19
Vaiana
Biegłam przed siebie, nie mając żadnego celu, do którego zmierzałam. Po krótkiej chwili od rozpoczęcia prowizorycznej ucieczki dotarło do mnie jednak, że miałam pewien cel. Była nim brama.
W pewnym momencie potknęłam się, zatoczyłam, ale szybko odzyskałam równowagę. O dziwo, nie słyszałam dobiegających z tyłu krzyków Enzo lub Nooka. Miałam wrażenie, że mężczyźni wiedzieli, iż za nic w świecie nie uda mi się stąd uciec. Rozumieli, że to, co teraz robiłam, nie miało większego sensu.
Kiedy dobiegłam do bramy, poczułam na sobie uważne spojrzenia strażników. Ci, którzy stali na terenie posesji, odbezpieczyli broń. Moje serce przestało pracować. Nie chciałam, aby mnie zabijali. To nie był mój cel. Nie o to chodziło!
Patrzyłam w oczy dwóm mężczyznom stojącym na terenie posiadłości, ale zauważyłam również tych, którzy chodzili za bramą. Na mój widok jednak zatrzymali się i podobnie jak swoi koledzy, również na mnie patrzyli.
- Czy możecie otworzyć tą bramę?
Mężczyźni nie odpowiedzieli. Cóż, nie byłam głupia i wiedziałam, że nie posłuchaliby mnie za nic w świecie. Nic dla nich nie znaczyłam. To nie ja byłam ich pracodawcą.
- Vai, co ty robisz, skarbie?
Nie odwróciłam się. Poczułam jednak za plecami obecność mojego porywacza. Enzo położył dłoń na moim ramieniu, a ja spuściłam wzrok. Zdałam sobie sprawę z tego, że moje ciało nie mogło przestać drżeć. Nie wiedziałam, dlaczego tak było.
- Enzo...
- Nie musisz prosić naszych strażników o to, aby otworzyli dla ciebie bramę. Nie zrobią tego.
Zacisnęłam dłonie w pięści. Nie byłam w stanie spojrzeć Enzo w oczy.
- Kochanie, stąd nie ma ucieczki. Poza tym, gdzie chciałabyś się udać? Nie masz pojęcia, w jakim kraju się znajdujemy. Nie masz przy sobie paszportu, więc i tak nie mogłabyś wrócić do Stanów. Poza tym, chyba nie chciałabyś wrócić do swojego domu, prawda? Twój ojciec cię oszukał, Vai. Powiedz, czy gdybym otworzył bramę, uciekłabyś do ojca?
Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie chciałam mówić na głos tego, co myślałam o tym wszystkim. Po prostu nie miałam sił dyskutować z moim porywaczem.
- Wróćmy do domu, aniołku. Zjesz spaghetti, a potem pokażę ci dom. Oprowadzę cię i będziemy się razem dobrze bawić.
Pokręciłam przecząco głową. Nie miałam na to ochoty. Udawanie szczęśliwej rodzinki z Enzo nie miało sensu. Ja go nie kochałam. Nie mogłam go kochać. Nie po tym, co mi zrobił.
Uczucia, które żywiłam do Enzo Vacciarellego, były potężne. Wiedziałam o tym, ale nie chciałam mówić o tym na głos, aby Enzo nie czuł się pewnie. Darzyłam go jednak pewnym rodzajem miłości. Mimo, że nie powinnam go kochać, czułam do niego coś niezwykle silnego. Choć nie byłam pewna, czy aby na pewno była to miłość.
Nie mogłam zapomnieć o tym, że Enzo był mordercą. Nie chciałam chodzić z człowiekiem, który zabijał innych. Może Enzo nie chodził każdego dnia z karabinem maszynowym po ulicy, ale człowiek, który zabił raz, nie miał problemu z ponownym odebraniem życia. Enzo był kryminalistą. Pochodził z mafijnej rodziny.
Należało także pamiętać o tym, że początkowym planem mojego porywacza było to, aby mnie zabić. Chciał zamordować nie tylko mnie, ale także moją siostrę i mojego brata. Wszystko po to, aby dokonać zemsty. Rozumiałam jego motyw i wiedziałam, dlaczego tak postępował, ale musiałam pamiętać o tym, że gdyby Enzo się we mnie nie zakochał, już by mnie tutaj nie było.
