33

Vaiana

Nadszedł czas kolacji. Siedziałam podekscytowana w kuchni i patrzyłam na krzątającego się po pomieszczeniu Enzo. Uparł się, że to on przygotuje dla mnie posiłek. Nie sprzeciwiałam się. Po tym, jak zafundował mi cudowny orgazm w sypialni, stałam się marionetką w jego rękach. Mój mężczyzna sprawił mi taką rozkosz, że nie myślałam o niczym, jak tylko o nim.

Enzo postanowił gotować dla mnie bez koszulki. Mogłam więc bezwstydnie podziwiać jego mięśnie, tatuaże, a także blizny. Na szczęście Enzo już nie ukrywał swoich blizn, co było dla mnie powodem do radości. Nie chciałam, aby wstydził się być przy mnie tym, kim był naprawdę. To w końcu nie była jego wina, że życie tak okrutnie sobie z niego zakpiło.

- Czuję, że wypalasz mi dziurę w plecach, aniołku.

Zaśmiałam się. Enzo nie odwrócił się do mnie, ale i tak czuł na sobie moje spojrzenie.

- Tak się składa, że wypalam ci dziurę w tyłku, mój niewolniku.

Enzo tym razem się do mnie odwrócił. Miał w ręku łopatkę. 

- Jesteś zboczona, kochanie.

- Hej! Wcale, że nie!

Zaśmiał się, kręcąc głową. Wrócił do gotowania, a ja dalej z nim flirtowałam. I tak nie miałam nic lepszego do roboty. Choć nie mogłam narzekać. Było to bowiem naprawdę miłe doświadczenie. Zakochanie było jednak cudownym stanem. Miałam nadzieję, że faza zakochania nigdy nie przeminie w naszym przypadku. Z wielu historii wiedziałam, że po kilku tygodniach lub miesiącach, faza zakochania przeradzała się w inną fazę. Taką, w której wielu ludzi nie starało się tak, jak wcześniej i nie czuło tego, co czuli jeszcze na początku. 

- Myślisz o tym, jakby to było fajnie, gdybyś wepchnęła mi dildo do tyłka? - zażartował Enzo, podchodząc do stołu i nachylając się tak, aby pocałować mnie w czubek głowy. 

- Nie, choć jest to bardzo kusząca wizja. Po prostu zastanawiałam się nad tym, co by było, gdyby nasze uczucie zniknęło.

- O czym ty, do diabła, mówisz? Powinienem zacząć się martwić? Wiesz, zawsze możemy zmienić zabawę i możesz trafić do piwnicy, gdzie będę trzymał cię w łańcuchach i zmuszał do tego, abyś się we mnie zakochała.

Zaśmiałam się. Wiedziałam, że Enzo nigdy nie posunąłby się do czegoś takiego. Choć jeśli chodziło o zabawę, nie wahałby się tego zrobić. Podobnie jak mnie, kręciły go rzeczy, które nie były uznawane za moralne społecznie, ale najważniejsze było to, że mieliśmy siebie nawzajem i nikt nie miał prawa nas oceniać.

- Powiesz mi, co się dzieje? 

Enzo złapał mnie delikatnie za podbródek. Spojrzał mi w oczy. Uwielbiałam patrzeć w jego ślepia. Kochałam go całego. 

- Wiem, że po kilku miesiącach każdy związek przechodzi w stagnację. Faza pierwszego zakochania mija i przychodzi rutyna. Teraz jestem tobą zafascynowana i nie chcę, aby to się zmieniło. Szaleję na twoim punkcie, ale boję się, co będzie, jeśli na przykład nie będziesz już mnie kochał. Czy wtedy mnie stąd wyrzucisz? Wsadzisz mnie w samolot do Stanów i każesz wracać do ojca, który jest mordercą?

Na twarzy Enzo dostrzegłam ból i niezrozumienie. Mój mężczyzna pokręcił przecząco głową, wzdychając ciężko. Pogłaskał mnie po głowie i podszedł do kuchenki, aby dokończyć przygotowywanie jedzenia. Nie byłam pewna, czy nie chciał rozmawiać o tym, co zaczęłam, czy może po prostu wolał podczas tej rozmowy nie patrzeć mi w oczy. 

- Nie planuję odkochania się w tobie, Vaiano.

- Enzo...

