie w każdy możliwy sposób.

Czułem się jak ostatni skurwiel, gdyż wiedziałem, że potwornie zawaliłem. Powinienem być dla Vai największym wsparciem, a ja zachowałem się jak sukinsyn.

Pan powinien być dla swojej uległej mistrzem, ale i przewodnikiem. Może nas bezpośrednio nie łączyła taka relacja, gdyż Vaiana wiele razy przejmowała nade mną kontrolę i była moją panią, ale to ja byłem jej porywaczem. To ja ją uprowadziłem i odpowiadałem za nią. Bawienie się jej uczuciami w tak bezlitosny sposób było po prostu słabe.

Dziwiłem się, że Vaiana postanowiła o mnie zawalczyć. Kiedy kazała mi uklęknąć, na początku nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Jedna strona mnie chciała jej ulec, ale druga pragnęła pomóc dziewczynie wrócić do domu. Racjonalna część mnie wiedziała, że Vaianie lepiej będzie w normalnym środowisku, do którego od lat była przyzwyczajona, ale ona nie chciała tam wrócić.

Vaiana dotarła ze mną na górę. Weszliśmy do sypialni. Bez słowa i bez czekania na jej rozkaz, padłem przed nią na kolana. Wydawało mi się, że to była jedyna sensowna pozycja dla mnie w tej chwili.

Vai oddychała ciężko. Płakała. Stała przede mną, ale nie miałem odwagi, aby spojrzeć w jej oczy, które przecież tak kochałem. Szalałem na punkcie mojej niewolnicy, ale nazywanie jej w ten sposób przy stole było słabe.

Zacisnąłem dłonie w pięści. Próbowałem nie płakać, ale ostatnimi czasy emocje znajdujące się we mnie potrzebowały upustu. Przy ojcu i całej mojej rodzinie nigdy nie mogłem pozwolić sobie na słabość, ale teraz, gdy miałem Vaianę, sprawa prezentowała się inaczej.

Powinienem być dla niej silny. Powinienem stanowić dla niej wsparcie. Powinienem ją szanować i całować ziemię, po której stąpała, a po jednej kłótni byłem gotów odwieźć ją do domu.

Choć podróż z Włoch do Stanów trochę by potrwała.

Znałem moją dziewczynkę już całkiem dobrze. Dlatego nie zdziwiłem się, gdy Vaiana postanowiła zapiąć mi na szyi obrożę. Doczepiła do małego kółeczka smycz. Oczywiście w każdej chwili mogłem się wyrwać, ale cała zabawa polegała na zaufaniu do partnera i zezwoleniu na to, aby nas prowadził.

Łzy Vaiany spadały mi na głowę. Moja ukochana płakała, a ja nie czułem się na siłach, aby jej pomóc. Jaki był ze mnie chłopak?

Nagle Vai zaczęła głaskać mnie po głowie. Napiąłem się, szykując się na to, że mnie uderzy, ale po chwili dotarło do mnie, że Vaiana przecież nigdy by tego nie zrobiła. Mimo, że ludzie wiele razy śmiali jej się prosto w twarz, ona nigdy nie była złośliwa. Kochała świat i kochała ludzi, choć niektórzy zdecydowanie nie zasługiwali na jej miłość.

Na przykład ja.

- Przepraszam, że podczas kolacji zapytałam cię o to, ile zabiłeś osób. Czasami pewnych rzeczy lepiej jest nie wiedzieć.

Chciałem jej odpowiedzieć, ale nie mogłem. Po prostu, kurwa, nie mogłem.

- Sprowokowałam cię. Nie boję się ciebie. Chciałabyś, żebyś to wiedział. Nie bałam się ciebie nawet wtedy, gdy mnie porwałeś.

- Musiałaś się bać, kochanie. Przecież cię porwałem.

- Gdyby zrobił to ktoś inny, na pewno bym się bała. Ciebie jednak się nie boję, Enzo. Kocham cię.

Odważyłem się unieść wzrok. Spojrzałem w jej piękne oczy. Oczy, które płakały. Podobnie zresztą jak moje oczy.

