17
Enzo
Przed przylotem do Włoch łagodnie obudziłem moją hawajską królową. Vaiana podniosła się na fotelach i spojrzała na mnie pytająco. Miałem wrażenie, że dopiero po chwili dotarło do niej, że została przeze mnie porwana.
- Czas się przygotować, aniołku.
Vai zacisnęła usta w wąską kreskę, ale posłusznie skinęła głową.
Było mi wstyd i po prostu po ludzku przykro, gdy wiązałem Vai i zakładałem jej kajdany. Domyślałem się, że i tak nie próbowałaby ode mnie uciec ani zrobić mi krzywdy, jednak przezorny zawsze ubezpieczony. Musiałem zatroszczyć się także o to, aby Vaiana nie zrobiła krzywdy także sobie. Była w stanie, w którym nie myślała racjonalnie i nikt jej za to nie osądzał. Ofiary porwania bardzo często nie zachowywały się tak, jak zachowałby się człowiek w zwyczajnej, codziennej sytuacji.
W końcu związałem Vai nogi w kostkach i założyłem jej na nadgarstki kajdany. Spiąłem jej ręce z przodu ciała, aby było jej wygodniej. Zadbałem także o to, aby przed zejściem do lądowania na jej oczach znalazła się czarna przepaska. Obawiałem się bowiem, że po widoku widocznym z samolotowych okien Vai mogłaby rozpoznać kraj, do którego z nią przyleciałem.
Gdy dziewczyna była gotowa do dalszej drogi, zapiąłem jej pasy i pocałowałem ją w czoło. Usiadłem na przeciwko niej i z bólem patrzyłem na to, jak załamana i słaba była. Po jej policzkach spływały łzy. Na szczęście nie musiałem patrzeć w jej oczy, gdyż miała na nich przepaskę.
- Strasznie cię przepraszam, kochanie.
Nie powinienem okazywać uległości wobec porwanej. Tak się po prostu nie robiło. Ofiara, widząc słabość swojego oprawcy, mogła wykorzystać to na swoją korzyść.
Vaiana jednak taka nie była. Poza tym nie była pierwszą lepszą porwaną. Znałem ją. Kurwa, ona była moją dziewczyną. Dziewczyną, którą bardzo kochałem i której bólu nie chciałem. Czułem się więc strasznie z tym, co jej robiłem. Sądziłem, że będę bardziej zadowolony i może nawet podniecony podczas porwania, ale tak nie było.
Vai skinęła lekko głową, ale nic nie mówiła. Wolałem, gdy ze mną rozmawiała. Cholera, potrzebowałem tego i miałem wrażenie, że ona również.
- Skarbie, jeśli mogę coś dla ciebie zrobić...
- Nie zawrócisz samolotu i nie wrócimy do domu, prawda?
Pokręciłem przecząco głową, ale szybko przypomniałem sobie o tym, że Vai miała przecież zasłonięte oczy i nie mogła tego zobaczyć.
- Nie, aniołku.
- W takim razie nie ma o czym mówić, Enzo - odparła, uśmiechając się lekko. Był to jednak wymuszony uśmiech. Nieszczery i całkowicie nieprawdziwy.
- Vaiano, nie chcę, żebyś była smutna.
- Enzo, proszę, daj spokój. Jakim cudem miałabym nie być smutna? Czuję się tak, jakbyś brutalnie wyrwał mi serce z piersi i zgniótł je w dłoni. Nie mam pojęcia, kim jesteś. Oczywiście, pożądam cię i oddałam ci swoje serce. Zakochałam się w tobie, bo dzięki tobie poczułam się cudowna i kochana. Widziałam jednak mnóstwo ostrzegających sygnałów, które po prostu zignorowałam. Powinnam domyślić się, że coś przede mną ukrywasz. Pierwszym, co mi nie pasowało, było to, że wszedłeś do gabinetu mojego taty. Tak naprawdę wcale nie szukałeś kontaktu do tego człowieka od laptopów, prawda?
Zacisnąłem usta w wąską kreskę i westchnąłem ciężko.
- Nie, Vai.
- Szkoda więc, że mnie okłamałeś.