- Jesteś moja, a ja jestem twój. Nie wiem jak ty, ale ja poważnie traktuję miłość i wszystkie związane z nią zobowiązania. Jeśli pewnego dnia coś się między nami popsuje, to gwarantuję ci, kochanie, że nie stanie się to z mojej winy. Wiem, że nigdy nie powinniśmy zakładać, że coś się na pewno nie wydarzy, ale jestem kurewsko pewien, że nigdy nie wyrwę ci serca. Dosłownie i w przenośni.

Nie chciałam mieć tych obaw. To mnie denerwowało i sprawiało, że czułam niepokój. Obecnie nie wyobrażałam sobie swojego życia bez Enzo Vacciarellego. Kochałam go i poniekąd stałam się od niego uzależniona.

Gdybyśmy się rozstali, pewnie w końcu pogodziłabym się z tym, ale nie chciałam do tego dążyć. Enzo był dla mnie niezwykle ważny i potrzebowałam go w swoim życiu tak, jak on potrzebował mnie.

- Wybacz, że zaczęłam ten temat. Wiesz, że cię kocham.

- Rozumiem twoje obawy, skarbie - odpowiedział, nakładając na talerze to, co dla nas przygotował. - To nie jest normalny związek. Ja jestem mordercą, a ty jesteś studentką. Porwałem cię i nawet nie wiesz, w jakim kraju się znajdujesz. Okłamywałem cię od początku naszego związku. Bawiłem się tobą i twoimi uczuciami, ale potem zrozumiałem, że się w tobie zakochałem i za nic nie zniszczę tego, co się między nami narodziło. Zmierzam do tego, że jestem świadom odpowiedzialności, jaką za ciebie mam. Poniekąd stałem się twoim opiekunem. Muszę zapewnić ci godne warunki życia, bo jesteś moją więźniarką. Czy ci się to podoba, czy nie, nie będę mydlił nam oczu. Jesteś moją ofiarą, Vai. Moją niewolnicą.

To zabrzmiało tak oficjalnie. Tak zimno, że aż przeszły mnie ciarki.

- Jest mi z tego powodu cholernie źle. Czuję się jak skurwiel, ale nie pozwoliłbym ci odejść. Nie mogę tego zrobić. Jesteś moja, Vaiano. 

- Enzo, przerażasz mnie.

Chłopak ułożył talerze z pachnącym jedzeniem na stole. Nalał nam czerwonego wina do kieliszków. Zaburczało mi w brzuchu, jednak z jakiegoś powodu nie byłam w stanie zacząć jeść. Choć potrawa wyglądała i pachniała nieziemsko. 

- Nie zamienisz się nagle w złego porywacza, prawda?

- Kochanie, naprawdę uważasz, że mógłbym być dla ciebie zły? 

Enzo poczuł się urażony moim pytaniem. Założył czarną koszulkę, aby nie świecić nagą klatką piersiową przy kolacji. Nie miałabym nic przeciwko, gdyby był zupełnie nagi, ale nie mogłam mu tego przecież powiedzieć. Znając Enzo, najchętniej rozebrałby się dla mnie do naga. Jednak ta poważna rozmowa sprawiła, że nie mogłam żartować.

- Nie wiem, Enzo. Nazwałeś mnie swoją niewolnicą.

- To prawda - rzekł ciężko, biorąc do ręki kieliszek z winem. Sama także złapałam swój kieliszek. - Jesteś moją niewolnicą. Formalnie tak jest. Wiesz jednak, że tak naprawdę to ty masz moje serce w garści i możesz zrobić z nim, cokolwiek zechcesz. Nie zapominaj jednak o tym, że cię porwałem. To tylko moja wina, aniołku.

Enzo stuknął się ze mną kieliszkiem. Był to dziwny toast, jednak my też byliśmy dziwni, więc idealnie to do nas pasowało.

- Jedzmy, kochanie. Mam nadzieję, że ci posmakuje.

Jadłam kolację i starałam się nie pokazywać po sobie tego, jak niepewnie się czułam.

Kochałam Enzo Vacciarellego, ale go nie idealizowałam. Wiedziałam o tym, że torturował ludzi i ich zabijał. Nie robił tego z własnej woli, ale także nie przestał się tym zajmować. Teraz, gdy jego rodzina nie żyła, Enzo mógł zająć się czymś innym. Choć może nie znałam się na mafijnych porachunkach i prawdopodobnie mój chłopak nie miał nigdy pożegnać się z działalnością towarzyszącą znajdowaniem się w organizacji przestępczej.

