27

Enzo

Vaiana miała iskierki w oczach. Bałem się wkroczenia do pokoju mrocznych przyjemności, ale moja dziewczynka zniosła to wyśmienicie.

Kiedy Vaiana podziwiała wszystkie meble i przedmioty znajdujące się w pokoju, czułem gulę w gardle. Już wcześniej bawiliśmy się w wiązanie partnera i przejmowanie nad nim kontroli, ale takie niewinne zabawy nie miały nic wspólnego z tym, co miało dziać się tutaj. Wybudowałem te miejsce bowiem po to, aby spełniać w nim swoje najskrytsze pragnienia. Nie byłem tylko pewien, czy na mojej życiowej drodze miał pojawić się ktoś, kto miał pomóc mi w osiąganiu tych pragnień. Nawet, jeśli nie były całkowicie zgodne z normami panującymi w społeczeństwie.

Vaiana jednak dobrze przyjęła to, co tutaj zobaczyła. Uśmiechnęła się do mnie i gdy się do mnie zbliżyła, wyraziła chęć zabawy. Mimo, że całe moje ciało i moje serce wyrywało się do niej, tak nie byłem pewien, czy mogłem do tego dopuścić.

Moja dziewczyna patrzyła mi w oczy, delikatnie wodząc dłońmi po mojej piersi. Była zarumieniona i podniecona. Niegrzeczne książki, które czytywała po nocach, stworzyły w jej głowie pełne wyobrażenie. Nie byłem zupełnym ignorantem i choć świat książek był mi raczej obcy, tak wiedziałem, że temat związków opartych na dominacji i uległości był częstym motywem takich książek. Te książki były skierowane głównie do kobiet, które potrzebowały nowych doznań, a nie mogły sobie na nie pozwolić w codziennym życiu z różnych przyczyn. 

Vai zarzuciła mi ręce na szyję i oblizała usta. Była cholernie seksowna. Miała mnie w swoich sidłach i już sam nie wiedziałem, czy chciałem być jej panem, czy jej sługą.

- Aniołku, jesteś pewna, że tego chcesz? - spytałem, nerwowo przełykając ślinę.

- Ufam ci, Enzo. Skoro mnie tutaj przyprowadziłeś, ty także chciałbyś się zabawić, prawda?

Położyłem dłonie na jej biodrach. Tym sposobem powstrzymywałem ją przed tym, aby nie zapędziła się zbyt daleko.

- Chyba to ty powinnaś przejąć nade mną kontrolę, królowo.

Vaiana zaśmiała się, gdyż myślała, że żartowałem. Ja jednak byłem śmiertelnie poważny.

- Och, Enzo, nie bądź taki wstydliwy! Może ja chcę, żebyś został moim panem? Proszę, zrób to dla mnie. Dla siebie również. Wiem, że tego pragniesz. 

Odsunąłem się od Vai. Jej dobry humor i chęć do zabawy nagle wyparowały. Dziewczyna spojrzała na mnie nie ze złością, ale ze smutkiem i niezrozumieniem. Splotła palce dłoni przed sobą i pochyliła lekko głowę tak, jakby poczuła się zraniona.

- Enzo...

- Kocham cię, Vaiano, ale kurewsko się boję, że cię zranię.

- Nie zranisz mnie - zaprotestowała łagodnie, jednak wciąż unikała spojrzenia mi prosto w oczy. - Błagam cię, Enzo, przestań tak się zachowywać. Na pewno myślisz, że jestem w tej sytuacji ofiarą, a ty nie powinieneś wykorzystywać mojej bezbronności, ale niech mnie piorun trzaśnie, ja chcę zostać przez ciebie wykorzystana. Ufam ci. Wiem, że mnie nie skrzywdzisz.

- Nie brzydzi cię to, że jestem mordercą? 

Nie wiedziałem, co się ze mną działo. Zachowywałem się tak, jakbym za wszelką cenę chciał doprowadzić do tego, żeby Vai mnie znienawidziła. Pragnąłem być przez nią kochany i chciałem, aby dobrowolnie i świadomie oddała mi swoje ciało pod opiekę, jednak jakim mogłem być dla niej partnerem?

Mój tata wiele razy powtarzał mi, że byłem jego największą życiową porażką. Miałem wrażenie, że w ten sposób chciał mnie zahartować. Tata pragnął, abym stał się twardy, żebym w dorosłym życiu nie przejmował się słowami krytyki innych ludzi. Miałem przecież stanąć na czele mafijnej rodziny. Choć teraz, gdy cała moja rodzina została wymordowana, byłem jej jedynym przedstawicielem.