- Vaiano, spójrz na mnie, dobrze?
Blondyn złapał w dłonie moją twarz. Uniósł ją tak, abym spojrzała mu w oczy. Oczy, w które patrzyłam, gdy się z nim zabawiałam. Oczy, które obserwowały mnie z uwielbieniem. Oczy, które należały do diabła.
- Wiem, że to dużo do ogarnięcia, kochanie - powiedział łagodnie, głaszcząc kciukami moje policzki. - Musisz jednak dać sobie czas. Wszystko będzie dobrze, ale daj sobie szansę.
- Szansę na co, Enzo?
- Na to, że będzie lepiej. Z każdej porażki można się podnieść.
- Twierdzisz więc, że jestem porażką?
- Nie powiedziałem czegoś takiego. Vaiano, czy ty naprawdę nie widzisz, jak mi na tobie zależy? Co jeszcze muszę zrobić, aby udowodnić ci, ile dla mnie znaczysz?
- Wypuść mnie stąd - rozkazałam, na co on westchnął ciężko i odsunął się ode mnie.
- Panowie, otwórzcie bramę.
Nie wierzyłam w to, co się działo. Patrzyłam na to, jak strażnicy Enzo otwierają bramę. Kiedy wrota zostały otwarte, spojrzałam pytająco na strażników. Powoli zbliżyłam się do bramy, która była dla mnie wyjściem na wolność. Obawiałam się, że strażnicy lada moment wezmą do rąk broń i we mnie strzelą. Oni jednak zachowywali się posłusznie wobec swojego szefa.
Kiedy stanęłam przed bramą, zatrzymałam się. Przede mną rozpościerała się długa droga, która zdawała się nie mieć końca. Nie stanowiłoby dla mnie problemu przejście całej ulicy. Byłam pewna, że byłabym po tym bardzo zmęczona, ale ktoś znajdujący się na końcu tej drogi na pewno by mi pomógł.
Dlaczego więc stałam jak kołek i nie byłam w stanie podjąć się ucieczki?
Nie wiedziałam, co robiłam. Byłam na siebie wściekła. Nazywałam się w myślach naiwną idiotką i głupią dziewczyną. Powinnam uciec. Powinnam skorzystać z tej możliwości, którą dał mi Enzo, ale nie byłam w stanie zrobić ani jednego kroku do przodu. Nie mogłam się ruszyć. Dlaczego tak się działo?
Nagle odwróciłam się i minąwszy Enzo, wkroczyłam ponownie na teren jego ogromnej posiadłości. Szłam szybkim krokiem w stronę domu. Na tarasie czekał na mnie Nook. Nic nie powiedział, gdy go minęłam.
Miałam w oczach tyle łez, że obraz mi się zamazał. Nie byłam więc pewna, czy pod moimi stopami nie znajdowała się jakaś przeszkoda. Jak się szybko okazało, płakanie w niczym nie pomagało. Niespodziewanie bowiem straciłam równowagę, gdy potknęłam się w drzwiach. Runęłam na ręce i leżałam na podłodze holu jak placek.
- Vai!
Enzo podbiegł do mnie w ekspresowym tempie. Razem z Nookiem chcieli pomóc mi się podnieść, ale ja tylko usiadłam na podłodze i schowałam twarz w dłoniach. Nie chciałam, aby na mnie patrzyli, gdy byłam w tak żałosnym stanie. Czułam się jak śmieć. Jak ktoś, kto nie powinien żyć.
- Nienawidzę siebie.
- Aniołku, o czym ty mówisz? Co się dzieje?
Pokręciłam przecząco głową, gdy Enzo zaczął głaskać mnie po włosach. Lgnęłam do jego dotyku. Chciałam, aby mnie przytulił. W tej chwili pragnęłam nawet tego, aby mężczyzna przykuł mnie do łóżka. Chciałam być jego.
- Dlaczego nie mogę od ciebie odejść? Dlaczego zachowuję się w ten sposób?
