13
Vaiana
Enzo jechał szybko, ale ostrożnie. Brał mocne zakręty, jednak na szczęście nie powodowało to, że obijałam się o siedzenia. Siedząc na podłodze, związana, zakneblowana i z zawiązanymi oczami nie czułam się bezpiecznie. Byłam zła, przerażona i miałam złamane serce.
Mój chłopak, którego chyba już nie mogłam dłużej nazywać swoim chłopakiem, milczał. Nic do mnie nie mówił i nie wiedziałam, czy powinnam się z tego cieszyć czy może powinno mnie to niepokoić.
Było mi bardzo zimno, ale czułam, że działo się tak z powodu szoku. To, co stało się w domu Enzo, który chyba nie był jego prawdziwym domem, było dla mnie traumatycznym przeżyciem. Przyszłam tam, aby dowiedzieć się prawdy o moim chłopaku, i jakby na to nie patrzeć, poznałam część prawdy. Był to jednak dopiero tylko początek prawdy, jaką skrywał w sobie Enzo Vacciarelli.
- Niedługo dojedziemy na prywatne i strzeżone lotnisko.
Jęknęłam przez knebel. Enzo westchnął ciężko, a ja doznałam głębokiego szoku. Wiedziałam, że mnie porywał, ale nie miałam pojęcia, gdzie chciał mnie wywieźć. Nie wpadłam jednak na to, że zamierzał uprowadzić mnie gdzieś za pomocą samolotu!
Panikowałam. Zaczęłam jęczeć przez knebel, więc Enzo mówił dalej.
- Obiecuję, że się tobą zaopiekuję, moja Vaiano. Wiem, że nawaliłem. Niczego teraz nie rozumiesz, ale przysięgam, że pewnego dnia wszystko ci wytłumaczę. Masz moje słowo, że się tobą zajmę i będziesz bezpieczna. Choć nie wiem, czy moje słowo jeszcze coś dla ciebie znaczy.
Blondyn westchnął ciężko. Płakałam i piszczałam, błagając go tym sposobem o to, aby się nade mną zlitował. Enzo jednak nie chciał mnie słuchać. Miał swój plan. Miał go od początku, a ja byłam na tyle głupia, aby uwierzyć mu w to, że się we mnie zakochał.
Teraz, gdy minął już miesiąc od czasu, gdy zostaliśmy parą, dotarło do mnie, jak wiele sygnałów przegapiłam. Sygnałów, które były oczywiste, ale jako zakochana idiotka je zignorowałam.
Myślałam, że mój związek z Enzo przypominał bajkę. Na początku naprawdę wyglądało mi to na miłosną historię niczym z produkcji Disneya. Poznaliśmy się w parku, gdzie spiesząc się na uczelnię, wylałam na niego kawę. Enzo jednak wcale się na mnie nie zezłościł. Chciał spędzić ze mną dzień i tak to się zaczęło. Szybko wprosił się do mojego domu i czuł się tam jak u siebie. Nawet nie zauważyłam tego, jak szybko mnie w sobie rozkochał. Przynosił mi kwiaty i zachowywał się jak najlepszy chłopak pod słońcem. Chyba każda dziewczyna pozazdrościłaby mi takiego cudownego partnera, dzięki któremu czułam się jak księżniczka.
Nie, jak królowa.
Byłam głupia, że pomyślałam, iż ktoś taki jak Enzo Vacciarelli mógłby się we mnie zakochać. Przepadłam jednak dla niego kompletnie i mimo, że widziałam niepokojące sygnały bijące od Enzo, to starałam się spychać je na boczny tor. Walczyłam o niego i o swój związek z nim. Zależało mi na tym mężczyźnie. Modliłam się o to, aby nam się udało i byłam pewna, że w przyszłości zostanę jego żoną i będziemy mieć dzieci.
Nie rozumiałam nic. Nie wiedziałam, dlaczego Enzo postanowił zrobić to, co zrobił. Nie rozumiałam, dlaczego skradł moje serce tylko po to, aby się nim zabawić.
To była jednak tylko moja wina. Powinnam wiedzieć, kiedy należało powiedzieć dosyć. Wystarczyło, że odeszłabym od niego dzisiaj. Wtedy, gdy zobaczyłam, jak grozi obcemu mężczyźnie tym, że skrzywdzi jego ukochaną, która była w ciąży.
