15

Vaiana

Milczałam, gdy Enzo trzymał mnie na kolanach. Mężczyzna przytulał mnie i drżał. Nie zwracałam uwagi na to, że co jakiś czas ścierał łzy z policzków. Nie wiedziałam, czy powinnam go pocieszać. Dawna Vaiana pewnie postąpiłaby właśnie w taki sposób, ale nie byłam już nią. Zmieniłam się i miałam wrażenie, że stałam się kimś, kim nigdy nie chciałam się stać.

Wpatrywałam się w okno samolotu, jednak za nim widziałam tylko mrok. Było ciemno, ponuro i mrocznie. Podobnie jak obecnie w moim sercu. 

Nie wiedziałam, co powinnam sobie myśleć i co powinnam czuć. Było mi przykro i miałam wrażenie, że ludzie, których kochałam, wcale nie kochali mnie. Ta świadomość naprawdę bolała. Przeżyłabym to, że Enzo się mną zabawił, gdyż znałam go tylko miesiąc, ale nie mogłam pojąć tego, co zrobił mój tata.

Czułam, że Enzo nie kłamał, jeśli chodziło o to, co zrobił mój ojciec. Nie mogłam jednak uwierzyć w to, że tata naprawdę był w stanie posunąć się do morderstwa włoskiej rodziny. Nie miałam pojęcia, kim tak naprawdę był człowiek, z którym mieszkałam w jednym domu od urodzenia. Byłam bowiem pewna, że jedyną pracą taty było to, że był informatykiem. On jednak najprawdopodobniej zajmował się także innymi rzeczami. Jedną z nich było zabijanie. Może nie robił tego bezpośrednio, jeśli jednak Enzo mówił prawdę, tata był w stanie posunąć się nawet do zabójstwa niewinnych dzieci. 

Na razie nie chciałam myśleć o tacie. Byłam na niego wściekła i czułam się oszukana, ale to nie on został porwany. Stało się to ze mną.

Zapłakanymi oczami wpatrywałam się w swoje związane nogi. Nie wiedziałam, czy naprawdę musiałam być związana. Wolałabym, aby Enzo pozwolił mi swobodnie chodzić po pokładzie, ale rozumiałam, dlaczego wolał mieć mnie unieruchomioną. Chciał mieć pewność, że nie zrobię nic głupiego. Choć i tak nie dałabym rady uciec z pędzącego z nadludzką prędkością samolotu. 

Bawiłam się palcami dłoni. Moje nadgarstki były skute za pomocą skórzanych kajdan. Były jednak solidniejsze niż zwyczajne kajdany służące do zabaw erotycznych. Dzięki nim czułam się jak prawdziwa niewolnica Enzo Vacciarellego. 

Nie miałam pojęcia, jak miało wyglądać teraz moje życie. Bałam się tego, co mogło tam się wydarzyć. Enzo był bardzo tajemniczy, a ja nie czułam się na siłach, aby go dopytywać. Miałam mętlik w głowie i czułam się tak, jakby ktoś sobie ze mnie zakpił. 

Bolało mnie to. Bolała mnie zdrada taty i fakt, że pozwolił Enzo mnie porwać. Bardziej jednak bolało mnie to, że chłopak, przed którym tak się otworzyłam, okrutnie się ze mną zabawił.

Wcisnęłam twarz w szyję Enzo i zapłakałam. Nie chciałam nieustannie płakać, ale to było silniejsze ode mnie. Miałam prawo rozpaczać. Zostałam porwana i upokorzona. Czułam się jak zabawka. Nie jak człowiek, który miał uczucia. 

Enzo milczał przez bardzo długi czas. Gdy powiedział mi wszystko, co miał mi do powiedzenia, zamilkł. To było dla niego zbyt wiele. 

Nie wiedziałam, czy Enzo mnie kochał. Zapewniał mnie, że tak było, ale nie byłam w stanie mu już wierzyć. To wszystko było dla mnie niejasne i po prostu straszne. 

- Chcesz mnie ukarać za to, co zrobił mój tata? 