Nigdy nie chciałem zostać mordercą. Gdy byłem małym chłopcem, marzyłem o tym, aby polecieć w kosmos. Rzeczywistość jednak szybko zweryfikowała moje plany. Nie miałem szansy się spełniać. Moje marzenie o podróży w kosmos wkrótce zmieniło się w marzenie dotyczące tego, aby tata był ze mnie dumny. Dlatego robiłem dla niego wszystko. Mimo, że wiele razy chciałem się poddać i miałem dość zachowywania się jak marionetka ojca, to ostatecznie uległem mu i dziś byłem zabójcą.

Wstydziłem się tego. Uważałem odbieranie ludziom życia za złe. Gdy ludzie postępowali niewłaściwie, wówczas jeszcze mogłem zrozumieć odbieranie im życia po to, aby nie skrzywdzili innych. Niestety nie zawsze tak to wyglądało. Często musiałem zabijać niewinne osoby tylko po to, aby udowodnić ojcu, że byłem silny i nadawałem się na głowę naszej rodziny.

Schowałem twarz w dłoniach. Byłem na granicy załamania, ale wtedy Vai się do mnie zbliżyła i otuliła mnie swoimi ramionami.

- Jestem tu z tobą, Enzo. Nigdzie się nie wybieram, rozumiesz?

Głos Vai był silny i pewny siebie. Może to ja powinienem w tej chwili nad nią dominować, ale stało się inaczej. To ona miała mnie w swoich rękach, a ja byłem jej niewolnikiem. Uwielbiałem, gdy tak się działo. Przy niej miałem pewność, że mogłem czuć się bezbronny. Mogłem pozwolić sobie być sobą, na co nie mogłem pozwolić sobie w innych momentach swojego życia.

- Kocham cię takiego, jakim jesteś. Oczywiście, że wolałabym, abyś nie zabijał, ale rozumiem, że tak zostałeś wychowany. Proszę, nie odsuwaj się ode mnie. Mam tylko ciebie. Cóż, mam także Nooka.

Nie mogłem powstrzymać śmiechu wydobywającego się ze mnie. 

- Do Nooka jednak nie pójdę po to, aby paść przed nim na kolana i prosić go o to, żeby wychłostał mi tyłek, prawda?

- Niegrzeczna z ciebie diablica, Vai. 

Odsunąłem się od niej jedynie na tyle, aby móc chwycić w dłonie jej śliczną twarz i spojrzeć w jej zabójczo cudowne oczy.

- Jestem twoja, a ty jesteś mój. Dlatego masz się mnie słuchać, Enzo.

- Czyżbyś chciała mnie znowu zdominować, skarbie? - spytałem czując, że ochota na płacz na szczęście mnie opuszczała.

- Dzisiaj nie. Teraz to ty mną rządzisz, mój panie. 

Cholera jasna. Vaiana nie miała pojęcia, jak wiele znaczyło dla mnie to, że tak dobrowolnie mi się oddawała. Oznaczało to tylko tyle, że mi ufała. Nie kłamała, gdy to mówiła. Czyny wielokrotnie mówiły o wiele więcej niż słowa i tak było w tym wypadku.

- Nie chcę cię skrzywdzić, kochanie - powiedziałem, gdyż w ciągu ostatnich kilkudziesięciu godzin bardzo ją skrzywdziłem i nie chciałem tego robić ponownie.

- Nie skrzywdzisz mnie. Może użyjemy haseł bezpieczeństwa?

- Niech zgadnę. Czerwony oznacza stop? 

Vaiana zachichotała. Zakryła usta dłonią, ale ja złapałem ją za nadgarstek i odsunąłem jej rękę.

- Lubię, gdy się śmiejesz. Nie musisz się zakrywać, królowo.

- Och, Enzo. Jesteś moim księciem z bajki. Ale nie takiej zwykłej, wiesz? Choć nie ukrywam, że zawsze miałam tendencję do sympatyzowania z czarnymi charakterami. Moją pierwszą miłością był Skaza z "Króla Lwa". Wiesz, że niektóre bajki sprawiły, że dziś dorośli ludzie mają fetysze? Spójrz na księżniczkę Jasminę z "Alladyna". Jest tam scena, gdy ma na sobie kajdany. 