- Nie możesz kochać kogoś takiego jak ja, aniołku. Jestem potworem. Naprawdę powinienem odwieźć cię do do domu i...

- Jeszcze słowo, a cię zaknebluję.

Mimo tego, że byłem w paskudnym humorze, nie mogłem się nie uśmiechnąć.

- Dobrze, pani. Och, wybacz. Miałem nic nie mówić.

Vaiana także się uśmiechnęła. Jeszcze raz pogłaskała mnie po głowie, co dodało mi pewności siebie.

- Nigdy więcej nie próbuj mi tego robić, Enzo. Wiem, że mnie porwałeś. Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem twoją niewolnicą, ale jestem także twoją dziewczyną. Kocham cię, więc takie bawienie się uczuciami jest naprawdę słabe.

Skinąłem głową. Nie mogłem nie przyznać jej racji, więc wiedziałem, że siedzenie cicho było najlepszym wyjściem.

- Zaopiekuję się tobą i twoim złamanym sercem - powiedziała, a ja nie miałem pojęcia, co powinienem jej odpowiedzieć. Nie istniały bowiem żadne słowa, którymi mógłbym opisać to, co czułem do tej wspaniałej kobiety.

- Vaiano, ale...

- Teraz ja mówię.

To było cudowne. Vaiana przeszła ogromną przemianę, choć tak naprawdę była dopiero na początku swojej drogi. Jednak to, jak zmieniało się jej zachowanie, było po prostu fenomenalne. Stawała się pewna siebie i rosła w oczach. Stawała się ptakiem, który był w stanie rozwinąć skrzydła i ruszyć przed siebie. Jako jej chłopak byłem z niej cholernie dumny.

- Wiem, że jesteś złamanym chłopcem w ciele dorosłego mężczyzny. Wybacz, jeśli bawię się w psychologa, jednak taka jest prawda. Doceniam to, że się mną opiekujesz i tak czule się o mnie troszczysz, ale ja też chciałabym o ciebie zadbać. Musisz mi tylko na to pozwolić.

Skinąłem głową. Może zachowywałem się jak posłuszna laleczka mojej bogini, ale taki właśnie chciałem w tej chwili być. Bezbronny i skazany na jej łaskę. Choć jakby nie patrzeć, sam skazałem się na jej łaskę i zrobiłem to z wielką chęcią.

Vaiana uklęknęła przede mną. Chciałem jej powiedzieć, aby tego nie robiła, gdyż nie zasługiwałem na to, aby tak nieziemska kobieta jak ona przede mną klęczała, ale nic nie powiedziałem. Gdy bowiem Vai przycisnęła do moich ust palec, mogłem tylko zamilknąć. Jak na grzecznego sługę przystało.

- Jesteś mój. Czy ci się to podoba, czy nie.

- Bardzo mi się to podoba, moja pani - odparłem, czując wzruszenie ściskające mnie za gardło.

- W takim razie cieszę się. Gdy niewolnik jest zadowolony ze służby swojej pani, wówczas wszystko jest piękniejsze, prawda?

Uniosłem ręce, aby objąć dziewczynę i ją do siebie przyciągnąć, ale w ostatniej chwili się przed tym powstrzymałem. Przypomniałem sobie o tym, że miałem na szyi obrożę, więc w tej chwili byłem niewolnikiem.

Vai widziała, co robiłem. Złapała mnie za ręce i położyła je sobie na biodrach. Westchnąłem ciężko, czując jej seksowne krągłości pod palcami.

- Moja ukochana. Czym sobie na ciebie zasłużyłem?

Vaiana zaśmiała się. Wzruszyła niewinnie ramionami, co wyglądało naprawdę uroczo.

- Teraz powinnam dać ci karę za to, jak się zachowałeś, Enzo.

- Przyjmę ją z godnością, moja pani.

- Postanowiłam jednak sprawić, że ta kara będzie dla ciebie także przyjemna. Znaj moją dobroć.