Zacisnąłem dłonie na podłokietnikach fotela. Nie mówiłem nic aż do momentu, w którym wylądowaliśmy na włoskiej ziemi. Poinformowałem jednak Vaianę o tym, że za moment samolot osiądzie na pasie lotniskowym. Nie chciałem, aby przestraszyła się kontaktu maszyny z ziemią.
Gdy maszyna przestała kołować po lotnisku i zatrzymała się w miejscu, z kabiny wyszedł pilot. Spojrzałem na niego i bez słowa podziękowałem mu za pomoc skinieniem głowy. Mężczyzna lekko mi się ukłonił. Miał do mnie szacunek, gdyż wiedział, kim byłem. Poza tym miałem sowicie wynagrodzić go za pomoc w porwaniu.
- Jesteśmy gotowi, kochanie. Możemy ruszać dalej.
Odpiąłem jej pasy bezpieczeństwa i wziąłem jej związane ciało na ręce. Vai natychmiastowo wtuliła twarz w zagłębienie mojej szyi. Czułem, jak się trzęsła. Była przerażona, a ja wcale jej się nie dziwiłem. To była moja pieprzona wina, że tak się czuła.
Kiedy wyszedłem z samolotu, od razu ujrzałem czarny wóz parkujący pod maszyną. Uśmiechnąłem się do jego właściciela.
- Witaj, przyjacielu.
Nook skinął do mnie głową. Uważnie spojrzał na Vaianę. Vai na pewno domyślała się, że to był Nook. Opowiedziałem jej o nim. Cóż, gość nie mówił wiele, ale był moim najlepszym kumplem i bezgranicznie mu ufałem.
Nook był trochę przerażającym facetem. Nie tylko, jeśli chodziło o sam wygląd, ale również o charakter.
Brunet był wysoki i bardzo silny. Miał ciało pokryte tatuażami. Jego włosy były wygolone po bokach, a na czubku głowy były dłuższe. Nook miał wiele kolczyków. Także w kutasie. Nie, żeby mi się tym chwalił. Nook po prostu lubił chodzić nago, nawet po moim domu. Teraz jednak, gdy miała zamieszkać w nim Vaiana, mój przyjaciel nie mógł dłużej paradować nago.
- To twoja kobieta.
To nie było pytanie, więc skinąłem głową.
- To właśnie moja Vaiana.
Nook wystawił do skutej Vai rękę. Wcisnął dłoń między jej skute nadgarstki i uścisnął jej rękę.
- Miło mi cię poznać. Przykro mi, że w takich okolicznościach.
Vai próbowała odpowiedzieć, ale było to dla niej trudne.
- M-mi też j-jest m-miło.
- Wchodźcie do samochodu. Zawiozę was na miejsce.
Nook otworzył dla nas drzwi. Wsadziłem Vaianę do środka, usadziwszy ją na tylnej kanapie. Pocałowałem ją w czubek głowy, zapinając jej pas. Zamknąłem uważnie drzwi, a następnie okrążyłem samochód. Otworzyłem drzwi znajdujące się po drugiej stronie i usiadłem obok Vai. Nasze uda się ze sobą stykały.
Mój przyjaciel usiadł za kierownicą i spojrzał na nas. Czułem na sobie jego oceniające spojrzenie. Nie podobało mu się to, co zrobiłem niewinnej kobiecie.
Nook był wtajemniczony w mój plan od samego początku. Widział, jak bardzo cierpiałem po tragicznej śmierci swojej rodziny i chciał mi pomóc. Był przy mnie, gdy miałem wrażenie, że jedynym możliwym wyjściem z tej sytuacji było samobójstwo.
Tylko dzięki niemu nie zdecydowałem się na ten ostateczny krok, po którym nie byłoby już nic. To on namówił mnie do tego, abym poszukał zemsty. Nook nie był złym ani mściwym człowiekiem. Miał okropne życie. Jako dzieciak był wykorzystywany seksualnie, co było dla niego traumatyczne aż do dziś. Jego chora psychicznie matka sprzedawała swojego syna mężczyznom i kobietom i pozwalała im robić z Nookiem wszystko, na co mieli ochotę. Nook został w to wplątany, gdy miał zaledwie osiem lat. Był wykorzystywany aż do piętnastego roku życia. W swoje piętnaste urodziny zebrał w sobie odwagę i zabił matkę, tym samym uwalniając się od niej.
