2
Vaiana
Minęły dwa tygodnie, odkąd stałam się dziewczyną najprzystojniejszego chłopaka w mieście. Mimo, że na początku żałowałam swojej pochopności, tak szybko zrozumiałam, że miało szansę wykluć się z tego coś poważnego. Coś na całe życie.
Enzo codziennie kupował mi kwiaty. Obecnie miałam w pokoju pięć bukietów, a poprzednie oddałam siostrze. Znała się na kwiatach lepiej niż ja. Poza tym sama nie dałabym rady żyć w tyloma bukietami wokół siebie. Uwielbiałam kwiaty, ale co za dużo, to niezdrowo.
Enzo był romantykiem. Lubił mnie całować i przytulać. Nie zapędzał się jednak dalej. Był romantyczny i delikatny. Codziennie zaprowadzał mnie na wykłady i mnie z nich odbierał. Olivia go poznała i była o niego zazdrosna, ale w pozytywnym sensie. Cieszyła się moim szczęściem. Twierdziła, że nareszcie będzie miała z kim rozmawiać o seksie, ale ja wiedziałam, że w moim przypadku do seksu nie miało dojść przez długi czas.
Wczoraj na kolacji oficjalnie poznał moją rodzinę. Mojego tatę, siostrę Kelsey i brata Michaela. Kelsey była nim oczarowana, ale nie było się czemu dziwić, skoro kupił jej bukiet pomarańczowych róż. Mojemu bratu za to podarował whisky. I to nie byle jakie, ale jedno z najlepszych w Stanach.
Mojego tatę Enzo przekupił paczką cygar z dzielnicy Little Havana znajdującej się w Miami. Tata poklepał Enzo po plecach i zaczął nazywać go swoim synem. Wszyscy go lubili, ale nie było się czemu dziwić. Enzo roztaczał wokół siebie atmosferę pełną ciepła i dobroci. Był kochany i wrażliwy. Dużo ze mną rozmawiał. Żaden temat go nie nudził.
Tylko jedna rzecz niepokoiła mnie w moim chłopaku. Enzo do tej pory nie powiedział mi, gdzie mieszka. Wieczorami znikał z mojego życia, a każdego ranka znowu się w nim pojawiał. Nigdy jednak nie zaprosił mnie do siebie ani nie chciał dać mi swojego adresu. Miałam wrażenie, że być może wstydził się tego, jak mieszkał, a może po prostu był bardzo bogaty i nie chciał, abym czuła się źle. Enzo w końcu nosił drogie ubrania i zasypywał mnie prezentami, więc musiał mieć dużo pieniędzy. Moja rodzina może nie była najbogatsza, ale nie miałam prawa narzekać. Powodziło nam się całkiem dobrze, jednak Enzo to była zupełnie inna liga.
- Jak się ma moja ukochana dziewczyna?
Enzo wszedł do naszego ogrodu jak do siebie. Nie było się czemu dziwić, skoro spędzał z nami tak dużo czasu.
Chłopak ubrany był dziś na czarno. Miał czarną koszulkę, skórzaną kurtkę i czarne spodnie. Był bardzo seksowny. Na początku można było odnieść wrażenie, że tak ciemno ubierający się chłopak nie pasował do dziewczyny w kwiecistych sukienkach takiej, jak ja, ale nie była to prawda. Dopełnialiśmy się i było nam ze sobą dobrze. Choć wciąż czułam, że Enzo coś ukrywał.
Mój chłopak podszedł do mnie siedzącej na huśtawce. Dziś podarował mi bukiet różowych tulipanów. Moje serce zabiło szybciej.
- Dziękuję - powiedziałam, przyjmując bukiet i pocałunek.
- Nie ma za co, skarbie. Uwielbiam zasypywać cię prezentami. Miło mi, gdy widzę uśmiech na twojej pięknej twarzy.
Blondyn usiadł obok mnie. Położyłam bukiet na kolanach i odwróciłam się tak, aby spojrzeć na Enzo.
- Nie musisz codziennie kupować mi kwiatów. Mam ich już dużo i nie chcę, żebyś ciągle wydawał na mnie swoje pieniądze. Naprawdę nie musisz nic mi kupować. Wolę, żebyś po prostu był obok mnie.