Uniosłem wysoko brwi. Coś w tym jednak było. 

- Na szczęście ja nie mam fetyszy pochodzących z bajek. Sam je w sobie odkryłem.

- To świetnie, Enzo. W takim razie teraz będziesz mógł spełnić na mnie swoje fantazje. Śmiało, od czego zaczynamy?

Vaiana podparła się rękoma po bokach ciała. Wyglądała seksownie i była pewna siebie. Nie krępowała się tak, jak wtedy, gdy braliśmy wspólną kąpiel. Wówczas też wyznała mi przez to, że była wyśmiewana przez koleżanki ze szkoły, jej pewność siebie leżała i kwiczała. Mimo, że czasami wyraźnie widziałem, jak Vai chowa się do swojej skorupy, tak przez większość czasu była pewna swojego ciała i swojej wartości.

- Rozbierzesz się dla mnie, kochanie? 

Vai z radością przytaknęła i zdjęła wszystko. Złożyła starannie ubranie w kupkę i położyła je na podłodze. 

- Co teraz, mój panie?

Syknąłem. Nie miałam pojęcia, jak wiele znaczyły dla mnie te słowa. Posiadanie osobistej niewolnicy było spełnieniem marzeń wielu mężczyzn, ale taka relacja powinna opierać się na dobrowolności i zaufaniu. My to mieliśmy.

- Podejdź do wystawki z kajdanami i wybierz takie, którymi chciałabyś zostać skuta.

Vai zrobiła się czerwona ze skrępowania. Zacisnęła nogi, a jej sutki stanęły na baczność. Był to naprawdę rozkoszny obrazek, który powodował, że robiło mi się ciasno w spodenkach.

Vaiana posłusznie wykonała moje polecenie. Podeszła do wystawki i wybrała różowe kajdany wykonane ze skóry. Podeszła do mnie z nimi i czekała na dalsze rozkazy.

- Uklęknij dla mnie, kochanie.

Vai uklękła przede mną. Wystawiła przed siebie dłonie, na których położyła kajdany. 

- Jesteś taka posłuszna. Nie zasłużyłem sobie na taką uległą, królowo.

Wziąłem do rąk kajdany i obszedłem Vaianę. Ukucnąłem za nią i chwyciwszy delikatnie jej nadgarstki, skułem jej ręce za plecami. Gdy to się stało, Vai odchyliła głowę do tyłu i mruknęła rozkosznie.

- Moja grzeczna dziewczynka. Pamiętaj o tym, że gdybyś miała dość lub nie chciałabyś czegoś robić, od razu masz mi dać znać. Twoim hasłem bezpieczeństwa będzie słowo czerwony. Gdy tylko wypowiesz to słowo, od razu przerwę i porozmawiamy o tym, co zrobiłem nie tak. Rozumiemy się?

- Tak, panie. 

- Świetnie - pochwaliłem Vai, głaszcząc ją po głowie. - Teraz, kochanie, chciałbym, abyś wstała. Pomogę ci, abyś się nie zachwiała i nie spadła. Człowiek, który nie jest przyzwyczajony do skutych rąk, może mieć pewne trudności z zachowywaniem równowagi.

Vaiana jednak poradziła sobie świetnie. Wstała i odwróciła się do mnie przodem. Mając ręce skute za plecami, jej piersi były bardziej wyeksponowane, co stanowiło przepiękny obrazek. Miałem ochotę wyciągnąć z bokserek fiuta, aby móc sprawić sobie rozkosz, ale najpierw chciałem zająć się nią. Moją wspaniałą niewolnicą. Kobietą, która mimo tego, że ją porwałem i zniszczyłem jej życie, jednak dała mi szansę. Vai była moim najcenniejszym skarbem. Nie zdawała sobie sprawy z tego, ile znaczyło dla mnie jej zaufanie.

- Ustawimy cię teraz na ławce do klapsów, skarbie.

- Dobrze, panie. 

Kurwa. Jej uległość była taka cudowna. 

Podprowadziłem Vaianę do specjalnej ławy do klapsów. Pomogłem dziewczynie na nią wejść. Ustawiłem ją tak, że Vai leżała brzuchem na płaskiej powierzchni obitej skórą. Nogi miała rozłożone. Wykorzystałem przymocowane do podpórek kajdany i skułem nimi nogi dziewczyny. Ręce Vaiana miała skute, więc tym już nie musiałem się kłopotać.