Odważyłam się podnieść głowę. Enzo klęczał przy mnie, a Nook stał przed nami. Spojrzałam na wytatuowanego bruneta, który wskazał na schody.
- Zostawię was samych.
Nook wszedł na górę. Zostałam więc w holu sam na sam z Enzo. Patrzyłam w jego oczy, ale sama już nie wiedziałam, czego od niego chciałam. Enzo dał mi przecież to, o co go wcześniej poprosiłam. Pozwolił mi wyjść z terenu posiadłości. Miałam możliwość ucieczki, ale z niej nie skorzystałam. To była moja wina. Byłam głupia i nie zasługiwałam na życie.
- Vaiano, to dla ciebie za wiele jak na jeden raz. Dlatego muszę ci pomóc.
- Dlaczego nie mogłam od ciebie uciec, Enzo?
Westchnął ciężko, gładząc mnie po głowie jak małe dziecko.
- Może dlatego, że coś do mnie czujesz?
- Nie mogę. Enzo, ja nie mogę...
- Na pewno uważasz, że ktoś taki jak ja nie zasługuje na miłość - oznajmił, śmiejąc się, jednak w jego śmiechu było mnóstwo cierpienia. - Powiedziałem ci o sobie prawie wszystko, Vai. Wyznałem ci swoje najgorsze sekrety. Uzewnętrzniłem się przed tobą. Pozwoliłem ci robić ze mną rzeczy, na które nie pozwoliłbym nikomu innemu. Kocham cię, ale ty chyba wciąż w to nie wierzysz. Wiedz jednak, że mimo tego, iż jestem kryminalistą i bandytą, to wciąż mam serce. Może nie jest tak niewinne jak serce innych ludzi, ale dopóki żyję, mam serce. Serce, które pragnie cię kochać. Czuję, że ty też chcesz mnie kochać, Vaiano, ale sobie na to nie pozwalasz. Nie musisz mi odpowiadać. Tak po prostu jest.
Złapałam Enzo za rękę. Oboje spojrzeliśmy na ten gest. Następnie zrobiłam coś, czego racjonalnie myśląca osoba nie powinna uczynić. Jak już jednak zdążyłam ustalić, ja nie byłam racjonalnie myślącą osobą. Przynajmniej nie w tej chwili.
Podniosłam się na klęczki i zarzuciłam ręce na szyję blondyna. Przytuliłam się mocno do niego. Schowałam twarz w zagłębieniu między jego szyją i ramieniem. Nie miałam już siły płakać, ale moje ciało wciąż drżało. Powodował to szok. Nikt nie miał prawa oceniać zachowania ofiar porwania.
Wdychałam leśny zapach Enzo i czułam, jak stopniowo otula mnie spokój. Byłam z nim bezpieczna. Powtarzałam to sobie jak mantrę. Enzo może zabijał ludzi, ale nie stał się taki z własnej woli. Nie miał innego wyboru. Już jako mały chłopiec został wcielony do mafijnej rodziny, a żeby tam przetrwać, musiał słuchać się swojego ojca. Jednak to, co robił w czasie dzieciństwa, nie oznaczało, że Enzo w dorosłym życiu także musiał zabijać. Niestety w jego przypadku to tak nie działało.
- Czy to, że ciebie pragnę, czyni ze mnie złą osobę?
Enzo położył dłoń na tyle mojej głowy, ciężko wzdychając.
- Nie jestem odpowiednim materiałem na to, aby kogokolwiek oceniać. Zastanów się jednak, czy aby na pewno chcesz oddać takiemu skurwielowi jak ja swoje serce, królowo. Nie jestem pewien, czy na ciebie zasługuję. Jeśli jednak oddasz mi swoje serduszko, możesz być pewna, że się nim zaopiekuję. Do końca mojego marnego życia.
- Zabierz mnie na górę, Enzo. Proszę.
Mój chłopak wstał ze mną w ramionach. Trzymając go za ramiona, nogi owinęłam wokół jego pasa.