Uśmiechnął się. Pocałował mnie w czoło i westchnął.
- Vaiano, uszczęśliwiasz mnie. Przy tobie czuję się swobodnie. Mam nadzieję, że się mną jeszcze nie znudziłaś, co?
Pokręciłam przecząco głową. Czułam, że mieliśmy jeszcze wiele do odkrycia.
- Rozglądałeś się już za pracą? - spytałam, gdyż z tego, co wiedziałam, Enzo skończył już studia. Miał wykształcenie prawnika, więc to nie byle co. Szukał pracy już od dwóch tygodni czyli od dnia, w którym wprowadził się do tego miasta. Nie byłam jednak pewna, czy naprawdę szukał tej pracy czy po prostu tylko mi tak mówił.
- Mam kilka ofert na oku, księżniczko. Nie przejmuj się mną. Mam dużo pieniędzy.
- Jesteś mordercą? - zaśmiałam się, żartując. On jednak nagle spoważniał. Trwało to tylko ułamek sekundy, ale ujrzałam wyraźnie ten moment zawahania na jego twarzy.
- Nie, Vai. Nie zabijam ludzi. Moja rodzina należy do dosyć majętnych. Nie mam na co narzekać. Nie musisz się o mnie martwić. Na pewno niebawem znajdę pracę i wszystko będzie dobrze. Teraz jednak chcę skupić się na tobie, abyś ode mnie nie odeszła.
Oparłam policzek na jego ramieniu. Przymknęłam oczy, rozkoszując się jego obecnością.
Uwielbiałam rozmawiać z Enzo. Poruszaliśmy najróżniejsze tematy. Rozmawialiśmy o książkach, o malarstwie, o zwierzętach, o dziennikarstwie i o świecie prawa. Enzo opowiadał mi o swoich podróżach, a ja godzinami mówiłam o esejach, które napisałam. Było nam błogo i romantycznie. Zbyt romantycznie. Czułam, że niebawem miało coś pęknąć. Pytanie tylko kiedy i jak silny miał być ten wybuch.
- Kiedy będę mogła odwiedzić twój dom?
Enzo zamarł. Nic nie mówił przez dłuższy czas.
- Vai, tu jest nam dobrze. Twój dom jest oazą szczęścia i rodzinności. U mnie tak nie jest.
- Enzo, ale...
- Zabiorę cię tam w odpowiednim czasie, dobrze? Zaufaj mi, Vaiano. Nie chcę twojej krzywdy. Bardzo cię lubię. Co ja mówię, zakochałem się w tobie. Nigdy wcześniej nie czułem się przy żadnej kobiecie tak, jak czuję się przy tobie. Jesteś idealna. Po prostu doskonała. Każdy człowiek ma jakieś wady, ale ty masz ich tak mało, że prawie w ogóle ich nie dostrzegam. Podobasz mi się nie tylko z zewnątrz, ale zakochałem się także w twojej duszy. Wiem, że wszystko dzieje się tak szybko, ale zależy mi na tobie. Po prostu boję się, że mnie zostawisz. Dlatego zasypuję cię prezentami. Dlatego spędzam z tobą tyle czasu. Nie chcę zostać sam, kochanie. Już raz ktoś bardzo ważny mnie zostawił i nie przeżyłbym, gdyby stało się to ponownie.
Enzo schował twarz w dłoniach. Zadrżał. Nie sądziłam, że kiedyś zobaczę tego silnego chłopaka w rozsypce, ale Enzo załamywał się na moich oczach. Co więcej, czułam, że była to moja wina. To ja nalegałam na to, aby odwiedzić jego dom, ale nie powinnam tego robić.
- Chcesz ze mną o tym porozmawiać? - spytałam łagodnie, głaszcząc go po plecach.
- Vai, to smutna historia. Nie jestem pewien, czy jesteś na nią gotowa.
- Jestem, Enzo. Jestem tutaj dla ciebie. Przecież jestem twoją dziewczyną, prawda? Mam prawo wiedzieć, co działo się w twoim życiu, zanim cię poznałam. Jeśli chcemy budować coś trwałego, musimy sobie ufać.
Enzo spojrzał mi w oczy. Położył dłoń na moim karku i przyciągnął mnie do siebie. Nie chciał jednak pocałunku. Po prostu oparł swoje czoło o moje i zamknął oczy.