Obszedłem ją i ukucnąwszy przed moją ukochaną, chwyciłem jej twarz w dłonie.

- Wszystko w porządku, stokrotko? Nic cię nie boli? Nie uwiera?

Vaiana posłała mi taki uśmiech, po którym moje pokryte mrokiem serce podskoczyło.

- Wszystko jest dobrze, panie - odpowiedziała, nie wychodząc z roli. - Ufam ci i wierzę, że sprawisz mi przyjemność, ale i ból.

- Kurwa, Vai... 

- Tylko się nie rozmyślaj. Nie zostawiaj mnie przykutej do ławy i nie uciekaj. Nie chciałabym, aby Nook przyszedł mi na ratunek i zobaczył mnie w takim stanie.

Pogłaskałem ją po głowie i pocałowałem w czoło.

- W takim razie nie zwlekajmy, aniołku.

Podniosłem się i podszedłem do haków, na których wisiały różnorakie zabawki do sprawiania bólu pomieszanego z przyjemnością. W swojej kolekcji miałem bicze, packi, szpicruty, a także pejcze. Dziś postanowiłem wybrać najłagodniejszy pejcz ze skórzanymi końcówkami. Podszedłem z nim do rozłożonej na ławie Vaiany i przesunąłem końcówkami pejcza po jej kręgosłupie.

- Przyjemnie - zaśmiała się, kręcąc pupą.

- Gdy zacznę cię uderzać po tyłku, nie będzie tak przyjemnie.

Vai zaśmiała się. Jej ciało zadrżało.

- Wiem, że mnie nie skrzywdzisz. Ufam ci, Enzo.

- Cholera, nie wiem, skąd bierze się w tobie taka ufność, aniołku. Masz zdecydowanie zbyt dobre serce.

Wzruszyła ramionami, co wyglądało zabawnie, gdy miała ręce skute za plecami. 

- Moje dobre serce wiele razy sprawiało, że byłam wykorzystywana. Ludzie korzystali z mojej dobroci i chęci pomocy, aby zyskać coś dla siebie, a potem nie dość, że mi za to nie dziękowali, to jeszcze mnie gnębili. Wierzę, że ty taki nie jesteś, Enzo. Ufam ci. Oddaję ci swoje serce, swoje ciało i swoją duszę. Mam nadzieję, że się mną zaopiekujesz. W końcu mam tylko ciebie. 

Wzruszenie ścisnęło moje gardło i serce.

- Przysięgam ci na moją rodzinę, którą kochałem najbardziej na świecie, że zaopiekuję się tobą, moja bogini. 

Pocałowałem Vaianę w miejsce między łopatkami. Przesuwałem skórzanymi końcówkami pejcza po jej pośladkach i po chwili lekko uderzyłem. Vai podskoczyła na ławie. Zaśmiała się, a wówczas uderzyłem po raz drugi. Znowu zareagowała śmiechem.

- To łaskocze. Podoba mi się to.

- Na razie nie uderzam mocno, skarbie. Dlatego tylko cię łaskocze.

- W takim razie zrób to mocniej. Proszę, panie.

- Kurwa. Jak ja cię kocham.

Zamachnąłem się mocniej i uderzyłem pośladek Vai. Krzyknęła, po czym zaczęła się śmiać.

- Jeszcze. Proszę.

Kurwa. Rzadko zdarzała się uległa, która wręcz błagała o kolejne klapsy.

Działałem ostrożnie, ale stanowczo. Nie chciałem, aby pierwsza sesja Vai niosła za sobą przykre wspomnienia. Nie chciałem także jej do niczego zrazić. Nie miałem jednak zamiaru traktowania jej spolegliwie, aby nie poczuła, że nie dawałem całego siebie. Przerwałem więc zabawę, gdy zauważyłem, że skóra jej ud i pośladków robi się czerwona. Odrzuciłem czarny pejcz na podłogę i złapałem w dłonie pośladki mojej kobiety. Rozmasowywałem je, gdy Vaiana wzdychała z ulgą. 

- Co będzie dalej, mój panie? Chyba się napaliłam.

Wnioskując po jej mokrej cipce, którą miałem przed oczami, zdecydowanie mogłem potwierdzić jej słowa. Napaliła się i to porządnie. Jako dobry pan, nie mogłem zostawić swojej uległej w takim stanie. Dlatego postanowiłem działać. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top