Vaiana wstała, a ja podążyłem za nią wzrokiem jak za boginią, którą przecież dla mnie była. Patrzyłem na to, jak gestem ręki nakazuje mi wstać. Stanąłem przed nią i schowałem ręce za plecami.

- Odepnę ci smycz po to, abyś mógł się rozebrać. Do naga.

Nie wiedziałem, co planowała, jednak posłusznie wykonałem jej rozkaz. Gdy byłem już nagi, spojrzałem na swojego penisa. Bydlak nie wiedział, kiedy się obudzić. Miałem nadzieję, że chociaż w takiej chwili pozostanie spokojny, ale tak się nie stało. Już po chwili bowiem stanął na baczność. Nie zakrywałem go rękoma, gdyż nie było sensu udawać. Vai i tak już to zobaczyła.

- Przynieś mi krzesło, niewolniku.

Vaiana wskazała na krzesło, które stało przy stoliczku. Posłusznie przyniosłem je dla mojej pani i patrzyłem na to, jak na nim siada.

- Na kolana.

Gdy uklęknąłem, Vai przypięła do mojej obroży smycz. Owinęła ją sobie kilkukrotnie wokół dłoni tak, abym był jak najbliżej niej i aby smycz była do granic możliwości napięta.

Dziewczyna założyła nogę na nogę. Była boso. Nie wiedziałem, co planowała, ale gdy zbliżyła stopę do moich ust, wszystko stało się jasne.

- Wielb swoją królową. Pokaż jej, jak bardzo ją kochasz. Nie krępuj się. Całuj i liż tak, jakby od tego zależało twoje życie, Enzo. Wyobraź sobie, że jeśli nie będę zadowolona z twoich starań, każę moim pozostałym niewolnikom cię wychłostać.

Och, nie. Vaiana nie mogła mieć innych niewolników. Tylko ja nim byłem. Choć nie dziwiłem się, że w jej głowie pojawiły się takie fantazje. Vaiana przecież czytała różne dziwne książki. Byłem ciekaw, co ta Olivia jej pożyczała. Cokolwiek to jednak było, uczyniło z mojej ukochanej pełną pożądania kobietę. Kobietę, która miała wiele interesujących pomysłów, a ja byłem gotów spełnić każdy z nich.

Delikatnie objąłem palcami kostkę prawej nogi mojej ukochanej. Zacząłem lizać jej skórę. Vaiana wyglądała jak pieprzona bogini, gdy tak pewnie zajmowała miejsce na krześle, które w moim wyobrażeniu było tronem. Mogliśmy zejść do piwnicy, aby mogła usiąść na prawdziwym tronie, ale skoro Vai wolała bawić się w sypialni, nie miałem na ten temat nic do powiedzenia.

Dziewczyna złapała się dłońmi siedziska krzesła, gdy zacząłem kolejno ssać jej palce. Co chwila patrzyłem jej w oczy. Stopy jako takie nie były dla mnie żadnego rodzaju fetyszem. Nie czułem podniecenia, gdy czciłem stopy mojej ukochanej, jednak rozumiałem, co ten akt miał na celu. Poza tym, podobało mi się to, że oddając jej cześć w ten sposób, niejako znajdowałem się w odpowiedniej roli. Byłem jej sługą i tak o sobie myślałem. Moim jedynym powodem do życia było zaspokajanie mojej właścicielki.

- Grzeczny chłopiec. Twoja pani jest z ciebie dumna, wiesz?

Te słowa nakręciły mnie do działania. Ssałem i lizałem jeszcze bardziej intensywnie. Chciałem więcej, więcej i więcej.

- Enzo...

Mój biedny penis pulsował. Może jednak nie miałem racji. Może czczenie stóp mojej pani w jakiś sposób mnie jednak podniecało.

- Enzo, błagam...

Nie wiedziałem, o co błagała moja królowa. Mimo tego, nie mogłem poprzestać na jej stopach. Dlatego rozłożyłem jej nogi i rozerwałem jej majtki. Vaiana pisnęła z zaskoczenia, kompletnie się tego po mnie nie spodziewając.