Enzo odsunął się ode mnie nieznacznie. Spojrzał mi w oczy, obejmując dłonią tył mojej głowy. Wciąż siedziałam bokiem na jego kolanach. Pewnie powinnam uciec od niego w najdalszy kąt samolotu, ale z jakiegoś powodu jego obecność mnie koiła.

- Nie, kochanie. Nie zrobię tego.

- Nasze spotkanie nie było przypadkowe, racja? Na początku chciałeś zrobić mi krzywdę, aby pokazać mojemu tacie, że masz władzę?

Enzo zacisnął usta w wąską kreskę. Może miał mnie za idiotkę, ale domyśliłam się, jaka była prawda. 

- Przyznaję, że to był mój plan. Chciałem się do ciebie zbliżyć, Vai. Po to, aby wniknąć do waszego domu. Obiecałem sobie, że gdy nadejdzie odpowiedni moment, wówczas zemszczę się na twoim ojcu, robiąc krzywdę tobie, twojej siostrze i twojemu bratu. Uznałem, że tylko jeśli was zabiję, wówczas sprawiedliwości stanie się zadość.

Schowałam twarz w skutych dłoniach. Mimo, że przed chwilą byłam już spokojniejsza niż wcześniej, tak znowu zaczęłam drżeć.

- Szybko jednak zrozumiałem, że nie będę w stanie tego zrobić, królowo. Zakochałem się w tobie. Zakochałem się w twoim sercu, w twoim umyśle i w tym, jak mnie traktowałaś. Dzięki tobie poczułem się wartościowy i ważny. Sprawiłaś, że chłopiec, który od wczesnego dzieciństwa był szkolony na maszynę do zabijania, poczuł się kochany i potrzebny. Dałaś mi coś, czego nie dał mi nikt inny, Vai. Dlatego bym cię nie zabił. 

- Boże, Enzo...

- Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale daj mi szansę. Błagam cię, kochanie. 

- Czy wrócę kiedyś do domu, Enzo? 

Chwyciłam skutymi dłońmi jego twarz. Uwięziłam spojrzenie Enzo za pomocą swojego wzroku. Nie chciałam, aby zerwał ze mną kontakt wzrokowy. Zależało mi na tym, aby na mnie patrzył. 

Enzo znowu zacisnął usta. Pokręcił przecząco głową.

- E-enzo...

- Nie wrócisz do domu, skarbie. Nie pozwolę na to. Mimo, że cię kocham, to jestem sadystą i egoistą. Nie wrócisz do domu. Nie pozwolę na to.

- Enzo, nie rób mi tego!

- Naprawdę chcesz wrócić do mężczyzny, który mimo, że jest twoim ojcem, zdecydował się oddać cię w ręce mordercy?! - spytał chłopak, a jego słowa były jak noże wbite w moje biedne serce. - Chcesz wrócić do człowieka, który zabił moją rodzinę i pragnął zabić również mnie?! Kurwa, Vai! Rozumiem, że się mnie boisz i uważasz mnie za diabła w ludzkiej skórze, ale twój ojciec nie jest lepszy! Jest ode mnie gorszy! Ja zabijałem dlatego, że mnie do tego zmuszano! Twój tata jednak wcale nie musiał zabić mojej rodziny! Zrozumiałbym to, gdyby chciał zabić tylko mojego ojca, ale on zabił wszystkich! Wszystkich, Vai! Nawet moje niewinne siostrzyczki! Czy naprawdę chciałabyś do niego, kurwa, wrócić?!

Próbowałam zsunąć się z kolan Enzo, aby jeszcze bardziej go nie rozzłościć. On jednak nie był tylko rozzłoszczony, ale również roztrzęsiony i bliski szlochu.

- Enzo... 

- Nie chciałem tego, Vaiano! - krzyczał dalej, ściskając mnie delikatnie, ale stanowczo. Tak, aby nie zrobić mi krzywdy. - Przysięgam, że nie chciałem, aby tak wyszło! Gdyby moja rodzina dalej żyła, mieszkałbym wciąż we Włoszech i nigdy bym cię nie poznał! Kurwa!

Enzo sięgnął do kieszeni. Nie wiedziałam, co planował zrobić. Wystraszyłam się, ale szybko okazało się, że blondyn nie miał złego zamiaru. Postanowił rozkuć mi ręce. Już po chwili czarne kajdany opadły na podłogę samolotu. Chwilę później płaczący Enzo roztrzęsionymi dłońmi zdjął sznur z kostek moich nóg.