Nook nie miał dziewczyny. Ani chłopaka. Obawiał się bliskich kontaktów z innymi ludźmi. Nie chciał zostać zraniony. Obawiał się także dotyku. Może z zewnątrz wyglądał więc na strasznego typa spod ciemnej gwiazdy, ale potwory nie rodziły się bez cierpienia. Nook nie zasłużył na to, co go spotkało, ale byłem szczęśliwy, że los postawił na mojej drodze życiowej tego mężczyznę. Byliśmy partnerami w kryminalnych sprawach i mogliśmy sobie ufać. Niewielu ludzi doceniało ten stan, gdy mieli przy sobie prawdziwego przyjaciela.
Mój przyjaciel z pewnością myślał, że nie wrócę do Włoch bez dokonania planu. Pewnie spodziewał się, że wrócę tutaj jako potrójny morderca. Zabójca Vai, jej siostry i jej brata.
Na początku taki właśnie był mój plan. Chciałem zamordować Vaianę i jej rodzeństwo po to, aby zemścić się na człowieku, który odebrał życie całej mojej rodzinie. Potem jednak, gdy zbliżyłem się do Vai i zrozumiałem, jak cudowna była, przepadłem dla niej.
Nie mogłem jej zabić, ale musiałem ją porwać. Choć miałem wrażenie, że i tak wcale nie ukarałem mężczyzny, który zniszczył mi życie. Prawie bez problemu zgodził się na to, abym porwał jej najmłodsze dziecko. Czułem, że moja sprawa z tym facetem nie była jeszcze zakończona, ale na razie nie chciałem o nim myśleć. W tej chwili moje myśli zaprzątała Vaiana.
Nook w końcu odpalił samochód i ruszył do domu. Przez długi czas był cicho. Na pewno miał do mnie wiele pytań, ale nie odważył się zadać ich przy Vaianie. Nie spodziewałem się więc, że gdy się odezwie, jego usta opuszczą następujące słowa.
- Opowiedz mi coś o sobie, Vaiano.
Moja dziewczyna zadrżała, usłyszawszy ostry głos Nooka.
- Ja... Ja nie wiem, czy...
- Możesz mu zaufać - powiedziałem łagodnie, głaszcząc ją po udzie. - Nook stanie się także twoim przyjacielem.
Spuściła głowę. Po jej policzku stoczyła się samotna łza. Kurwa, to tak bardzo bolało, że to ja byłem powodem jej cierpienia.
- Nie jestem ciekawą osobą - wyjaśniła, a ja przewróciłem oczami.
- Vai...
- Mam niską samoocenę i uważam, że jestem głupia.
- Vai!
- Mówię prawdę, Enzo - odpowiedziała. Nook na pewno nie spodziewał się właśnie takich słów. - Gdybym była mądra, poznałabym się na tobie. Zrozumiałabym, że tak naprawdę się mną bawisz i...
-Nie rób tego, kochanie. Nie mów takich rzeczy. To boli.
- Enzo ma rację - przyznał Nook, skręcając w prawo. Byliśmy coraz bliżej celu podróży. - Nie jestem wtajemniczony w to, co was łączy. Może nie powinienem się na ten temat wypowiadać, ale uwierz mi, Vaiano, że skoro Enzo cię tutaj porwał, to oznacza, że mu na tobie zależy. Chyba wiesz, jaki był jego początkowy plan dotyczący twojej rodziny, prawda?
Vaiana zapłakała cichutko, kiwając głową. Nook zerknął na nią w lusterku wstecznym.
- Rozumiesz więc, że nie jesteś dla niego zabawką. Enzo przeszedł piekło, Vianao. Nie umniejszam twojej historii, ale domyślam się, że jest ci ciężko. Nie bądź jednak zła na Enzo za to, że chciał poszukać sprawiedliwości. Rozumiem, że cierpisz i uważasz Enzo za kłamcę, ale coś ci powiem. Mój przyjaciel to jedyny facet na tym świecie, który jest do bólu szczery i zawsze ci pomoże, gdy będziesz tego potrzebować. Enzo jest mordercą, kryminalistą i pieprzonym głupkiem, ale kocham go jak brata, którego nigdy nie miałem. Otwórz więc swoje oczy i ujrzyj to, co masz przed sobą.