Enzo mówił jednak o tym, że byłam jego niewolnicą tak oficjalnie, że na mojej skórze pojawiły się ciarki. Czym innym było nazywanie mnie niewolnicą podczas zabawy, a czym innym nazywanie mnie w ten sposób w codziennym życiu.

Miałam świadomość tego, że Enzo mnie porwał i zrobił to w konkretnym celu. Po to, aby zemścić się na moim ojcu, ale także po to, aby mieć mnie przy sobie. Enzo mnie bowiem kochał, choć nie rozumiałam, jakim cudem mógł tak szybko przejść z nienawiści do miłości. Jego początkowym planem było przecież odebranie mi życia. To wciąż bolało, gdy o tym myślałam.

Kiedy skończyłam jeść kolację, odłożyłam sztućce i dokończyłam pić znakomite wino. Starałam się nie myśleć o tym, że to wino, jak i wiele innych rzeczy w tym domu, zostało kupione za pieniądze z przelania krwi. Nie byłam dłużej pewna, czy aby na pewno mogłam żyć z tym, że Enzo był mordercą.

- Ile osób zabiłeś, Enzo?

Mój chłopak na szczęście skończył pić wino, zanim zadałam mu to pytanie. Byłam bowiem pewna, że gdyby dalej pił, na pewno by się zachłysnął.

- Słucham?

- Chciałabym wiedzieć, ilu osobom odebrałeś życie.

- Vaiano, dlaczego o to pytasz? Szukasz powodu, aby mnie znienawidzić? 

Mimo, że starał się zażartować, to w jego głosie usłyszałam strach.

- Nie. Kocham cię. Po prostu czuję się strasznie z tym, że... 

- Że masz chłopaka, który jest mordercą? - dokończył, a ja skinęłam głową, wciskając dłonie między drżące uda. - Nie wiem, po co ci te informacje, kochanie. Jeśli jednak już chcesz to wiedzieć, to zabiłem osiemdziesiąt dziewięć osób. Sto dwadzieścia osiem torturowałem. Coś jeszcze chciałabyś wiedzieć?

Dobry Boże. Enzo zabił niemal dziewięćdziesiąt osób.

Na pewno większość tych ofiar stanowili źli ludzie. Enzo wspominał jednak o tym, że zabijał także niewinnych. Robił to po to, aby stać się silniejszy mentalnie i móc przypodobać się ojcu. 

Poczułam w oczach łzy. Nie chciałam płakać. Miałam już dość płaczu i użalania się nad sobą, ale nagle ogarnęło mnie przerażenie.

Śmierć od zawsze była tematem, którego starannie unikałam. Śmierć czekała na każdego z nas, jednak chciałam cieszyć się młodością i życiem tak długo, jak to możliwe. Wiedziałam, że śmierć mogła spotkać mnie każdego dnia, jednak starałam się o tym nie myśleć, aby nie zwariować. Teraz jednak, gdy byłam tak blisko mordercy, wizja śmierci była jeszcze bardziej realna. 

Bałam się, że jeśli Enzo strzeli coś do głowy, on postanowi mnie zabić. Człowiek, który zabił raz, nie powinien mieć żadnego problemu z tym, aby zabić ponownie. Może trochę przesadzałam i niepotrzebnie panikowałam, jednak wizja śmierci nigdy nie była tak realna, jak w tym momencie. 

- Vai? Co się z tobą dzieje?

Enzo wstał. Podszedł do mnie i ukucnął przy krześle, na którym siedziałam. Szybko i niepozornie starałam się zetrzeć łzy z kącików oczu.

- Kochanie, sama chciałaś odpowiedzi. Obiecaliśmy sobie, że nie będziemy kłamać i niczego ukrywać, więc powiedziałem ci prawdę. Chciałaś, abym skłamał?

Pokręciłam przecząco głową.

- W takim razie dlaczego jesteś taka przerażona? Czyżbyś się mnie bała?

- Ch-chyba tak.