Enzo Vacciarelli nie był człowiekiem, za którego go miałam. Nie był dobry, troskliwy, czuły, kochający i delikatny. Był za to przestępcą. Może jeszcze nie wiedziałam, jakie grzechy miał na sumieniu, ale jednego byłam pewna. Enzo był człowiekiem, którego należało się bać i od którego należało trzymać się daleko. Niestety nie posłuchałam głosu rozsądku, tylko posłuchałam swojego serca. Serca, które mnie zawiodło.
- Jesteśmy na miejscu, kochanie.
Mężczyzna zatrzymał samochód. Wysiadł z wozu i otworzył jedne z tylnych drzwi. Wziął mnie na ręce, a ja momentalnie zaczęłam się szarpać. Byłam zmarznięta, przerażona i związana, ale i tak z nim walczyłam.
- Skarbie, to nic nie da. I tak zabiorę cię ze sobą. Proszę, daj spokój.
Krzyknęłam przez knebel. Nagle poczułam, jak Enzo mnie gdzieś wnosi. Domyślałam się, że szedł po schodkach do samolotu.
Czy na lotnisku naprawdę nikogo nie było? Nie było tu ani jednego pracownika, który zobaczyłby, że coś było nie tak i by mi pomógł? Czy może Enzo po prostu przekupił wszystkich swoim ogromnym majątkiem po to, aby siedzieli cicho, gdy działa mi się krzywda?
- Już jesteśmy w samolocie, słoneczko. Zaraz zdejmę ci opaskę i knebel, ale na razie cię nie rozwiążę.
Enzo posadził mnie na skórzanym fotelu. Zgodnie z obietnicą, zdjął mi najpierw knebel, a potem opaskę. Musiałam zamrugać kilka razy, aby dostosować wzrok do sztucznego światła panującego we wnętrzu maszyny.
Okazało się, że znajdowaliśmy się w prywatnym samolocie, który albo należał do Enzo, albo został przez niego wynajęty. W środku było luksusowo i naprawdę pięknie. Gdyby Enzo zabrał mnie na randkę do takiego samolotu, byłabym pod wrażeniem. To jednak nie była randka. To było porwanie.
- Enzo, błagam!
Zsunęłam się z fotela i nieudolnie padłam przed chłopakiem na kolana. Ręce miałam skute za plecami, a nogi związane w kostkach. Nie mogłam zrobić więc wiele.
Klęczałam, patrząc w górę, w oczy mojego chłopaka. Płakałam tak mocno, że aż dusiłam się własnymi łzami. Było mi potwornie zimno i czułam, że nawet moje sutki stanęły. To był jednak szok. Moje ciało reagowało w ten sam sposób, gdy zmarła moja mama.
- Enzo, błagam cię! - powtórzyłam, przybliżając się do niego na kolanach. Nie dbałam o to, że się poniżałam. Miałam swój cel i było nim wydostanie się stąd i powrót do domu. - Proszę, nie porywaj mnie! Nie rób mi krzywdy, Enzo! Jeśli zrobiłam coś złego, bardzo cię przepraszam! Proszę cię z całego serca, nie rób tego! To niewłaściwe! Nie powinieneś mnie porywać!
- Vaiano...
- Możesz sobie na mnie poużywać! - zaproponowałam i choć było to bezpośrednie nawoływanie do gwałtu, to byłam zdesperowana. Nie myślałam logicznie i byłam przerażona. - Oddam ci się, Enzo! Będziesz mógł zrobić ze mną wszystko, co zechcesz! Jestem dziewicą! Oddam ci swoje ciało!
Blondyn ukucnął przede mną. Objął dłonią mój policzek i zmarszczył brwi, spoglądając na mnie ze smutkiem.
- Skarbeńku, nigdy więcej nie proponuj mi czegoś takiego. Nie jestem pierdolonym gwałcicielem.
- Enzo, ale...
- Nie produkuj się, kochanie - poprosił, naciskając lekko kciukiem na moją dolną wargę. - Nie proś o coś, co i tak się nie wydarzy. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie teraz. Jesteś w szoku i nie przyjęłabyś tych informacji tak, jakbym chciał, żebyś je przyjęła.