Gdy rozłożyłem mocniej jej nogi, zacząłem lizać jej cipkę. Vai szarpała mnie za smycz i przyciągała moją głowę mocniej do siebie. W pewnej chwili oddychałem tylko jej cipką. Byłem zanurzony w jej zapachu i niech mnie piorun trzaśnie, ale cholernie mi się to podobało.

Jęczałem jak jej dziwka. Chciałem tak się czuć. W tej chwili byłem tylko narzędziem do zaspokajania potrzeb mojej właścicielki. Niczym więcej.

- Nie p-pozwoliłam ci na t-to...

Mimo, że nie uzyskałem pozwolenia od mojej pani na czczenie jej cipki, tak Vaianie jakoś nie spieszyło się do tego, aby mnie od siebie odsunąć. Co więcej, dziewczyna mocniej rozłożyła nogi i nawet zarzuciła mi nogę na ramię. Złapałem ją za udo i ssałem tak, jakbym nigdy w życiu nie kosztował niczego równie dobrego.

Była to prawda.

- To miała być twoja kara!

Uśmiechnąłem się przy jej cipce, mocniej ją ssąc.

- Boże!

Vaiana odchyliła głowę do tyłu. Zassałem jej łechtaczkę, a ona przycisnęła moją głowę do siebie tak mocno, że nie mogłem oddychać. Było to jednak dobre i właściwe. Po chwili Vai się opamiętała i pozwoliła mi się od siebie odsunąć. Kiedy to zrobiłem, spojrzałem na jej rozchylone usta i zarumienione policzki. To była cudowna kara.

- Enzo...

- Tak, moja pani?

- Masz na twarzy moje soki.

Zaśmiałem się. Zlizałem wszystko i uśmiechnąłem się do mojej królowej.

- Mam nadzieję, że było ci przyjemnie, moja pani. Czy mógłbym jeszcze coś dla ciebie zrobić?

- Tak. Przynieś mi kawałek ciasta z lodówki. Tylko szybko.

- Tak, pani.

Nie wiedziałem, dlaczego Vaiana miała ochotę na ciasto właśnie w tej chwili, ale domyślałem się, że może po prostu pragnęła odpocząć. Dlatego zszedłem na dół i chwilę zajęło mi krojenie ciasta. Nałożyłem kawałek na talerzyk i wziąłem widelczyk, po czym udałem się z powrotem na górę. W pewnej chwili jednak przystanąłem w miejscu. Stało się to w momencie, w którym dostrzegłem swoje odbicie w lustrze.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Wyglądałem bowiem jak niewolnik. Byłem zupełnie nagi, miałem na szyi obrożę, a na mojej piersi spływała smycz. Mój fiut stał na baczność i niosłem ciasto dla mojej pani. Dawny Enzo nigdy nie zachowałby się w ten sposób. Nigdy nawet nie pomyślałby o czymś takim.

Zmieniłem się. Moja rodzina, w szczególności mój ojciec, nie byliby ze mnie dumni. Od dziecka byłem wychowywany na twardego, pewnego siebie i bezlitosnego drania, którego największym celem było służenie rodzinie i robienie wszystko, czego wymagał ode mnie mój ojciec.

Tata był nie tylko moim ojcem, ale przede wszystkim był moim szefem. Musiałem być mu posłuszny, gdyż innej opcji nie brałem nawet pod uwagę. Wszystko robiłem pod jego dyktando, gdyż tak zostałem zaprogramowany.

Po śmierci ojca czułem żal, ale poczułem też ulgę. Powinienem się tego wstydzić, ale tak nie było. Wiedziałem bowiem, że od teraz już nikt nie będzie moim szefem. Sam mogłem być sobie królem. Moje panowanie na tronie nie potrwało jednak długo. Szybko bowiem zrozumiałem, że jednak potrzebowałem kontroli drugiego człowieka nad sobą.

Tym kimś miała być dla mnie moja hawajska królowa. Vaiana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top