- Nie powiedziałem ci o sobie całej prawdy.
Cholera. Wiedziałam, że coś było nie tak. Od początku to przeczuwałam. Miałam wrażenie, że Enzo był zbyt tajemniczy. Poza tym czułam, że jego postawa była tylko złudzeniem. Czułam, że teraz w końcu miałam przekonać się, jaka była prawda o nim.
- Nie mam już rodziny, Vai. Jestem sam.
- C-co? Ale mówiłeś o swoich siostrach i...
- Wszyscy nie żyją. Jestem całkowicie sam, księżniczko. Pewnego dnia mój ojciec zadarł z bardzo niebezpiecznymi ludźmi. Nie było mnie w domu w czasie ataku. Tylko dlatego nie zginąłem. W wybuchu śmierć poniosło osiem osób. Moje siostry, mama, tata, babcia, dziadek i nasza gosposia. Ja też miałem umrzeć, ale musiałem jechać pilnie do szpitala po wyniki. Byłem wtedy bardzo chory, ale jest już dobrze. Jestem pod kontrolą lekarską. Dlatego wyjechałem z Włoch. Nie byłem w stanie dłużej tam mieszkać. Poza tym nie chciałem, aby człowiek, który odpowiada za śmierć mojej rodziny, zabił także mnie.
Powiedzieć, że byłam w szoku, to jak nic nie powiedzieć.
Nie wierzyłam w to, co właśnie usłyszałam. Nie miałam pojęcia o tym, co spotkało tego biednego chłopaka. Enzo ukrywał przede mną prawdę o swojej rodzinie. Nie miałam mu jednak tego za złe. Ja na jego miejscu pewnie postąpiłabym podobnie.
Miałam wiele pytań. Kłębiły mi się w głowie tak bardzo, że nie wiedziałam, które powinnam zadać jako pierwsze. Wierzyłam jednak, że milczenie będzie najlepszym rozwiązaniem. Chciałam w końcu, aby Enzo czuł się przy mnie bezpiecznie.
Przytuliłam go mocno. Po jego policzkach spływały łzy. Słyszałam, jak Enzo mówi coś do siebie po włosku. Nie znałam tego języka, ale mogłabym przysiąc, że były to przekleństwa.
- To zdarzyło się niecały miesiąc temu - kontynuował, choć wcale nie prosiłam go o to, aby mówił dalej. - Nie wiedziałem, co powinienem ze sobą zrobić. Decyzja o uciecze była żałosna. Powinienem dążyć do pomszczenia zabójcy mojej rodziny, ale podkuliłem pod siebie ogon i uciekłem. Tak mi wstyd, Vai.
- Enzo, popatrz na mnie.
Chłopak spojrzał mi w oczy. Moje biedne serce ścisnęło się z żalu, gdy spojrzałam w jego zapłakane i smutne oczy. Kciukami starłam z jego policzków łzy.
- To nie była żałosna decyzja. Myślałeś o sobie. Ratowałeś siebie.
- Vai, ale powinienem...
- Nie. Nie pozwolę ci wyrzucać sobie czegoś takiego, Enzo. Postąpiłeś słusznie i jestem z ciebie dumna. Choć nie rozumiem, jakim trzeba być potworem, aby zabić całą rodzinę.
- Kochanie, wybacz mi, że skłamałem. Mówiłem ci, że moje siostry żyją, ale ich już nie ma. To moja wina. Gdybym tam był...
- Zginąłbyś razem z nimi. Nie uratowałbyś ich. To nie twoja wina, rozumiesz? Nie jesteś niczemu winny, skarbie.
Enzo położył głowę na moich kolanach i skulił się na huśtawce w pozycji embrionalnej jak małe dziecko. Płakał, a ja głaskałam go po głowie. Wplatałam palce w jego jedwabiście miękkie blond włosy i cieszyłam się z tego, że tutaj był.
Już teraz rozumiałam, dlaczego Enzo spędzał w moim domu tak dużo czasu. Mimo, że miał swój własny dom, to czuł się tam boleśnie samotny. Nie miał przy sobie nikogo, komu mógłby się wyżalić lub z kim mógłby po prostu porozmawiać. Był samotny i potrzebował towarzystwa. Na szczęście tamtego pamiętnego dnia, gdy wylałam na niego kawę, poznał mnie. Moja rodzina go zaakceptowała i od tego czasu nie był już sam. Już nigdy nie miał być sam.