- Enzo, błagam!
- Posadzę cię na fotelu. Tylko bądź grzeczna. Nie chciałbym cię karać, Vai.
- Karać?!
Moje oczy zrobiły się wielkie. Oddech przyspieszył. Byłam wystraszona jak nigdy w życiu.
- Na pewno pojawiła się w twojej głowie wizja tortur, aniołku - rzekł i miał rację. - Nie o to jednak mi chodzi. Moja kara na pewno polegałaby na tym, że dałbym ci klapsy albo obdarowałbym cię tyloma orgazmami, że błagałabyś mnie o koniec. Możesz sobie myśleć o mnie, co chcesz, kochanie. Możesz mnie nawet nienawidzić. Nigdy jednak nie zrobiłbym ci krzywdy, dziecinko. Mimo, że to, co się między nami wydarzyło, ma głębsze podłoże, to nigdy bym cię nie skrzywdził. Możesz uważać, że już cię nie kocham albo nigdy cię nie kochałem, ale to gówno prawda. Kocham tylko ciebie, skarbie. Tylko ciebie mam.
Wypowiedziawszy te słowa, Enzo podniósł mnie i posadził z powrotem w fotelu. Mężczyzna rozkuł mi ręce, jednak szybko i sprawnie skuł je z przodu mojego ciała, aby było mi wygodniej w czasie podróży.
Czyli w czasie porwania.
Enzo przypiął mnie pasem do siedzenia, a sam usiadł w fotelu znajdującym się na przeciwko mnie. Również zapiął sobie pas, po czym wyciągnął z kieszeni spodni urządzenie wyglądające na krótkofalówkę. Włączył je i wypowiedział jakieś słowa po włosku. Po chwili z urządzenia usłyszałam dobiegający męski i obcy głos.
- Skontaktowałem się z pilotem. Zamknie drzwi i zaraz polecimy.
Z kabiny rzeczywiście wyszedł pilot. Krzyczałam, aby mi pomógł, ale on mnie nie słuchał. Zamknął drzwi prywatnego odrzutowca i wszedł z powrotem do swojej kabiny pilota.
Spuściłam wzrok na swoje skute dłonie i zapłakałam.
Obraz zamazywał mi się przed oczami. Wiedziałam, że nie istniała żadna siła, która pomogłaby mi uciec z kołującej po pasie startowym maszyny. Byłam na przegranej pozycji. Zostałam ukarana, choć nie zrobiłam nic złego. Może jednak wystarczyło to, że oddałam swoje serce nieodpowiedniemu mężczyźnie. Może ta kara była za to.
Enzo pochylił się lekko w moją stronę, gdy samolot wzbijał się w powietrze. Chłopak złapał moje dłonie i trzymał je mocno. Ja jednak nie zwracałam uwagi na to, że lecieliśmy. Nie bałam się latać. Bałam się tego, co miało się wydarzyć.
- To będzie długi lot, kochanie. Jeśli będziesz głodna albo będzie chciało ci się pić, powiedz mi o tym. Na pokładzie jest prowiant. Mam tutaj także łazienkę. Jest nawet prysznic. Na tyłach znajduje się niewielka kabina z łóżkiem. Jeśli miałabyś ochotę się tam przespać, nic nie stoi na przeszkodzie.
- D-dlaczego zachowujesz się tak, j-jakby nic się nie stało?
Nie podobało mi się to, że się jąkałam. Było to upokarzające i pokazywało, jak słaba byłam. Nie mogłam jednak nad tym zapanować, a czułam rozpaczliwą potrzebę, aby rozmawiać z Enzo. Chyba czułam się tak dlatego, że chciałam maksymalnie zniwelować stres.
- Kochanie...
- Jak mogłeś mi to zrobić? - spytałam, dławiąc się łzami. - Jak mogłeś, Enzo? Sprawiało ci przyjemność to, jak się mną bawiłeś?
- Nie bawiłem się tobą. Kocham cię, Vaiano.
- Gdybyś mnie kochał, nie porwałbyś mnie!
Spojrzałam w jego oczy. Po chwili rozległ się sygnał o tym, że można było rozpiąć pasy. Oznaczało to, że maszyna wzniosła się na wysokość przelotową. Enzo jednak nie miał zamiaru rozpiąć moich pasów. Był to kolejny dodatek do tego, abym poczuła się bardziej zniewolona.