- Odejdź ode mnie, Vai. Boisz się mnie. Jestem potworem. Idź, proszę. 

Wstałam. To był mój pierwszy odruch. 

Odsunęłam się od Enzo na kilka kroków i na niego patrzyłam. Chłopak schował twarz w dłoniach i zgiął się w pół. Płakał okropnie. Nigdy wcześniej nie słyszałam, aby aż tak intensywnie szlochał. Miałam jednak wrażenie, że w tej chwili pozwolił sobie na wypuszczenie z siebie całego bólu, jaki w nim siedział.

Enzo był zranionym chłopakiem. Był również złym człowiekiem, lecz to nie była jego wina, że taki się stał. To nie on zawinił tym, że urodził się w mafijnej rodzinie. To nie była jego wina, że zabił niewinnego człowieka jako nastolatek. To nie była jego wina, że chciał zemścić się na moim ojcu. Gdyby ktoś zamordował z premedytacją i okrucieństwem całą moją rodzinę, również dążyłabym do zemsty.

Z trudem obserwowałam Enzo. Chciałam go przytulić, ale wiedziałam, że gdybym to zrobiła, okazałabym się słaba. Poza tym nie chciałam, aby sądził, że mu wybaczyłam. Zabawił się moimi uczuciami i choć na początku miał złe intencje, tak później to się zmieniło. Wiedziałam, że tak było. Jego uczucia i czyny mówiły same za siebie.

Powoli podeszłam do szlochającego Enzo. Niepewnie uklękłam na podłodze samolotu. Znalazłam się między lekko rozłożonymi nogami chłopaka. Chłopaka, który w moich oczach stał się brutalnym i silnym mężczyzną. 

Niepewnie położyłam dłoń na jego kolanie. Enzo spojrzał na mnie załzawionymi oczami. Coś się we mnie ściskało, gdy widziałam go w takim stanie. Może byłam na niego zła, ale nie życzyłam mu nieszczęścia. Może była to kwestia tego, że zostałam dobrze wychowana i dbałam o innych ludzi. Byłam bardzo wdzięczna mojej mamie za to, jaką kobietą się dzięki niej stałam. Byłam tylko ciekawa, czy mama wiedziała, kim tak naprawdę był jej mąż, a mój tata.

- Vai...

- Enzo.

- Kurwa, dlaczego życie tak mnie pokarało? - spytał, ściskając dwoma palcami nasadę nosa i wciąż płacząc. - Dlaczego nie mogłem urodzić się w zwyczajnej rodzinie? Wtedy na pewno byś mnie pokochała, kochanie.

- Enzo, posłuchaj...

Patrzyłam na to, jak Enzo sięga za pasek spodni. Mężczyzna wyciągnął stamtąd broń. Prawdziwy pistolet, który odbezpieczył. Bałam się, że Enzo oszalał i postanowił zrobić mi krzywdę, ale gdy blondyn odwrócił pistolet lufą skierowaną do siebie i przysunął broń do mnie, spojrzałam na niego skonsternowana.

- Proszę. 

Spojrzałam na broń, ale nie wzięłam jej do ręki.

- Czego chcesz, Enzo?

- Zabij mnie.

- Co?!

Zadrżałam. Moje gardło się zacisnęło, a serce biło tak szybko, że wydawało mi się to aż dziwne. 

- Zamorduj mnie. Dołączę wtedy do mojej rodziny, a ty będziesz wolna. Zrób jednak coś dla mnie. Nie, nie dla mnie. Zrób to dla siebie, słoneczko. Nie wracaj do swojego domu. Nic dobrego tam na ciebie nie czeka. I pomódl się czasem za mnie, dobrze?

- Kurwa mać, Enzo!

Wytrąciłam pistolet z jego dłoni. Pozwoliłam, aby broń spadła na podłogę i potoczyła się pod siedzenie. Gdy to się stało, wstałam i zamachnęłam się. Z całej siły spoliczkowałam Enzo. Na początku nie poczułam bólu, ale dotarło to do mnie chwilę później. Moja ręka niemal płonęła, a policzek Enzo robił się czerwony. Sprawiłam mu ból, ale miałam to gdzieś.