Nie chciałam tego mówić, aby nie sprawić Enzo przykrości, ale sama prosiłam go o szczerość w związku. Wiele razy błagałam o to, aby niczego przede mną nie ukrywał. Byłabym fałszywa, gdybym sama miała przed nim sekrety, skoro on się dla mnie obnażył.

- Kurwa, Vaiano.

Enzo wstał. Zaczął chodzić po kuchni. Nie mogłam znieść tego, dlatego ja również wstałam. Podeszłam do Enzo i złapałam go za nadgarstki.

- Proszę, nie złość się na mnie. 

- To nie twoja wina, Vai - rzekł, unikając mojego wzroku. - To ja spieprzyłem. Kierowałem się egoizmem i porwałem cię, choć zasłużyłaś na normalnego faceta. Taki, który nie zabija innych.

- Nie mów tak. Chcę ciebie, Enzo.

- Nie jestem dla ciebie dobry. Kurwa, może powinienem pozwolić ci wrócić na wolność.

- Nie czuję się przy tobie zniewolona. Nie rób mi tego, Enzo.

- To najlepszy pomysł. Jedyne rozsądne wyjście z tej sytuacji. Proszę, pozwól mi na to. Cholera, nie będę się ciebie pytał o zdanie. Po prostu wpakuję cię w samolot, odwiozę cię do domu i będziesz mogła kontynuować normalne życie. Nie martw się jednak. Zostawię ci dużo pieniędzy. Niech to będzie kara za to, że tak spieprzyłem ci życie. 

Panikowałam. Moje serce biło tak szybko, jakby chciało zrobić mi dziurę w klatce piersiowej i wyrwać się na wolność. Patrzyłam na to, jak Enzo bierze kluczyki do samochodu. Poszedł na korytarz, aby założyć skórzaną kurtkę i otworzył drzwi. 

- Wychodź, Vaiano. Im szybciej to zrobimy, tym lepiej.

- Nie... 

- Nie będę się z tobą cackał. Jeśli nie pójdziesz po dobroci... 

- Na kolana, Enzo.

- Słucham?

Mężczyzna wyglądał tak, jakby był w głębokim szoku.

- Na kolana. Powiedziałam, że masz przede mną uklęknąć.

Na twarzy Enzo widziałam wiele emocji naraz. Mężczyzna kręcił głową, marszczył brwi, przeklinał i wyglądał tak, jakby walczył sam ze sobą.

- Vaiano, proszę...

- Na kolana, Enzo! Uklęknij!

Enzo w końcu się poddał. Uklęknął przede mną, spuszczając głowę i odrzucając kluczyki na bok. Oddychał ciężko i urywanie. Podobnie jak ja. Z tym, że ja w dodatku płakałam.

Położyłam dłoń na głowie Enzo, po czym zrobiłam czegoś, czego nie spodziewałam się uczynić. Chwyciłam go mocno za włosy i odchyliłam mu głowę do tyłu. Na pewno go zabolało, ale zrobiłabym to ponownie.

- Nigdy więcej mi tego nie rób, rozumiesz? 

Enzo patrzył mi w oczy, ale nic nie mówił. 

- Rozumiesz?!

- Tak, Vaiano. Rozumiem.

- Nie masz prawa tak się mną bawić - wyszeptałam przez łzy, nie puszczając jego blond włosów. - Jesteś mój, a ja jestem twoja. Czy nie to zawsze powtarzasz?

Skinął głową, przygryzając dolną wargę.

- Masz rację. To moje słowa.

- W takim razie zachowaj się jak mężczyzna i weź odpowiedzialność za to, że mnie porwałeś. Poza tym zważ także na moje uczucia. Może mnie uprowadziłeś, ale chyba zapomniałeś o tym, że do szaleństwa cię kocham i może jestem twoją niewolnicą, ale ty jesteś moim sługą. Dlatego teraz będziesz grzeczny i posłuszny dla swojej pani. Zrozumiałeś?

Ta chwila pełna była trudnych do opisania emocji. Było nam ciężko. To była nasza pierwsza tak poważna kłótnia. Nie liczyłam tej, gdy Enzo mnie porywał.

Mimo tego, że mieliśmy jeszcze wiele do przepracowania, w tej chwili cieszyłam się z jednego. Były to słowa, które wypowiedział mój pan. Mój sługa. Mój porywacz. Mój chłopak.

- Tak, pani. Zrozumiałem. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top