Enzo, zgodnie z moją prośbą, zabrał mnie na górę. Mężczyzna szedł ze mną po wystawnych schodach. Nie znałam rozkładu jego domu. Od teraz był to także mój dom, ale jeszcze nie przyswoiłam tej wiadomości.
Z tego, co do tej pory zdążyłam zobaczyć, dom był imponujący i prezentował się tak, jakby mieszkał w nim król. Może tutaj Enzo był kimś w rodzaju króla. Był władcą, którego inni się słuchali nie tylko dlatego, że mój chłopak miał dużo pieniędzy, ale także z racji tego, jaką pozycję zajmował. Ludzie czuli przed nim respekt i nie było się czemu dziwić, gdyż Enzo Vacciarelli roztaczał wokół siebie aurę dominacji.
Mój porywacz wszedł ze mną na pierwsze piętro i skierował się ze mną w ramionach niemal na sam koniec długiego korytarza. Jedną ręką otworzył drzwi, a po chwili znaleźliśmy się w sypialni, która wyglądała tak, jakby mogła pomieścić co najmniej dziesięć łóżek.
Enzo postawił mnie na podłodze. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym dominował szary i błękitny kolor. Łóżko było duże i wyglądało na wygodne. Pościel była szara, bez zdobień. Sama bym takiej nie wybrała, ale Enzo był inny niż ja.
Na podłodze znajdował się puchaty dywan, a z kolei sufit zdobiła lampa ułożona w dziwny wzór. Była bardzo nowoczesna i trochę kosmiczna.
Poza tym, znajdowała się tutaj także biblioteczka pełna różnych książek. Podeszłam do nich i przesunęłam palcami po grzbietach zgromadzonych tutaj ksiąg. Było ich mnóstwo. Mogłabym bez problemu wygodnie usiąść na błękitnej kanapie znajdującej się w rogu sypialni i czytać każdego dnia przez cały dzień.
Oprócz tego, znajdował się tutaj także kominek, nad którym zawieszony był telewizor. Było tutaj stonowanie i spokojnie.
Z okna rozpościerał się widok na basen i dużą część ogrodu. Można było tędy wyjść także na balkon, na którym zauważyłam dwa krzesełka i stolik.
- Można stąd bezpośrednio udać się do łazienki - powiedział Enzo, wskazując na drzwi, których wcześniej nie dostrzegłam. Miałam wrażenie, że świetnie wtopiły się w ścianę. - Możesz brać tam prysznice, ale mam także wannę. Nie, nie mam. My mamy.
Skinęłam głową, przyjmując to do wiadomości.
- Obok sypialni, po prawej, znajduje się garderoba. Znajdziesz w niej wszystko, co może być ci potrzebne. Na początku chciałem przemycić tutaj twoje ubrania ze Stanów, ale stwierdziłem, że aby dać nam szansę na lepszy początek, kupię ci nowe rzeczy. Kupiłem je więc dwa tygodnie temu i kazałem mojej służbie wszystko dla ciebie rozwiesić i powsadzać do szafek. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale chciałem przygotować wszystko na twoje przybycie do tego domu.
Byłam w szoku, ale znałam Enzo już przez jakiś czas, więc teoretycznie mogłam się po nim spodziewać, że zrobi coś takiego.
- Potem pokażę ci resztę domu, ale chciałbym, abyś dzisiaj odpoczęła. Możesz wziąć prysznic albo się wykąpać. Nie będę ci przeszkadzał.
- Enzo...
Wypowiedziałam jego imię jednak tak cicho, że go nie usłyszał.
- Gdybyś czegoś potrzebowała, naciśnij ten przycisk - rzekł, wskazując na czarny przycisk znajdujący się przy drzwiach. - To przycisk dla służby, ale skoro jesteś moją królową, to jasne, że teraz ja jestem twoim niewolnikiem. Może cię porwałem, Vaiano, ale chyba oboje wiemy, że tak naprawdę to ty mnie zniewoliłaś.
Enzo uśmiechnął się do mnie z bólem, po czym wyszedł. Zostawił mnie w swojej sypialni. Nie, naszej sypialni.
Padłam na łóżko i spojrzałam w sufit. Czułam, że tak szybko nie opuszczę tego pomieszczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top