Nie wiedziałam, jak dużo czasu minęło, aż Enzo się uspokoił. W końcu jednak przestał płakać i podniósł się do pozycji siedzącej, siadając obok mnie na huśtawce. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał w niebo.
- Czasami mam wrażenie, że tutaj nie pasuję. Czuję, że robię coś nie tak.
- Enzo...
- Moje życie jest żałosne. Urodziłem się jako dziedzic jednego z najpotężniejszych ludzi we Włoszech. Miałem wszystko. Pieniędzy mam tak dużo, że do końca życia nie będę musiał pracować, ale czegoś mi brakuje.
- Rodziny?
- Poczucia, że gdzieś przynależę.
- Należysz do mnie - odpowiedziałam, co może zabrzmiało trochę dziecinnie, ale zależało mi na tym, aby go pocieszyć. Poza tym chciałam, aby się uśmiechnął. - Jesteś mój, skarbie, i nie pozwolę ci odejść.
- Przykujesz mnie kajdanami do swojego łóżka, Vai?
Zaśmiałam się. Taka wizja była jednak całkiem przyjemna. Gdy wyobrażałam sobie Enzo nagiego i przykutego do mojego łóżka...
- Nie mów tylko, że właśnie w tej chwili sobie to wyobrażasz.
- Hej, nie wnikaj do mojej głowy!
Enzo w końcu się zaśmiał, a mi zrobiło się ciepło. Wiedziałam, że dla niego była to tylko chwilowa ucieczka od rzeczywistości. To, co czuł w środku, musiało być wyniszczające. Gdybym żyła ze świadomością, że nie udało mi się uratować całej rodziny przed śmiercią, na pewno bym sobie z tym nie poradziła. Mój chłopak był jednak o wiele silniejszy ode mnie. Podziwiałam go za to i ceniłam. Miał dobre serce i choć rozumiałam jego poczucie winy, to absolutnie na nie nie zasługiwał.
- Masz kajdanki?
Enzo spojrzał na mnie tak, jakby nie dowierzał w to, co mu właśnie powiedziałam.
- Kajdanki? Takie służące do przykucia kogoś do łóżka?
- Bingo! To jak? Masz takie w swojej kolekcji?
Chłopak przeczesał palcami swoje blond włosy.
- Chyba tak...
- Chyba?
- Dobrze, już dobrze! Mam kajdanki, Vaiano. Czy mam je tutaj przynieść? Chciałabyś zrealizować swoją fantazję i mnie nimi skuć?
- Do tej pory nie miałam takiej fantazji. To ty ją we mnie zaszczepiłeś.
Mój chłopak nagle złapał mnie za biodra i uniósł. Usiadłam okrakiem na jego udach, zwrócona twarzą do niego. Spojrzałam w oczy Enzo i ujrzałam w nich szczęście. Jego ślepia zaczerwienione były od płaczu, ale nie było w tym nic złego. Każdy człowiek na jego miejscu by się rozpłakał.
Objęłam dłońmi twarz mojego Enzo. Pocałowałam go w usta, a on mruknął z zadowoleniem. Oddał mój pocałunek, robiąc to tak intensywnie, że zakręciło mi się w głowie.
- Jutro twój tata wyjeżdża na weekendowe szkolenie, prawda? - spytał Enzo, mrucząc mi te słowa prosto do ucha.
- Tak...
- W takim razie zostanę u was na noc.
- Wpraszasz się do nas? - spytałam, śmiejąc się.
- Oczywiście. Twoja siostra idzie na noc do przyjaciółek, a z tego co wiem, twój brat idzie pić z kolegami. Będziemy mieć cały dom dla siebie, moja Vaiano. Obiecuję, że przyniosę kajdanki i zajmiesz się mną tak, jak na to zasłużyłem, zgoda?
Pocałowałam go w czubek nosa.
- Zgoda.
***
Cześć! Lecę jutro do Paryża, a tak właściwie do Disneylandu, więc ustawię dodawanie nowych rozdziałów codziennie o 12:00 :)
Wracam do Was w niedzielę!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top