Vaiana przez chwilę milczała.
- Nie otworzę oczu. Mam na nich opaskę.
Nook parsknął śmiechem. Ja również się uśmiechnąłem. Wiedziałem, że Vai chciała zażartować i jej się to udało. Choć nie dało się ukryć, że nie było jej do śmiechu.
Trzymałem Vai za skute ręce przez resztę podróży. Nie płakała już, ale też nic nie mówiła. Nie oczekiwałem po niej tego, że będzie wygłaszać pieprzone monologi. Sądziłem jednak, że gwałtowniej zareaguje na porwanie. Owszem, na początku dała mi jasno do zrozumienia, jak bardzo się mnie bała i jak bardzo mnie nienawidziła, ale teraz była spokojna. Może jednak była to tylko cisza przed burzą.
W końcu dojechaliśmy na miejsce. Nook wjechał przez otwartą bramę na teren mojej największej posiadłości. Moja rodzina posiadała wiele terenów, jednak ten dom był moim ulubionym. Miałem do niego sentyment i lubiłem to, że był tak ogromny. Poza tym, znajdował się tutaj basen, a ja uwielbiałem pływać.
Lubiłem ten dom także dlatego, że znajdował się w głuszy. Nikt nigdy by mnie tutaj nie znalazł. Nikt oprócz Nooka, moich strażników i ludzi, którzy przywozili mi jedzenie i dbali o to, aby posiadłość była czysta i zadbana.
Na początku nie chciałem mieć strażników. Byłem pewien, że będzie denerwowało mnie to, iż nie mogłem być w domu sam. Jednak po tym, co stało się mojej rodzinie, zatrudniłem strażników, ale nie takich pierwszych z brzegu, tylko odpowiednio wyszkolonych. Teraz, gdy znajdowała się tutaj także Vai, miałem jeszcze więcej powodów, aby dbać o bezpieczeństwo.
Nook wysiadł z pojazdu. Dał mi znać, że pójdzie na bok, aby zapalić. Skinąłem do niego z wdzięcznością głową. Wiedziałem, że będę potrzebował chwili, aby pomówić z moją dziewczynką, zanim opuścimy samochód.
- Jesteśmy na miejscu, kochanie. Dojechaliśmy do mojego domu.
Vaiana zacisnęła dłonie w pięści. Cała drżała.
- Nic złego cię tutaj nie spotka. Chciałbym cię jednak poinformować o tym, że teren posiadłości patrolują strażnicy. Dzięki nim będziemy bezpieczni. Proszę cię także o to, abyś nie błagała ich o to, aby pomogli ci uciec. Nie zrobią tego.
- Nie poprosiłabym ich o to, Enzo. Jestem wobec ciebie lojalna.
- Vai, co...
- Może ty mnie zawiodłeś, ale ja nie chcę być taka sama, jak ty.
- Skarbie...
- Nie ucieknę. Nie spróbuję wrócić do domu, bo domyślam się, że znajduję się bardzo daleko od niego. Poza tym gdzie miałabym wrócić? Do ojca, który oddał mnie porywaczowi?
Jej głos niebezpiecznie zadrżał. Wiedziałem, że było jej cholernie smutno.
- Dobrze, aniołku. W takim razie rozkuję cię, rozwiążę i zdejmę ci opaskę z oczu. Pokażę ci dom, w którym od dziś oboje będziemy mieszkać. Mam nadzieję, że ci się tutaj spodoba. Mam też nadzieję, że jednak dasz mi szansę. Wierz mi lub nie, ale ja wciąż cię kocham, moja hawajska królowo. I nigdy nie przestanę.
Zgodnie z obietnicą, rozwiązałem Vaianie nogi, rozkułem jej ręce i zdjąłem opaskę z oczu. Dziewczyna zamrugała kilkukrotnie, po czym spojrzała na widok za oknem i jęknęła.
Gratulacje, Enzo Vacciarelli. Sam tego chciałeś, więc teraz wypij to piwo, którego sobie nawarzyłeś.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top