Enzo patrzył na mnie swoimi niebieskimi oczami tak, jakby nie rozumiał, co robiłam. Ja jednak jeszcze nie skończyłam. Wpadłam w szał i wzięłam do ręki sznur, który leżał na podłodze. Nie znałam się na robieniu więzów, ale zaczęłam wiązać ręce Enzo. Płakałam, a moje łzy spadały na chłopaka. 

Blondyn był niezwykle posłuszny. Pozwalał, abym wiązała jego ręce. Nie chciałam go skrzywdzić. To nie była moja intencja. Nigdy bym go nie zraniła, choć on mnie zniszczył. 

Kiedy skończyłam wiązać jego ręce, złapałam go za włosy. Nie zrobiłam tego jednak mocno, aby nie wyrwać mu tych blond kosmyków. Dopiero z bliska ujrzałam odrosty, które zaczęły pojawiać się na jego głowie. Potwierdzało to informację, którą podzielił się ze mną Enzo. Aby zmienić swój wygląd, przefarbował włosy i zrobił sobie tatuaże. 

Enzo patrzył na mnie tak jak tego dnia, gdy go zdominowałam. Wówczas obserwował mnie z podobnym uczuciem. Dominowało w nim zaufanie do mnie. Patrzył na mnie tak, jakby wierzył w to, że uda mi się go uratować. Choć nie byłam pewna, czy byłabym zdolna do uratowania samej siebie.

- Nigdy więcej nie dawaj mi do ręki pistoletu. Nigdy.

- Vaiano, ale...

- Teraz ja mówię - warknęłam na niego, czego kompletnie się po sobie nie spodziewałam. To Enzo mnie porwał, ale teraz to on siedział w fotelu związany i na mojej łasce. Na podłodze leżał pistolet, który był odbezpieczony, więc gdybym chciała, mogłabym pozbawić Enzo życia, ale nigdy bym sobie tego nie wybaczyła. Dlatego nawet o tym nie myślałam. - Jestem na ciebie wkurzona. Jestem bardzo zła, Enzo. Oddałam ci swoje serce. Może nie powiedziałam ci jeszcze, że cię kocham, ale myślę, że moje czyny wobec ciebie jasno dały ci do zrozumienia, co do ciebie poczułam. Przykro mi, że spotkało cię w życiu takie nieszczęście. Jesteś zranionym facetem, ale nie wiem, czy dałabym radę ci pomóc. Jeśli myślisz, że to, co się stało w ciągu ostatniego miesiące, nie odciśnie na mnie piętna, to się mylisz. To mnie zmieni na zawsze. 

Enzo skinął posłusznie głową. Nic nie mówił. Nie dałam mu w końcu na to pozwolenia. 

- Nie wiem, co będzie dalej - wyszeptałam łamiącym się głosem, luzując uścisk dłoni na jego włosach. - Nie mam pojęcia, gdzie mnie zabierasz ani co ze mną tam zrobisz, ale masz rację. Nie powinnam wracać do domu. Nie chcę tam wracać. 

Otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale szybko je zamknął.

- Jestem taka głupia. Kurwa, Enzo. Ja cię związałam.

- Zasłużyłem na to, skarbie. Zasłużyłem na o wiele więcej.

- Dlaczego dalej ciebie chcę? - spytałam, choć nie byłam pewna, czy to pytanie było skierowane do Enzo czy do mnie samej. - Dlaczego cię pragnę, Enzo? Co jest ze mną nie tak?

Osunęłam się na kolana. Uklękłam na podłodze samolotu. Enzo położył związane ręce na mojej głowie i zaczął głaskać mnie po włosach.

- To nie z tobą jest coś nie tak, moja hawajska królowo. To ja jestem spierdolony. 

Nie miałam siły na rozmowę z nim. Poczułam za to potrzebę, aby zrobić coś, czego nie sądziłam, że zrobię.

Wstałam i pobiegłam do toalety. Znalazłszy się tam, rzuciłam się na kolana i zaczęłam wymiotować. 




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top