Enzo spojrzał na mnie z bólem w niebieskich oczach. On nie miał jednak prawa czuć obecnie bólu. To ja cierpiałam.
- Nie masz pojęcia, kim jestem.
- Właśnie! Nic o tobie nie wiem! Czy wszystko, co mi mówiłeś, było kłamstwem?!
Enzo skrzywił się tak, jakbym go zraniła. Nie rozumiałam, dlaczego zachowywał się tak, jakby miał prawo czuć smutek.
- Nie, Vaiano. Nie wszystko było kłamstwem.
- Enzo, co ty ze mną zrobiłeś?
Schowałam twarz w skutych dłoniach i płakałam. Było mi okropnie źle. Czułam się tak, jakby ktoś mnie przeżuł, połknął i wypluł. Nie mogłam uwierzyć w to, że dostałam tak okrutną karę tylko za to, że się zakochałam.
Moje życie nie było idealne. Nie było bajką, ale każdy człowiek zasługiwał na miłość. Olivia kogoś miała. Moja siostra miała męża. Mój brat za to umawiał się z wieloma kobietami i także szukał szczęścia. Czy to oznaczało, że ja nie mogłam się zakochać? Czy ciążyła nade mną jakaś klątwa? Czym sobie na to wszystko zasłużyłam?
Enzo przesiadł się na fotel znajdujący się po mojej lewej stronie. Mężczyzna położył dłoń na moim udzie. Nie miałam w sobie tyle siły, aby ją odepchnąć.
- Kocham cię, Vaiano. Kurwa, tak bardzo cię kocham.
- To było zaplanowane, prawda? Nie zakochałeś się we mnie wtedy, w parku? Nie poszedłeś ze mną na randkę dlatego, że tego chciałeś? To było zaplanowane?
Jego cisza mówiła sama za siebie.
To bolało. Bolało tak bardzo, że nie mogłam tego opisać żadnymi słowami. Było mi wstyd za to, jak naiwna byłam. Mogłam się domyślić, że ktoś tak przystojny i szarmancki jak Enzo nie zakochałby się w takiej zwyczajnej studentce jak ja, która na dodatek nie była bogata. Pochodziliśmy z różnych światów, jednak dogadywaliśmy się.
- Gdzie mnie zabierasz, Enzo?
Nie spojrzałam na niego. Nie byłam w stanie tego zrobić.
- Nie powiem ci tego na razie, kochanie. Ze względów bezpieczeństwa.
Prychnęłam pod nosem.
- Myślisz, że od ciebie ucieknę?
- Vai...
- Co ze mną zrobisz? Tam, gdzie mnie porwiesz?
Słowo "porwanie" ledwo przechodziło mi przez usta. Dotychczas kojarzyło mi się tylko z filmami i książkami. Nigdy bym nie przypuszczała, że ktoś tak nic nieznaczący jak ja zostanie porwany.
- Będziesz mnie tam gwałcił? Sprzedasz mnie komuś? Może mnie zabijesz i sprzedasz moje narządy?
- Kurwa mać! Jak możesz tak myśleć, dziewczyno?!
Enzo się podniósł. Stanął przede mną. Wyglądał na wytrąconego z równowagi i wściekłego.
Patrzyłam na to, jak blondyn zaciska dłonie w pięści. Jego twarz wykrzywiona była w furii. Enzo krzyczał, a ja bałam się go coraz bardziej. Miałam wrażenie, że człowiek, który stał przede mną, był mi całkowicie obcy.
- Chcesz poznać prawdę?! Dobrze, zaraz ci ją, kurwa, opowiem! Mam w dupie to, że chciałem poczekać, aby tak cię nie stresować już na samym początku! Wiedz jednak, że mimo wszystkiego, co zaraz ci powiem, kurewsko mocno cię kocham, moja hawajska królowo! Jesteś dla mnie wszystkim! Kurwa, wszystkim!
- Enzo...
- Przygotuj się na moją historię. Historię, która zniszczy twoje spojrzenie na mnie.
Byłam pewna, że już miałam zniszczone spojrzenie na Enzo. Nie powiedziałam tego jednak na głos. Bałam się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top